Rozdział 70
Oni jednak nie podążyli do Skrzydła Szpitalnego. Nie poszli też do swoich dormitoriów. Ruszyli prosto do Pokoju Życzeń. Wiedzieli, że i tak nie mogli liczyć na spokojny sen, a nie mieli ochoty faszerować się eliksirami. Przez pewien czas siedzieli w milczeniu, analizując w myślach jeszcze raz całe zajście na Wieży Astronomicznej. Blaise miał dziwne wrażenie, że jest w tym coś zastanawiającego. Snape raczej nie zamordowałby Dumbledore'a tak po prostu. Gdyby chciał i mógł, zrobiłby to już dawno. W dodatku, jak zauważył, pierwotnie zabójcą miał być White, nie Snape. Krukon jednak nie dał rady tego zrobić, więc musiał zrobić to ktoś inny. Tylko dlaczego akurat ten były Ślizgon? Przecież Mistrz Eliksirów nigdy nie przejawiał oznak sympatii względem tego chłopaka, czemu zresztą Blaise się nie dziwił. A dyrektora zdawał się nawet lubić, chociaż starzec często działał mu na nerwy. Musiało tu być jakieś logiczne wyjaśnienie, bo raczej Snape nie dałby się zaskoczyć Imperiusem czy dać sobie ukraść włosy do eliksiru Wielosokowego. Chociaż z tym drugim nigdy nie wiadomo, bo czyjeś włosy dość łatwo zdobyć.
Zabini westchnął i przygryzł koniec ołówka, który pojawił się razem z kawałkiem pergaminu, gdy Ślizgon pomyślał, że przydałoby się coś do pisania. Od razu spisał swoje przemyślenia, a potem zerknął na resztę. Millie spała przytulona do Neville'a w pozycji półleżącej, Ginny i Cassie siedziały obok siebie w milczeniu, a Alexa i Charlie zajęły miejsca naprzeciw siebie i gapiły się jedna na drugą w skupieniu, jakby rozmawiały ze sobą telepatycznie.
Zaczynała mu powoli doskwierać ta grobowa cisza, przerywana cichym mamrotaniem Millicenty. Nie wiedział jednak co powiedzieć, bo żadne słowa mu jakoś nie pasowały w tej sytuacji. Nie musiał na szczęście nic wymyślać, bo z kieszeni Alexy wydobyło się jasne światełko i ciche wibrowanie. Dziewczyna niechętnie wyjęła z kieszeni lusterko dwukierunkowe i „odebrała połączenie". Ginny, Cassie i Charlie podeszły do Ślizgonki, żeby też uczestniczyć w rozmowie, więc Blaise westchnął i również podniósł swój tyłek z kanapy. Tylko Neville w dalszym ciągu siedział, bo nie chciał budzić śpiącej dziewczyny.
– Cześć Alex. O, Weasley, CookieMilk, Zabini, Prince... Co wy macie takie grobowe miny? Umarł ktoś? - przywitał się Draco, przeczesując pospiesznie palcami rozczochrane włosy. Nie spodziewał się, jak bardzo zbliżył się tym stwierdzeniem do prawdy. Blaise już otworzył usta, żeby jakoś delikatnie to wyjaśnić, ale ubiegła go Ginny.
– Dumbledore nie żyje. - powiedziała prosto z mostu.
– Mistrzyni taktu, gratuluję. - mruknęła Charlie i pokręciła głową a potem spojrzała na blondyna, by zobaczyć jego reakcję. Tamten w pierwszej chwili otworzył usta zaskoczony a potem zachichotał cicho, myśląc, że żartują. Szkoda, że w istocie tak nie było.
– Dobry żart. Przykry, ale dobry. Prawie dałem się nabrać. - stwierdził, ale widząc, że żadne z nich się nie uśmiechnęło, jego dobry humor również wyparował. - Och, wy tak serio? Kiedy i kto?
– Dzisiaj w nocy. Snape. - mruknęła Alexa i skrzywiła się widząc głębokie zdziwienie na twarzy przyjaciela. Pewnie nie spodziewał się takiej zdrady po swoim ojcu chrzestnym.
Już miał się odezwać, ale obok niego pojawili się Hermiona oraz Harry. Okularnik wyglądał jakby coś go bardzo mocno bolało, i uciskał bliznę na czole.
– Co zrobił Profesor Snape dzisiaj w nocy? - zainteresowała się Hermiona. Ona również wyglądała na nie do końca zadowoloną, ale była w lepszym nastroju niż Harry.
– Praktycznie rzecz biorąc, zabił dyrektora Dumbledore'a. - odparł Blaise, nie dając dziewczynom dojść do głosu. - Ale tylko praktycznie, kto wie co się naprawdę stało.
– To dlatego Voldemort jest taki zadowolony. - jęknął Harry masując błyskawicę na swoim czole, ale po chwili dostał po głowie od Hermiony.
– Jeszcze raz wymówisz jego pseudonim to cię uduszę. To już kolejna nasza kryjówka, a ty wciąż to wymawiasz.
Harry podniósł ręce do góry w geście kapitulacji, bo nie miał ochoty w tej chwili kłócić się z nią. Tak czy siak, Voldemort bardzo się z czegoś cieszył, ale aż do tej chwili Harry nie miał pojęcia z czego. Teraz już wiedział.
– Ja w to nie wierzę. - pokręciła głową Hermiona. - Profesor Snape darzył dyrektora znacznym szacunkiem i nie sądzę, aby zrobił to umyślnie.
– Jakby było możliwe w tej sytuacji morderstwo przez przypadek. - prychnęła Ginny. - Miona, Dumbledore błagał go, żeby mu pomógł. A tamten go zabił. Co w tym ciężko zrozumieć? Raczej nie prosił go, aby go zabił.
Och, gdyby tylko wiedziała, że właśnie tak było...
– Gdzie on teraz jest? - spytał nagle Draco. - Chodzi mi o mojego ojca chrzestnego, nie o dyrektora.
– Uciekł ze Śmierciożercami pewnie do pieczary Sam-Wiesz-Kogo. - wzruszyła ramionami Alexandra. - Dam głowę, że niedługo odbędzie się z tej okazji jakiś bal czy inna zabawa i do Snape'a będą się ustawiać kolejki kobiet przez to, że zabił człowieka, który był prawie tak samo potężny jak Voldemort.
No, może połowa jej wypowiedzi była prawdziwa. Malfoy spojrzał na dziewczynę, próbując wyczytać z jej twarzy cokolwiek, żałując jednocześnie, że Legilimencja na odległość nie jest możliwa. Pokręciła jednak głową i postanowiła zmienić temat.
– A co z wami? Wszystko w porządku?
W tym momencie Hermiona spojrzała na Harry'ego a Harry na Draco, więc prawo głosu i wyjaśnień spadło na Ślizgona.
– Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zgubiliśmy Weasleya. Znaczy, nie żebym narzekał, ale...- odchrząknął pod spojrzeniem swojej dziewczyny.
– Zgubiliście Rona? - powtórzyła Ginny z niedowierzaniem. Cassie również patrzyła w lusterko zaniepokojona.
– To był przypadek. - zaczął wyjaśniać Draco. - Uciekaliśmy z Ministerstwa Magii, goniło nas kilkoro osób, więc musieliśmy się rozdzielić. To było dzisiaj rano, albo w sumie już wczoraj... Nie do końca wiem jaka jest godzina. Ale tak czy siak, ja znalazłem Harry'ego, Hermiona również znalazła się po jakimś czasie, ale Weasleya jak nie było, tak nie ma.
To zdecydowanie nie była dobra wiadomość. Jeśli Rona znaleźliby Śmierciożercy, to byłoby z nim źle. W najlepszym razie przetransportowaliby go do kryjówki Voldemorta i użyliby jako przynęty na Pottera. Tak szybko by go nie zabili, bo jednak był czystej krwi, a nie szlamą. Zdrajca krwi, ale jednak czystej.
Cała trójka wyjaśniła im po co właściwie wybrali się do Ministerstwa Magii. Okazało się, że ten mugol, u którego się zatrzymali, zdradził ich i wykradł medalion, gdy spali. Medalion trafił później w posiadanie Dolores Umbridge, a to już była zupełna katastrofa. Oczywiście mężczyzna powiadomił też odpowiednie osoby, że w jego domu znajdują się Potter, Granger, Weasley i Malfoy, więc musieli uciekać. Uznali jednak, że skoro Voldemort współpracuje z mugolem, to świat się kończy. Po jakimś czasie wybrali się do Ministerstwa i odzyskali medalion, ale oczywiście musieli się tam wybrać pod działaniem eliksiru wielosokowego. Wyszli z tego wszystkiego prawie bez szwanku, ale zgubili Rona. Aktualnie mieszkali w namiocie, który zabrała ze sobą Hermiona, w jakimś lesie.
– Lepiej go znajdźcie jak najszybciej. - zasugerował Blaise, mówiąc o rudzielcu. - Jest słaby i może nie wytrzymać, jeśli go schwytają.
– Nie wpadłem na to, wiesz? - przewrócił oczami Harry, któremu blizna przestała już tak bardzo doskwierać. - Jak nam powiesz co robić, dostaniesz Order Merlina Pierwszej Klasy.
W tym momencie do Pokoju Życzeń weszła Profesor McGonagall razem z Prof. Prince'em.
– Tutaj jesteście. - odetchnęła kobieta i zlustrowała wzrokiem swoich uczniów. Millicenta w tym czasie zdążyła się już rozbudzić i siedziała już w pełni.
– Pani Profesor, to prawda? - spytał Harry, gdy w zasięgu lusterka pojawiła się twarz nauczycielki. - To, co oni mówią o dyrektorze.
Minerwa zacisnęła usta, ale kiwnęła głową. Nie było sensu zmyślać, skoro prawda była taka a nie inna.
– Tak, Harry. Albus... nie żyje. - westchnęła przecierając twarz. Czuła się okropnie z powodu śmierci swojego przełożonego, ale też wieloletniego przyjaciela. Wiedziała, że od teraz będzie wyjątkowo ciężko.
– I niestety zabił go Sev. - dodał Alan. On sam również nie wierzył w winę swojego brata. Ale on wiedział, zarówno jak i Minerwa, że Lucas White miał zabić starca. Severus mówił im, że jeśli młody nie będzie w stanie, on będzie musiał go zastąpić. Tak nakazał mu Albus, bo i tak długo by nie pożył, ze względu na klątwę ciążącą na jego dłoni.
– Czemu mnie to nie dziwi? - odezwał się Harry. - Pewnie od dawna na to czekał.
– Dobra, Harry. - zabrała głos Alexa. Już uszły z niej powoli te emocje sprzed kilku godzin i mogła zacząć jako tako racjonalnie myśleć. - Nie sądzę, żeby Snape miał powody, aby posunąć się aż do zabicia dyrektora. Przydałoby się dowiedzieć prawdy u źródła.
Alan wymienił spojrzenia z Minerwą, ale nic nie powiedzieli.
– No tak. - prychnął. - Ale niby kogo chcesz zapytać? Albus nie żyje, Snape zabije cię szybciej niż zdążysz zadać pytanie.
– Mam pomysł! - odpowiedzieli równocześnie Hermiona, Charlie, Draco i Neville.
********************************************************************************
Tymczasem z samego rana w Malfoy Manor oczywiście zebrało się sporo osób na coś, jak to określiła Alexa, w stylu zabawy. Zgromadzili się tam również członkowie Zewnętrznego Kręgu, bo zaprosił ich dumny ze zwycięstwa Voldemort. Był głęboko rozczarowany synem, ale cieszył się, że chociaż jego wierny sługa i zarazem prawa ręka dokonał tego czynu. Gdy Dumbledore nie żył, sukces był na wyciągnięcie ręki.
W sali balowej zostały ustawione stoły z jadłem i napitkiem, zapewniona była również przestrzeń przeznaczona do tańca. Na podeście stał Voldemort, a po prawej jego stronie stał niepewny swojego dalszego losu Lucas, po lewej natomiast znajdowała się Rosalie, uśmiechając się szeroko do wszystkich, którzy podchodzili do jej ojca. Zaraz jednak ujrzała Severusa stojącego przy jednym ze stołów, który rozmawiał z Lucjuszem Malfoyem. Przeprosiła ojca i ruszyła w stronę mężczyzn.
– Severusie, masz jakieś wieści na temat Draco? - spytał Lucjusz, gdy w końcu dopadł swojego przyjaciela. Tak naprawdę nie miał ochoty tkwić na tym balu i udawać zadowolonego z powodu śmierci Albusa Dumbledore'a.
– Wybacz mi Lucjuszu, ale nie. - zaprzeczył Mistrz Eliksirów. - A od teraz nie mam żadnej drogi kontaktu z nimi. Wiesz przecież, że to młoda Potter ma z nimi kontakt poprzez lusterko dwukierunkowe.
Blondyn kiwnął powoli głową i upił łyk cieczy ze swojego pucharu. Miał nadzieję, że jego syn nie zrobił niczego głupiego i nie włamał się przypadkiem do jakiejś ważnej instytucji.
Anna Zabini jednak zniszczyła jego nadzieję, bo podeszła do nich szybkim krokiem, rzuciła Muffliato i odezwała się:
– Mówią, że Malfoy, Granger, Weasley i Potter włamali się wczoraj do Ministerstwa Magii.
Lucjusz uniósł oczy do góry błagając Merlina o litość.
– Chyba nie mój syn, prawda? - spytał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
– Ja osobiście kojarzę tylko jednego Malfoya, który podróżuje z Potterem i resztą tego całego Trio. - stwierdziła kobieta, patrząc współczująco na arystokratę, który nalał sobie więcej płynu. Zaraz jednak zdjęła zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu, bo zauważyła kierującą się w ich stronę rudą.
– Dzień Dobry Pani Zabini, Panie Malfoy, Panie Snape. - skinęła im głową z szacunkiem.
– Witaj Rosalie. Ślicznie dziś wyglądasz. - skomentowała Anna. Średnio lubiła tę dziewczynę, ale maniery dalej obowiązywały.
– Dziękuję. - Nastolatka uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Pani również. Panie Snape, nie zdążyłam jeszcze Panu pogratulować sukcesu. Ojciec jest bardzo zadowolony, więc ja również czuję się w obowiązku docenić Pana poświęcenie.
Severus miał w tej chwili wielką ochotę przewrócić oczami, ale tylko skinął głową w geście podzięki. Zbyt dużo ludzi, jak na jego gust, mu dzisiaj gratulowało i zaczynało go to męczyć. W dodatku nie był ze swojego czynu ani trochę dumny.
– To bardzo miłe z twojej strony, panno Riddle. - odparł. - Ufam, że doskonale się bawisz na zabawie.
Szczerze mówiąc nie interesowało go to, ale zapytać trzeba było. Jeszcze pobiegnie do tatusia i poskarży się, że mężczyzna nie zwraca na nią uwagi, a dodatkowych atrakcji tego typu nie było mu trzeba.
– Tak, dziękuję. - potwierdziła. - Zechciałby Pan może zatańczyć? Nie warto marnować czasu na stanie pod ścianą.
– Naturalnie. Jak mógłbym odmówić tak urodziwej młodej kobiecie. - zgodził się i zaoferował jej ramię. To przecież tylko taniec, od tego się nie umiera. Ruszył razem z Rosalie na parkiet, nie oglądając się na Lucjusza i Annę, którzy pogrążyli się w rozmowie, obserwując ukradkiem wyżej wspomnianą parę.
Muzyka rozbrzmiała, a oni zaczęli się poruszać w odpowiednim, dopasowanym do muzyki, rytmie.
– Chce Pan abym zdradziła Panu pewien sekret? Wprawdzie niedługo nie będzie to tajemnicą, ale ojciec prosił, abym na razie nikomu nic nie mówiła. Ja jednak uważam to za zbyt fascynujące, abym mogła milczeć na ten temat.
Westchnął w duchu. Ta dziewczyna zbyt dużo mówiła. Gdyby nie posiadał odpowiednich manier, uznałby, że warto zatkać jej usta.
– Skoro twój ojciec polecił ci trzymać buzię na kłódkę, to zapewne nie powinnaś mu się sprzeciwiać. - rzekł, dalej poruszając się w tańcu.
– Może ma Pan rację, ale ojciec nie powinien być zły. Jest teraz zbyt zadowolony. - zastanowiła się chwilę. - Powiem Panu. Ale w razie czego, nie wie Pan tego ode mnie.
Obiecał niechętnie, że nikomu nie powie. Modlił się jednak w duchu, żeby ktoś go zawołał. Chociażby Czarny Pan. Zdecydowanie chciał być teraz z kimś innym, gdzieś indziej.
– Ojciec chce obsadzić Pana na stanowisku dyrektora Hogwartu. Dzięki temu szkoła wpadnie w nasze posiadanie i wszystko się zmieni na lepsze. Zero szlam, jakie to cudowne... - rozmarzyła się.
– Byłbym jednak wdzięczny, gdybyś nie używała takiego słownictwa. To nie przystoi młodej damie. - przerwał jej ostro a ona spojrzała na niego zdziwiona. Wzruszyła jednak ramionami i zgodziła się.
Severus tymczasem zwrócił uwagę na pierwsze zdanie. On jako dyrektor? Wyobraził sobie jak wchodzi do szkoły, o ile uda mu się tam dostać, i oznajmia wszystkim, że jest od tej chwili dyrektorem. Uśmiechnął się kpiąco na samą myśl o tym, ale zaraz potem spoważniał. W tym momencie wybrzmiały ostatnie dźwięki i utwór się skończył. Severus ukłonił się więc przed Rosalie i ucałował jej dłoń.
– Dziękuję ci za ten taniec, ale teraz już muszę odejść. Myślę jednak, że jeszcze się zobaczymy. Pozdrów ojca ode mnie i przeproś go w moim imieniu. Muszę załatwić pewną sprawę.
– Och, tak szybko Pan wychodzi? - skrzywiła się. - No dobrze.
Dygnęła i uśmiechnęła się na pożegnanie, a potem weszła w tłum, by odszukać rodziciela. Severus natomiast znalazł wzrokiem Lucjusza i Annę oraz Narcyzę i Marka, a następnie skinął im głową i wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top