Rozdział 12

Severus miał powiedzieć jej coś ważnego, ale oczywiście musiał go przyzwać. Wiedział, że to w końcu nastąpi, bo ostatnie wezwanie otrzymał tydzień temu. Szkoda tylko, że nie mógł sobie wybrać bardziej komfortowej, oczywiście dla niego, pory. Jak miał teraz wytłumaczyć tej dziewczynie, gdzie był? Teoretycznie nic jej nie musiał tłumaczyć, ale ona nie była głupia. Tak, na każdym kroku robił przytyki dotyczące jej inteligencji, ale wcale tak nie myślał. Na początku sądził, że będzie równie głupia i ignorancka jak jej brat, ale widocznie pomylił się.

Potter w zasadzie też nie był głupi. Był całkiem inteligentny, szkoda tylko, że tego nie wykorzystywał. Ale cóż się dziwić, skoro wszyscy dookoła obchodzili się z nim jak z jajkiem? Wmawiali mu, że jest Wybrańcem, a on się szczycił tym, jakby to było nie wiadomo co. A Weasley i Granger trwali przy nim bez względu na wszystko. Normalnie tacy trzej muszkieterowie. Atos, Portos, Aramis, jeszcze D’Artagnana brakowało. Może teraz opanuje swój temperament i przestanie użalać się nad sobą, skoro ma przy sobie siostrę. Marne szanse, ale jak to mówią: „Nadzieja umiera ostatnia”. Wprawdzie jest też matką głupich, ale to tak na marginesie.

Pojawił się przed Malfoy Manor w momencie, kiedy to samo zrobili właściciele rezydencji. Gdy był już blisko nich, zmartwiona Narcyza podeszła do Severusa szybkim krokiem. 

— Severusie, wiesz, co się dzieje z Draco? Nie mamy od niego żadnych wiadomości.

Spojrzał na nią uważnie, a potem zerknął na stojącego za kobietą Lucjusza. Wyglądał na równie zaniepokojonego. Był nieogolony, miał wory pod oczami a jego mięśnie twarzy były napięte. Severus był ciekaw, na czym polegała ich misja, ale Czarny Pan nie powiedział tego nikomu, a Malfoyom rozkazał złożyć przysięgę milczenia. Jednak zdziwiło go to, że wysłał również Narcyzę, a przecież nie była pełnoprawną śmierciożerczynią.

— Wszystko z nim w porządku. Mieszka u mnie i krzywda mu się nie dzieje. Nawet znalazł sobie nową przyjaciółkę — odparł czarnowłosy, wracając wzrokiem do byłej Ślizgonki. Blondynka odetchnęła z ulgą i zarazem ze zdziwieniem.

— Przyjaciółkę? Kto jest teraz podczas wakacji w zamku?

Zawahał się. Lucjusz i Narcyza byli po stronie Zakonu, a mężczyzna był nieoficjalnym szpiegiem Dumbledore'a, ale to i tak było ryzyko.

— Później wam wyjaśnię — uciął krótko. — Lepiej już chodźmy. Czarny Pan nie lubi czekać.

Weszli do środka i skierowali się do sali, gdzie odbywały się spotkania. W środku byli już wszyscy, którzy powinni się zjawić. W centralnym punkcie pomieszczenia stał stół ustawiony w podkowę, u którego szczytu siedział jak zwykle Voldemort.

— Witajcie, Lucjuszu i Narcyzo — odezwał się. — Jak miło was widzieć. Usiądźcie. Później na osobności porozmawiamy o dotychczasowych wynikach waszej pracy.

— Tak, panie — odparł blondyn i pociągnął żonę w stronę ich miejsc.

Czarnoksiężnik natomiast skierował swoje ślepia na czarnowłosego.

— Cieszę się, że udało ci się do nas przybyć, S—Severusie... — wysyczał zadowolony. — Podejdź do mnie.

Snape zdusił w sobie chęć zwymiotowania na widok jego wyrazu twarzy i wykonał polecenie.

— Jak mógłbym cię zignorować, panie? — odparł spokojnie.

Nagle, bez żadnego uprzedzenia, Voldemort wtargnął do jego umysłu tak gwałtownie, że upadł na kolana. Przeszukiwał wspomnienia, jak gdyby czegoś szukał, a ja Severus nie utrudniał tego, bo wiedział z własnego doświadczenia, że to nie kończy się dobrze. Nie znalazł jednak niczego niepokojącego, więc opuścił głowę mężczyzny i uśmiechnął się.

— Usiądź, Severusie, przyjacielu — wskazał mu krzesło obok siebie. Och, jaki zaszczyt mnie kopnął, prychnął Snape w myślach i zajął wskazane miejsce. Kątem oka zauważył, że Bellatrix sztyletuje go wzrokiem. Ona od zawsze chciała zająć to miejsce obok Czarnego Pana. Nie ma to jak nieodwzajemniona miłość, czyż nie?

Coś o tym wiesz Severusie, prawda? Cóż za ironia, zakpił cichy głos w jego głowie. Severus wyrzucił ten głos z myśli. Tak czy siak, to, co czuła Bella, na pewno nie było miłością. Jeśli już, raczej bezgranicznym uwielbieniem.

— Możemy zacząć. Severusie, masz dla mnie jakieś wieści?

— Nic nadzwyczajnego, panie. Zakon nie zbierał się w ciągu tego tygodnia. Dumbledore myśli, że planujesz się poddać.

Czarny Pan wybuchnął śmiechem, a po chwili zawtórowała mu reszta śmierciożerców.

— Stary głupiec — powiedział czarnoksiężnik, gdy się uspokoił. — Nigdy mnie nie doceniał. Cóż... Zajmiemy się nim w swoim czasie. Bello, twoja kolej.

Kobieta z szerokim uśmiechem zaczęła opowiadać o swoich poczynaniach. Nie mówiła jednak nic pożytecznego. Głównym przedmiotem jej opowieści była wspaniałość Voldemorta.

— Panie, jestem pewna, że zwyciężymy! Potter jest słaby, a ty z łatwością go pokonasz! I później oczyścimy świat ze szlam oraz parszywych mugoli.

Pozostali też nie mieli nic godnego uwagi do zaprezentowania. Voldemort również nie wydawał się zadowolony, ale tym razem nikogo nie poczęstował Cruciatusem. Severus chciał jeszcze porozmawiać z Lucjuszem i Narcyzą, ale zaczepiła ich Bella, więc dał sobie spokój i wrócił do Hogwartu.

Miał zamiar iść zdać raport Dumbledorowi, ale obrazy poinformowały go, że go nie ma. Świetnie, zawsze, gdy był potrzebny, to go nie było, a jak człowiek nie miał najmniejszej ochoty go widzieć, to pojawiał się znikąd i wciskał te swoje dropsy. Nie chciał nawet wiedzieć, co on tam w nich miał. Kiedyś Snape miał w planach zbadanie składu chemicznego tych słodyczy, ale uznał, że to nie ma raczej sensu, a on ma ważniejsze rzeczy na głowie. 

Skierował się do lochów, zastanawiając się, czy młoda Potter dalej jest w gabinecie, czy sobie poszła. Wprawdzie Draco miał jej pilnować, ale... 

W gabinecie powitała go pustka. Nie było żywej duszy. Już do głowy przychodziły mu czarne scenariusze i obrazy leżących na podłodze martwych nastolatków, kiedy usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z salonu. Miał nadzieję, że to oni, bo inaczej zostałby zamordowany przez Narcyzę, Lucjusza, Minerwę, Dumbledore'a, Molly, Carter, Pottera. Właściwie w dowolnej kolejności. Tak czy siak, skończyłby, wąchając kwiatki od spodu. 

Severus przeszedł przez drzwi i skierował się w stronę salonu. Drzwi były lekko uchylone. Zerknął przez szparę i odetchnął z ulgą. Zaraz potem ciśnienie mu podskoczyło. Draco i młoda Potter siedzieli w JEGO salonie, na JEGO kanapie, trzymając stopy na JEGO podłodze i... zaraz. Rozmawiali o NIM. 

— Nie jest moim prawdziwym wujkiem, ale uwielbiam go jak drugiego ojca. Jest moim ojcem chrzestnym i w dodatku mam po nim trzecie imię. Zawsze mnie wspierał, chociaż byłem irytującym, aroganckim dzieciakiem. No, ale wśród dzieci śmierciożerców nie dało się inaczej. Nie jest zły, chociaż na takiego się kreuje. 

To był głos Draco. Severus nie sądził, że chłopak miał takie dobre zdanie o nim. Tym razem odezwała się dziewczyna. 

— Ja sądzę, opierając się na tym krótkim czasie, że nie jest taki okropny, jak ciągle mówią Harry i Ron. Fakt, nauczycielem nie jest zbyt miłym, ale efektywnym. Gdy byłam w mugolskiej szkole, nauczyciele byli bardzo mili, co niestety czasem skutkowało tym, że dużo osób się nie uczyło, bo wiedzieli, że ujdzie im to płazem. Może krzyki nie są najlepszym sposobem, ale wbrew pozorom, to niektórych motywuje. Ja cały czas robię wszystko, by udowodnić, że różnię się od Harry'ego i że nie jestem głupia. A wracając do Snape'a, to mam wrażenie, że on skrywa jakąś tajemnicę, i to nie jedną. 

O, cholera. Ona faktycznie nie była taka głupia. Snape postanowił się ujawnić, zanim zaczną dalej go obgadywać, myśląc, że nie słyszy. 

— Czy na drzwiach wisiała kartka z napisem „Wejdźcie i czujcie się jak u siebie”? — spytał cichym i niskim głosem, wchodząc do środka. Natychmiast podnieśli głowy i odwrócili się. 

— Nie, profesorze — odparła Alexa bez cienia strachu. 

— Więc co was skłoniło do rozgoszczenia się tutaj? 

— Wujku, długo cię nie było i chcieliśmy po prostu pogadać, a tu jest cieplej niż w gabinecie — wyjaśnił Draco. 

— Nawet gdyby się paliło, waliło i w ogóle był koniec świata, wstęp do moich kwater wzbroniony bez mojego pozwolenia. Ty możesz się poruszać po nich, ona nie. 

Brązowowłosa otworzyła usta oburzona i wstała.

— Co my takiego panu zrobiliśmy, że uważa mnie pan za idiotkę, a Harry'ego nienawidzi?

Wy nic. Wasz ojciec owszem. 

— Czy zepsułam coś? Nie. Pobrudziłam? Nie. Siedziałam sobie spokojnie na kanapie i rozmawiałam z Draco, a pan ma do mnie jakieś żale. Wolałabym, żeby pan powiedział, o co chodzi, bo nie zamierzam bawić się w zgadywanki.

— Dziewczyno, opanuj się. Jesteś strasznie rozchwiana emocjonalnie — odparł Severus, na co ona jeszcze bardziej się rozzłościła. 

— Sam pan jest rozchwiany emocjonalnie! — warknęła, a w jej zielonych oczach widoczna była złość.

Zabrała torbę i wyszła z pomieszczenia, bez słowa omijając próbującego ją uspokoić Draco.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top