Rozdział 80 - przedostatni


**Jakiś czas przed wydarzeniami w Pokoju Życzeń**

– Co ty sobie wyobrażasz? - syknął oburzony Will, gdy Lucas wepchnął go do pierwszej napotkanej pustej sali. Krukon od razu po wejściu zamknął dokładnie drzwi i rozejrzał się. Po chwili zorientował się, że znajdują się w klasie transmutacji. Uznał, że McGonagall i tak była zajęta, więc nie musi się nią martwić. Miał czas na załatwienie swoich spraw.

– Słuchaj, nie dostałem informacji, że odcięli ci język, więc pewnie nadal go masz. Ufam, że potrafisz się nim posługiwać? - Will spojrzał na czarodzieja z irytacją, przywołując słowa Krukona z ich spotkania w celi. Lucas zmarszczył brwi w zastanowieniu, ale dobrze wiedział, że tamten zacytował jego wypowiedź.

– Wybacz, ale to było konieczne. Poszedłbyś ze mną z własnej woli?

– Tak. - odparł bez zastanowienia młodszy chłopak. - I tak już jestem tu wbrew mojej woli.

White uniósł brwi, słysząc te słowa.

– Przecież ja wcale cię nie zmuszałem. - zaprotestował, ale widząc wątpiący wzrok towarzysza, dodał – No dobra, może trochę.

Will westchnął cicho i podszedł bliżej drugiego chłopaka. Tamten spiął się, gdyż nie miał pojęcia, jakie były zamiary mugola. Obserwował go uważnie, trzymając w razie czego rękę w okolicach różdżki. Czarne oczy Coopera spoczęły na twarzy Krukona, dzięki czemu ten mógł zobaczyć odbijające się w nich wahanie.

Nie wiedział w tamtym momencie co konkretnie czuł. Lucas był dla niego dziwnym przypadkiem, którego nie mógł zrozumieć. Najpierw go porywa, później mu pomaga i przy okazji całuje go, następnie przez jakiś czas nie daje znaku życia, aby później najść go w szkole i przetransportować do Szkoły Magii. Nie miał pojęcia, czego ten chłopak od niego chce, po co on jest właściwie potrzebny.

– Czego ode mnie oczekujesz? - spytał prosto, wyrywając White'a z niezwykle pasjonującego zajęcia, jakim było kontemplowanie jego oczu. Drugi z chłopaków zamrugał, by zorientować się, o co chodzi.

– A czego mam oczekiwać? - wzruszył ramionami. - Może jedynie tego, żebyś nikomu nie mówił o magicznej społeczności.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. A jeśli chodzi o to, to myślisz, że ktoś by mi uwierzył? - prychnął, marszcząc nos. Kichnął, odwracając się tyłem do rozmówcy. Miał nadzieję, że to jedynie wina kurzu, bo nie miał ochoty chorować w tamtym okresie.

– Kichasz jak dziewczyna. - stwierdził z rozbawieniem Lucas, a gdy napotkał jego wściekłe spojrzenie, roześmiał się. Dziwnym trafem, denerwowanie Willa sprawiało mu przyjemność i brakowało mu tego przez ostatni czas. W pewnym momencie sięgnął do kieszeni i wygrzebał z niej zapalniczkę. Dokładnie tę samą, którą mu zabrał jakieś trzy miesiące temu.

Cooper zerknął zdezorientowany na przedmiot w dłoni Krukona, ale po chwili uniósł kącik ust.

– To chyba twoje. - stwierdził White, obracając w palcach ten kawałek plastiku. Zamierzał mu ją oddać, ale jeszcze nie teraz. Gdy tamten wyciągnął rękę po swoją własność, trzepnął go lekko. - Gdzie? A mama nie uczyła, że trzeba ładnie podziękować osobie, która znalazła coś twojego?

– Owszem, uczyła. - przyznał mu rację, przewróciwszy oczami. - Ale jedna mała uwaga. Ty tego nie znalazłeś, a ukradłeś.

– To się wytnie. - machnął ręką czarodziej i westchnął, oddając młodszemu zapalniczkę. - Zresztą, nie powinieneś palić. To szkodzi zdrowiu.

William prychnął, chowając przedmiot do kieszeni. Co go obchodziło jego zdrowie? Zerknął w stronę drzwi, by znaleźć jakiś sposób na obejście czarów. Musiał znaleźć Matta i razem z nim jak najszybciej się ulotnić. Kątem oka zauważył, że Lucas spoważniał i oparł się plecami o ścianę. Wzrok miał nieobecny i utkwiony w jednym przypadkowym punkcie, jakby wpadł w trans. Will nie wiedział czy ma się odezwać, czy może jednak lepiej siedzieć cicho i poczekać. Postanowił ostatecznie podejść do niego. Zatrzymał się przy nim i pomachał mu ręką przed twarzą. Nie doczekawszy się żadnej reakcji, podniósł dłoń i dotknął nią policzek towarzysza. Poczuł pod palcami spięcie mięśni i myślał, że tamten się odsunie, ale nic takiego się nie stało. Przełknął ślinę, znajdując w sobie przypływ odwagi. Przybliżył się i pogłaskał skórę na policzku Krukona, zyskując tym samym jego uwagę. Nie miał pojęcia, dlaczego to wszystko robi. Dlaczego nie zażądał natychmiastowego wypuszczenia, dlaczego właśnie dotykał nie do końca znajomego chłopaka i dlaczego mu się to podoba? Stwierdził, że gdyby Alexa o tym usłyszała, chyba by go wyśmiała. Ona z pewnością miała normalnego faceta, który zapewne był jej rówieśnikiem, był inteligentny i tak dalej. Nie zauważył nawet, kiedy mimowolnie przygryzł dolną wargę w zamyśleniu. Miał właśnie coś powiedzieć, gdy nagle poczuł na swoich wargach usta Lucasa. Tym razem było to inne odczucie, niż w marcu. Wyczuł w tym pocałunku kilka różnych uczuć, ale nie był w stanie wyłapać ich wszystkich. Zdziwiło go to, że jednym z nich była tęsknota. Czyżby ten czarodziej za nim tęsknił? Wprawdzie powiedział mu to na korytarzu w szkole, ale wtedy sądził, że to tylko żart.

Krukon popchnął go lekko do tyłu, dzięki czemu uderzył biodrem o krawędź biurka. Syknął cicho, ale zaraz potem o mało nie jęknął, gdy poczuł na swojej szyi dotyk ust.

– Twoja nauczycielka chyba nie będzie zadowolona, jeśli tu wejdzie. - szepnął, mierzwiąc mu fryzurę.

– Nie wejdzie. Ma inne sprawy na głowie. Poza tym, mam to gdzieś. - mruknął Lucas i ponownie zajął się ustami mugola. W pewnym momencie Will usiadł na biurku, zrzucając kałamarz na podłogę, który w efekcie się rozbił. Cooper miał nadzieję, że nie był zbyt drogi, bo on nie zamierzał pokrywać odszkodowania. Rodzice by go chyba zabili, wskrzesili i ponownie zabili, jeśli byłoby to możliwe. Gdy jego koszulka zaczęła się podwijać z pomocą dłoni Lucasa, położył rękę na jego torsie i wykrztusił:

– Stop.

Nie chciał zajść za daleko, a poza tym nie był pewny, czy drugi chłopak wie co robi. Wpadła mu jednak do głowy myśl, że mógł go urazić, więc pospiesznie dodał:

– Nic się nie dzieje. Znaczy, dzieje się, ale... - urwał i pokręcił głową, zbierając słowa. - To chyba poszło za daleko. Widzimy się drugi raz w życiu. Dobra, w zasadzie to trzeci, jeśli liczyć awanturę w barze, ale to jednak trochę za mało. Ja sam nie wiem co o tym sądzić i szczerze, to mam mętlik w głowie i...

– Przypuszczam, że możesz mieć rację. - przerwał mu White, wzruszając ramionami. - Owszem, widzimy się drugi, bądź trzeci raz, ale jednak mam wrażenie, że w jakiś dziwnym sensie zależy mi na tobie. Nie wiem, siła magnetyczna, czy coś.

Will parsknął cichym śmiechem, słysząc wypowiedź chłopaka.

– Siła magnetyczna, serio? Nie naczytałeś się przypadkiem romansów czytanych przez nastolatki?

– Nie czytam książek dla dziewczyn. - żachnął się, wyjął różdżkę i wskazał na rozbity kałamarz, mrucząc „Reparo". Dzięki temu przedmiot w idealnym stanie wrócił na biurko, z którego zszedł William.

– To zacznij. Serio, czasem można znaleźć jakieś normalne teksty. - zapewnił. - No ale wracając, powiem ci coś, ale jeśli komuś to powtórzysz, wyprę się wszystkiego. - ostrzegł i odetchnął głęboko. - Ja też jakoś... no... Och, niech będzie! Ja też tęskniłem za tobą.

W oczach Lucasa można było wyczytać najpierw zaskoczenie i nutkę szczęścia, ale po chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

– Plątasz się jak pierwszoroczny na lekcji u Snape'a. - stwierdził, z zadowoleniem obserwując urażoną minę Willa. Tamten uderzył go w ramię i skrzyżował ręce na piersi. Czarodziej przewrócił oczami, podszedł do niego i przyciągnął go do siebie.

– No nie złość się już, mój ty mugolu. - poczochrał mu włosy, czerpiąc satysfakcję z jego irytacji. Czasem się zastanawiał, czy nie powinien trafić do Slytherinu, zamiast Ravenclawu. - Czyli wychodzi na to, że w jakimś sensie jesteśmy parą, co?

– Nie przypominam sobie, abym się na coś takiego zgadzał, ale w porządku. A rodzina cię nie wydziedziczy, bo spotykasz się z tym... no, jak wy to mówicie? A, mugolem? - zainteresował się, próbując przywrócić włosy do porządku.

– Podpisałeś pakt z diabłem. - odparł całkiem poważnie Krukon, a potem skrzywił się na wzmiankę o rodzinie. - Gdybym jeszcze ją miał. W sumie to zostałem sam. Przyda mi się towarzystwo, a ciebie będę mógł denerwować.

Tymi słowami zasłużył sobie na kolejne zirytowane spojrzenie, co uznał już za normalną rzecz. Miał już go pocałować, kiedy usłyszeli majstrowanie przy drzwiach z drugiej strony i kilka przekleństw.

– Nosz...- przybysz uciął swoją litanię, gdy Lucas zdjął zaklęcia z drzwi, dzięki czemu się otworzyły. Do środka wszedł Lysander, który od razu rozpoznał tych dwóch chłopaków obecnych w pomieszczeniu. Zmrużył oczy, lustrując ich wzrokiem, jakby próbując z nich wyczytać, co robili w pustej klasie transmutacji, w dodatku obłożonej zaklęciami. I jeszcze tak blisko siebie.

– Cześć... Lysander, prawda? - odezwał się Lucas, próbując odwrócić uwagę Ślizgona. - Co cię tu sprowadza?

– Przysłała mnie Profesor McGonagall po pewną rzecz. - odparł. - Ale lepszym pytaniem jest to, co WY tu robicie.

– My... gramy w karty. - wypalił na poczekaniu Will. To było pierwsze, o czym pomyślał. Cóż poradził, że lubił grać w karty? No i co z tego, że ich poprzednie zajęcie znacząco odbiegało od gry w karty?

– W karty? - powtórzył bez przekonania Ślizgon. - A gdzie macie te karty?

– Will wyrzucił je przez okno, bo nie mógł pogodzić się z przegraną. - odparł Lucas, ale dobrze wiedział, że nie było to zbyt przekonujące. I tak właśnie było, bo Lys pokręcił głową i podszedł do biurka, a potem otworzył jedną z szuflad. Chciało mu się śmiać z zachowania tej dwójki. Naprawdę myśleli, że on w to uwierzy? Wygrzebał ze środka zrolowany pergamin, sprawdził, czy to jest to, czego potrzebował i zamknął szufladę. Nikt nie musiał wiedzieć, że tak naprawdę McGonagall wcale go nie przysłała.

– Bajeczkami to ja się nie najem. - stwierdził rozbawiony. - Dobrze wiem, że przerwałem coś prywatnego, więc już znikam. I nie martwcie się, nikomu nie powiem.

Szybko ulotnił się z pomieszczenia, zostawiając dwóch pozostałych chłopaków w stanie zaskoczenia.

**** **** **** ****

– Czekamy na wyjaśnienia, moi drodzy.

No i klamka zapadła, nie było już dokąd uciec. Trzeba było wziąć się w garść i przetrwać tę niezbyt komfortową sytuację. Severus westchnął i usiadł w fotelu. Alexa również wróciła na swój fotel i zapadła się w nim, pragnąc ukryć się przed całym światem. No ale cóż... Nikt nie powiedział, że to będzie proste. Życie bez problemów byłoby nudne.

– Co chcesz usłyszeć, Minerwo? - Snape spojrzał na swoją przełożoną uważnie.

– Wszystko. - odparła natychmiastowo, ale widząc uniesioną brew mężczyzny, przewróciła oczami. - Bez zbędnych szczegółów oczywiście.

Chcąc nie chcąc, każdy, kto miał coś do powiedzenia w tej sprawie, wypowiedział się. Najwięcej opowiedzieli Severus i Alexa, a na drugim miejscu w tym dziwnym rankingu stanął Draco Malfoy. Co dziwne, przyznał sobie częściową zasługę za to wszystko. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałby martwy za to stwierdzenie.

Harry po wysłuchaniu całej historii nie wiedział, czy to tylko wyjątkowo dziwny koszmar, czy niestety jest to przykra rzeczywistość. Jak na złość, dalej nie mógł się odkleić od fotela, a mordowanie Dracona wzrokiem nic nie dawało. Jednak jeszcze bardziej zszokowały go słowa Rona.

– No to ten... Gratulacje będą na miejscu, czy nie?

Większość obecnych osób, no można pokusić się o stwierdzenie, że wszyscy, byli zdezorientowani taką wypowiedzią ze strony najmłodszego syna Weasleyów.

– Czy ty oberwałeś czymś podczas bitwy? - Harry spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem. - Słyszysz siebie w ogóle?

– Tak, Harry, słyszę. - odparł cierpliwie rudzielec. - Rozumiem twoją reakcję, ale myślę, że niepotrzebnie kierujesz się emocjami.

W pierwszej chwili również był oburzony tą rewelacją, ale stwierdził, że to sprawa tej dwójki i nikt więcej nie powinien się wtrącać. Dobra, było to może niecodzienne i dość kontrowersyjne, ale pewnie zdarzyło się nie pierwszy i nie ostatni raz. Obiecał sobie, że w najbliższym czasie sięgnie do „Historii Hogwartu", by sprawdzić, czy autor nie napomknął czasem czegoś o takiej sytuacji. Hermiona może w końcu będzie dumna z niego.

– Panie Weasley, muszę przyznać, że pozytywnie zaskoczyła mnie pańska reakcja. - odezwała się McGonagall, przecierając okulary. Na początku nie spodziewała się po nim zrozumienia. Szczerze mówiąc, nawet ona musiała sobie to wszystko poukładać.

– Zaraz, proszę o czas! - wtrącił okularnik, zwracając na siebie uwagę. Nie mógł zrozumieć zachowania Weasleya. - Ron, a gdyby to Ginny była na miejscu mojej siostry? Gdyby była, dajmy na to... z Profesorem Prince'em, to też byś tak spokojnie zareagował?

– Hej, ale mojego ojca nie mieszaj w swoje żale, dobra? - warknęła Charlie, obrzucając chłopaka oburzonym spojrzeniem. Cieszyła się, że jej taty nie ma aktualnie wśród nich.

– Charlie ma rację. - poparł ją Ron. - Harry, przestań. Przemyśl to sobie na spokojnie, a potem podyskutujemy, w porządku?

Tamten kiwnął ponuro głową, ale nie odezwał się. Chociaż tyle. Minerwa westchnęła cicho i przeniosła wzrok na Severusa. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Och, co w takiej sytuacji zrobiłby Albus...

– Muszę pomyśleć. - mruknęła. - Później powiem, co o tym sądzę.

– Tak będzie najlepiej. - zgodziła się Sophie i spojrzała wyczekująco na brata. - A może wyjaśnisz nam w końcu, jak udało ci się wskrzesić Harry'ego?

Inni również chcieli się tego dowiedzieć, bo to byłaby przydatna wiedza. Niebezpieczna, ale przydatna. Nie istniało dotychczas zaklęcie pozwalające przywrócić do życia zmarłą osobę.

– To... zwykłe zaklęcie. - wzruszył ramionami Lysander. Nie miał zamiaru zbytnio rozgadywać się na ten temat. - Formuła to Mortuus Surgit i kilka sprecyzowanych ruchów. Zacząłem je tworzyć zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się, że mamy przenieść się do przeszłości. Nie było wcześniej testowane na ludziach. Tylko uprzedzam, nie daję praw do wykorzystywania.

– Ale zaraz, użyłeś na Potterze zaklęcia, którego skuteczności nie byłeś pewny? - chciał się upewnić Blaise, a gdy chłopak kiwnął głową, zmarszczył brwi. - Mogłeś go zabić.

– Przecież on i tak już nie żył, więc co to za różnica. - przypomniał Draco, a potem westchnął i zwrócił się do Harry'ego. - Potter, przestań już myśleć. Mózg ci za chwilę zacznie parować.

– A on w ogóle go ma? - wtrąciła Charlie, uśmiechając się złośliwie.

Hermiona zakryła dłońmi twarz,

Klasnęła w dłonie i spojrzała na przyszłą generację bliźniaków Potter. - Dobra, dobrze rozumiem, że jesteście z przyszłości, tak?

– Tak. - zgodziła się Sophie, a w tej samej chwili uświadomiła sobie pewien fakt. Zerknęła na Lysandra z rozczarowaniem. - Czemu ty zwykle musisz mieć rację? Chodzi mi o naszą rozmowę przed treningiem tydzień temu.

Chłopak uśmiechnął się szeroko. A mógł się z nią założyć, teraz miałby wygraną w kieszeni. Jego siostra wyglądała na głęboko załamaną, bo przyciągnęła do siebie kolana w pozycji zgiętej i objęła je rękami, opierając na nich głowę. Zaśmiał się cicho i odezwał się.

– Po prostu mam szczęście. - stwierdził. - Nawiasem mówiąc, ciekawe czy w naszych czasach zmieniła się już wizja przyszłości, czy może my będziemy żyć tak jak wcześniej, a oni uformują inną wizję przyszłości w tej drugiej rzeczywistości. No, jeśli to pierwsze, to może wujek nie trafi do Azkabanu.

– Strasznie to gmatwasz. - mruknęła Sophie. - A co do wujka, średnio mnie to interesuje. Ciekawi mnie bardziej powód, dla którego tam trafił. Raczej nie przejechał misia koali ani nic takiego.

– Koale nie żyją w Wielkiej Brytanii. - przypomniał jej brat.

Draco zastanawiał się przez chwilę, czy powiedzieć im prawdę, czy może lepiej nie. Nie znał tej nowej wersji przyszłości i równie dobrze Potter mógł w niej nie trafić do Azkabanu. Ale jeśli było odwrotnie, to można było temu zapobiec. Najwyżej nikt mu nie uwierzy i będą się krzywo patrzeć. Wziął głęboki oddech i odezwał się.

– Ja wiem. - zaczął, a gdy kilka par oczu zwróciło się w jego stronę, kontynuował. - Wiem, co zrobił wasz wujek, że aż zafundowali mu długoterminowe wakacje w Azkabanie. Pytanie tylko, czy chcecie znać prawdę.

Rodzeństwo z przyszłości spojrzało po sobie niepewnie. Owszem, chcieli znać całą prawdę, ale nie mieli pewności, że ta wiedza im się spodoba. Lysander już miał zaprotestować, gdy wyprzedziła go jego siostra.

– Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Mów. - zdecydowała, nie zwracając uwagi na ponury wyraz twarzy brata. Blondyn zaczął mówić, a ona wpatrywała się uważnie w jego postać, nie chcąc uronić ani literki z jego słów. Zwracała również uwagę na mimikę, kontrolując, czy przypadkiem nie kłamie. O mało nie zakrztusiła się wstrzymanym oddechem, kiedy usłyszała to, czego się nie spodziewała.

– Harry Potter zabił waszą matkę, czyli Alexę. - wypluł Malfoy. Wszyscy spojrzeli na niego w szoku, a zaraz potem swój wzrok skierowali na Harry'ego, który strasznie zbladł. On niby miał zabić własną siostrę? Dobra, może nie był wzorem do naśladowania, ale nikogo ze swojej rodziny by nie zabił, zwłaszcza siostry. Draco na pewno sobie żartował, miał w końcu chore poczucie humoru. Tak, to jedyne racjonalne wytłumaczenie. Skrzywił się, gdy poczuł na sobie zimne spojrzenie Sophie. Zauważył, że miała takie same oczy jak Snape, co tylko umacniało to dziwne wrażenie, jakby miała go za chwilę zamordować. I zaczął się obawiać, czy przypadkiem faktycznie nie miała takiej ochoty.

– Harry by tego nie zrobił. - zaprotestowała Alexa, siadając prosto w fotelu. - To przecież mój brat.

– Zdziwiłabyś się, ile razy chciałam mojego brata zatłuc zwykłym nożem kuchennym. O wiele więcej razy, niż różdżką. - mruknęła Sophie. - Rodzeństwo także potrafi zadać rany, zarówno psychiczne, jak i fizyczne.

– Ale nie jestem szalony, żeby zabijać członka własnej rodziny! - oburzył się Harry.

– Chyba odrobinę przesadzacie. - stwierdziła Hermiona, wspierając przyjaciela. - Może to jakaś pomyłka, albo coś.

Powiedziała to takim tonem, że postanowiono na razie odłożyć tę rozmowę na później.

W tym momencie drzwi do Pokoju Życzeń się otworzyły i do środka weszli James oraz Syriusz z Alanem i Remusem.

– No w końcu was znaleźliśmy! - odetchnął James. - A więc tutaj urządzacie schadzki, czy co?

W tym samym momencie zauważył jeszcze Minerwę i Severusa.

– Snape, jeszcze tobie się nie chwaliłem. - podszedł do Mistrza Eliksirów z wymalowaną na twarzy dumą. - Będę ojcem!

– Nie tylko Pan, Panie Potter. - odparła Millie, rozbawiona tym, jak sytuacja się potoczyła.

– Och, a kto jeszcze oczekuje tego wspaniałego daru, jakim jest dzieciak? - zaciekawił się Alan, zasiadając na podłokietniku fotela Snape'a.

– Kolejny szaleniec kochający dzieci w jednym pomieszczeniu. Za dużo jak dla mnie. - westchnęła teatralnie Sophie. - Mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe.

– Zarazisz się, zobaczysz. - mrugnął do niej Lysander. - Jeszcze będziesz biegać po sklepach z pieluchami z szerokim uśmiechem.

– A ja poskarżę się na ciebie Ellie, zobaczysz. - pokazała mu język, mimo że było to zachowanie dziecinne. Zaśmiała się cicho, gdy twarz chłopaka zyskała nieco kolorów. Jak zwykle, na wspomnienie tej rudej.

Lysander przeniósł spojrzenie na frędzel zwisający z fotela. Uświadomił sobie, że jeszcze jakiś czas i będzie mógł znowu zobaczyć Ellie. Miał nadzieję, że w ich realiach nie odczuli tego czasu za bardzo. Nie miał ochoty tego wszystkiego tłumaczyć, ale wiedział również, że będą musieli złożyć raporty. Modlił się jednak, żeby odbiorcą raportu nie był obraz Dumbledore'a, bo jeśli to byłaby jego decyzja, spaliłby ten portret w ognisku i upiekł na nim kiełbaski. Krew go zalewała, gdy po przyjściu do gabinetu Pani Dyrektor musiał grzecznie odpowiadać na przywitanie poprzedniego dyrektora. No, ale trzeba było sprawiać wrażenie kulturalnego i tuszować swoim zachowaniem zachowanie siostry.

– Czy możecie łaskawie się uciszyć? - z rozmyślań wyrwał go głos Snape'a, który dotychczas siedział cicho. Nic dziwnego, z obserwacji wywnioskował, że ten człowiek odzywał się tylko w razie potrzeby i nie strzępił języka bezsensownie. Przynajmniej zazwyczaj.

Chłopak kiwnął głową, ale Sophie najwyraźniej miała inne plany. Jęknął cicho, gdy zauważył, że wyprostowała się, co świadczyło o tym, że przybyło jej energii. A to zwykle nie świadczyło o niczym dobrym.

– Po to mam język i struny głosowe, żeby wyrażać siebie poprzez słowa, więc nie będzie mnie Pan uciszać, dobrze? W ogóle kim Pan jest, żeby... - nagle urwała, gdy zrozumiała, co palnęła. Draco nie mógł wytrzymać i parsknął śmiechem, a do niego dołączyli Ron i Charlie. Może nie powinni się śmiać w tak krótkim czasie po bitwie, ale kto im zabroni?

Severus uniósł brew, patrząc na Gryfonkę, co jeszcze bardziej ją rozstroiło, a Lysander odsunął się od niej, sygnalizując jasny komunikat „Ja się do niej nie przyznaję". Dziewczyna jeszcze nie oswoiła się z faktem, że w jej żyłach płynie krew tego, no... przeklętego Mistrza Eliksirów. Spodziewała się każdego, ale nie jego. Jak się niby miała teraz zachowywać, stać się grzeczną dziewczynką, czy co? Najchętniej wróciłaby do swoich czasów i zapomniała o całej sprawie, ale co jeśli u nich sytuacja już uległa zmianie i Snape żył?

Wymamrotała ciche „przepraszam" i wgniotła się w fotel, podkurczając nogi. Severus jednak nie zamierzał jej tego odpuścić.

– Gryffindor traci 15 punktów za nieodpowiednie zachowanie. - ogłosił, czerpiąc satysfakcję z oburzenia Gryfonów. - Jeszcze coś, Panno Ha... Ach, właściwie to Panno Potter?

– Jaka Potter? - spytał zdezorientowany James. - Drugiej córki nie mam, nie wmówicie mi tego.

– Ja jestem twoją przyszłą wnuczką. - wyjaśniła niechętnie Sophie. - Ja i Lys jesteśmy z przyszłości.

James sprawiał wrażenie, jakby bardziej go zaskoczyła informacja o wnuczce, niż o przybyszach z przyszłości.

– Przecież ja nie mam wnu... Harry, chcesz mi może o czymś powiedzieć? - zerknął podejrzliwie na swego syna, który w zamian spojrzał na niego jak na idiotę.

– Dzięki, że mi ufasz, tato. - odparł sucho. - Zapytaj o to raczej Alexy.

Wyżej wspomniana dziewczyna posłała mu urażone spojrzenie, za to, że musiała się teraz tłumaczyć ponownie. Nie miała ochoty wysłuchiwać kazań od ojca, który pewnie już zaczął je formować w głowie. Istotnie, James spojrzał na córkę, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko prawda.

– Młoda damo, czy masz mi może coś do powiedzenia?

– Tak właściwie to nie, ale skoro muszę...- westchnęła cicho. - Jestem w ciąży, co w dużym uproszczeniu znaczy, że będziesz dziadkiem. Także ten, gratuluję podwójnej roli.

Alan zmarszczył brwi, wykonując w głowie potrzebne działania. Gdy dostał wynik, zerknął kątem oka na Severusa. Miał dziwne przeczucie, że ten miał z tym coś wspólnego.

– A niby kto jest ojcem? Chętnie się dowiemy, bo razem z Jamesem sobie z nim porozmawiamy tak, że rodzona matka go nie pozna. - wtrącił Syriusz, a Remus pociągnął go ostrzegawczo za rękaw. Wilkołak nie chciał być świadkiem kłótni, potrzebował w tamtej chwili spokoju. Dora wróciła na chwilę do Nory, by powiadomić tych, którzy zostali, o tym co się stało. Zapewne siedziałby na korytarzu pogrążony w myślach, gdyby James i Syriusz nie zgarnęli go ze sobą. Jednak Severus nie zamierzał zapewnić mu spokoju, bo dołączył do dyskusji.

– Ja. Co mi zrobisz, Potter? - zwrócił się do starszego okularnika. Nie było sensu już tego ukrywać, bo większość obecnych w Pokoju Życzeń osób wiedziało o tym. Zresztą, Potter nie był zbyt dużym zagrożeniem.

James pomyślał, że chyba tkwi w jakimś mało śmiesznym kabarecie, albo czymś w tym rodzaju. Jego córka była w ciąży z tym, z tym... No, ze Snapem. On natomiast miał zostać w podobnym czasie zarówno ojcem jak i dziadkiem.

– Jesteśmy wrogami, pamiętasz? - spojrzał na niego uważnie.

– Większość psychologów uważa, że wrogość to wysublimowany pociąg seksualny.* - wtrąciła cicho Charlie.

– Panno Prince! - podniosła głos z oburzeniem Profesor McGonagall, a Draco, Millie, Blaise i Ron oraz Sophie parsknęli śmiechem. Hermiona, Remus i Lysander załamali ręce, zastanawiając się, z kim oni żyją. Po chwili jednak wszyscy się uspokoili.

– Dobra, Snape. Postawmy sprawę jasno. - James ułożył dłonie w piramidkę i spojrzał uważnie na Severusa. - Mam cię zabić tu i teraz, czy może chcesz wygłosić jakieś ostatnie słowa?

– Panie Potter! - podjęła się wypowiedzi po raz kolejny Minerwa, ale przerwał jej Lysander.

– Śmiało, śmiało. Ale pragnę powiadomić, że w każdej chwili mogę przywrócić mu życie. - uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc na swojego przyszłego dziadka. Remus jednak stwierdził, że tego dnia nie mogło się odbyć żadne przykre wydarzenie więcej, więc postanowił się wtrącić.

– Jestem zdania, że wszyscy powinniśmy iść coś zjeść i sprawdzić, jak się ma reszta szkoły. No i, czy ktoś wypuścił już młodsze dzieciaki.

Chcąc nie chcąc, przyznali mu rację. Jednak w trakcie drogi do wyjścia, Severus i James cały czas mierzyli się wzrokiem, w efekcie czego były Gryfon prawie wyłożył się na schodach.

*** *** *** *** ***

I tak oto skończył się maj i zaczął się czerwiec. Oficjalnie ogłoszono, że egzaminy się nie odbędą, a tegoroczni absolwenci dostaną odpowiednie opinie od profesorów, by mieli szanse znaleźć pracę. Jeśli ktoś koniecznie chciał mieć na koncie zdane OWTM-y, mógł to zrobić w następnym roku szkolnym.

Sophie i Lysander zostali jeszcze jedynie tydzień, a następnie postanowili zostawić rok 1997 i wrócić do swoich realiów, do swoich przyjaciół i wszystkiego, co znali. Nie obyło się jednak bez pożegnania, które odbyło się w pokojowy sposób. Obiecali jeszcze, że jeśli po raz kolejny będą mieli ochotę bawić się czasem, to nie zapomną o nich. Zastrzegli jednak, że raczej się to nie zdarzy, bo igranie z czasem może być naprawdę niebezpieczne.

James i Severus postanowili rozwiązać sprawę na osobności, co nie skończyło się za dobrze, ale później zawiesili broń. Lily, gdy dowiedziała się o całej sprawie, najpierw się popłakała, a później mocno uściskała swojego dawnego przyjaciela i córkę. No a na końcu zaczęła krzyczeć.

Obie ciąże trwały bez zbędnych komplikacji, chociaż zarówno Alex, jak i Lily nie raz doprowadzały wszystkich do szaleństwa. A były to dopiero pierwsze miesiące.

William i Lucas musieli się rozstać na pewien czas, bo przecież ten pierwszy musiał wrócić do świata mugolskiego, do rodziców i do szkoły. Obiecał jednak, że postara się o szybkie spotkanie.

No i oczywiście wieść o zmartwychwstaniu Jamesa i Lily Potterów rozniosła się błyskawicznie, głównie za sprawą Proroka Codziennego. Żongler zakończył swoją działalność, bo Ksenofilius Lovegood po śmierci Luny nie czerpał już z tej gazety wielkiej radości.

I tak oto minął również czerwiec i nastały wakacje. Pod koniec lipca miał odbyć się ślub Billa i Fleur, na który wszyscy znajomi i rodzina zostali zaproszeni. Wiele osób było pewnych, że teraz już wszystko będzie dobrze, ale czy na pewno?


* cytat z książki "Dary Anioła. Miasto Kości" autorstwa Cassandry Clare.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top