Rozdział 37
Zaraz po śniadaniu każdy, kto miał zamiar wybrać się do Hogsmeade, miał zabrać wszystkie potrzebne rzeczy, ubrać się ciepło i wyjść przed budynek.
Draco podczas posiłku wpatrywał się ze złością w stół Ravenclawu. Nawet żarty Blaise'a nie robiły na nim wrażenia.
Od razu po wyjściu z zamku Alexandra dostrzegła Harry'ego i spółkę przy jednym z krzaków. Byli tam również Luna i Neville. Zostawiła przyjaciół z tyłu i podeszła do nich.
— Cześć! — przywitała się.
Pozostali spojrzeli w jej stronę i uśmiechnęli się do dziewczyny.
— Hej. — Przytulił ją Harry. — Idziesz z nami czy ze Ślizgonami?
— A dlaczego nie możemy iść wszyscy razem? — spytała Millie, która stanęła za przyjaciółką. — Integracja między domami?
Po chwili podeszli do nich również Draco, Blaise i Charlie.
— Mam uwierzyć, że Malfoy się na to zgadza? — uniósł brew Ron.
— Rób, co chcesz, Weasley. Nie mam nastroju na kłótnie — mruknął blondyn i przytulił Hermionę, czym wywołał skrzywienie rudego. Millicenta tymczasem pocałowała Neville'a w policzek.
— Ja jestem za — stwierdziła Ginny. — Ale tego chyba tu nie zapraszaliśmy, prawda? — zmarszczyła brwi, patrząc na coś za plecami Ślizgonów.
Alexa zerknęła do tyłu i zobaczyła, że w ich stronę kieruje się Lucas.
— Cześć. — Uśmiechnęła się Hermiona. Draco znowu próbował zabić go wzrokiem, tym razem zapewne z powodu dziewczyny. Brązowowłosa miała ochotę walnąć go czymś ciężkim, żeby się w końcu otrząsnął i zaczął zachowywać normalnie.
— Cześć... Hermiona Granger, tak? Koleżanka Anthony'ego? — chciał się upewnić Krukon. Gryfonka kiwnęła głową. Chłopak tymczasem spojrzał na swoją znajomą.
— Alexa, chciałabyś może pójść ze mną do Hogsmeade? Pokazałbym ci różne ciekawe miejsca, także te, o których wie bardzo mało osób.
Nie bardzo wiedziała, co mu odpowiedzieć. Z jednej strony, czemu nie? Ale z drugiej, wiedziała niewiele o tym chłopaku i nie była pewna w stu procentach, czy może mu ufać.
Usłyszała cichy odgłos jakby się ktoś dusił, ale okazało się, że to tylko Draco, który męczył się pod wpływem zaklęcia uciszającego.
— Eee, dzięki za propozycję, ale już mam plany. Wybieram się z przyjaciółmi i bratem — odparła. — Może innym razem.
Lucas skrzywił się lekko, ale kiwnął głową i odszedł, patrząc kpiąco na Malfoya i Zabiniego.
Blondyn w końcu odzyskał głos i spojrzał ponuro na Charlie.
— Serio, musiałaś?
Ona tylko przewróciła oczami i schowała różdżkę do kieszeni.
Chwilkę później podeszła do nich profesor McGonagall razem z Victorią, prefektem Slytherinu. Kobieta spojrzała na uczniów zdziwiona, zdjęła i przetarła okulary, a potem założyła je i ponownie się im przyjrzała.
— Wszystko w porządku, pani profesor? — spytał Neville.
— Hę? — wykrztusiła. — A, tak. Dziwi mnie po prostu fakt, że stoicie z grupą Ślizgonów i nie było jeszcze żadnych kłopotów.
— To da się jeszcze naprawić — odparł Draco, a Millie, Blaise i Hermiona zgromili go wzrokiem. — No co?
Nauczycielka tylko pokręciła głową i wyjaśniła, że przyszła sprawdzić obecność Gryfonów. Gdy to zrobiła, obiecała Lunie, że zgłosi jej obecność profesorowi Flitwickowi i odeszła.
— No ja też chciałam sprawdzić, kto jest ze Slytherinu. — powiedziała Victoria chwilę potem.
— A nie powinien tego zrobić Snape? — spytał zdziwiony Blaise.
— Kazał mi to zrobić, bo miał coś do załatwienia. — Wzruszyła ramionami. — Nazwiska?
— Przecież nas znasz — prychnął Draco. — Malfoy, Potter, Zabini, Prince i Bulstrode.
Victoria obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem, ale zaznaczyła uczniów na liście i odeszła. Niedługo później profesor Flitwick zarządził start. Zupełnie jakby mieli brać udział w wyścigu do Hogsmeade.
Droga nie zajęła im aż tak dużo czasu, jak przypuszczała Alexandra. W międzyczasie młodsi uczniowie gorączkowo dyskutowali nad tym, czy ich wyobrażenia wioski się sprawdzą. Po dotarciu do miejsca docelowego wszyscy zgromadzili się wokół nauczycieli, którzy mieli dla nich ogłoszenia. Profesor McGonagall już otwierała usta, żeby zacząć mówić, kiedy nagle usłyszeli czyjś krzyk. Wszyscy odwrócili głowy w kierunku, z którego dochodził dźwięk i zobaczyli biegnącego w ich stronę profesora Prince'a. Gdy dotarł do uczniów, oparł dłonie na kolanach i odetchnął głęboko.
— Dajcie mi chwilę — wydusił z siebie, próbując uspokoić oddech. Po chwili wyprostował się i odchrząknął. — Dobra. Przepraszam za spóźnienie, zaspałem.
Kilkoro uczniów zachichotało. Jednak według Alexy nie było w tym nic śmiesznego. Przecież każdemu mogło się zdarzyć zaspać, prawda?
— Nic się nie stało, Alan —uspokoiła go profesor Sprout. — Minerwo, kontynuuj.
— Więc, tak jak miałam mówić, jest godzina dziesiąta. Spotykamy się tutaj o piętnastej. Przypominam, nie śmiecimy, zachowujemy się porządnie, jak przystało na uczniów Hogwartu, w razie kłopotów proszę zgłaszać się do prefektów domów bądź naczelnych, ewentualnie do nauczycieli. Jeśli zobaczycie lub usłyszycie coś podejrzanego, nie sprawdzajcie tego na własną rękę, tylko zgłoście to nauczycielowi. Myślę, że to tyle. Podczas tej wycieczki Gryffindorem opiekuję się ja, Ravenclawem profesor Flitwick, Hufflepuff jest pod opieką profesor Sprout, a Slytherinem zajmuje się w tej nagłej sytuacji profesor Prince. Proszę być punktualnym i nie narobić kłopotów.
Później uczniowie mogli już zacząć wycieczkę po wiosce. Alexa musiała przyznać, że bardzo jej się tam spodobało. Sama wioska miała świetny klimat, w dodatku pokryta była cienką warstwą śniegu, który spadł wyjątkowo wcześnie. Odwiedzili kilka ciekawych sklepów. W sklepie Zonka można było zakupić pełno dziwnych rzeczy, na przykład łajnobomby, proszek na bekanie czy kubki do herbaty gryzące w nos. Herbaciarnia Puddifoot była małym, uroczym miejscem stojącym na uboczu, w którym pary zwykle spędzały walentynki. W sklepie odzieżowym Gladraga dziewczyna mogła wreszcie kupić jakieś nowe ubrania. Bardzo spodobały jej się świecące w mroku skarpetki. W pewnym momencie zawitali do Miodowego Królestwa, cukierni oferującej całkiem pokaźny asortyment.
W tym miejscu rozdzielili się, bo każdy chciał poszukać dla siebie czegoś innego. Było tam tak dużo różnych słodyczy, że panna Potter sama nie wiedziała, co kupić. Gdy tak chodziła między regałami i przeglądała ich zawartość, poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie, wyciągając różdżkę. Zobaczyła przed sobą długowłosą blondynkę mniej więcej w swoim wieku i troszkę starszego bruneta stojącego kilka metrów dalej.
— Nie bój się — odezwała się dziewczyna. Miała delikatny, uspokajający głos. — Jestem Lissa, pamiętasz? Dawno się nie widziałyśmy.
Alexa zmarszczyła brwi, patrząc na nią jak na wariatkę. Zdecydowanie nigdy nie widziała tej dziewczyny, ale ta była przekonana o tym, że się znają.
— A ja jestem John! — dodał chłopak stojący przy regale, na którym leżały pieprzne diabełki.
Wtedy dziewczyna doznała olśnienia i miała ochotę klepnąć się w czoło. Lissa i John, no tak! Przecież to były fałszywe imiona jej rodziców. Ale co oni robili w Hogsmeade? To mogło być niebezpieczne.
— A, tak. Pamiętam — uśmiechnęła się lekko. — Co wy tu robicie?
— Dowiedzieliśmy się, że dzisiaj odbędzie się wycieczka do Hogsmeade i postanowiliśmy cię zobaczyć — wyjaśnił John, albo raczej James. — Z kim tu jesteś?
Już miała odpowiedzieć, ale przerwało jej wołanie Harry'ego.
— Alexa, gdzie jesteś?
— Tutaj! — zawołała. Chwilkę później jej brat podszedł bliżej, a Ron, Ginny i Hermiona za nim.
— O, kim oni są? — zdziwił się Ron.
— Lissa i John — blondynka przedstawiła siebie i swojego towarzysza. — Witajcie Harry, Ron, Ginny, Hermiono.
Rudy wyglądał teraz na głupszego, niż był w rzeczywistości, mimo że wcale nie był aż tak mało inteligentny. Miał otwarte usta i wodził wzrokiem między parą a swoimi przyjaciółmi. W końcu Alexa postanowiła się nad nim zlitować i rzuciła Muffliato.
— To są Lily i James Potter, Ron. Moi i Harry'ego rodzice.
— Ee...No tak — mruknął. — Ale przecież oni wyglądali inaczej.
Tym razem Hermiona westchnęła załamana.
— Eliksir Wielosokowy, Ron. Mówi ci to coś?
Chłopak wymamrotał coś pod nosem, a Ginny i Lissa/Lily zachichotały.
— Dołączmy już może do reszty. Mieliśmy iść do Trzech Mioteł na kremowe piwo. Lissa, John, idziecie z nami? — zaproponowała Ginny.
Wszyscy zgodzili się, więc mogli już iść do kasy i zapłacić za słodycze, a później wyjść. Ślizgoni i Neville oraz Luna zapoznali się po drodze z Lissą i Johnem. Kilka minut później weszli do baru o nazwie Trzy Miotły. Było już tam kilkanaście osób, więc na początku obawiali się, czy uda im się znaleźć wolne miejsce. Na szczęście udało im się znaleźć dwa stoliki, które ostatecznie złączyli w jeden. Chwilę potem Harry poszedł złożyć zamówienia.
— Jak ci się podoba w Hogsmeade? — spytała Hermiona. Luna poinformowała, że idzie do toalety.
— Jest super — odparła Alexa bez wahania. — Na pewno będę chciała jeszcze tu wrócić.
Jakiś czas później kelner przyniósł tacę z ich zamówieniami, a razem z nim wrócił Harry. Brązowowłosa wzięła kufel kremowego piwa do ręki i upiła mały łyk. Poczuła przyjemne ciepło spływające do żołądka. Na początku dziwiła się, że napój jest sprzedawany również uczniom, ale później zorientowała się, że jest całkowicie bezalkoholowy.
— To co, pierwszą wycieczkę do Hogsmeade możemy uznać za udaną? — spytała Charlie.
— Nie chwal dnia przed zachodem słońca — odparł Draco, opierając się łokciem o stół. Wszyscy spojrzeli na niego dziwnie.
— Draco, od kiedy ty znasz mugolskie powiedzenia? — uniosła brew Hermiona.
— Od wakacji — mruknął niechętnie. — Dobra, pogadajmy o czymś. O, właśnie — przypomniał sobie. — Zabini, nie mieliście otwierać biura matrymonialnego?
— No niby tak — westchnął chłopak o ciemniejszej karnacji. — Ale szukamy klientów. Alexa z nami nie chce współpracować, a miała być naszą pierwszą klientką.
— Nawet nie zapytaliście —zaprotestowała Ślizgonka. — Więc nie mówcie, że nie chcę współpracować.
Blaise, Charlie i Millie nagle szeroko się uśmiechnęli. Był to widok zdecydowanie dziwny i Alexandra wymieniła niespokojne spojrzenia z resztą przyjaciół.
— W takim razie... — zaczęła Millie — Wolisz starszych, młodszych, a może takich w naszym wieku? Jeśli starszych lub młodszych, to o ile lat, bo w przypadku starszych, jeśli ograniczamy się do Hogwartu, to mamy do wyboru tylko siódmy rok. No i nauczycieli — parsknęła cichym śmiechem przy ostatnim zdaniu.
Brązowowłosa schowała twarz w dłoniach załamana ich pomysłami.
— Przestańcie — jęknął Harry. — Proszę. Wyobraziłem sobie Alexę i profesora Flitwicka, i teraz nie mogę tego obrazu wyrzucić z głowy.
— To jeszcze nic, stary — mruknął Ron. — Ja mam w głowie obraz twojej siostry i Snape'a. Albo Prince'a.
Dobra, jednak Harry i Ron mają głupsze pomysły, pomyślała Alexa. Upiła kolejny łyk napoju i zamknęła na chwilę oczy a potem z powrotem je otworzyła.
— Harry, Ron, proszę was. Ja piję —wykrztusił John/James, wycierając koszulę z plamy od piwa.
— Jestem wam wdzięczna, że nikt nie wspomniał o Dumbledorze — skomentowała Alexa. — Co Luna robi tak długo w toalecie?
Nikt nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, bo z zewnątrz dobiegł przeraźliwy dziewczęcy krzyk. Wszyscy natychmiast wstali i wybiegli z baru, a za nimi kilka innych osób.
Na zewnątrz zastali okropny widok. Na ziemi w śniegu leżała dziewczyna w kałuży krwi, a w jej ramię był wbity średniej wielkości sztylet. Gdy Alexa bliżej się jej przyjrzała, uświadomiła sobie z przerażeniem, że właśnie patrzy na Lunę. Kałuża krwi coraz bardziej się powiększała, ale nikt nie szedł dziewczynie z pomocą. Ślizgonka poczuła szarpnięcie za ramię i została wciągnięta w jakiś zaułek. Otworzyła usta, żeby wydać z siebie krzyk, ale ktoś zatkał je dłonią.
— Nie drzyj się, Potter. — Od razu rozpoznała ten głos, ale nie wiedziała, czy powinna odetchnąć z ulgą, czy może wręcz przeciwnie.
— Co pan robi? Muszę tam wracać! — syknęła, gdy mężczyzna odsunął dłoń od jej twarzy.
— Nigdzie nie wracasz. To znaczy wracasz, ale... — Westchnął zirytowany i wyjął z kieszeni skarpetkę. Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Po co jej była skarpetka?
— To świstoklik. Zabierz Złotą Trójcę oraz moją bratanicę i użyj go. Przeniesie was w bezpieczne miejsce i siedźcie tam, dopóki nie dostaniecie informacji od kogoś z Zakonu.
Alexa kiwnęła głową, a on ponownie szarpnął ją za ramię i z powrotem była tam, gdzie stała. Podeszła szybko do przyjaciół. Wymieniła przypadkowe spojrzenie z Draco.
— Zabierz ich. My sobie poradzimy — zdecydował. — Bulstrode, Zabini, zostajecie ze mną.
— Co się dzieje? — spytał Harry i podszedł bliżej.
— Powiem wam później, łapcie za skarpetkę. Lissa, John, Neville, wy też — zarządziła Alexa.
Wszyscy wykonali polecenie dziewczyny. Ona natomiast po sekundzie poczuła szarpnięcie w okolicach żołądka i wirowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top