14 - Last forgiveness?


Jimin pov.

-Nie dotykaj mnie! Jak możesz mnie zdradzać! – Nie panowałem nad swoim głosem, wykrzykując swoje myśli Jeonowi prosto w twarz.

-Posłuchaj mnie. Nie zdradzam cię Jiminnie. – Próbował się tłumaczyć, ale ja nie zamierzałem teraz słuchać.

-A przed chwilą z tymi... - Jungkook przerwał mi, całując mnie w usta.

Chociaż marzyłem o tym od samego rana, nie byłem teraz w stanie czerpać z tego przyjemności, dlatego odepchnąłem chłopaka od siebie.

-Nie będziesz mnie całował po tych dziwkach. – Powiedziałem, patrząc mu z żalem i obrzydzeniem wymalowanym na twarzy w oczy. Pierwszy raz w życiu pod wpływem emocji wypowiedziałem tak obraźliwe słowo na głos.

-... Nie panuje nad tym... Pełnia działa na mnie dzisiaj jeszcze w taki sposób, bo to w tej krainie się urodziłem... Jimin... Ja musiałem...

-To dlaczego nie przyjdziesz do mnie?! – Zapytałem, czując, jak wściekłość zaczyna przejmować nade mną kontrolę.

-...

-Kretyn. – Powiedziałem, spuszczając trochę z tonu. Nie musiałem zachowywać się teraz jak książę, bo... Bo nie i tyle.

-Jimin...

-Dla ciebie książę w tym momencie. – Nie zamierzam mu teraz popuścić, choćby miał błagać na kolanach o przebaczenie. To, że nie zachowuje się, jak zazwyczaj nie znaczy, że on ma mnie traktować inaczej.

-Skończ pieprzyć i odpowiedz na moje pytanie. – co on sobie wyobraża?!

-Czego ty chcesz? – Zapytałem, naprawdę nie wiedząc, na co on chce znać odpowiedź, skoro nie zadał mi żadnego pytania.

-Czego ja chce? Ciebie do cholery... Myślisz, że nie zauważyłem, że przychodzisz do mnie, kiedy ci źle, albo potrzebujesz mojej pomocy? Traktujesz mnie, jak odskocznie... Nasz seks i rozmowy tak samo. W końcu kim ja jestem dla księcia... Bo w nocy do mnie przychodzisz, a w dzień odpychasz. Nie wiem, co mam wtedy myśleć. Robisz mi wodę z mózgu, bo w jednej sekundzie prosisz o więcej, chociaż wiesz, że nasza relacja jest o wiele głębsza, niż samo zaspokajanie się nawzajem... A w drugiej każesz mi mówić do sobie formalnie i zachowujesz się, jakbyś nigdy nawet palcem mnie nie tknął, a co dopiero kochać się ze mną całą noc...

-I dlatego przyszedłeś do domu publicznego? – Przerwałem mu, doskonale sobie zdając sprawę, że to może tak wyglądać, ale nie jest... Jestem tego pewny.

-Ta energia, którą ode mnie wyczuwasz... Czasami nie mogę nad tym zapanować, a właściwie mam wielkie problemy od kiedy poznałem ciebie, ale dzisiaj... To jakiś moment kulminacyjny, przysięgam, że nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło.

-To znaczy, że ty też masz ten czas, kiedy najlepiej nie wychodziłbyś z łóżka i chciał kochać się godzinami?

-Mniej więcej i właśnie w tej krainie, przy ciągłej twojej obecności... Nie chciałem zrobić ci krzywdy... Dzisiaj dzięki temu wszystkiemu jest gorzej, niż wczoraj...

-Wiem, ja też to czuje i dlatego... Chciałem dzisiaj do ciebie przyjść, ale zobaczyłem, jak odjeżdżasz i pojechałem za tobą... Jungkook nie spodziewałem się, że chciałeś przyjść do kogoś obcego, zaspokoić swoje potrzeby.

-Nie chciałem. Zakryłem im oczy, związałem i... Kazałem w liście znaleźć kogoś z blond włosami... Jiminnie przysięgam, że chciałem się wyładować i rzucić im nędzne grosze, które za to żądają. Przynajmniej to była jedyna myśl w mojej głowie, bo księżyc mną zawładną... Nie... Nie mogłem się oprzeć, kiedy tylko zobaczyłem go w pełnej okazałości na dziedzińcu.

-Blond włosy?- Zapytałem, pomijając drugą część jego wypowiedzi, bo jeszcze dostałby drugi raz.

-...Takie, jak twoje, przynajmniej złudnie, bo twój odcień jest niepowtarzalny.

-Nie mam do ciebie siły Jungkook. – Powiedziałem, opierając się o jego klatkę piersiową i schowałem twarz i szyi Jeona.

-Przepraszam, przepraszam, przepraszam... I dziękuję... - Powtarzał, obejmując mnie ramionami i mocno przytulając. – Jungkook odsunął się ode mnie i klęknął, spuszczając głowę...

On...

On właśnie się przede mną ukorzył...

Tego nie robi się właściwie nigdy z własnej woli. To wręcz obraza dla wojownika, ale Jungkook... Tak po prostu to zrobił, a ja nie mogłem tego zignorować, choćby nie wiem co.

-Nie musisz tego robić. Przecież nie możesz zapanować nad mocą Księżyca... I za co mi dziękujesz? – Usiadłem na ziemi, koło Jeona, bo czułem się źle z tym, że klęczał przede mną. Nie jest moim poddanym, sługą, czy kimkolwiek innym... Jest mi bliską osobą i nic tego nie zmieni.

-Przy tobie mi się udało... Wczorajszej nocy miałem nad sobą kontrolę, ale dzisiaj za mało spędziliśmy ze sobą czasu... A dziękuję za to, że... Uratowałeś mnie, mój honor, dobre imię, moje zasady, których skrupulatnie trzymałem się całe życie, a przede wszystkim pozwoliłeś mi zachować szacunek do moich rodziców, który wpajali mi to, co najlepsze od dziecka do głowy. Nie potrafiłbym im spojrzeć w oczy, gdybym zrobił coś tak obrzydliwego... Nie potrafiłbym wybaczyć sam sobie... I ty też byś mi nie wybaczył. – Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie słyszałem i widziałem. Jungkook obnażył przede mną swoją najbardziej skrywaną twarz. Wspaniały wojownik, zawsze pewny siebie, silny i nie ukazujący innym sowich uczuć, właśnie pozbył się tego wszystkiego, ukazując mi siebie w całości i chyba dlatego moje serce nie potrafiło być dla niego zimne. Nie potrafiło zignorować tej szczerości...

-Było mi przykro, że odrzuciłeś moje zaproszenie na kolacje i... Chciałem ci wytłumaczyć to nieporozumienie podczas podróży... Jungkook ja wcale nie chce zapomnieć. To była najcudowniejsza noc w moim życiu i jakbym miał okazję to powtarzałbym ją codziennie, ale tylko z tobą. – Ja również postanowiłem powiedzieć to, co chodziło mi po głowie od dłuższego czasu.

-Jimin myślę, że moje serce należy do ciebie już od jakiegoś czasu... - Jungkook uniósł swój wzrok i przybliżył się do mnie. Wyszeptał po chwili też słowa do ucha, całując mnie po chwili w głowę. Moje serce niebezpiecznie przyśpieszyło, jednocześnie dając mi znak, że choćby nie wiadomo co, to i tak ono już zawsze będzie tylko jego i nikt oraz nic tego nie zmieni...

-To dobrze, bo nie mógłbym ci oddawać swojego, kiedy nie mógłbym mieć twojego. – Nie zamierzałem go więcej zwodzić, chce, żeby wiedział, że już udało mu się zabrać część mnie, której czuję, że już nie odzyskam.

-Ładnie powiedziane skarbie. – Jungkook uśmiechnął się niemal niewidocznie i pomógł mi wstać z ziemi.

-Ja jestem ładny. – Odpowiedziałem, czym wywołałem cichy śmiech wyższego. Chciałem jakoś rozładować napięcie. Większy przytulił mnie delikatnie, jakby nie będąc pewnym, czy przypadkiem go nie odepchnę.

-Ty jesteś najładniejszy, najśliczniejszy i najsłodszy we wszystkich krainach, jakie istnieją. – Od razu odpowiedział, za pewnie chcąc odpokutować swoje winy, chociaż nie spowodowane z własnej, nieprzymuszonej woli.

-Wojownik romantykiem? – Zapytałem, odsuwając się trochę tak, by móc widzieć przystojną twarz Jungkooka.

-Ale tylko dla ciebie, a teraz... - Czarnowłosy zaczął się do mnie przysuwać, by złożyć na moich ustach pocałunek, ale niech nie myśli, że kilkoma słodkimi słówkami załatwi sprawę gniewu, który się we mnie obudził.

-Nie pocałuje cię teraz Jungkookie, bo nadal jestem na ciebie zły. – Powiedziałem, zatrzymując go w ten sposób od dalszego działania.

-Nie? To ja pocałuję ciebie. – Jak powiedział, tak zrobił. Większy zaczął składać buziaki na całej mojej twarzy, kończąc na ustach. – Zaczerwieniłem się na jego śmiały gest.

-Taki uroczy. – Stwierdził, a ja mogłem wyczytać wiele emocji kłębiących się w jego czarnych oczach.

-Wracajmy już, bo jestem naprawdę zmęczony. Chce byś spał dzisiaj ze mną.

-Jak sobie księżniczka życzy. – Głupek... Ale mimo wszystko kochany.

-Ja ciebie naprawdę kiedyś wtrącę do lochu. – Przewróciłem teatralnie oczami, wypowiadając te słowa.

-Jeżeli będziesz tam ze mną to nie ma problemu. – Odpowiedział, a ja naprawdę nie chciałem być bardziej czerwony... Chyba mi nie wyszło.

-Jesteś niepoprawny.

-Dla ciebie... - Złapałem buzie Jeona w swoje ręce i złożyłem krótki pocałunek na jego ustach.

-Ciii nic już nie mów, po prostu jedźmy. Ale nie myśl sobie, że z tobą skończyłem. Będziesz mi się spowiadał na kolanach i wymasujesz mi stopy w ramach zadość uczynienia. – Powiedziałem, po oderwaniu się od niego i z pomocą zadowolonego Jeona wsiadłem na mojego konia.

-Zrobię wszystko... Naprawdę wszystko. – Poważny ton Jungkooka i szczere oczy, w których odbijały się gwiazdy, kazały mi wręcz uwierzyć w szczerość tych słów.

Wracaliśmy dosyć szybkim tempem. Jungkook doskonale orientował się w tej okolicy, co tylko ułatwiało sprawę. Szybko przebrnęliśmy przez opustoszałe miasteczko, bo o tej godzinie to nawet osoby z tej pijalni alkoholu spały gdzie popadnie.

Wjechaliśmy na leśną ścieżkę. Trzymałem się blisko Jungkooka, bo chłopak ogniem oświecał drogę. Naprawdę niesamowicie to wyglądało, kiedy nawet nie zareagował, jak ogień przeszedł na jego rękę nie parząc go.

-Jungkook! – Natychmiast się zatrzymałem. Chłopak spadł z konia i wydał z siebie odgłos cierpienia.

-Aaa! – Upadłem na ziemię, kiedy Kook uformował wokół nas ognisty okrąg. Nie wiedziałem co się dzieje.

-To demon. Jimin schowaj się za mną. – Natychmiast posłuchałem się większego.

-Jungkook krwawisz. – Powiedziałem, lekko panikując, ale zebrałem się w sobie i szybko ucisnąłem ranę na ramieniu chłopaka. Coś tam kojarzę, kiedy królewscy medycy kogoś opatrywali.

-Tyyy! – Krzyknąłem, nie ze strachu, ale z gniewu, gdy zobaczyłem to paskudztwo próbujące się przedostać przez z sekundy na sekundę słabnący krąg, zapewniający nam ochronę. To mogło oznaczać tylko jedno...

Jungkook słabnie.

-Jungkookie proszę, nie zostawiaj mnie. – Łzy ściekały po moich policzkach, a dłoń, którą nie uciskałem rany, przeniosłem na jego policzek.

-Przepraszam. – Nie słyszałem, co powiedział, bo był już tak słaby. Wyczytałem jednak to jedno słowo, które było teraz cholernie niepotrzebne.

-Jungkookie... Już ci wybaczyłem, nie zostawiaj mnie... Proszę. – Nachyliłem się, krótko i chaotycznie całując go w usta.

-Musisz się uratować skarbie. Wiem, że potrafisz... Uwierz w siebie i go zabij. – Jungkook zaczął ciężko oddychać, ale nawet na sekundę nie przerwał kontaktu wzrokowego, który wyrażał naprawdę wiele emocji.

-Ale... - Jungkookie ma rację. Muszę nas uratować, zawalczyć, a nie poddawać się już na starcie. W końcu muszę uratować osobę, bez której nie wyobrażam sobie życia...

Skumulowałem wszystkie swoje siły i z okrzykiem rozpaczy i chęci mordu tego demona uwolniłem swoją moc, która drzemała we mnie od dawna...


**************

Tak, jak obiecałam rozdział nieco szybciej♥

Podobało się? Liczę na to, że jednak tak.♥

Miłego♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top