Rozdział Czwarty
Pov. Loki
Obserwowałem ją...
Od momentu kiedy przeczytała tę księgę...
Od samego początku...
Kiedy Urd wręczyła mi księgę nie wierzyłem w to że odnajdę ją. Norna jednak zapewniła mnie że przeznaczona jest mi ziemska kobieta, która będzie dla mnie wszystkim co mam, a jednocześnie przybędzie do mnie nieważne co się stanie, więc cierpliwie czekałem na sygnał księgi.
Mijały dni, lata, dekady...
Czas mijał mi nieubłaganie, a ja coraz bardziej traciłem nadzieję. Nie wiem ile czasu minęło, ale niespodziewanie usłyszałem JEJ głos, który czyta wersy z księgi. Od razu musiałem ją zobaczyć.
Ujrzałem ją leżącą na podłodze wystraszoną. Nie wiedziała co się stało i co wywołała. To było dziecko. W oczach wszystkich to była mała dziewczynka, którą wybrała zaczarowana książka. Która została wybrana na żonę boga, boga kłamstw.
Nie mogłem jej wziąć.
Nie mogłem jej zabrać.
Mogłem być bogiem kłamstw i psot, ale nie mogłem jej zabrać, chociaż czułem że traciłem dla tej dziewczyny głowę.
Niczym cień byłem z nią i obserwowałem ją z ukrycia widząc jak dorasta. Jak jej czarne włosy rosną, jak ciało się zmienia, a na jej twarzy pojawia się makijaż. Byłem z nią wszędzie.
W zoo jako wąż obserwowałem ją zza szklanej szyby, jako kot wylegiwałem się na parapecie okna sąsiadów naprzeciwko jej domu obserwowałem jak wychodzi i wchodzi do domu. Jako ptak obserwowałem jej trasy i starałem się ją chronić przed zagrożeniem z strony innych śmiertelników.
Od momentu w, którym ona się pojawiła ja stałem się obrońcą.
W jej urodziny zawsze starałem się dać jej coś co zapamięta na długo. Zwykle były to prezenty, które znajdowała na podwórku. Dopiero jednak teraz odważyłem się dać jej jeden z klejnotów w szafce szkolnej.
Obserwowanie przez te lata jej były miłym wyczekiwaniem dla oka.
Jednak kiedy ostatnio poszła na imprezę miałem złe przeczucia. Nie myliłem się.
Widząc ją mającą pocałować tego czerwonowłosego dzieciaka czułem wściekłość i zazdrość.
Ona była moja.
Należała do mnie.
I była mi przeznaczona.
W ostatniej chwili udało mi się to zatrzymać. Jednak dopiero wtedy zrozumiałem że dziewczyna, którą pragnąłem chronić i mieć przy sobie tak naprawdę nie pamięta tego co się wydarzyło. Musiałem jej to przypomnieć. Musiałem jej pokazać początek splotu naszych dróg. By wiedziała komu zawróciła w głowie.
Teraz gdy siedziałem koło niej w towarzystwie jej rodziny wiedziałem że lata czekania się opłaciły. Znalazłem ją. Czarnowłosą piękną kobietę o zielonych oczach oraz bladej cerze, która zawróciła mi w głowie, pomieszała mi w sercu i po przekręcała zdrowy rozsądek.
Znalazłem swoje przeznaczenie i nie wypuszczę jej.
Ani na krok...
Pov. Melody
- No dobrze, teraz czas na prezenty. W końcu musimy pokazać panu Reil'owi muzeum mitologii.-powiedział dziadek upijając swojej kawy.
- Tyle mu trułeś o tym przez lot między oglądaniem Netflix'a, a spaniem że jak mu tego dzisiaj nie pokażesz to nie będziesz mógł żyć.- parsknęła babcia, na co dziadek spojrzał na nią z politowaniem.
Phoe parsknął cicho na reakcje, dziadka podczas gdy babcia podała mi przez stół śnieżnobiałą kopertę z pięknie napisanym moim imieniem.
- Tylko nie przejedz tego na krążki cebulowe jak dziadek ostatnią wypłatę.
- Będziesz mi to wypominać?
- Ktoś musi. Wiedziałeś co bierzesz do ołtarza.- prychnęła babcia, na co ja parsknęłam śmiechem otwierając kopertę i zaglądając do środka.
Poza sporym plikiem banknotów, kartką z życzeniami zapewne z podpisami kolegów z pracy dziadków w środku znajdowały się klucze z breloczkiem z wyrytą jemiołom. Spojrzałam na dziadków unosząc brew.
- To ode mnie - głos Lokiego sprawił że spojrzałam na niego.
Mężczyzna widząc moją minę uśmiechnął się tylko, po czym dodał.
- Niedługo dowiesz się do czego jest ten klucz. Spokojnie to taka niespodzianka, spodoba ci się jestem pewien.
Zgryzłam delikatnie wargę, po czym spojrzałam na klucz. Wyglądał jak nowy, ale przysięgam nigdy nie widziałam takich wzorów. Dosłownie jakby ten klucz nigdy nie został stworzony w naszym świecie.
Spojrzałam jeszcze raz na Lokiego rozumiejąc teraz wszystko. Ten klucz naprawdę nie jest stąd. Reil chyba wiedział że zdałam sobie z tego sprawę, bo uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Opuściłam wzrok zdając sobie sprawę że za długo patrzę na mężczyznę, jednak to nie umknęło wzrokowi pewnej kobiety z Jones'ów.
- A może Melody oprowadzi jutro pana Reil'a po muzeum. W końcu my z dziadkiem jesteśmy starzy, spowolniali oraz co chwilę robimy jakieś postoje? Młodzi pójdą i szybciej wrócą.- zaproponowała staruszka z uśmiechem.
-Mów za siebie...auć! No dobrze, ale nie bij mnie kobieto.- jęknął dziadek, na co mój ojciec zaczął się głośno śmiać.
Spojrzałam na Lokiego ponownie, po czym westchnęłam cicho. Nie mam wyboru moja babcia już zaczęła zmieniać się w swatkę i zapewne obrazi się jeśli tego nie zrobię. Z resztą obstawiam że gdyby dowiedziała się o prawdziwym pochodzeniu Reil'a to zapewne, by już grzebała po szafie na strychu swoją suknie ślubną, aby jak najszybciej wydać mnie za mąż.
- W takim razie jutro o dziewiątej wyruszamy, Reil.- odparłam z delikatnym uśmiechem do mężczyzny.
- Nie mogę się doczekać, panno Jones.
~ ~ ~ ~
Tym razem krótszy rozdział, ale postaram się to naprawić.
Do zobaczenia :)
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top