18 - Return, Truth And Fear
Jungkook pov.
-Tutaj odpoczniemy. Konie są zmęczone. – Powiedziałem, zatrzymując się i zsiadając ze swojego czarnego konia.
To miejsce nie jest przypadkowe. Kiedyś zginął tutaj mój pradziadek, walcząc z haniebnym rodem, który prowadził tylko do wojen, nie chcąc i nie pozwalając wszystkim krainom zaznać spokoju. Mój pradziad oddał życie za spokój wszystkich krain, więc składam pokłon na tej ziemi w jego hołdzie.
-Jesteś bardzo szlachetny. – Dobrze mi znany głos odezwał się za moimi plecami. Podniosłem się z klęku i odwróciłem do blondyna, któremu pewnie któryś z moich przyjaciół wytłumaczył moje zachowanie.
-Staram się być godzien swojego nazwiska, a uwierz to nie jest taka prosta sprawa.
-Myślę, że bardzo dobrze ci idzie i twoja rodzina jest z ciebie dumna Jungkookie. – Wyciągnąłem do młodszego rękę, którą pochwycił.
Zacząłem iść z nim przez trawę, aż do miejsca, gdzie nasi towarzysze nie mogli nas dobrze widzieć. Odwróciłem się do Jimina i przyciągnąłem go do siebie, od razu łącząc nasze usta i wkradając się od razu do jego buzi językiem.
-Chciałem to zrobić przez całą drogę. – Szepnąłem w usta Jimina, gładząc jego pulchny policzek po długim pocałunku.
-Jungkoook wszystko już będzie dobrze, prawda? – Zapytał, wtulając się we mnie, a ja niestety nie mogłem odpowiedzieć twierdząco, więc tylko objąłem go przyciągając bliżej.
-Wracajmy skarbie. – Powiedziałem, posyłając uśmiech Jiminowi, który na moje słowa się zaczerwienił, a właściwie na jedno...
-Dobrze. – Odpowiedział. Złapałem ponownie rękę Jimina, splatając nasze palce i ruszyliśmy przez łąkę w drogę powrotną.
Gdy wróciliśmy konie kończyły już swój posiłek. My jedliśmy na poprzednim, więc teraz nikt jeszcze nie był głodny. Kolację zjemy już na zamku Królestwa Jasności.
-Koniec prze...
-Aaaaaaaaaa! – Wszyscy zwrócili wzrok w stronę Taehyunga, który upadł na kolana z nieobecnym wzrokiem.
-Taehyung! – Krzyknął Hoseok, który zaraz podbiegł do chłopaka.
-Chaos był na początku i będzie teraz. Wróg się zbliża. Książęce dzieci strzeżcie się nawzajem i ufajcie najbliższym, a uda wam się dzięki temu przetrwać na wieki razem. – Taehyung wyrecytował nie swoim głosem i został złapany zaraz po przez Hoseoka, któremu jego bezwładne ciało wpadło w ramiona.
Jimin stał zaszokowany, zmartwiony i jednocześnie zamyślony... Nie wiem, czy to coś zmieni, ale... Nie, jeszcze nie teraz, to nie jest dobry czas.
-Taehyung dobrze się czujesz? Dasz radę jechać dalej? – Zapytałem, widząc, że chłopak po kilku łykach wody wracał do siebie.
-Ja... Tak dobrze, ale jestem bardzo słaby. – Odpowiedział, wstając z pomocą Hoseoka z ziemi.
-Hoseok? – Zadałem kolejne pytanie, tym razem kierując je do mojego przyjaciela.
-Oczywiście. – Odpowiedział, pomagając wsiąść Taehyungowi na swojego konia, zaraz sam wskakując i trzymając w ten sposób Taehyunga.
Ruszyliśmy w drogę, której zostało nam stosunkowo niewiele. Suga przekazał mi w którymś momencie wszystkie wieści z mojego domu, który odwiedził którejś nocy. Niedługo będę musiał tam wrócić, bo moi rodzice nie są zadowoleni z tego, co robię, ale mimo to szanują moją decyzję.
Dojeżdżaliśmy już do zamku. Przez większość drogi rozmawiałem z Jiminem na przeróżne tematy. Chłopak miał naprawdę dużą wiedzę i sam nauczył mnie kilku rzeczy, zresztą z wzajemnością. Lubiłem osoby, z którymi mogłem rozmawiać godzinami, a tematy nigdy się nie kończyły. I tak właśnie miałem z Jiminem, który z dnia na dzień wydaje mi się być wręcz idealny.
Jimin pov.
Kiedy wjechaliśmy na dziedziniec zamku, wcześniej przejeżdżając przez miasteczko wszyscy wydawali się być uradowani tym, że już wróciłem.
Mój koń dumnie się prężył, będąc na równi z tym Jungkooka. Nie wiem dlaczego, skoro należy on do wyższego statusu, niż Iltishi. Możliwe, że po prostu wyczuwa jak bardzo Jungkook, czyli właściciel jest szlachetny i traktuje go, jak równego sobie. Powody mogą być różne, ale to dosyć niespotykany fakt, ale konie same w sobie we wszystkich krainach są uważane za bardzo skomplikowane i dumne zwierzęta... A nie oszukujmy się, jaki właściciel, taki koń.
-Książę. – Zwrócił się do mnie Jungkook, podając mi rękę, bym mógł bezpiecznie zsiąść z konia.
-Dziękuję kapitanie. – Odpowiedziałem, uśmiechając się najpiękniej, jak tylko potrafiłem.
Uwielbiałem te iskierki pomiędzy nami. Już nawet nie musieliśmy się dotykać, by je czuć. Kiedy Jungkook był przy mnie czułem się szczęśliwy i zapominałem o tym kim jestem i jak powinienem żyć. Prawda jest taka, że od zawsze naginam te wszystkie zasady. Teraz na przykład oddaje się z wielką chęcią chłopakowi, którego... Kocham, ale dopóki się nie zrzeknę korony to nie będę mógł go poślubić... Przede mną wiele ciężkich decyzji do podjęcia, ale wierzę w to, że uda mi się wybrać mądrze i nikogo przy tym nie skrzywdzę, bo tego bym nie chciał najbardziej.
-Książę, królowa chce się z tobą natychmiast zobaczyć. – Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi wejściowych od razu posłaniec przekazał mi informację.
-Coś się stało? – Zapytałem, bo byłem zmęczony po podróży i wolałbym porozmawiać z matką jutro.
-Nie wiem książę, ale to chyba pilne.
-No dobrze. –Zgodziłem się, wewnętrznie wzdychając, bo marzyłem teraz tylko o kąpieli i ciepłym łóżku... No i Jungkooku w nim razem ze mną.
Jungkook słyszał moją rozmowę z posłańcem i bezdźwięcznie powiedział mi, że na mnie poczeka, na co się wewnętrznie ucieszyłem.
Wszedłem do komnaty tronowej. Matka lubiła tutaj przesiadywać, ze względu na piękno tego wielkiego pomieszczenia.
-Matko. – Ukłoniłem się do niej delikatnie. Uśmiechnęła się na mój widok i podniosła ze swojego tronu.
-Synku wróciłeś. – Powiedziała, podchodząc do mnie i przytulając delikatnie, co odwzajemniłem.
-Tak, cieszę się, że znów mogę być w domu. – Odparłem, odsuwając się.
-Jiminnie... Musimy porozmawiać. – Poważny ton matki nigdy nie wróżył nic dobrego.
-O czym mamo? – Zapytałem, w sumie sam nie wiedząc, czy chce wiedzieć o co chodzi.
-Wiesz, że pochodzę z rodu, który jest silnie związany z naturą? – No tak, czy ona zawsze musi mówić zagadkami?
-Oczywiście, że wiem, jesteś moją matką. – Nie wiem do czego to zmierza.
-Jimin drzewa mi powiedziały, że uczucie księcia zostało zatwierdzone w pewnym zagajniku. - ...O żesz...
-Nie wiem, o czym mówisz mamo. – Stwierdziłem, ale moje ciało oblał zimny pot. Jako książę nie powinienem oddawać się nie swojemu mężowi i to jeszcze w takim miejscu, jak las!
-Kochanie to nic złego, obdarzyć kogoś tak silnym uczuciem. Jesteś młody i takie zachowania są normalce, lecz proszę cię pamiętaj, kim jesteś i jakie zadanie musisz spełnić. Nie sądzę, że twój wybranek, tak zaskoczyłeś mnie tym, bo zawsze myślałam, że mimo wszystko znajdziesz sobie jakąś uroczą księżniczkę, a tym czasem wybrałeś mężczyznę... Nie wiem, kim jest ten młodzieniec, ale jako twoja matka akceptuje twój wybór, ale... Jako królowa nie zezwalam na to, byś wchodził w głębsze relacje z kimś, kto nie jest ci przeznaczony.
-Doskonale wiem, kim jestem i kim jest mój wybranek i nie jest to młodzieńczy wybryk. Moje serce już do kogoś należy, a ja nic nie mogę na to poradzić. Może mój wybranek nie jest z rodu królewskiego, ale jest równie uczony, dobry, szlachetny i pełen odwzajemnionych uczuć względem mnie. – No dobra może nie powiedział mi tego wprost, ale na prawdę to czuje i widzę, jak zachowuje się w stosunku do mnie, jak na mnie patrzy, dotyka, całuje i... Kocha. Chciałbym mu to powiedzieć i jeśli nadarzy się okazja to to zrobię.
-Jimin powiem ojcu. – To jakaś teatralna komedia?
-A co ty nagle stałaś się taka zainteresowana moim życiem? Nigdy cię zbytnio nie interesowało, co robię i gdzie jestem. Może i mnie kochasz i faktycznie traktujesz, jak syna, ale mam ci wiele do zarzucenia. Nie odbierzesz mi szczęścia ,,jako królowa". Jesteś taka sama, jak ojciec, który tylko gada o przedłużeniu rodu oraz objęciu przeze mnie tronu. Mam was dosyć i...
-Aaaaaaaaaaa! – Pisnąłem, bo nagle wielkie okno w sali rozbiło się z hukiem, a przez nie wleciał ogromny demon, który bez chwili zawahania skierował się prosto na mnie...
*****************
Tak, jak obiecałam jest w sobotę.♥
Mam nadzieję, że się podobało♥
Miłego♥
Do niespodzianki pozostał tydzień♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top