Rozdział 32
Wszyscy obrócili głowy w stronę dyrektora Hogwartu w oczekiwaniu na ogłoszenie.
— Moi drodzy, wybaczcie, że przeszkadzam wam w spożywaniu śniadania, lecz mam dla was z pewnością dobrą wiadomość. W tę sobotę odbędzie się pierwsza w tym roku wycieczka do Hogsmeade.
Wśród uczniów rozległy się podekscytowane szepty.
— Wiem, że większość z was z niecierpliwością wyczekiwała takiej okazji — kontynuował starzec. — Jednakże chciałbym przypomnieć, że taką możliwość mają tylko uczniowie od trzeciego roku wzwyż, którzy posiadają pozwolenie od rodziców lub opiekunów. Zgody proszę składać u opiekunów domów, którzy przygotują listę chętnych. Dziękuję, to wszystko.
Tym razem już nikt nie ograniczał się do szeptów. Pośród gwaru rozmów ciężko było cokolwiek usłyszeć, a nauczyciele co chwilę uciszali tych, którzy stanowczo przekroczyli normy głośności.
Uczniowie w grupach znajomych opowiadali o poprzednich wycieczkach, pierwszaki i drugoroczni żałowali, że nie mogą jeszcze przekonać się na własne oczy, jak tam jest, a trzecioroczni już po raz któryś z kolei upewniali się, czy aby na pewno mają pozwolenia.
— Świetnie, że w końcu wybierzemy się do Hogsmeade — stwierdziła Millie. — Czuję, że tym razem będzie inaczej niż zwykle.
Draco i Blaise wymienili spojrzenia między sobą.
— Pewnie tak — wzruszył ramionami Zabini. — Cześć, Pansy.
Alexandra odwróciła głowę, by spojrzeć na zbliżającą się brunetkę. Na twarzy miała lekki uśmiech, ale mięśnie twarzy trochę jej drgały, jakby się czymś denerwowała. Charlie obrzuciła ją ponurym spojrzeniem, ale na szczęście nic nie powiedziała.
— Hej. Alexa, chciałabyś może wybrać się ze mną w tę sobotę do Hogsmeade? — spytała Pansy.
— Sorki, ale ona idzie z nami. — odparł Blaise.
Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie, po czym przeniosła wzrok na brązowowłosą.
— Słuchaj... Bardzo chętnie, ale już umówiłam się z Millie, Charlie, Draco i Blaise'em. Sama rozumiesz — uśmiechnęła się przepraszająco Potter. — Ale możesz dołączyć do nas, jeśli chcesz.
— Nie, dzięki. Nie przejmuj się. — Pansy zacisnęła usta i wróciła na swoje miejsce, jakby zawiedziona.
— Możecie powiedzieć, o co wam chodzi? Dlaczego nie chcecie, żeby z nami poszła? — spytała zdezorientowana Ślizgonka.
— Zrozum, że ona nie jest taka, za jaką ją uważasz — mruknął Draco. — Nie wiesz, kim naprawdę jest.
— Wiem, kim jest! — syknęła. — I zdaję sobie z tego sprawę.
Zmarszczył brwi, zerknął na swojego przyjaciela, a potem na dziewczynę.
— Tym bardziej powinnaś uważać — skwitował. — Uwaga, sowy lecą!
Alexa czuła, że chciał po prostu zmienić temat, ale faktycznie, przez wielkie okno wleciało kilkadziesiąt sów. Niektóre niosły paczki, inne listy. Dwie osoby dostały czerwone koperty i dziewczyna już im współczuła. Gdy ktoś dostawał wyjca, słychać to było na drugim końcu pomieszczenia. Ona tym razem nie dostała listu ani od rodziców, ani od rodziny Carter. Otrzymała za to pierwszy numer z prenumeraty Proroka Codziennego. Postanowiła opłacić prenumeratę, by wiedzieć cokolwiek z tego, co się dzieje na zewnątrz. Rozwinęła rulon, w który zwinięta była gazeta i spojrzała na pierwszą stronę.
Tragedia mieszkańców Willeammer
Z najnowszych doniesień w sprawie aktywności Sami-Wiecie-Kogo nie wynika nic dobrego. W niedzielę wieczorem jego poplecznicy, znani jako śmierciożercy, zaatakowali mugolskie miasteczko w północnej Anglii. Niestety, prawie cała miejscowość została wymordowana. Niektóre ciała pozostały nienaruszone, z pewnością zginęły za pomocą zaklęcia uśmiercającego. Jednakże pozostała część była zmasakrowana, jak gdyby przez długi czas ktoś je torturował. Ofiary to piętnaścioro dzieci, dziesięciu mężczyzn i osiem kobiet. To okropne, że ci ludzie zginęli bez jakiegoś szczególnego powodu. Gdyby nie Zakon Feniksa, zginęłoby więcej osób i wszyscy z pewnością jesteśmy im wdzięczni. Aurorzy, którzy przybyli na miejsce zbrodni niedługo po niej, znaleźli maskę, którą najwidoczniej zgubił jeden ze śmierciożerców, aportując się w pośpiechu. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie nie będzie podobnego ataku.
Informowała: nowa redaktor — Ashley Winston.
Alexandra skrzywiła się po przeczytaniu artykułu. Draco, który zerkał jej przez ramię, również.
— Ciekawe, ile czasu pozostanie tą nową redaktor — prychnął. — Obstawiam, że niedługo.
— A co się stało ze Skeeter? — zmarszczyła brwi Millie. — Nie uwierzę, że dała się komuś wygryźć ze stanowiska.
— Mnie pytasz? — wzruszył ramionami blondyn. — Mam dziwne wrażenie, że stoją za tym Potter, Granger i Weasley. Przecież Potter i Granger mieli z nią na pieńku już podczas Turnieju Trójmagicznego dwa lata temu.
— Ej, nie chcę nic mówić, ale za pięć minut zaczyna się Transmutacja — mruknęła Charlie. — A McGonagall nie będzie zadowolona.
Wszyscy zgodzili się ze Ślizgonką, więc zabrali torby i pospieszyli do sali, w której miała odbyć się Transmutacja. Tę lekcję mieli z Gryfonami. Na tych zajęciach nie było aż tak trudno, ponieważ uczyli się zmieniać kamienie w wybrane przez nich zwierzęta. Alexandrze dopiero za trzecim razem udało się zmienić jej kamień w biedronkę. Próbowała ją później złapać, ale uciekła przez okno. Minusem było jednak to, że to zaklęcie działało bardzo krótko, więc kilka minut później zapewne wróciła do postaci kamienia.
Po zakończeniu lekcji uczniowie mieli jakąś godzinę przerwy, więc postanowili iść do profesora Snape'a zgłosić, że wybierają się na tę wycieczkę do Hogsmeade. Pierwsza tego dnia lekcja Eliksirów zaczynała się za godzinę. Swojego opiekuna domu zastali w jego gabinecie w towarzystwie profesora Prince'a.
— Co was sprowadza? — spytał, gdy zobaczył swoich podopiecznych.
— Chcemy się wpisać na listę do Hogsmeade — wyjaśniła Alexa.
— Nie ma problemu. Ale ty Potter nigdzie nie idziesz — odparł Snape, a na twarzy nie drgnął mu ani jeden mięsień.
— Co?! Ale dlaczego? — oburzyła się dziewczyna.
— A dlatego — uśmiechnął się złośliwie. — Ta sprawa nie podlega dyskusji.
— Sev, przemyśl to. Niech idzie — wtrącił się profesor Prince.
— Nie, Alan. Nie zamierzam mieć jej śmierci na sumieniu — odparł poważnie, patrząc na swojego brata. Śmierci? Halo, ale ja nie wybieram się jeszcze na tamten świat, pomyślała zirytowana Ślizgonka.
— Z nami będzie bezpieczna — zapewniła Millicenta.
Mistrz Eliksirów zlustrował ją wątpliwym spojrzeniem.
— Doprawdy? Co zrobisz w razie ataku? Wyczarujesz lasso z kwiatków? Czy może wyjmiesz mandragorę, która ogłuszy napastników i przy okazji was, jeśli nie będziecie mieć nauszników?
— Dlaczego nie? — mruknęła brunetka, ale bez przekonania.
Alexa westchnęła cicho i postanowiła spróbować od innej strony. W dzieciństwie to zawsze działało, może i teraz zadziała? Zamrugała i zrobiła smutne oczka, patrząc w kierunku Snape'a.
— Panie profesorze, będę ostrożna — obiecała. — Będę trzymać się blisko Charlie, Millicenty, Draco i Blaise'a, i nigdzie nie pójdę sama. A w razie potrzeby kopnę napastnika tam, gdzie trzeba i po sprawie. Nic się nie stanie. A tak bardzo chciałabym zobaczyć, jak jest w Hogsmeade.
Patrzył na dziewczynę przez chwilę, a potem skrzywił się i westchnął.
— Dobrze. Pójdziesz do tego cholernego Hogsmeade, ale jeśli zginiesz, to ty będziesz się tłumaczyć temu staremu... to znaczy dyrektorowi i innym osobom, które zechcą mnie zamordować za to, że cię nie upilnowałem.
— Raczej tego nie zrobi, skoro będzie martwa — wymamrotała Charlie, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
— Sev, rozluźnij się. Nie będzie żadnego ataku. Młodzież pójdzie pozwiedzać albo zrobić zakupy, a my pójdziemy zagrać w kręgle. — Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią poklepał Snape'a po plecach. Otrzymał za to spojrzenie, które mogłoby go zabić, gdyby tylko miało taką moc.
— W Hogsmeade nie ma kręgli — przypomniał młodszy z mężczyzn.
— Są — uśmiechnęła się lekko Alexa. — Fred i George uruchomili niedawno filię swojego sklepu właśnie w Hogsmeade. I zorganizowali też kręgielnię.
Zachichotała cicho, kiedy również i ją czarnowłosy obrzucił morderczym spojrzeniem.
— No widzisz Sev, pójdziemy odwiedzić wspaniałych Weasleyów i zagramy.
— Jeszcze raz powiesz do mnie Sev, to zginiesz marnie — warknął mężczyzna na skraju wytrzymałości.
— Dobrze. To w takim razie może być Seviś?
Cała piątka Ślizgonów wyczuła dziwną energię, która namnożyła się w pomieszczeniu i zwartą grupą ruszyli do wyjścia.
— Nie zapomnij nas zapisać, wujku! — zdążył tylko zawołać Draco, zanim drzwi się za nimi zatrzasnęły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top