pt.1 of 4
Witam was w kolejnym moim opowiadaniu. Wiem, że mam wiele prac nieskończonych, ale skończyła mi się wena po tym, jak przeczytałam manhwę pod tytułem "Killing stalking". Wiecie, siedziałam przed zaczętym rozdziałem załóżmy "suicide" i nie potrafiłam nic napisać, dlatego postanowiłam przelać swoje myśli, które krążyły mi od przeczytania manhwy.
Ostrzegam was, że to opowiadanie nie jest normalne i czytacie je na własną odpowiedzialność, dlatego też nie chcę widzieć żadnych negatywnych komentarzy w stylu "to jest chore" itd.
Zostaliście ostrzeżeni, więc kto zdecydował się na czytanie, to miłej zabawy~
Piwnica to miejsce, które nie przyciąga swoim pięknem i przepychem. Unoszący się w powietrzu zapach stęchlizny, ściany pozbawione tynku, opanowane przez grzyb i pleśń oraz podłoga, na której robaki pałaszowały resztki jedzenia, jedynie odstraszały ludzi. Kto by chciał tam mieszkać?
Teoretycznie nikt, ale w praktyce tylko piwnica wydawała się idealnym schronieniem, a także jedynym miejscem, w którym pozwalano mieszkać siedemnastoletniemu chłopakowi. Każdego dnia, każdej nocy siedział tam na swoim zużytym kocu, gdzie czekał. Czekał, aż ktoś przyjdzie i uratuje go z sideł jego okropnej cioci.
Kiedyś był zwykłym nastolatkiem, uczęszczającym do jednego z koreańskich liceów. Po śmierci rodziców został z niczym i to prawie dosłownie, ponieważ miał ciotkę, która niezbyt ochoczo przyjęła go pod swój dach. Na początku był nastolatkiem, któremu każdy współczuł. W końcu stracił oboje rodziców. Jego rodzina próbowała jakoś wspomóc poszkodowanego chłopaka pieniężnie, co siedemnastolatkowi wydawało się nieludzkie. Czuł się tak, jakby żerował na nieszczęściu swoich rodziców. Na początku zamierzał odmówić pieniędzy, jednak ciocia była zbyt chciwa, żeby zaprzepaścić możliwość wzbogacenia się choćby na śmierci swojego znienawidzonego brata.
Przyjmowała koperty z krokodylimi łzami, a Jimin mógł jedynie patrzeć z ubocza i wyklinać ją pod nosem. U jego boku zwykle stał cichy Jungkook, który nie wiedzieć czemu, unikał jego wzroku. Park był pewien, że chłopak jest po stronie swojej matki, ale pomylił się.
Kiedy tylko został zamknięty w piwnicy, ciotka na śniadanie, obiad i kolację podawała mu miskę ryżu oraz szklankę wody na czerwonej, plastikowej tacce. Zawsze kładła ją na najwyższym schodzie, tuż za drzwiami, żeby nie mieć żadnego kontaktu z bratankiem. Kobieta, żeby upewnić się, że Jimin nie ucieknie, zamykała go na klucz, a mimo to Jungkook zawsze znajdował sposób, żeby dostać się do piwnicy i podrzucić Jiminowi kilka batoników o różnych smakach albo książki o różnych gatunkach. Najczęściej była to fantastyka. Czasem zdarzało się, że dostawał podręczniki szkolne.
Tak, jakby Jungkook wiedział, że Jimin potrzebuje odrobiny edukacji. Nawet jeśli jego kuzyn był młodszy o dwa lata i darował Parkowi książki, które on zdążył już przerobić w liceum, naprawdę cieszył się z gestu swojego kuzyna. Mimo takiego upodlenia, jakie sprowadziła na niego ciotka, czuł odrobinę ciepła, które przekazywał mu Jungkook.
Pewnego dnia Jimin został obudzony w środku nocy przez krzyki, które opanowały cały dom. Zdezorientowany wbiegł na schody, nawet nie zakładając uprzednio swoich klapek. Chciał wiedzieć, czego dotyczyła awantura. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się przed nim, ukazując postać Jungkooka trzymanego za kołnierz przez swoją matkę. Kobieta spojrzała krzywo na bratanka, który nosił na sobie stare, przetarte i brudne ubrania, po czym wrzuciła do środka swojego syna.
Jungkook nie stoczył się po schodach tak, jak zrobił to Jimin, gdy został w ten sam sposób wrzucony w otchłań piwnicy. Chwycił się czarnej poręczy z dziwnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
– Dlaczego tu jesteś? – zapytał cicho Jimin.
– Chciałem pograć z tobą w karty – odezwał się po chwili, wyciągając z kieszeni talię kart.
– Musiałeś naprawdę przegiąć, skoro wylądowałeś tutaj.
– Zabiłem jej kanarka, więc pewnie posiedzę tutaj z dwa dni – powiedział to tak, jakby mówił o zniszczeniu jakiejś rzeczy. W pewien sposób Jimin wystraszył się tej odpowiedzi, ale był ucieszony faktem, że będzie miał do kogo się odezwać.
Jimin czym prędzej zszedł ze schodów i poprowadził swojego kuzyna na swoje posłanie. Nie chciał, by Jungkook siedział na zimnej podłodze.
Od tamtej pory Jungkook lądował w piwnicy przynajmniej raz na dwa tygodnie. Przywiązał się do więźnia swojej matki, ale ani razu nie próbował pomóc mu się uwolnić. Może to dlatego, że nawet o to nie prosił. Wolał takie życie, niż to, które oferował mu świat. Przecież nie miał nikogo, a rodzina wolała przekazać mu pieniądze, niż oferować cokolwiek innego. Zresztą trzy lata w zamknięciu zrobiły swoje.
Czasem bywało tak, że Jimin marzył o powrocie do normalności, ale tylko czasem. Wiedział bowiem, że ciota nie pozwoli mu żyć tak, jak wcześniej. Bywało tak, że zastanawiał się nad tym, dlaczego nikt nie interesuje się tym, że chłopak nie uczęszcza do szkoły. Okazało się, że miał przypisanego prywatnego nauczyciela, który był kochankiem ciotki, dlatego też sfingowanie ocen było naprawdę proste.
Mimo wszystko on i tak już się poddał. Jedyne szczęście, jakie spotykał w swoim życiu, miało na imię Jungkook. Chodziło ono z talią kart i różnymi smakołykami, a czasem nawet z czystymi ubraniami. Zdarzało się tak, że Jungkook potajemnie wyciągał Jimina z piwnicy i zabierał go do łazienki, gdzie starszy z nich mógł się wykąpać.
Dziękował Bogu za zesłanie mu kogoś tak pomocnego i życzliwego, jak jego kuzyn. Gdyby tylko znał prawdziwą naturę Jungkooka, na pewno zauważyłby często zakrwawione buty czy podrapane ręce, nie wychwalałby go pod niebiosa, jednak on był ślepy na takie szczegóły. Został oczarowany przez kogoś, to był dobry tylko dla niego.
Pewnego dnia Jimin wyczekiwał wizyty Jungkooka przed wyjściem z piwnicy. Nie mógł doczekać się przyjścia jedynej osoby, która prawdziwie opiekowała się nim po śmierci rodziców. Jednak on nie pojawił się tego popołudnia ani następnego, ani kolejnego, a jedzenie przestało pojawiać się na schodach.
Spanikowany Jimin chodził po całej piwnicy. Zapas batoników przestał istnieć po ostatniej wizycie Jungkooka, toteż w każdą godziną był coraz bardziej głodny. W pewnej chwili postanowił usiąść i nie marnować energii. Z burczącym brzuchem próbował skupić się na pierwszej lepszej książce, która wpadła mu w ręce.
Po czterodniowej przerwie w dostawie jedzenia, Jimin zwijał się na swoim kocu z bólu. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje taki głód. Nawet jeśli miska ryżu mu nie wystarczała, zawsze miał batoniki, ale on ich teraz nie miał. Zastanawiał się, czy ciotka nie wyjechała gdzieś, zabierając ze sobą Jungkooka. Bał się w jakikolwiek sposób ingerować w zamknięte drzwi, bo jeśli ciocia by to odkryła, mogłoby spotkać go coś złego.
Jego rozmyślania przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie charakterystyczne uderzenie tacki o schodek rozniosło się po pomieszczeniu. Jimin bez zastanowienia rzucił się na schody. Pierwsze co zobaczył, to miskę, z której wydobywała się pachnąca para. W tamtej chwili poczuł tak wielki głód, że w pierwszej chwili nie mógł się ruszyć, chociaż był w połowie schodów.
Ten zapach na pewno emanowało kimchi. Ostatni raz jadł tę potrawę przed śmiercią rodziców. Zdziwił się, gdy obok miski dojrzał wysoką szklankę, pełną soku o pomarańczowej barwie. Kiedy tylko odzyskał możliwość poruszania się, wbiegł na szczyt schodów i rzucił się do jedzenia. Nie były mu potrzebne pałeczki, które leżały tuż obok naczynia. Był taki głodny, że nie na chwilę zapomniał o kulturze jedzenia. Gdy zjadł, popił lekko kwaśnym sokiem pomarańczowym.
Wkrótce dostrzegł, że drzwi są otwarte, a przed nim siedzi po turecku Jungkook, który uważnie mu się przyglądał.
– Smakowało? – zapytał zadowolony z siebie. Uśmiechnął się, gdy Jimin skinął głową na potwierdzenie. Od trzech lat nie jadł nic lepszego. Kiedy starszy wyjrzał ponad ramię Jeona, ten pokręcił głową. – Cioci nie ma, więc nie musisz już tam mieszkać – powiedział z ciepłym uśmiechem.
– A jak wróci? – zapytał cicho.
– Nie wróci, obiecuję. Chodź, przebierzesz się i pójdziemy do fryzjera – podniósłszy się, wyciągnął rękę w stronę starszego.
– Do fryzjera? – zdziwił się. Kiedy pochwycił jego rękę, został pociągnięty i postawiony do pionu.
– Niebawem będziesz miał włosy do ramion, jeśli nic z tym nie zrobimy – zaśmiał się krótko.
Jimin automatycznie podniósł rękę do swojej głowy i przeczesał palcami naprawdę długie kosmyki. Nadal miał obawy, jeśli chodzi o ciotkę, ale postanowił zaufać Jungkookowi.
– Myślę, że jednak kąpiel będzie potrzebna przed zmianą ubrań – westchnął Jungkook, ściskając dłoń Jimina. – Chodźmy.
Po tych słowach oboje powędrowali na piętro, gdzie znajdowała się łazienka. Park wszedł za swoim kuzynem i zamknął drzwi. Przy Jungkooku kąpał się niezliczoną ilość razy, toteż nie wstydził się rozbierać, gdy ten napuszczał wodę do wanny. Gdyby nie to, że Jeon siedział z Jiminem w tym pomieszczeniu, ciotka mogłaby przyłapać swojego bratanka i ukarać go za wydostanie się z piwnicy. Często, żeby starszy z kuzynów nie czuł się skrępowany, młodszy wchodził razem z nim do wanny, co raczej nie było normalne, ale w tym domu nic takie nie było, więc przestał zwracać uwagę na moralność. Tym razem nie było inaczej. Jungkook siedział za Jiminem i szorował gąbką jego ramiona oraz plecy.
Po kąpieli Jungkook zmuszony był pomóc kuzynowi w ogoleniu wąsa, który powoli rósł pod nosem starszego. Nie chciał, by ten się zaciął, bo wiązało się to z nieprzyjemnym pieczeniem.
Kiedy Jimin świecił czystością, z ręcznikiem przewiązanym na biodrach przeszedł do pokoju Jungkooka, gdzie czekały na niego trochę za duże ubrania, bo należały one do młodszego, który był zdecydowanie wyższy od Jimina, ale jemu to nie przeszkadzało. Cieszył się z miękkości białej koszulki oraz trwałości dżinsów. Jego poprzednie ubrania były na niego za małe i nie okrywały całego ciała w chłodne dni.
Teraz, gdy za oknem płatki śniegu opanowały świat, musiał ubrać się ciepło, toteż szybko włożył na stopy ciepłe skarpety, a na ramiona niebieską bluzę. Był pewien, że tyle mu wystarczy, ale przy drzwiach frontowych nie dość, że dostał stare buty zimowe Jungkooka, to jeszcze kurtkę puchową, która otuliła go swoim ciepłem.
– Dziękuję – powiedział Jimin w ukłonie.
– Nie musisz dziękować – westchnął Jungkook, położywszy rękę na ramieniu starszego. – Chcę odkupić winy mojej wstrętnej matki. Nie chcę, żebyś czuł się zaniedbany.
Po tych słowach Jimin poczuł się jakoś tak... dziwnie. Nie wiedział, dlaczego do jego oczu napływały łzy, a w jego gardle pojawiła się ogromna gula, której nie potrafił przełknąć. Patrzył na swojego kuzyna jak na najmilszą osobę na świecie, czego Jungkook nie potrafił zrozumieć. On sam nigdy nie płakał, toteż nie wiedział, w jaki sposób zareagować, gdy ktoś ważny dla niego to robi.
Bardzo niepewnie zbliżył się do swojego kuzyna i powoli go objął. Zdziwił się, gdy Jimin mocno się w niego wtulił i zaczął szeptać podziękowania. Przecież nie powiedział czegoś wzruszającego, prawda?
Wyjście z domu było naprawdę ciężkim przeżyciem. Jimin ciągle rozglądał się, w poszukiwaniu cioci, która mogłaby go w jakiś sposób ukarać. Oprócz tego dręczyło go wrażenie, że każdy przechodzień patrzył tylko na niego i szeptał obelgi pod jego adresem. Z tego powodu szedł bardzo blisko swojego kuzyna, starając się nie patrzeć na mijających go ludzi, który wywoływali niepokój.
– Co powiesz o małych zakupach po wizycie u fryzjera? – zapytał Jungkook, patrząc z ukosa na starszego.
– W jakim sensie zakupy? – odpowiedział cicho pytaniem.
– W szafce mamy znalazłem koperty z twoim imieniem. Widocznie nie wydała wszystkiego, więc za to wybierzesz sobie ubrania i buty, okej?
W odpowiedzi Jimin skinął głową. Zastanawiał się, co takiego spotkało ciotkę, że dziś nie było jej w domu, ale gdy tylko przekroczyli próg salonu, wszystko odeszło w zapomnienie.
Do domu wrócili z czterema dużymi torbami pełnymi ubrań i innych potrzebnych Jiminowi rzeczy. Przez jakiś czas myślał o tym, co się stanie, gdy ciocia odkryje brak pieniędzy i nowe rzeczy w piwnicy.
– Poczekaj tu chwilę, zaniosę to do mojego pokoju – powiedział Jungkook, zabierając Jiminowi torby.
– Czemu nie do piwnicy? – zdziwił się po raz kolejny tego dnia.
– Ponieważ od dziś będziesz spał w moim pokoju – oznajmił z uśmiechem.
– A ty?
– Tuż obok ciebie – odpowiedział, odwrócony do niego plecami. – Zdejmij kurtkę i zaczekaj tu. Muszę posprzątać w kuchni, zanim tam wejdziesz – wyjaśnił i ruszył po schodach na górę, pozostawiając Jimina samemu sobie.
Kiedy Park został w samej koszulce i spodniach, przejrzał się w lustrze. Wyglądał tak, jak kiedyś, tylko trochę wydoroślał i bardziej, niż trochę schudł.
Po chwili stwierdził, że chce pomóc Jungkookowi, żeby choć w małym stopniu odwdzięczyć się za to, co dla niego zrobił, dlatego z uśmiechem na twarzy odszukał kuchnię. Na początku nie zobaczył nic podejrzanego. W dodatku pomieszczenie wydawało się uwolnione od wszelkiego brudu. Podekscytowany tym, że nie będzie musiał mieszkać w piwnicy, spokojnym krokiem podszedł do stołu i przejechał po blacie palcami.
Kiedy jego wzrok spotkał dużą, białą lodówkę, ze zdjęciami małego Jungkooka przymocowanymi na magnesach do jej drzwi, chwilę patrzył na nią w bezruchu, po czym sięgnął do rączki, nie mogąc się powstrzymać, przed zaglądnięciem do jej środka. Chciał zobaczyć dużą ilość jedzenia, które nie było ryżem. Miał zamiar poprosić Jungkooka o przygotowanie dla niego czegoś, co nie było suchym ryżem. Miał ochotę na pyszne kuksu. Nie wiedział jednak, czy Jungkook posiada składniki, których kiedyś potrzebowała jego mama do przygotowania tej pysznej potrawy.
Z zaciekawieniem otworzył lodówkę. Nie spodziewał się tego, że po uchyleniu drzwi z lodówki coś wyślizgnie się z zewnątrz. Kiedy tylko spojrzał na podłogę, spostrzegł parę stóp. Zdezorientowany widokiem otworzył lodówkę na oścież i krzyknął przerażony na widok swojej zakrwawionej ciotki z podciętym gardłem. Ciało nieznacznie wysunęło się z chłodnego miejsca.
– No i co zrobiłeś – westchnął zirytowany Jungkook, stojąc u progu kuchni. – Znalazłeś mamę... Teraz będę musiał ją wynieść. Wiesz, jak trudne jest kopanie w zamrożonej ziemi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top