4 - Strange Phenomena And a Disinterested Resident


Jimin pov.

-Dobrze, więc podejdź do mnie. – Wstyd mi przyznać, ale Jungkook trochę mnie onieśmielał swoją bezpośredniością i samym wyglądem, bo był dobrych kilka razy większy ode mnie i przy okazji... Jest jedynym mężczyzną, który mnie interesuje. Przyznaję.

-Co teraz? – Zapytałem, stając jakieś trzy metry od większego.

-Bliżej.

-Po co ma...

-Ja tutaj rządzę, więc rób co mówię.

-Pfff. – Mimo wszystko ton, jakim wypowiedział te słowa zadziałał na mnie tak, że wypełniłem jego polecenie. Ja, wielki książę Królestwa Jasności, słucham się tego irytującego osiłka. Tego jeszcze nie było...

-Co teraz? – Jungkook przewrócił oczami i złapał mnie za rękę przyciągając do siebie, przez co wpadłem na jego twardy, jak skała tors.

-Ej! Co ty sobie wyo... O... – To, co poczułem, kiedy nasze ciała się zetknęły, było dziesięciokrotnie silniejsze, niż wcześniejsze zetknięcie naszych dłoni. Teraz miałem ochotę jęknąć, bo siła doznania wręcz mnie otumaniła.

Wewnętrznie szalałem.

-Ja czuje się tak samo, wiem, że właśnie mentalnie doznajesz spełnienia. Nie jesteś w tym sam... - Jungkook szeptał koło mojego ucha, a pode mną ugięły się kolana.

Jeon złapał mnie delikatnie i ułożył na materacu obok, by odsunąć się już na bezpieczną odległość.

-Dobrze, więc zacznijmy lekcję... Wszystko w porządku?

-Nie wiem, co ze mną robisz, ale to nie jest normalne. – Leżałem wygodnie i starałem się odszukać w pamięci choćby jakąś wzmiankę, w książkach, które przeczytałem, ale niestety nic sobie nie przypomniałem.

-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Wstań teraz.- Nogi miałem trochę, jak z waty, ale udało mi się wstać.

-Jesteś w stanie użyć teraz swojej mocy, w jakikolwiek sposób?

-Spróbuje. – Odpowiedziałem, skupiając się na stole, na którym, jak wszędzie czekały na mnie przekąski, najczęściej w postaci owoców.

Zamknąłem oczy i zrobiłem to tak, jak zawsze próbowałem, gdy nikt nie widział.

-...To może być trudniejsze niż myślałem. – Usłyszałem nieco zrezygnowany głos Jungkooka, a gdy otworzyłem oczy, by zobaczyć efekt, aż zamarłem. Miałem na myśli zamrożenie jednego owocu, no może góra kilku, ale... Nie połowy komnaty!

-I co teraz? – Zapytałem, w sumie nie wiedząc, czy chce to usłyszeć.

-To. – Powiedział, a jego oczy zabłysły, jakby miał w nich światło księżycowe i te pół sali, które zamroziłem nagle stanęło w płomieniach, by po sekundzie zniknąć wraz z moim lodem i...

-...Kim ty jesteś? – Wszystko wyglądało, jakby nikt tego nawet nie tknął, było dosłownie tak, jak tutaj przyszedłem. To nie jest normalne...

-Też nauczę cię nad tym panować, ale na dzisiaj koniec. Mam nadzieję, że dla swojego i mojego dobra zachowasz to w tajemnicy. – Powiedział i wyszedł z sali, a ja nadal stałem tam, jak głupiec z otwartymi ustami.

Gdy tylko drwi się zamknęły podbiegłem do stołu z owocami, chcąc sprawdzić, czy to jest w ogóle możliwe.

Moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej, orientując się, że te pół sali, włącznie z owocami jest w nienaruszonym stanie.

Czy to możliwe, by ktoś nie posiadający czystej krwi miał taką moc? Czy to w ogóle możliwe, by zwykły mieszkaniec krain miał jakąkolwiek moc?

Odpowiedź jest tylko jedna i na pewno nie jest ona twierdząca...

Jungkook pov.

Nie wiem, czy dobrze zrobiłem poniekąd odkrywając wszystkie karty przed Jiminem, ale wierzę, że razem możemy naprawdę wiele się nauczyć, a to jak nasze ciała reagują na siebie jest po prostu magicznie... Ale nie tylko magicznie, bo w mojej typowo człowieczej części dzieje się to samo. Zwyczajnie, ludzko i przyziemnie Jimin jest dla mnie niesamowitym obiektem. Mądry, piękny, z nieziemskim ciałem. Zadziorny, a przy tym czuje, że jego czyste serce, jest tak niewinne i dobre... I do tego dochodzi ta moc, równająca się mojej.

Pełnia już niedługo, a ja nie wiem, jak się opanuje, kiedy on będzie w pobliżu. Obawiam się, że tym razem nasze wewnętrzne moce nie będą w stanie powstrzymać tak intensywnej rządzy w tę specjalną noc... Bo do szaleństwa już w tym momencie jej nie potrzebuje.

Do wieczora mam jeszcze trochę czasu. Jadąc przez miasto do zamku miałem wrażenie, że przez moment wyczułem bardzo znajomą mi energie, więc korzystając z tego, że Jimin ma teraz lekcje z dworskim uczonym niejakim RM przejadę się tam, by to sprawdzić.

Poszedłem do stajni po konia, który został dla mnie sprowadzony. Tak się składa, że mam dobre znajomości i moi słudzy podmienili tamtego kona, którego miałem dostać, na mojego stałego, z którym się praktycznie nie rozstaje.

-Jungkook? – Już miałem wychodzić, kiedy w stajni zjawił się Hoseok, mój słu... Przyjaciel.

-Co tutaj robisz, coś się stało? – Zapytałem chcąc wiedzieć, co robi lekko śmierdzącej stajni.

-Nie... A właściwie tak. Mój koń chyba jest chory, ale nie mam pojęcia, jak mu pomóc, gdybym tylko znał mowę zwierząt... Niestety w tym królestwie nie ma takich osób, zresztą jest ich tylko garstka we wszystkich krainach... Nie chce go tracić, bo to dobry koń. – Chłopak wyglądał na zmartwionego, co nie napawało mnie zadowoleniem, bo kto, jak kto, ale Hoseok i zły humor to nie jest dobra mieszanka.
-Jak wrócę z miasta, to postaram się jakoś pomóc. Na razie opiekuj się nim dobrze. – Hoseok skiną głową, chyba z przyzwyczajenia, a ja ruszyłem pędem.

Jeśli moje podejrzenia się spełnią, to rumak Hoseoka przeżyje.

Czułem to coraz mocniej. Znajoma energia doprowadziła mnie, aż do sadu. Zsiadłem z konia, przywiązując go do jednego z drzew i ruszyłem magicznym szlakiem, który co chwilę zmieniał kierunek. Moja wewnętrzna magia jest zachwiana przez Jimina...

Znalazłem

Chłopak o twarzy dziecka, zrywał dojrzałe jabłka z drzewa. Uśmiech błądził na jego ustach, aż do momentu, w którym się odezwałem.

-Co robisz tak daleko od domu? – Jasnowłosy wzdrygnął się i ze strachem w oczach na mnie popatrzył.

-J...Ja je... Jestem w domu. – No mistrzem kłamania to ty nie jesteś...

-Wyczuwam twoją energię, nie musisz kłamać. Nic ci nie zrobię.

-Proszę nie mów nikomu. – Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

-Nie powiem, ale mam warunek.

-Jaki? Zrobię wszystko. – Chyba naprawdę mu zależy na mieszkaniu tutaj.

-Moja magia podpowiada mi, że masz dar... Więc chcę byś pomógł uzdrowić konia mojego przyjaciela. Nie wiemy, co mu jest.

-Więc chodźmy, gdzie jest ten koń?

-Wsiadaj na swojego. Jedziemy na zamek. – Oczy jasnowłosego zaświeciły się, jakbym co najmniej obwieścił mu, że pochodzi z rodziny królewskiej. Chociaż muszę przyznać, że szanuje go za dar, który w sobie nosi. Tak jestem nauczony, by osoby, które są wyjątkowe i dobrze to wykorzystują zostały nagrodzone. Tak będzie też i tym razem, gdy koń wyzdrowieje.

Wjechałem do stajni, a tuż za mną jasnowłosy. Właśnie, wypadałoby zapytać, tak robią chyba zwykli, uprzejmi ludzie.

-Jak masz na imię sadowniku?

-Taehyung, a ty?

-Jungkook, a... To jest mój przyjaciel Hoseok i jego koń. – Chłopak zsiadłszy z konia obrócił się w stronę Hoseoka i...

-Może zaczniecie ratować tego konia, zamiast bezmyślnie się na siebie patrzeć?

******************

Mam nadzieję, że się podobało ♥

Jutro pojawi się też nowy rozdział Sudden Love♥

Miłego♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top