Rozdział 68
Dzisiaj oprócz rozdziału mam krótką notkę. Pewnie większość wie, a jeśli ktoś nie wie, to się teraz dowie, że dzisiaj jest 1 sierpnia. Jest to 76 rocznica Powstania Warszawskiego. Dokładnie 76 lat temu o godzinie 17:00 wybuchło powstanie. Chciałabym więc dzisiaj zapalić symboliczny znicz wszystkim ofiarom tego wydarzenia i tym, którzy przeżyli. Za ich odwagę, honor i za to, że walczyli za wolną Polskę. [*]
Dziękuję.
********************************************************************************
Jak się jakiś czas później okazało, Dumbledore znał prawdę, ale zamierzał wyjawić ją na najbliższym spotkaniu Zakonu. A takowe miało się odbyć dopiero w następnym tygodniu. Na pytanie, dlaczego zgodził się na ten głupi pomysł, odpowiedział, że „Są odpowiedzialni. Poradzą sobie." i nie dało się go skłonić do zmiany zdania.
Na spotkaniu oczywiście została poruszona ta kwestia i nie spotkała się ona z powszechną radością. Wszyscy, rzecz jasna, zdawali sobie sprawę z tego, że to ważne, ale byli zgodni co do tego, że nie powinny się tym zajmować dzieciaki. A już w szczególności dzieciaki, za których głowy jest oferowana duża suma. Molly Weasley była tak wściekła, że o mało nie nabrała ochoty na zamordowanie Dumbledore'a, chociaż to przecież nie była jego wina. Lily sprawiała wrażenie, jakby bardzo chciała jej w tym pomóc.
– Och, Harry. Spróbuj tylko wrócić martwy. - mruknęła ostrzegawczo, mimo że chłopak nie mógł jej usłyszeć. Usiadła na krześle i podkuliła nogi podciągając je pod brodę.
– Lily, nie chcę nic mówić, ale on martwy sam nie wróci, tak czy siak. I nie martw się. Gryfoni się nie poddają tak łatwo. - próbował ją pocieszyć James. Ona jednak zmroziła go wzrokiem, więc umilkł.
– Evans, Molly, przestańcie histeryzować. Wasi synowie jeszcze nie zginęli, więc cieszcie się. - wtrącił Snape, który miał już dość lamentowania obu rudowłosych. Lily jednak, zamiast się uspokoić, zacisnęła pięści i wstała. Nawet nie skomentowała faktu, że zwrócił się do niej panieńskim nazwiskiem.
– Słuchaj Severusie. Ty nie masz własnych dzieci, więc nie masz pojęcia jakie to uczucie, gdy nie wiesz co się dzieje z twoim dzieckiem. Więc nie mów mi, żebym przestała histeryzować.
Molly postanowiła się ewakuować z kuchni, bo czuła, że może być nieprzyjemnie. Słowa Snape'a nie ruszyły jej aż tak bardzo, bo zdążyła się przyzwyczaić do jego sposobów komunikacji ze światem. Było już po spotkaniu, więc większość osób wróciła do swoich spraw.
– Wielka specjalistka od dzieci się znalazła. - prychnął Snape. - Ile tą matką jesteś, co? Pomijając ten rok po urodzeniu bliźniaków, to zaledwie pół roku.
– Gdyby nie pewna osoba, to byłabym nią znacznie dłużej!
Mężczyzna odsunął się, jakby po uderzeniu w twarz. Oczywiście musiała mu to wypomnieć. Nie dość, że nawiedzało go to w snach prawie każdej nocy, to jeszcze akurat ona musiała mu to przypominać. Chciał o tym zapomnieć. Chciał wymazać z pamięci wiele momentów. Nazwanie Lily szlamą, przyjęcie Mrocznego Znaku, dostarczenie przepowiedni Voldemortowi, i jeszcze sporo innych. Nie chciał jednak tego pokazywać, więc odezwał się ponownie.
– Gdybyście nie ufali bezgranicznie szczurowi, to zapewne żylibyście sobie spokojnie. A teraz żegnam. Mam ważniejsze zajęcia w Hogwarcie. Alan, idziesz?
Starszy z braci od razu się pojawił, więc mogli wracać. Lily próbowała go zatrzymać, przeprosić, ale nie reagował na to. Nie zamierzał słuchać tych pustych przeprosin.
– Ej, Sev. Co jest? - spytał Alan, gdy próbował zrównać się z bratem, który szedł tak szybko, jakby zmierzał na wyprzedaż niezwykle cennych składników do eliksirów. Słyszał jednak jego rozmowę z Lily, więc czuł, że młodszy mężczyzna nie jest w dobrym humorze. Postanowił jednak dotrzymać mu towarzystwa i doszedł za nim aż pod jego kwatery. W zasadzie aktualnie to była pusta ściana, ale Severus nagle się zatrzymał.
– Desipere est juris gentium – wymamrotał, równocześnie tworząc jakieś skomplikowane ruchy różdżką. Po chwili w miejscu pustej ściany pojawiły się drzwi. No tak, bezpieczeństwo przede wszystkim.
Alan wszedł za Snape'em do środka, ale daleko nie zaszedł, bo kilka sekund później wpadł na plecy brata. Zdziwiony wychylił się zza niego i już wiedział czym wywołane było zatrzymanie młodszego mężczyzny. Na kanapie w salonie siedzieli Lucjusz i Narcyza Malfoy i oboje wyglądali na zmartwionych.
– Lucjuszu, Narcyzo, czym sobie zasłużyłem na waszą wizytę? I jak tutaj weszliście? - spytał Severus, gdy już przywitał się z Lucjuszem i ucałował dłoń Narcyzy. Następnie zasiadł w fotelu, i wskazał ruchem głowy drugi fotel Alanowi, żeby nie stał jak słup.
– Dumbledore nas wpuścił do szkoły, a ja przecież znam twoje hasło. - odparł Lucjusz: - Prawem ludzi jest głupota, nieprawdaż?
Opiekun Slytherinu skrzywił się, ale przytaknął. No tak, podawał je kiedyś przyjacielowi.
– Chyba pora zmienić zabezpieczenia. - mruknął. - Co was tu sprowadza?
– Czy wiesz co się dzieje z Draco? Wysłałam do niego sowę, ale wróciła z tym samym listem.
Narcyza wyglądała, jakby miała problemy ze snem. Widocznie bardzo martwiła się o syna. I co jej teraz powiedzieć, żeby nie wywołać dodatkowych zmartwień?
Po chwili namysłu opowiedział im wszystko, bo powinni mieć pojęcie w co wpakował się ten młody. Kobieta spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie sądziła, że Draco podjąłby się takiego czegoś. No, przynajmniej nie w towarzystwie Wybrańca, którego ponoć nie lubił od pierwszego roku, mugolaczki i najmłodszego syna Weasleyów.
– On zwariował. - skomentował to wszystko Lucjusz. Pokręcił głową nad głupotą chłopaka: - Jest w ogóle świadomy tego, że Czarny Pan nie będzie miał oporów by go zabić, gdy ich znajdzie? Nie dość, że nie przyjął Mrocznego Znaku, to jeszcze jest z tą całą Granger i pomaga Potterowi.
W tamtym momencie Alan nie miał pojęcia czy sobie pójść, czy zostać. Niby Severus kazał mu siedzieć, a jemu lepiej się nie sprzeciwiać, ale tak naprawdę nie miał tu nic do roboty.
– W zasadzie robią to dla większego dobra. - wtrącił, ale skrzywił się, gdy zrozumiał, że to wyjątkowo słaby argument. Trzy pary oczu zatrzymały się na nim.
– Alan, ja zdaję sobie sprawę, że te dropsy Albusa mają jakąś dziwną moc i piorą umysłu konsumentom, ale byłbym wdzięczny, gdybyś nie cytował naszego „wspaniałego" dyrektora.
Snape spojrzał na niego z politowaniem i wyciągnął różdżkę, a następnie wyczarował swojego patronusa, tę przeklętą łanię.
– Do Alexandry Potter. Nie obchodzi mnie co w tej chwili robisz. Zabierz ze sobą lusterko, wiesz o co mi chodzi, i za chwilę masz być w moim gabinecie.
Łania pobiegła, by dostarczyć wiadomość. Jej właściciel w tym czasie nalał sobie i pozostałej trójce jakiegoś płynu do szklanek.
– Chodzi o tę zaginioną siostrę Chłopca-Który-Przeżył, która przyjaźni się z Draco? - spytała Pani Malfoy z zainteresowaniem. - W końcu ją poznam!
– Narcyzo, nie przesadzaj. - odparł Mistrz Eliksirów. - Nie ma się czym zachwycać. Ta dziewczyna jest bezmyślna, nie słucha się poleceń, nie wiem za jakie grzechy Tiara przydzieliła ją do Slytherinu, jest naiwna, lekkomyślna...
Wymieniałby tak dalej, gdyby kobieta mu nie przerwała. Na jej twarzy widniał tajemniczy uśmiech.
– Wybacz, że ci przerwę, Severusie, ale jak na osobę, która według ciebie nie jest warta uwagi, to wystosowałeś dość dużo określeń. A na końcu języka z pewnością miałeś ich więcej. Prawdopodobnie musiałeś trochę nad tym myśleć, a więc myślałeś o niej. Czy my o czymś nie wiemy?
Brunet zakrztusił się cieczą, którą właśnie wlał sobie do ust i obrzucił rozmówczynię oburzonym spojrzeniem. Natomiast Alan wyglądał, jakby miał ogromną ochotę parsknąć śmiechem. Uznał to jednak za zły pomysł. Kilka tygodni temu podczas obchodu natknął się w lochach na młodego Malfoya i, sam nie wiedział czemu, zaprosił go na herbatkę. Wtedy blondyn wyjawił mu swoje myśli i teorie. Musiał przyznać, że zaintrygowało go to.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś swoje wyssane z palca teorie zachowała dla siebie. - oświadczył Snape. Typowa kobieta, wsadza nos w nieswoje sprawy. Przecież nie powie jej co mu leży na sercu, musiałby chyba najeść się zbyt dużo dropsów od Albusa. Zerknął na swojego przyjaciela. - Lucjuszu, pij. Przecież cię nie otruję.
Przynajmniej nie teraz. - odpowiedział sobie w myślach. Zemsta za pewien „wypadek" była w fazie przygotowania. Ta faza trwała już kilka lat, ale jeszcze nie dojrzała. Dobrze pamiętał ten dzień, kiedy Lucjusz przez „przypadek" przefarbował mu włosy na zielono-różowy. Miał wtedy wielką ochotę go zamordować, bo zaklęcie nie schodziło przez tydzień. Dobrze, że były wtedy wakacje i nie musiał się pojawiać w takim stanie w Hogwarcie.
Blondyn powąchał ostrożnie zawartość swojej szklanki i upił trochę. On również pamiętał tamto wydarzenie i dalej obawiał się zemsty. Chwilę później usłyszeli damski głos dochodzący od strony gabinetu. Mistrz Eliksirów zawołał, żeby przyszła do salonu. Doskonale wiedziała gdzie to jest, więc się nie zgubi. W najgorszym razie trafi do Pokoju Tajemnic, gdzie zamykał swoje nieposłuszne ofiary. Jednak do tego nie doszło, nie żeby naprawdę miał w posiadaniu taki pokój. Weszła do salonu i stanęła jak wryta.
Nie miała jeszcze nigdy okazji poznać Państwa Malfoy, więc zaskoczył ją ich widok. Przynajmniej sądziła, że to oni, bo było widać duże podobieństwo do Draco. Ale co dwoje Śmierciożerców robiło w Hogwarcie?
– Dzień Dobry. - odezwała się niepewnie. Kobieta podeszła do niej i obejrzała ją dokładnie z każdej strony. Dziewczyna poczuła się nieswojo.
– Faktycznie, podobna do tej małej rudej. - przyznała była Ślizgonka i odsunęła się, by tym razem spojrzeć w twarz młodszej. - Przyjaźnisz się z Draco, prawda? My jesteśmy jego rodzicami.
Kiwnęła głową. A więc miała rację. Przeniosła pytający wzrok na Snape'a.
– Wzywał mnie Pan.
– Nie da się ukryć. - prychnął. - Masz to lusterko?
Przytaknęła i wygrzebała z kieszeni wymieniony wyżej przedmiot. Nosiła je cały czas ze sobą, bo w każdej chwili mogło się przydać. Mężczyzna kazał jej nawiązać połączenie z Draco, więc to zrobiła. Po chwili na powierzchni tafli pojawiła się twarz Ślizgona. Leżał rozłożony na łóżku i wyglądał, jakby przed chwilą płakał ze śmiechu.
– Alex, nie uwierzysz! - zaczął rozemocjonowanym tonem. - Z ostatniej chwili. Harry Potter i Ronald Weasley spędzili ostatnią noc w jednym łóżku. Czyż to nie interesujące?
Tym razem Alan nie wytrzymał i zaśmiał się. Wyobraził to sobie i to wyglądało po prostu komicznie. Nie podejrzewał jednak młodych Pottera i Weasleya o zmianę orientacji. Narcyza i Lucjusz spojrzeli po sobie, nie wiedząc co mają o tym myśleć, a Severus westchnął i przetarł twarz dłonią.
– Malfoy, nie interesują nas nocne zajęcia Wybrańca i jego pomagiera. Twoi rodzice niepokoją się o ciebie, przyszli do mnie w twojej sprawie. Już nie wspominając o tym, że wpadliście na głupi pomysł, który zgłosiliście tylko starcowi, który cierpi na dropsoholizm zaawansowany. Jakby się wam coś stało, to nawet nie wiedzielibyśmy gdzie was szukać. Dodajmy do tego fakt, że nawet jeśli cudem znaleźlibyście jakiś horkruks, to nie macie czym go zniszczyć.
Z twarzy Dracona zszedł uśmiech i odjęło mu mowę. Postanowił jednak zrobić dobrą minę do złej gry i ponownie się uśmiechnął.
– Witaj wujku, dobrze cię widzieć. Jak tam zdrówko, nie szkodzą ci opary? A może w końcu znalazłeś sobie jakąś kobietę? Niby nie minęło zbyt wiele czasu, ale kto cię tam wie...
– Dobra, Draco. To chyba nie działa. - poinformowała przyjaciela Alexa, widząc drgające mięśnie na twarzy Opiekuna Domu. - Opowiadaj. Znaleźliście już coś?
– A, tak. W zasadzie to tak. Mamy medalion Salazara Slytherina, który zostawił po sobie jakiś dziwny staruszek na wózku. Ogólnie to najpierw wziął nas za rodzinę, a potem życzył nam szczęścia i sobie pojechał. Został po nim tylko ten medalion, ale mam dziwne wrażenie, że ma więcej takich cennych staroci.
Opowiedział dokładnie co się stało później. Razem z medalionem ruszyli do faceta z wizytówki Hermiony i okazało się, że co prawda był mugolem, ale jego córka – mugolaczka - chodziła do Hogwartu, więc był nieco obeznany z magią. Pozwolił im się zatrzymać na parę dni i obiecał, że nikt się nie dowie, że tam są. Do Wellingborough już nie wrócili.
– Zaraz... Wellingborough, mówisz? - przerwała mu w pewnym momencie Alexa, a chłopak potwierdził. Zmarszczyła brwi. - Tam mieszka pradziadek Alexander. Znaczy, dziadek kobiety, u której się wychowałam. On jeździ na wózku, jest dość stary, i zbiera różne cenne rzeczy. Biżuteria pewnie też by się u niego znalazła.
– Alexander Leen, mówisz? - wtrącił Severus, nawet nie zwróciwszy uwagi na to, że zaczął podobnie jak dziewczyna. - To byłoby do niego podobne.
– Znasz go/Zna go Pan? - odezwali się jednocześnie Draco i Alexa. Po raz kolejny Snape ich zaskoczył. Ciekawiło ich czy istnieje osoba, której on nie zna. Mężczyzna skrzywił się, ale kiwnął głową.
– Powiedzmy, że miałem wątpliwą przyjemność go spotkać. A wracając do głównego tematu, wiecie chociaż czym go zniszczyć?
W tym momencie usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i do Draco podeszli Harry, Ron i Hermiona.
– Jeśli mówimy o Horkruksie, to podejrzewamy. Miecz Gryffindora, kieł z jadem bazyliszka lub Szatańska Pożoga. - powiedziała Gryfonka, która najwyraźniej słyszała ostatnie słowa. - Jak na razie nie mamy ani kła, ani miecza, więc...
– Nawet nie próbujcie Pożogi. - przerwał jej ostro Snape. - Chcecie spalić mugolom miasto?
Wprawdzie dziewczyna nie miała na myśli robić tego w mieście, ale faktycznie, był to zły pomysł. Jeśli już, to powinien dokonać tego dorosły i wykwalifikowany czarodziej, a nie grupa szóstorocznych uczniów. Zapytali więc co mają zrobić. W odpowiedzi spotkali się ze stwierdzeniem, że mogli pomyśleć o tym wcześniej. Obiecał im jednak, że nie zostawią ich z tym samych.
– Dobra, Potter. Oddaj na chwilę lusterko Narcyzie, a my idziemy pogadać. - stwierdził, gdy skończył, a potem wstał. Szatynka zdziwiła się, ale również się podniosła i przekazała kobiecie przedmiot. Miała przecież prawo porozmawiać z synem. Alan też podniósł tyłek z miejsca, ale został zawrócony przez brata. Uśmiechnął się pod nosem i mruknął:
– Oj, Sev...
Severus i Alexa przeszli do drugiego pomieszczenia, które mężczyzna zamknął dokładnie i wyciszył zaklęciem. Następnie westchnął i spojrzał na dziewczynę.
– Powinienem cię przeprosić. - wypalił. Ona zamrugała zdezorientowana. Za co on przepraszał?
– Eee... Chyba nie ma za co przepraszać. - odparła niepewnie i potarła dłonią jedno z miejsc na szyi z roztargnieniem. On bezwiednie podążył wzrokiem za jej dłonią i odchrząknął.
– Owszem, jest. Chodzi mi o to wydarzenie... tego samego dnia co wróciliśmy z Włoch. - Skarcił sam siebie w duchu. Naprawdę musiał plątać się jak pierwszak? Powinien wyłożyć kawę na ławę i tyle.
Przeszukała szybko pamięć i zarumieniła się lekko, gdy zorientowała się o co chodzi. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Nie mogła przecież przyznać, że przez kilka następnych dni o tym myślała.
– No powiedz coś. - mruknął niecierpliwie. - Ja mam z tym iść do Dumbledore'a czy ty idziesz?
– Przepraszam, po jaką cholerę? Pokręciło się Panu w głowie od tych oparów z eliksirów?
Dyrektor miał raczej ważniejsze rzeczy do roboty. Pomijając testowanie coraz to nowych smaków dropsów.
– 10 punktów od Slytherinu za przekleństwo. I za obrazę nauczyciela. - oburzył się i ciągnął dalej. - Zdajesz sobie sprawę, że to było wykorzystywanie?
– Pan chyba nie wie co to wykorzystywanie. - przewróciła oczami. - Czy wyglądam na pokrzywdzoną? Mam jakąś traumę, albo siadło mi na psychikę?
– Tobie już dawno siadło na psychikę. I to bez mojej ingerencji.- uśmiechnął się wrednie.
– Tak, tak. Do mojej psychiki też się Pan przyczynił. Nawet zaczął mnie Pan nawiedzać w snach.
– Jasne. Pewnie w najgorszych koszmarach?
– A no zależy. - odparła niewinnie. - Ale wracając, nikt nie idzie do dyrektora. Było, minęło a wszyscy dalej żyją.
– Niech ci będzie. - westchnął. - Jak chcesz, to możesz iść. Lusterko zwróci ci Mgiełka.
Zgodziła się i skierowała się w stronę wyjścia, ale wpadła na pewien pomysł. Postanowiła trochę podenerwować Snape'a, bo zostało udowodnione naukowo, że jeśli człowiek się wścieknie, to krew mu lepiej krąży w żyłach. Zawróciła więc i podeszła szybkim krokiem do mężczyzny i stanęła na palcach, by pocałować go w policzek. Następnie ekspresowo opuściła pomieszczenie, by nie narazić się na kolejną utratę punktów. Była jednak bardzo z siebie zadowolona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top