7 - Demonic Spike
Jimin pov.
-Nic mi nie będzie, na zamku jestem bezpieczny. – Uwolniłem swoją rękę i ruszyłem w stronę swojej komnaty.
W połowie drogi jednak żałowałem, że nie zgodziłem się, by Jungkook mnie odprowadził. Chciałem poniekąd pokazać mu, że nie jestem ofermą. Chociaż on i tak pewnie zdaje sobie sprawę z tego, że do tych, którzy nie potrzebują jakiejkolwiek pomocy nie należę.
Czułem lekki niepokój, jakąś dziwną energię, której nie znam... Nie wiem czym jest spowodowana, ale mam na...
-Aaaaa!
Z za jednej z kolumn wyskoczył wielki czarny stwór, nie miałem nawet, jak uciec, bo nie czekał ani sekundy, by się na mnie rzucić...
-Przecież mówiłem, że nie chcę, byś chodził sam. – Otworzyłem oczy, które przed chwilą zacisnąłem ze strachu.
Przede mną stał lekko zdyszany Jungkook z umazanym fioletową mazią mieczem. Miał spokojny wyraz twarzy, ale w jego oczach czaił się pewnego rodzaju błysk, którego niestety nie byłem w stanie odczytać.
-Nic ci nie zrobił? – Zapytał wycierając miecz i chowając do pochwy.
-Jungkook... - Wpadłem w jego ramiona. Chłopak chyba lekko się zawahał, by jednak po krótkiej chwili schować mnie całego, mocno przyciągając do twardego, lecz bezpiecznego torsu.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że ufam Jungkookowi, jak nikomu innemu i nic już tego nie zmieni, bo więź zacieśnia się z każdym dniem coraz bardziej.
-Książę, Kapitanie! Nic wam się nie stało?! – Z za zakrętu wybiegli strażnicy, którzy zostali zapewne poinformowani przez magicznego posłańca. To taki rodzaj alarmu na zamku. Szkoda, że te stworzonka nie potrafią wyczuwać zagrożenia...
-Kapitanie... Jakim cudem zdołał wejść przez chronione mury zamku? – Zapytał jeden z ludzi Jungkooka.
-Nie wiem, ale zbierz wszystkich i zbadajcie tę sprawę.
-Dobrze. Książę myślę, że powinniśmy cię odprowadzić do komnaty.
-Książę, Suga i Hoseok cię odprowadzą. – Powiedział Jungkook, którego mimo tego, że już nie przytulałem, bo nie chce mieć świadków dotyczących naszej prywatnej relacji to nadal trzymałem się bardzo blisko. Tylko przy nim teraz czuje się bezpieczny.
-Nie. Chce być to ty Kapitanie mnie odprowadził. – Popatrzyłem mu w oczy, starając się przekazać niemą prośbę, której nie mogłem, jako przyszły władca wypowiedzieć na głos. Takie głupie zasady monarchy.
-...Jak Książę sobie życzy, ale myślę, że po takim ataku trzeba pilnować komnaty całą noc i... Wewnątrz niej też...
-Ufam kapitanie twoim decyzjom i jeśli tak mówisz, to jestem skłonny na to przystać pod warunkiem, że będziesz Kapitanie osobiście sprawował nade mną pieczę. A teraz chodźmy już, bo czuje się naprawdę nieswojo i jestem zmęczony. – Jeon pokiwał głową na znak zgody wymieniając spojrzenia ze swoimi najbliższymi współpracownikami, po czym zaczęliśmy kroczyć w stronę mojej komnaty.
Gdy doszliśmy do mojego pokoju Jungkook uparł się, że wejdzie pierwszy, a ja mam się za nim trzymać w razie niebezpieczeństwa. Lubiłem, gdy był taki profesjonalny, ale gdyby nie waga sytuacji na pewno bym mu jakoś podokuczał, by przestał być taki sztywny. Niestety jestem zbyt przestraszony na takie zaczepki. Dwa ataki w ciągu tak krótkiego czasu dają jednak o sobie znać.
-Wszystko czyste. Weź kąpiel i do łóżka.
-Powiedziałeś, że będziesz mnie pilnował. – No skoro się zadeklarował to teraz nie ma odwrotu.
-Przecież pilnuje cały czas. – Stwierdził, chyba jednak nie rozumiejąc mojego przekazu.
-Ale powiedziałeś, że wszędzie, więc pozwól, że wejdę do wanny i zapraszam cię do mojej łazienki.
-... - Zaśmiałem się z jego miny i puszczając mu oczko wszedłem do łazienki w celu rozebrania się i wskoczenia do mojej królewskiej wanny.
-Jungkook! – Zawołałem siedząc już w wannie po brzegi wypełnionej wodą.
-Tak?! – Jego głos był stłumiony przez masywne drzwi mojej dużej łazieniki.
-Możesz wejść.
-Skoro nalegasz... - Drzwi pomieszczenia się otworzyły, a w nich staną mój jedyny obiekt zainteresowań.
-Usiądź sobie. - Wskazałem mu legowisko, znajdujące się niedaleko wanny, w której siedziałem. – Jungkook oblizał usta skanując widok, jaki mu zaserwowałem i usiadł ostatecznie na wskazanym miejscu.
-Zrobiłeś się bardzo odważny książę...
-Skoro sam nie potrafię się obronić, to muszę nadrabiać odwagą w innych sprawach. – Odpowiedziałem natychmiast opierając swoją łydkę o brzeg wanny, tak by z wody wystawała prawie cała moja zgrabna noga i oczywiście tak, by Jungkook miał idealny widok na moje wdzięki.
-Wszystkim tak pokazujesz swoją... Odwagę? – Zapytał z lekką nutą... Niezadowolenia? Nie wiem, ale na pewno pomyślał o czymś nieprzyjemnym.
-A jak ci powiem, że tylko tobie...? – Postanowiłem wyłożyć nieco karty na stół, bo ten osiłek bywa naprawdę ślepy na moje subtelne sygnały, które od jakiegoś czasu staram się mu wysyłać.
-To ja ci powiem, że wszyscy inni mieliby pecha. – Uśmiechnąłem się zadziornie i patrząc Jungkookowi prosto w oczy zacząłem sunąć palcem od kolana, aż po krocze, które było schowane pod wodą. Widziałem, jak Jungkook zaciska pięści oblizując usta. Mogłem sobie tylko pogratulować, chociaż bardzo chciałbym zaprosić go do tej wanny to jednak najpierw Jeon musi pokazać mi swoją zwierzęcą naturę.
-Może chciałbyś do mnie do...
-Myślę, że już dosyć kompania. Wychodź i do łóżka. – Odpowiedział twardo, podnosząc się z miejsca. Zaskoczyło mnie jego postępowanie, ale w sumie nie wiedziałem skąd tyle we mnie odwag? Gdy sobie to uświadomiłem moje policzki zalała czerwień, o której nawet wcześniej nie pomyślałem.
-W takim razie odwróć się Jungkook.
-Miałem spoglądać na ciebie cały czas, więc teraz nie zmieniaj zdania. – Nagle mój wstyd wyparował, dlatego bez żadnego skrępowania podniosłem się, stając tyłem do Jungkooka, który teraz zapewne pożerał moje nagie pośladki, jak i całe ciało pożądliwym wzrokiem.
-Nie ruszaj się. – Usłyszałem niski, seksowny głos tuż przy uchu.
Poczułem, jak Jeon zaciska jedną z dłoni na moim boku, a drugą...
-Ała! – Pisnąłem obracając głowę w jego kierunku.
Jungkook trzymał w dłoni jakiś kolec, przypominający raczej krótką, złamaną igłę.
-To wyjaśnia twoje zachowanie. Wiedziałem, że coś jest nie tak. – Wszystko wróciło do normy, kiedy czarnowłosy wyciągnął to coś z mojego ciała. Twarz w tym momencie przypominała dorodnego pomidora, ręce zaczęły się pocić, mimo tego, że stoję w wannie z chłodną już wodą. Było mi strasznie wstyd, bo doskonale pamiętam, co powiedziałem i zrobiłem kilka chwil temu. A to wszystko przez jakiś głupi kolec tego potwora.
-Jungkook... Proszę nie patrz na mnie... - Wyszeptałem nawet na niego nie zerkając. – Poczułem, jak na moje ramiona zostaje nasunięty szlafrok.
-Nie masz się czego wstydzić, ale... Wolałbym żebyś rozbierał się przede mną świadomie... - Drugą część swojej wypowiedzi szepną mi na ucho, przez co na całym ciele poczułem to niesamowite mrowienie.
-Aaa! – Pisnąłem, kiedy chłopak wziął mnie na ręce, wyciągając w ten sposób z wanny. Tm razem nie był to pisk z bólu, lecz z zaskoczenia.
Chłopak położył mnie na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą.
-Dobranoc Jiminnie. – Szepnął, odgarniając blond kosmki, które wpadły mi do oczu. – Już chciał odejść, ale byłem zbyt przerażony, by mu na to pozwolić. Wszystko nagle na mnie spłynęło. Dwa ataki, oparzenie i jeszcze ten nieszczęsny kolec, to dla mnie za dużo podczas zaledwie kilku dni.
-Jungkook... Nie chce zostać sam... - Chłopak popatrzył na nasze splecione dłonie, a następnie w oczy, które wyrażały w tym momencie chyba cały strach, jaki się we mnie skumulował.
-Posuń się. – Powiedział, na co po moim sercu rozlało się niesamowite ciepło.
Przesunąłem się, robiąc tym samym Jungkookowi miejsce, by mógł się koło mnie położyć.
-Dlaczego się rozbierasz!? – Zapytałem nieco przerażony.
-Uspokój się. Gorąco mi. – Powiedział wzruszając ramionami i rzucił swoją koszulkę oraz spodnie na fotel.
Położył się koło mnie, a ja w sumie nie wiedziałem, jak mu powiedzieć, że jest mi trochę zimno i... Prawda jest taka, że od pierwszego ataku nie sypiam za dobrze. Liczę na to, że w jedynych ramionach, które zapewniają mi sto procent bezpieczeństwa w końcu się wyśpię.
-Jungkook, bo wiesz... - Nie zdążyłem dokończyć, bo Jungkook przyciągnął mnie do siebie tak, że dosłownie schowałem się cały w jego ramionach. Nie wiem, skąd wiedział, co chce powiedzieć, ale nie będę teraz wnikał, bo jest mi zbyt dobrze w tym momencie.
-Dobranoc Jungkookie... Dziękuję.
-Śpij blondynko. – Odpowiedział jeszcze, mocniej więżąc mnie w swoich silnych i bezpiecznych ramionach.
A ja nie miałem nic przeciwko.
********************
Podobało się? ♥
Wiem, że rozdział miał być w piątek, ale niestety nie mogłam go dodać, aż do dzisiaj. Mam nadzieję, że mi wybaczycie to małe spóźnienie♥
Miłego♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top