13 - Misunderstandings Lead Nowhere


Jimin pov.

Opuściliśmy zamek kilka godzin temu. Chciało mi się już naprawdę spa, więc starałem się zająć czymś myśli. Pożegnaliśmy też naszą eskortą już dłuższy czas temu, dlatego nadal musiałem być czujny. Starałem się trzymać blisko Jungkooka, mimo tego, że jechałem pośród najlepszych wojowników i Taehyunga, o którego obecność nie pytałem, ponieważ doskonale wyczuwałem od niego tą samą moc, co od pozostałych. W sumie jeśli dłużej bym się nad tym zastanowił to Tae rzeczywiście nie urodził się w moim królestwie. Jego energia jest bardziej zbliżona do Jungkooka, ale o wiele słabsza, co za tym idzie mniej wyczuwalna.

Oczywiście mogłem się mylić, ale... Sam nie wiem. Intuicja robi swoje, mimo tego, że nie jestem kobietą, to jednak ja ją odgrywam, a właściwie odgrywałem całą noc, przez którą teraz nie mam już siły...

-Wszystko w porządku? – Kiedy zostawiliśmy trochę w tyle resztę z Jungkookiem, chłopak zadał mi pytanie.

-Tak, ale... Jestem już trochę zmęczony... - Doskonale wiem o tym, że się zarumieniłem, dlatego odwróciłem głowę w drugą stronę, udając, że podziwiam krajobraz.

-Myślałem, że w krainie należącej do Królestwa Ciemności będzie bardziej...

-Mroczno?

-Tak. Zaskoczyło mnie to po prostu. Ładnie tutaj, choć inaczej niż w mojej własnej.

-Mieszkasz na równinie, za to tutaj niedaleko już są góry.

-Wiem to z lekcji, ale nigdy ich nie widziałem.

-Będziesz miał okazję, bo będziemy przebywać u ich podnóży... Jimin?

-Tak? – Zapytałem i pierwszy raz dzisiaj spojrzałem na Jungkooka.

-Dobrze się czujesz? Wiesz o co mi chodzi...

-Daje radę, ale nie rozmawiajmy o tym teraz.

-Chcesz zapomnieć, rozumiem. – Natychmiast odpowiedział, przybierając nieco poważniejszy ton.

-C-Co? – Niestety nie mogłem zaprzeczyć, bo Jungkook przyśpieszył, w ten sposób oddalając się ode mnie.

Czy on musi być taki narwany? Typowy facet, zdecydowanie za dużo testosteronu u niego ehhh...

Resztę drogi spędziłem raczej w ciszy, robiąc sobie od niej przerwy na zamienienie kilku słów z Taehyungiem, który co chwilę był zagadywany przez Hoseoka. Chłopak zdecydowanie jest zbyt oczywisty w swoich działaniach. Yoongi trzymał się raczej Jeona. Wygląda na to, że jest on kimś w rodzaju prawej ręki dla czarnowłosego.

Niedługo potem wjechaliśmy w las i według mojej orientacji, chyba w jego samym środku ukryta pomiędzy zielonymi drzewami i gęstwiną ukazała się nam dosyć duża polana ze wzniesieniem, na którym stał mały zamek porośnięty różnego rodzaju roślinnością. Naprawdę uroczy widok.

Wjechaliśmy na dziedziniec. Wszystkie moje rzeczy i zapasy już tutaj były, bo zobaczyłem wóz z mojego królestwa.

-Książę. – Moje rozglądanie się przerwał głos Yoongiego, który podszedł, by pomóc mi zsiąść z konia.

-Gdzie Ju... Kapitan? – Zapytałem, starając się ukryć trochę moje zdziwienie, ale też nutkę rozczarowania, ponieważ coś czuję, że Jungkook nie tak szybko da mi wytłumaczyć moje słowa, które źle odebrał.

-Poszedł powiadomić, że już jesteśmy. – Pokiwałem głową, lekko zawiedziony... No dobrze, bardzo zawiedziony i zsiadłem z konia samodzielnie, posyłając uprzejmy uśmiech chłopakowi, który doskonale zdaje sobie zapewne sprawę, że obcuje z końmi od dziecka i doskonale sobie z nimi radzę. Jungkook jednak nie musi o tym wiedzieć...

*

Zaprosiłem wszystkich moich towarzyszy, by zjedli wspólnie ze mną kolację, a w szczególności chciałem usiąść blisko Jungkooka. Kazałem nawet zarezerwować dla niego miejsce obok mnie, ale... Jungkook nie przyszedł. Nie pojawił się nawet w zasięgu mojego wzroku od przyjazdu... Jest bardzo dumny, uparty i narwany. Nie wiem, czy to dobrze, ale muszę z nim koniecznie porozmawiać.

Poza tym, jak on tak mógł... Z premedytacją odrzucił moje zaproszenie. Jak mi powiedziano ,,pojechał na zwiad". Równie dobrze mógł pojechać ktoś inny, bo raczej kapitan gwardii nie musi robić takich rzeczy.

Wracałem właśnie zawiedziony po posiłku. Było już ciemno, a przez okna widziałem po drodze cały dziedziniec, na który padało ciepłe światło z pochodni.

Jestem zły, zawiedziony, smutny i...

-Jungkook? – Zapytałem sam siebie, widząc postać idącą szybkim krokiem do stajni, w której...

Czy on gdzieś się wybiera? Teraz? Przecież był już na ,,zwiadzie"...

O nie, tak nie będzie.

Odwróciłem się na pięcie i zerwałem do biegu w stronę stajni. Będąc już prawie na miejscu, zauważyłem jak Jeon odjeżdża na swoim czarnym koniu. Czym prędzej wziąłem swojego i pędem za nim ruszyłem.

Koń Jungkook był naprawdę szybki, ale mój również dawał radę, więc udało mi się go jakoś przez całą drogę nie zgubić.

Po dłuższej chwili wyjechałem z lasu, a moim oczom ukazała się rozświetlona wioska, a raczej małe miasteczko.

Cały czas śledziłem Jungkooka, który miał na sobie czarną pelerynę, podobną do mojej i kaptur, za którym sam również ukrywałem swoją tożsamość.

Praktycznie na samych obrzeżach, uprzednio przejeżdżając przez całe miasto czarnowłosy zatrzymał się przed jakimś domem. Dziwnie to jakoś wyglądało, ale nie zamierzałem się teraz wycofać, bo nie wiem, czy dam rade sam wrócić przez ten las.

Jungkook zostawił swojego konia przy drzewie nieopodal i wszedł do środka nie pukając. Postąpiłem tak samo i już po chwili zacząłem się skradać.

Próbowałem zobaczyć coś przez okno, ale niestety nic nie było widać.

Raz kozie śmierć.

Zaryzykuję.

Najwyżej Jungkook mnie obroni... Prawda?

Wziąłem głęboki wdech i tak, jak chłopak kilka minut temu wszedłem zdecydowanie do środka.

Usłyszałem z któregoś zakątka domu jakieś szmery, ale niestety nie udało mi się nic zrozumieć, dlatego już teraz bez obaw, poszedłem w stronę dźwięków i z impetem otworzyłem drzwi.

-Aaaa! – Krzyknąłem z przerażenia i szoku.

Jungkook właśnie rozpinający rozporek, przeniósł na mnie wzrok i wtedy gdy nasze spojrzenia się spotkały z jego oczu zniknął księżyc, a powróciła dobrze mi znana czerń. Oprócz Jeona w pokoju było trzech nagich, młodych chłopaków, wypiętych i przywiązanych do łóżka. O ile się nie mylę wszyscy mieli zawiązane opaski na oczach i... Blond włosy.

Nie mogłem zostać tam dłużej. Łzy zaczęły mi ściekać po policzkach, kiedy uciekałem stamtąd, w stronę, gdzie zostawiłem swojego konia.

-Jimin! – Usłyszałem za sobą krzyk Jungkooka, ale nic nie było w stanie mnie teraz zatrzymać.

-Jimin. – Jungkook dogonił mnie i złapał za rękę, kiedy chciałem odwiązać konia, zatrzymując mnie w miejscu w ten sposób.

Natychmiast się wyrwałem, uderzając go naprawdę mocno w twarz, nie zważając na późniejsze konsekwencje takiego czynu...


*****************

Mam nadzieję, że się podobało, pomimo dosyć zaskakującej końcówki♥

Ps Na profilu, jeśli ktoś nie zauważył pojawił się nowy one shot, wcześniej zapomniałam to dopisać pod rozdziałem, dlatego nadrabiam teraz♥

Miłego♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top