Rozdział 7

Na tej ulicy było kilka sklepów, a knajpa, z której przed chwilą wyszli, miała na szyldzie napis „Dziurawy Kocioł”. Nie wyglądała ona jednak podobnie do tej z opowieści Harry'ego, Rona i Hermiony. Ludzie nie starali się ze sobą rozmawiać, wręcz unikali wzroku innych. Idąc prosto, Alexa widziała na szyldach sklepów ogłoszenia „poszukiwany”, „poszukiwana”. Zdjęcia na plakatach wyglądały przygnębiająco i powodowały ciarki na plecach. Niektóre budynki miały okna i drzwi pozabijane deskami. Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje, ale podejrzewała, że nic dobrego.

Po jakimś czasie wszyscy zatrzymali się przed sklepem należącym do Ollivanderów. Profesor Lupin wszedł pierwszy, a Alexa i nauczycielka poszły zaraz za nim. Sklep nie był zbyt duży, było w nim pełno regałów z różdżkami, które leżały sobie spokojnie w pudełeczkach, czekając na swoich przyszłych właścicieli. W rogu stało krzesło, a na środku sklepu biurko sprzedawcy. Przy ścianie naprzeciwko wejścia stał mały regał z książkami. Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał, informując właściciela o przyjściu klientów. Zza regałów wyłonił się lekko przygarbiony staruszek z różdżką w dłoni. Wyglądał na zaniepokojonego, ale gdy zobaczył przybyszów, odetchnął z ulgą i odłożył magiczny patyk.

— Dzięki Merlinowi. Minerwa McGonagall i Remus Lupin. Jakie to szczęście, że to tylko wy. Wybaczcie moją reakcję, sami wiecie jakie mamy czasy... — Staruszek pokręcił głową ze smutkiem, a potem przeniósł wzrok na stojącą obok dziewczynę. — Och, widzę, że przyprowadziliście kogoś. Nie wygląda na jedenaście lat.

— Witamy, panie Ollivander. Cieszymy się, że pana zastaliśmy. To jest kryzysowa sytuacja. Ta dziewczyna to siostra Harry'ego. Alexandra Potter — odezwała się profesor McGonagall.

— Potter, Potter... — zamyślił się mężczyzna. — Pamiętam go. Ale nie przypominam sobie, żeby miał siostrę.

— Jeszcze kilka dni temu sama o tym nie wiedziałam, proszę pana — powiedziała cicho Alexa. — Dla mnie to nowa sytuacja.

— Ollivander, niestety nie mamy czasu wyjaśniać całej historii. Jesteśmy tu w celu zakupu różdżki — ponaglił profesor Lupin.

— Ach tak... Powiedz mi dziecko, która ręka ma moc?

Dziewczyna zamrugała zaskoczona i spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.

— Hę? — wykrztusiła. — To znaczy... Jestem praworęczna.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

— Twój brat odpowiedział podobnie, kiedy przyszedł po swoją pierwszą różdżkę pięć lat temu. Jeśli dobrze pamiętam, to posiada on ostrokrzew, jedenaście cali, pióro feniksa, giętka. No dobrze, zaraz znajdziemy ci odpowiednią różdżkę.

Zadał Alexie kilka pytań, które według niej nie miały ze sobą żadnego powiązania, a potem zagłębił się między regałami. Po kilku chwilach wrócił z dwoma małymi pudełkami i położył je na biurku. Otworzył jedno z nich, dzięki czemu dziewczyna mogła zobaczyć jego zawartość. Jej oczom ukazała się różdżka, która jednak nie wyglądała na stworzoną dla ludzi o dobrych intencjach.

— Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, ale różdżki się nie mylą — westchnął staruszek i podsunął pudełko bliżej. — Drzewo różane, dwanaście cali, łuska skorpeny, średnio giętka. Nadaje się do czarnej magii.

Alexa usłyszała za sobą odgłos oburzenia.

— Ollivander, czy ty wiesz, co robisz? — zapytał profesor Lupin.

— Oczywiście. Śmiało, chwyć ją i machnij — zwrócił się mężczyzna do brązowowłosej.

Ostrożnie wyjęła patyk z pudełeczka i machnęła nim delikatnie w powietrzu. Wokół niej zawiał mocny wiatr i większość książek spadła z regału stojącego przy ścianie, a sam mebel przewróciłby się, gdyby nie szybka interwencja profesor McGonagall.

— Zdecydowanie nie — oceniła cała trójka.

— Przepraszam — mruknęła lekko zawstydzona Alexa i odłożyła drewno na biurko. Starszy mężczyzna tylko machnął ręką i zapakował różdżkę z powrotem do pudełka. Otworzył następne, które wyglądało trochę przyjaźniej.

— Trzynaście cali, Wierzba, włos z grzywy jednorożca. Najlepiej sprawdza się w białej magii, dobra do zaklęć leczniczych.

Tym razem dziewczyna pewniej wzięła różdżkę do ręki i machnęła nią w powietrzu. Lampa stojąca na biurku zapaliła się, a gdy poruszyła ręką drugi raz, zgasła. Pan Ollivander uśmiechnął się szeroko.

— Wydaje mi się, że cię polubiła.

— Jest w porządku, ale... — Zmartwiona Alexa odwróciła się w stronę nauczycieli. — Czym mam zapłacić? Nie jestem pewna, czy akceptują tutaj funty...

— Nie martw się — uspokoiła ją profesor McGonagall — Przed wyjściem wybrałam się do Banku Gringotta i pobrałam trochę pieniędzy z waszej wspólnej skrytki. Twojej i Harry'ego.

Taka odpowiedź zadowoliła dziewczynę, więc przeniosła wzrok na sprzedawcę.

— W takim razie poproszę tę różdżkę — zdecydowała.

— Dobry wybór. Życzę powodzenia w Hogwarcie.

Gdy nauczycielka zapłaciła, Alexa schowała do torby opakowanie z różdżką i wraz z nauczycielami wyszła ze sklepu. W ciągu kolejnej godziny zdążyła kupić kociołek, podręczniki, szaty i inne potrzebne jej rzeczy. W międzyczasie dowiedziała się także, że będzie uczyć się na szóstym roku razem z Harrym, Hermioną i Ronem, a jeśli okaże się, że nie radzi sobie z materiałem, zostanie przeniesiona rok niżej. Profesor McGonagall przekazała jej również, że pani Weasley pozwoliła dziewczynie kupić jedno z zwierząt, które są dozwolone w Hogwarcie.

— Masz do wyboru kota, sowę lub ropuchę. Osobiście odradzam ropuchę — skrzywiła się. — Sowa jest przydatna, bo może dostarczyć twój list do prawie każdego adresata. A większość kotów będzie dobrymi towarzyszami.

Po długich rozmyślaniach Alexa zdecydowała się na czarno—białą kotkę i przy okazji kupiła również dla niej jedzenie. Nie chciała nawet myśleć, ile wyniesie koszt wszystkich zakupów. W drodze powrotnej wstąpili jeszcze do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Dziewczyna była zachwycona, mogłaby spędzić tam cały dzień. Sklep był pełen różnych ciekawych wynalazków, a bliźniacy potrafili coś zareklamować tak, że wszyscy chcieli to kupić. Gdy Alexa wróciła do Nory, było około godziny dwunastej. W kuchni siedzieli prawie wszyscy domownicy, nie licząc bliźniaków. Porozmawiała chwilę z obecnymi, rozpakowała rzeczy w pokoju i musiała się spieszyć, bo miała się zjawić o dwunastej trzydzieści u profesora Snape'a.

Drogę z kuchni do gabinetu pokonała w niecałe dziesięć minut. Zapukała do drzwi, cierpliwie czekając.

— Wejść! — usłyszała głos, ale nie był on podobny do głosu Snape'a. Alexa wyjęła z kieszeni różdżkę, chociaż wiedziała, że i tak nic nią nie zdziała. Trudno, najwyżej wsadzi ją temu komuś do oka. Szybko otworzyła drzwi, nie wiedząc, co tam właściwie zastanie. 

Pomieszczenie nie wyglądało na zdemolowane, czyli mogła wykluczyć włamanie. Na krześle przy biurku siedział blondyn, którego widziała wczoraj. Czytał jakąś książkę, ale zamknął ją, gdy zobaczył wchodzącą do środka Alexę. 

— Co ty tu robisz? — zdziwiła się. — I gdzie jest profesor Snape?

— A gdzie „Cześć” albo „Miło cię widzieć”? A co do mojego wujka, miał coś do załatwienia i mam cię czymś zająć, dopóki nie wróci.

— Cześć. — Alexa przewróciła oczami. — Widzimy się raptem drugi raz, więc nie muszę ci mówić, że mdleję na twój widok.

Chłopak wstał i podszedł do dziewczyny, wyciągając rękę.

— No to zacznijmy po ludzku. Hej. Jestem Draco Malfoy, a ty?

— Alexa Potter — odparła dziewczyna, ściskając jego dłoń. Przez twarz chłopaka przeleciał jakiś dziwny cień, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił

— Miło cię poznać. A mdlenie na mój widok może poczekać — uśmiechnął się szeroko i mrugnął.

— Wybacz, nie jesteś w moim typie. Zniszczyłam ci tym światopogląd, prawda? Pewnie dziewczyny na ciebie lecą jak muchy na miód.

— Kiedyś to lubiłem, ale teraz... — Machnął ręką. — Co tak stoisz? Siadaj.

Dziewczyna zajęła miejsce na krześle i czekała, aż chłopak zrobi to samo.

— Do jakiego domu cię przydzielili? — zapytał Draco. — Zresztą, po co pytam, pewnie do Gryffindoru, mam rację?

— Jeszcze do żadnego. Za tydzień mam przejść tę całą ceremonię przydziału. Czemu wszyscy twierdzą, że będę w Gryffindorze? Czy to takie oczywiste?

— No wiesz, twój brat, podobnie jak twoi rodzice, jest Gryfonem. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że pójdziesz w ich ślady. 

— A ty w jakim domu jesteś?

— W Slytherinie. — Wypiął dumnie pierś. — Najlepszym domu w Hogwarcie.

— Mhm, jasne. Myślisz, że w to uwierzę? — Alexa uniosła brew, zaplatając ręce na piersi.

— Warto było spróbować — odparł, wzruszając ramionami. Brązowowłosa postanowiła zmienić temat.

— Kiedy wróci profesor Snape?

— A kto go tam wie. Pojawia się i znika. Raz jest, a w następnej chwili go nie ma. — odparł zamyślony Draco, a potem potrząsnął głową. — Miałaś mieć lekcje, prawda?

Potwierdziła skinięciem głowy.

— Równie dobrze mogę się do czegoś przydać — stwierdził z uśmiechem. — Masz już różdżkę?

Alexa znów kiwnęła głową i wyjęła z kieszeni drewniany patyk.

— Uczyłeś już kiedyś kogoś?

— Powiedzmy. Ale niezbyt dobrze mi wyszło. Uznajmy, że zaufamy twojej inteligencji. Może coś zrozumiesz. Dobra. Zacznijmy od czegoś prostego.

Zgasił świecę, która stała na biurku.

— Twoim zadaniem będzie zapalenie choć maleńkiego światełka. Zaklęcie to Lumos.

Zaprezentował ruch różdżką i dał znak, że dziewczyna ma zrobić to samo. Spróbowała naśladować jego wcześniejsze ruchy, co poskutkowało kilkusekundowym światełkiem na końcu różdżki.

— Nieźle. Ale postaraj się utrzymać je dłużej, okej?

Kiwnęła głową i skupiła się mocniej nad zadaniem. Tym razem światło utrzymało się dłużej.

— Super. A teraz, żeby je zgasić, trzeba użyć zaklęcia Nox.

Ponownie zaprezentował ruch. Na szczęście dziewczynie udało się wykonać zadanie bez większych problemów. Draco wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.

— Chyba pomyślę nad karierą nauczyciela — parsknął śmiechem.

— Możesz pomarzyć, Malfoy — usłyszeli głęboki męski głos dochodzący z tyłu. Alexa odwróciła się gwałtownie, a blondyn złapał się za serce. Za nimi stał Snape.

— Wujku, mógłbyś ostrzegać. Moje biedne serce tego nie wytrzyma — jęknął z wyrzutem Draco, a potem zerknął na dziewczynę. — Mówiłem, pojawia się i znika.

— Nie dramatyzuj. Przez cały ten czas tylko plotkowałeś na mój temat, czy może zrobiłeś coś pożytecznego?

— Co do plotek, najlepsze smaczki zostawiłem na koniec, ale niestety wróciłeś — zażartował chłopak, ale spoważniał pod wpływem wzroku nauczyciela. — Nauczyłem ją Lumos i Nox.

— Doprawdy? Pokaż.

Brązowowłosa zademonstrowała swoje nowe umiejętności, a Severus kiwnął krótko głową.

— Możesz iść. Mam do pogadania z Draco. Wróć jutro o ósmej.

Alexa pożegnała się cicho z nieco bladym chłopakiem i wyszła z pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top