Rozdział 11
— Potter, wstawaj!
Alexa poczuła, jak ktoś nią potrząsa, ale była zbyt zmęczona, żeby jakoś zareagować. Poprzedniego dnia do późna rozmawiała z Charlie i z pozostałymi dziewczynami i nie była nawet pewna, o której poszły spać.
— Potter!
Znowu ten głos. Niech się w końcu odczepi.
Machnęła ręką na oślep, żeby odpędzić szkodnika. Chwilę później poczuła pod palcami czyjąś skórę.
— Potter, jeszcze raz będziesz próbowała wydłubać mi oko, to amputuję ci rękę.
O cholera. To chyba Snape.
Dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy, by ocenić sytuację. Przy łóżku stał Severus Snape i był wyraźnie niezadowolony. Chociaż „niezadowolony” to eufemizm na skalę światową.
Cóż... Też nie skakałabym z radości, gdyby ktoś wsadził mi palec do oka.
— Wstaniesz wreszcie? — spytał, stojąc z założonymi rękami.
Zmarszczyła brwi. A po co miała wstawać? Zerknęła na zegarek i wszystko stało się jasne. Było piętnaście minut po dziewiątej. A ona miała zjawić się w lochach o ósmej.
— Nie musiał pan mną szarpać — mruknęła brązowowłosa z wyrzutem.
— Och, wybacz. Nie wiedziałem, że pretendujesz do roli Śpiącej Królewny, którą należy obudzić pocałunkiem.
— Wystarczyło po prostu włączyć budzik — Alexa kiwnęła głową w stronę urządzenia. — Ma taki okropny dźwięk, że nawet umarłego by obudził.
Obrzucił swoją uczennicę ponurym spojrzeniem.
— Zbieraj się. Czekam na dole. Za piętnaście minut przenosimy się do mojego gabinetu —poinformował. — I postaraj się nie obudzić swoich współlokatorek.
Chwilę potem na sąsiednim w łóżku coś się poruszyło, a kilka sekund później jego właścicielka, Charlie, wylądowała na podłodze. Jęknęła cicho i spróbowała się wyplątać z kołdry, ale z zamkniętymi oczami nie było to takie proste.
— Gracja słonia w składzie porcelany. Gratuluję, Prince — zaszydził Snape.
Dziewczyna momentalnie otworzyła oczy i omiotła nieprzytomnym wzrokiem pomieszczenie. Gdy zauważyła mężczyznę, zmarszczyła brwi.
— Wujku, co tu robisz? — spytała. — Z tego, co wiem, to jest sypialnia nastoletnich dziewczyn. A gdy ostatnio widziałam twoją metrykę, nie byłeś ani nastolatkiem, ani dziewczyną.
— Musiałem wyciągnąć Potter z łóżka — odparł, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Blondynka zamrugała, a potem zaczęła wodziła wzrokiem między Alexą, a mistrzem eliksirów.
— Po co miałeś ją wyciągać z łóżka? Ja na twoim miejscu bym ją zabrała do niego — stwierdziła. Alexa nie mogła uwierzyć, że ona insynuuje takie rzeczy i jeszcze żyje.
— Prince, radzę ci uspokoić swoją głupotę, którą odziedziczyłaś po swoim ojcu i wstać z zimnej podłogi — odpowiedział chłodno Snape.
Dziewczyna uświadomiła sobie, że wciąż znajduje się poza łóżkiem, ale z jej miny można było wyczytać, że nie chce dać wujkowi satysfakcji.
— Mnie tu wygodnie — uśmiechnęła się szeroko. — Nie mieliście gdzieś iść? Do przytulnych, klimatycznych lochów na przykład?
— Tak. Klimatycznie i przytulnie tam jak w klatce lwa — mruknęła cicho Alexa, żeby nie usłyszał. Jednak ta ostrożność była niepotrzebna.
— Słyszałem, Potter. Ubieraj się i zejdź na dół. Nie mam całego dnia — syknął Severus i wyszedł, powiewając swoimi szatami. Dziewczynie przeszło przez myśl, że faktycznie przypominał nietoperza. Pokręciła głową i wstała z łóżka. Charlie w tym czasie zdążyła już wyplątać się z kołdry i pościelić łóżko.
— Nie idziesz dalej spać? — zdziwiła się Alexa. Podeszła do szafy, by poszukać czegoś do ubrania.
— Żartujesz? Jak już się obudzę, to nie zasnę. Nie ma szans — westchnęła. Brązowowłosa kiwnęła głową i ruszyła do łazienki z wybranym kompletem ubrań.
Dziesięć minut później zeszła na dół. W kuchni znajdowali się tylko Snape, pani Weasley i profesor Prince.
— Dzień dobry — odezwała się.
— Witaj, kochana. Siadaj, już zrobię ci coś pysznego — uśmiechnęła się kobieta. Opiekun Slytherinu westchnął sfrustrowany, gdy wypowiedziała te słowa.
— Severusie, chyba nie chciałeś zabrać na lekcję dziewczyny bez śniadania? — obrzuciła go ostrzegawczym spojrzeniem.
— Nie, skądże. Nie mam ochoty zbierać jej z podłogi — odparł obojętnie. Alexa postanowiła go zignorować, a w zamian zaproponowałam pani Weasley pomoc w przygotowaniu śniadania.
— Dziękuję ci, ale poradzę sobie. Jednak ciepło się na sercu robi, gdy spotyka się tak dobrze wychowaną młodzież. Twoi rodzice, Lily i James, byliby z ciebie dumni.
— Lily? — wtrącił zaintrygowany profesor Prince. — Czy to ta mała rudowłosa dziewczyna, o której mi opowiadałeś za nastoletnich czasów, Sev?
— Nie. Mów. Do. Mnie. Sev — wycedził młodszy z braci ze złością.
Pani Weasley zachichotała cicho i położyła przed dziewczyną talerz z jedzeniem.
— Tak, dokładnie ona — potwierdziła ze smutnym uśmiechem. — Nie powinni zginąć. Byli jeszcze tacy młodzi...
Westchnęła i spojrzała w okno, a potem kontynuowała.
— A teraz giną coraz młodsi. Cały czas boję się, że pewnego dnia ktoś mnie poinformuje o śmierci bliźniaków, Ginny albo Rona. Nie mówiąc już o Charlesie czy Billu.
Alexa nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć, więc siedziała cicho. Od razu po skończeniu jedzenia przeniosła się wraz ze Snape’em kominkiem do Hogwartu.
— Co będziemy dzisiaj robić? — spytała, gdy szli korytarzem w lochach.
— Będziesz uczyć się zaklęć obronnych. Miałem przełożyć to na później, ale uznałem, że to ci się bardziej przyda — odparł.
Kiedy weszli do gabinetu, kazał dziewczynie usiąść i zaczekać, a potem otworzył drzwi do swoich komnat.
— Malfoy, chodź tutaj! — zawołał.
— Po co pan woła Draco? — zdziwiła się. Nie miała nic przeciwko obecności chłopaka, bo lubiła go, ale jak dotąd nie był obecny na żadnej lekcji. No oprócz tych dwóch pierwszych, na których się poznali.
— Zobaczysz.
Z kwater mistrza eliksirów wyszedł blondyn, który wyglądał na równie zdziwionego co Alexa.
— Po co mnie wołałeś, wuju? — zapytał. — O, cześć.
— Jak już mówiłem, przydasz się do czegoś. Masz przy sobie różdżkę?
Kiwnął głową.
— Świetnie. Rzuć na nią jakieś zaklęcie — polecił nauczyciel.
— CO?! — zawołali jednocześnie Alexa i Draco. Snape przewrócił oczami i westchnął.
— Nie każę ci rzucać Crucio ani Avady — wyjaśnił. — Zwykła Rictusempra na początek wystarczy. W dodatku będzie miała w zanadrzu zaklęcie tarczy.
Alexa słuchała w skupieniu, kiedy Snape tłumaczył jej, na czym polega zaklęcie tarczy i jak się je rzuca. W końcu Draco stanął naprzeciwko niej z różdżką.
— Rictusempra!
— Protego! — zawołała, robiąc odpowiedni ruch różdżką.
Już przygotowała się na uderzenie zaklęcia, ale ono nie nastąpiło. Rozbiło się o niewidzialną tarczę, która utworzyła się wokół dziewczyny.
— Wow... — wyrwało się brązowowłosej. Snape i Draco spojrzeli na nią z lekkim rozbawieniem. Łatwo im mówić. Oni żyją z magią od dziecka, a ja dopiero ją poznaję.
Później poznała jeszcze kilka innych zaklęć obronnych i pojedynkowych. Dowiedziała się, że czasem, zamiast obrony, lepiej atakować albo uciekać.
— Jednak nie jesteś aż taka głupia, jak myślałem — przyznał Snape. — Przynajmniej mądrzejsza od swojego brata.
To stwierdzenie zbiło trochę z tropu Alexę. Po tygodniu narzekania i obrażania mówi coś takiego?
— Eee... Mam to uznać za komplement, czy coś? — spytała niepewnie.
— Jak chcesz. Ale powinnaś wiedzieć, że... — urwał nagle i syknął, łapiąc się za lewe ramię. Dziewczyna spojrzała na niego zaniepokojona.
— Wszystko w porządku? Co się dzieje?
— Zamknij się, Potter — warknął Snape i skierował się do drzwi prowadzących do jego kwater. — Pilnuj jej, Draco. Niech nigdzie teraz nie idzie — rzucił przez ramię i wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top