Rozdział 65


Po dosyć długiej opowieści Willa, z przerwami na herbatę, Albus Dumbledore wpatrzył się w chłopaka dziwnym wzrokiem. Dziwnym, rzecz jasna, dla Williama. Miał on wrażenie, że wzrok staruszka przeszywa go na wskroś i wydobywa z niego wszystkie najskrytsze sekrety. Było w tym trochę racji, bo dyrektor rzeczywiście zastosował legilimencję względem swojego gościa. Może nie było to zbyt poprawne, ale musiał przecież dowiedzieć się czy nie został może wysłany przez Voldemorta. Pod koniec jednak tego pożałował, widząc prywatną chwilę chłopców. Nastolatek poczuł się nieswojo i poruszył się nerwowo na krześle. Nie pomagał fakt, że zostali w pomieszczeniu we dwóch, bo dyrektor wyprosił resztę na zewnątrz.

– Co zamierza Pan zrobić? - spytał nieoczekiwanie chłopak.

Dumbledore wyrwany z rozmyślań spojrzał na niego zdezorientowany. Za chwilę jednak sobie przypomniał i pogładził swą brodę próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie.

– Zobaczę co da się zrobić. Ty jednak powinieneś wrócić do domu. Twoi rodzice z pewnością zaczęli się martwić.

– Co mam im powiedzieć? Raczej nie to, że jakiś popaprany czarnoksiężnik porwał mnie dla okupu, czy czegoś takiego. W dodatku zbyt długo mnie nie było. Trudno to będzie wytłumaczyć.

Pomyślał, że jeśli jego mama jeszcze nie zawiadomiła policji, to będzie cud. Jego rodzice byli strasznie nadopiekuńczy w stosunku do swojego młodszego syna. Wiedział, że będzie musiał się tłumaczyć ze swojej nieobecności.

– Poczekaj chwilę. - poprosił starzec i wyjął z szuflady kawałek jakiegoś papieru i pióro. Nakreślił na papierze jakieś słowa, które chwilę później zniknęły:- Załatwione. Możesz wrócić do domu bez problemu. A co do twojego przyjaciela i jego matki... Postaram się podjąć odpowiednie kroki. A teraz muszę cię poprosić o wyjście. Alan aportuje się z tobą do Londynu.

Jak na zawołanie, do gabinetu wszedł Alan Prince w mugolskich ubraniach gotowy do drogi. Dowiedział się o tym, co prawda, kilka minut temu, ale udało mu się szybko ogarnąć. Po drodze napotkał czekających przed wejściem Harry'ego, Alexandrę, Severusa i Minerwę, ale nie miał czasu by zatrzymać się na pogawędkę.

– To co, gotowy? - spytał uśmiechając się do chłopaka. Severus jakiś czas temu mu powiedział, że jest zbyt optymistycznie nastawiony w stosunku do uczniów. On sam jednak lubił uczniów i nie wyobrażał sobie, żeby zachowywać się jak jego brat.

– A mam inne wyjście? - mruknął Will wstając z miejsca. Wyszedł wraz z mężczyzną i zniknął za drzwiami. Po ich wyjściu Dumbledore westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi. Zerknął ze smutkiem na swoją rękę, w której klątwa postępowała coraz bardziej.

– Och, Albusie. To skończy się szybciej niż myślisz.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** **** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Zgromadzeni przed gabinetem Dyrektora postanowili jednak się oddalić. Minęli się z Alanem idącym ramię w ramię z Willem, który rozglądał się z ciekawością po wnętrzu zamku. Był tu pierwszy raz, zapewne też ostatni, więc wszystko wokół go zachwycało.

Minerwa McGonagall pożegnała się z Severusem i młodzieżą a potem poszła w kierunku wyższych pięter.

Lily i James pod zaklęciem Kameleona pewnie wrócili do gabinetu dyrektora, ale nikt ich nie widział, więc trudno to było stwierdzić. Harry i Alexa szli przodem a Snape był zaraz za nimi.

– Oboje do swoich dormitoriów. - rozkazał mężczyzna w pewnym momencie.

– Ale...- chciała zaprotestować dziewczyna, ale nie dane było jej kontynuować.

– Bez gadania. Dyrektor wie co robi. Jeszcze słowo i polecą minusowe punkty.

Założyła ręce na piersiach, ale nie odezwała się już. Harry patrzył na nich zdezorientowany, ale również nie zabrał głosu. Nagle zza zakrętu wyszli Hermiona, Ron i Draco zagradzając im drogę.

– Gdziekolwiek zmierzacie, zboczcie z drogi obywatele. - odezwał się blondyn, a reszta spojrzała na niego zdziwiona.

– Co ty pleciesz? - spytał go Snape. Przyzwyczaił się do tego, że jego chrześniak miał dziwne pomysły, ale teraz kompletnie nie wiedział o co mu chodziło.

– Cytat z czegoś, ale nieważne. - młodszy Ślizgon machnął ręką i kontynuował: - Alex, Potter, idziecie z nami. Teraz, życzenia was poprowadzą. Wybacz wujku, ale nie jesteś zaproszony na kameralną imprezę. Omawiamy sprawy wielkiej wagi.

Następnie ruszył w stronę schodów prowadzących na wyższe piętra. Za nim podążyli Hermiona i Ron. Severus tylko prychnął i odszedł bez słowa.

– Dobra, to gdzie my mamy iść? - spytał Harry: - Nic nie zrozumiałem z jego słów.

Alexandra szczerze mówiąc na początku też nie bardzo wiedziała co mają dalej począć, ale nagle ją olśniło. Złapała brata za rękaw i pociągnęła w kierunku schodów. Minęli po drodze kilku uczniów, którzy patrzyli na nich dziwnie. Nie skomentowali jednak ich zachowania, dzięki Merlinowi.

Po kilku minutach Ślizgonka i Gryfon dotarli na siódme piętro pod drzwi prowadzące do Pokoju Życzeń.

– Ah, to o to mu chodziło. „Życzenia was poprowadzą." - mruknął okularnik.

– Gratuluję spostrzegawczości. - znikąd pojawiła się przed nimi wcześniej wspomniana trójka. Hermiona w rękach trzymała pelerynę niewidkę.

– Czy to moja...

– Tak, Harry. To twoja peleryna niewidka, ale to nie jest teraz istotne. Dostaniesz ją z powrotem później. Wchodźmy już. - Gryfonka przeszła kilka razy tam i z powrotem przy drzwiach, aż w końcu one się otworzyły. Towarzystwo weszło do środka, a w środku napotkali kominek i pięć foteli oraz stół. Gdy już usiedli, Hermiona wyjęła z torebki księgę, mapę na której było zaznaczonych parę miejsc i zwój pergaminu. Położyła to wszystko na stole i spojrzała wyczekująco na blondyna. Najwyraźniej to on miał być szefem tego całego przedsięwzięcia. Odchrząknął więc i splótł palce rąk a następnie zaczął mówić.

– Planujemy wyruszyć w podróż w celu zniszczenia horkruksów. - wypalił prosto z mostu.

– Zniszczenia czego? - przerwał Potter.

– Horkruksów, Harry. Horkruks to czarnoksięski przedmiot, w którym ktoś ukrył cząstkę własnej duszy. Stworzenie horkruksów zapewnia nieśmiertelność ich właścicielowi. - wyjaśniła Hermiona.: - Mniej więcej o to chodzi, chociaż w księgach też za wiele na ten temat nie było. W tej, którą dostaliśmy od Profesora Snape'a znalazłam większość przydatnych informacji.

Harry wyglądał jakby nie do końca kapował sens tego wszystkiego, ale udawał, że wszystko rozumie.

– Dokładnie. - potaknął Draco. - Z naszych obliczeń wynika, że horkruksów jest prawdopodobnie około 5 lub więcej. Jeden zniszczył już Harry, więc chociaż to odpada. Pewnie zapytacie gdzie jest reszta. - uśmiechnął się tajemniczo i nawet nie zwrócił uwagi na to, że wspomniał o Potterze używając jego imienia. Nie było to wtedy takie istotne.

Pochylił się nad stołem i wskazał palcem każde z zaznaczonych kropkami miejsc. Zmarszczył brwi, jakby nad czymś się zastanawiając, ale potrząsnął głową i mówił dalej.

– Sprawa wygląda tak, że ja, Hermiona, Weasley i nasz „Wybraniec" wyruszymy za tydzień lub dwa.

Tym razem znowu mu przerwano, ale zacisnął zęby i starał się zachować spokój.

– A w jakim celu ty tam jedziesz? - spytał Ron:- W dalszym ciągu mi tego nie powiedzieliście.

– Znam kilka sposobów by ominąć Śmierciożerców. Ich towarzystwo z pewnością nie jest wam potrzebne, więc moja pomoc się przyda. W dodatku wiem co nieco o Czarnej Magii a na ślady takowej możemy się natknąć podczas poszukiwań.

Próbował wyjaśniać spokojnie i wyraźnie i przy okazji nie rzucić się na rudego. Nie wiedział jak wytrzyma w jego towarzystwie kilka tygodni, albo i miesięcy.

– Dobra, wszystko wygląda super i tak dalej, ale dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję? - Harry nie miał nic przeciwko temu wszystkiemu, ale wolałby wiedzieć wcześniej.

– Może dlatego, że razem z Alexą i Snape'em siedzieliście sobie przez kilka dni w... - Blondyn uciął i spojrzał na nich pytająco: - Gdzie wy właściwie byliście?

– We Włoszech. - odparła dotychczas milcząca Ślizgonka.

Kiwnął głową na znak zrozumienia i zerknął przelotnie w stronę mapy a potem spojrzał na Hermionę. Najwyraźniej znowu była jej kolej na zabranie głosu.

– My z Ronem byliśmy we Francji. - uśmiechnęła się lekko, na co Draco przewrócił oczami i założył nogę za nogę. Alexa uznała, że chyba nie był zbyt zadowolony z tego, że jego dziewczyna była w innym kraju z innym facetem, w dodatku bez niego.

– Malfoy, dałbyś już spokój. Wiesz dobrze, że nie mam nic do Hermiony, jestem z Cassie i to ją kocham. - wtrącił Ron mając już dość podejrzliwości blondyna.

– Z tobą nigdy nic nie wiadomo. - mruknął tamten. Granger westchnęła i podeszła do swojego chłopaka a potem pocałowała go w policzek i szepnęła coś do ucha. Gdyby zapytano Harry'ego, powiedziałby, że się mu przywidziało, ale chyba Malfoy się zarumienił. Alexandra zaśmiała się cicho, a druga dziewczyna wróciła na swój fotel.

– Kontynuując, na tej mapie są zaznaczone miejsca prawdopodobnego pobytu następnego horkruksa. Musimy go znaleźć i zniszczyć. Nie będzie to co prawda takie proste, ale myślę, że damy radę.

Opowiedziała im co wiedzą i co zamierzają po kolei zrobić. Ten plan wydawał się ryzykowany i niebezpieczny, bo w każdej chwili mogli ich znaleźć Śmierciożercy. Wyglądali jednak na zdeterminowanych i pewnie nie dałoby się ich już skłonić do zmiany decyzji.

– Wie o tym ktoś z dorosłych? - spytała Alexa: - Chociażby dyrektor, ktoś z Zakonu?

I to była kwestia, której najwidoczniej nie omówili. Cała trójka, czyli Ron, Hermiona i Draco, wymienili spojrzenia.

– Sądzę, że gdyby ktoś wiedział, nie pozwoliłby na to. - stwierdził Ron.: - Gadanie, że to niebezpieczne i tak dalej...

– No bo to jest niebezpieczne! - zawołała Potter troszkę głośniej niż zamierzała. Nie rozumiała całkowicie sprawy horkruksów, ale wiedziała jedno. Będzie im groziła śmierć.

– Ale kto zrobi to za nas? Jeśli mamy czekać na innych, to w tym tempie Czarny Pan będzie panoszyć się po świecie jeszcze sporo czasu. A ja chcę w końcu zamieszkać w rzeczywistości, w której nie będę musiał się obawiać o życie. I nie chcę takiego życia dla moich przyszłych potencjalnych dzieci.

Draco wyglądał teraz jakby doroślej. Porzucił większość swoich uprzedzeń i zaczął inaczej myśleć. Ale w istocie miał rację. Prawie każdy chciał już odpocząć od wojny i nieustannej czujności. W najgorszej sytuacji były mugolaki, ale zdrajcy krwi czy półkrwi też nie mieli lekko.

– Bliżej faktu powiadomimy kogoś z dorosłych. Chociażby McGonagall lub Snape'a. - zdecydowała Hermiona. Draco potrząsnął głową na jej słowa.

– Tylko nie Snape'a. Błagam, on mnie udusi jak się dowie. Dowiedzieć się może dopiero jak będziemy hen daleko.

– I tak was znajdzie, gdziekolwiek będziecie. - odparła rozbawiona Alexa. Malfoy jednak uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:

– Nie, nie znajdzie. Ty go zatrzymasz.

Wszyscy spojrzeli na Ślizgona, który wpatrywał się w zdumioną twarz przyjaciółki. Od jakiegoś czasu lubił obserwować i być tam, gdzie nie powinien. A zaklęcia Kameleona używał tak często, że aż odruchowo co rano go używał, i prawie zapominał, że idzie niewidzialny na lekcje.

– Co to miało znaczyć? - zmarszczył brwi Harry patrząc to na siostrę, to na Malfoya.

– Alex doskonale wie o co chodzi. - odparł Draco doskonale się bawiąc zdezorientowaniem dziewczyny. Jego plan powinien niedługo wypalić i już w środku skakał z radości. Na zewnątrz jednak opanował się i sięgnął do kieszeni, z której wyjął małe lusterko. Obrócił je kilka razy w dłoni i podał je zielonookiej. Następnie wziął do ręki drugie takie samo.

– To są lusterka dwukierunkowe. Pozwalają rozmawiać na odległość z innym posiadaczem lusterka. Jeśli będziesz chciała sprawdzić co u nas, albo któreś z nas będzie potrzebowało rozmowy czy pomocy, trzeba będzie wypowiedzieć imię osoby, z którą chce się połączyć. Wtedy pojawimy się na przeciwnych lusterkach. Prosty sposób komunikacji i szybszy niż sowy.

Dziewczyna obejrzała dokładnie lusterko z każdej strony. Nie sądziła, że to faktycznie działa, więc postanowiła wypróbować. Po wypowiedzeniu słów „Draco Malfoy" w jej lusterko pojawiła się twarz blondyna. Zerwała więc połączenie i odłożyła magiczny przedmiot do kieszeni.

– Dobra. To chyba omówione mamy wszystko jak na razie. - mruknęła Hermiona chowając wszystko z powrotem do torebki: - I pamiętajcie, nikomu ani słowa.

Wyszli z Pokoju Życzeń upewniając się, że nikt ich nie widział i rozdzielili się. Gryfoni poszli w swoją stronę, a Ślizgoni w dół do lochów. Draco rozstał się z Alexą w pół drogi, bo musiał jeszcze zajrzeć do toalety. Dziewczyna poszła więc dalej sama. Dalej rozmyślała nad tym całym dziwnym planem. Czuła, że będzie z tego niezła burza. Gdy znalazła się w drugiej części lochów, poczuła gwałtowne szarpnięcie i została wciągnięta do jakiegoś pomieszczenia. Miała zacząć krzyczeć, ale ktoś zasłonił jej usta. Nieznajomy zamknął drzwi i odwrócił ją do siebie. Odetchnęła z ulgą widząc znajomą osobę.

– Jejku, musi Pan tak straszyć? - spytała z wyrzutem. - Już się bałam, że za chwilę zginę.

– Uwierz, gdyby tutaj był Śmierciożerca, błagałabyś o śmierć. - odpowiedział chłodno, a potem potrząsnął ją za ramiona: - Co planują Granger, Malfoy i Weasley w pakiecie z twoim bratem?

– Nic. - odparła szybko. Za szybko, bo zmrużył oczy ostrzegawczo.

– Powtórzę jeszcze raz. Co oni planują?

Wzruszyła ramionami, chociaż było to trudniejsze, zważywszy na zaciskające się na nich dłonie mężczyzny. Miała nikomu nie mówić, więc nie będzie tego robić.

– Mówię Panu, że nic nie wiem. - odparła spokojnie: - A po drugie, z całym szacunkiem, ale to nie pańska sprawa.

– Po pierwsze, Draco jest moim chrześniakiem i zarazem Ślizgonem, więc to jest moja sprawa. Muszę wiedzieć w co się pakuje, żeby móc go wyciągnąć z tarapatów. Po drugie, ty coś wiesz, bo widać to po twoich oczach.

Nic na to nie odpowiedziała, więc westchnął cicho z rezygnacją. Przechylił głowę patrząc na nią w zastanowieniu. Poczuła się trochę nieswojo, bo nie wiedziała co Snape zamierza zrobić. Podszedł bliżej i nachylił się do jej ucha. Drgnęła, gdy poczuła jego oddech na policzku. To z całą pewnością nie było odpowiednie, ale była ciekawa dalszych wydarzeń.

– Na pewno nic nie wiesz? - szepnął wprost do jej ucha: - Czy może jednak coś sobie przypomniałaś?

Pokręciła głową. Nie mogła pozwolić, żeby wygrał. Jednak tym razem jego usta przesunęły się po policzku a potem na szyję. Mimowolnie odchyliła głowę dając lepszy dostęp do szyi. Nie była pewna co robi, ale ze wstydem zorientowała się, że jej się to podoba. Poczuła drobne muśnięcia w kilku miejscach szyi i ciepły oddech. Pisnęła cicho, gdy miejsce warg zajął język. Usłyszała cichy wibrujący śmiech i usta wróciły.

– Może jednak? - szepnął, gdy do jego uszu doszedł cichy jęk. Nie wiedział co w niego wstąpiło, ale koniecznie musiał wiedzieć co wymyślili Granger i Kompania. Przy okazji chciał trochę podręczyć dziewczynę.

– N-Nic nie wiem...- wykrztusiła cicho i przymknęła oczy, mając nadzieję na powrót tego co było przed chwilą. On jednak odsunął się jak poparzony i odwrócił się odchodząc.

– Idź już. - powiedział: - Draco będzie cię szukał.

– Ale...- usiłowała coś odpowiedzieć, ale nie było jej to dane.

– Powiedziałem, idź już! - syknął i zaklęciem otworzył drzwi. Alexa wyszła na zewnątrz zastanawiając się co się właśnie wydarzyło. Snape natomiast wyszedł parę minut później, wyrzucając sobie w myślach swoją głupotę.

Żadne z nich jednak nie miało pojęcia, że oprócz nich w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze inna osoba. Był to siedzący w kącie Draco Malfoy, który po ich wyjściu uśmiechał się do siebie jak głupi do sera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top