Rozdział 4
Przełknął zrobione przez własną matkę ciastko z sezamem, ale, co nie dziwne, stanęło mu w gardle. Jego zęby łamały się na każdym żałosnym kęsie. Przybierał jednak dobrą minę do złej gry, zapominając o wymianie zdań z poranka oraz o tym, że chyba nie ma już po co wracać do rodzinnego domu.
— To z kim pan się pobił, panie Jeon? — zapytał go siedzący obok chłopak z aparatem na zębach i ustami pełnymi japchae.
Gguk spojrzał na niego, przy okazji przejeżdżając wzrokiem po stole, wyłożonym wysłużoną, bambusową matą. Ośmiu schludnie ubranych podopiecznych ośrodka oraz Namjoon wraz z Yoongim siedzieli przy nim na łydkach z miseczkami w rękach, rozmawiając o czymś między sobą.
Mimo iż świętowali w obskurnej, ciasnej sali, świąteczny posiłek na chuseok i tak wyglądał oraz pachniał obłędnie. Jeongguk widział teraz, że Yoongi nie bez przyczyny nie mógł się nachwalić ichniejszych kucharek. Kobiety te z dobroci serca przyszły do pracy, pomimo ustawowego wolnego, przygotowały im pierwszej klasy jedzenie, po czym same uciekły z ośrodka, spiesząc się do własnych rodzin.
Słodycze od Gguka prezentowały się w samym centrum stołu, wciśnięte pomiędzy kolorowe półmiski z makaronem, ryżem oraz zupą na wołowej kości. Za przyniesienie czegoś na osłodę tak różnorodnych, słonych przysmaków, dostał kilka buziaków w oba policzki od najstarszej z kucharek, według której „na takie łakocie dla tych biednych chłopaczków nie było w tym roku funduszy".
Dostał też pokaźny, zmarznięty kawałek mięsa, który przyłożył do twarzy, zmuszony do tego przez tę samą kobietę od mokrych całusów. Siedział tak z nim na drewnianym stołku przy zlewie niczym zbity pies dobre piętnaście minut, póki dłoń oraz twarz nie zaczęły mu nieznośnie drętwieć i boleć od chłodu.
— Nie pobiłem się z nikim... chłopcze — odparł cicho, nie pamiętając imienia nastolatka, chociaż Yoongi tuż przed posiłkiem pobieżnie przedstawił mu po kolei każdego z podopiecznych. — Uderzyłem się drzwiami od auta, to wszystko.
— Sanghoon, mówiłem ci, żebyś nie zadawał panu Jeonowi durnych pytań! Usta ci się nigdy nie zamykają! — Namjoon skarcił go sponad swojego półmiska, a chłopak speszył się, przepraszając cicho.
Nie zreflektował się jednak skutecznie, bo chwilę później znowu spojrzał na Gguka, wywiercając mu wzrokiem dziurę w siniaku.
— Wygląda jak od pięści — burknął tak cicho, że usłyszał go tylko prawnik. — Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mają nas tu za idiotów... Większość z nas kituje za pobicia. Wiemy, jak wygląda śliwa po prawym sierpowym...
— Wiesz co — mruknął Gguk, zerkając na niego z ukosa. — Może faktycznie od kogoś dostałem — dodał tajemniczo, po czym rozpromienił się dziwnie, widząc szeroki uśmiech na twarzy chłopaka.
Niewinna ekscytacja czyjąś krzywdą była dla prawnika na tyle osobliwa, że nie wiedział, jak inaczej mógłby zareagować.
— Za co?! — zapytał Sanghoon aż podskakując w miejscu, chociaż starał się nie ściągać na siebie uwagi żadnego z dwójki wychowawców, by znowu nie dostać za to po głowie.
Jeongguk nie miał mu jednak do zaoferowania niczego lepszego.
— Za wtykanie nosa w nie swoje sprawy — skwitował, chwytając pałeczkami kawałek usmażonej na chrupko wieprzowiny i kładąc ją w miseczce z ryżem Sanghoona.
Ten prychnął głośno, wyraźnie nieusatysfakcjonowany odpowiedzią, jaką uzyskał i szalejącym w jego żołądku głodem informacji. Ściągnął tym na siebie uwagę Yoongiego, który, tak czy siak, co jakiś czas spoglądał na Gguka.
Wychowawca ciągle nie wierzył, że ten siedział z nim przy jednym stole. Za czasów ich szczeniackiego związku nigdy nie udało im się zjeść wspólnego posiłku. Delikatesem były dla nich ziarna słonecznika kupione na rynku za uciułane drobniaki, zjadane w pośpiechu, gdy siedzieli na zimnym betonie na tyłach opuszczonego magazynu czy na mokrej trawie przy potoku, ukrywając się przed całym światem.
Yoongi, mówiąc szczerze, jeszcze jako dzieciak często wyobrażał sobie, że jest dorosły, samodzielny i uwalnia Jeongguka z łapsk zaborczych rodziców. W jego fantazjach byli zakochani po uszy aż do końca świata. Mieli razem psa oraz niewielki, wspólny kąt. Pomimo wielu przeszkód byli szczęśliwi i świętowali chuseok przy własnym stole jak normalni, wolni ludzie. Zapraszali do wspólnych celebracji przyjaciół i trzymali swoje dłonie splecione ze sobą na blacie stołu tak, by każdy z gości mógł dobrze je widzieć. Nie ukrywali się po krzakach, wyciągając łuski słonecznika spomiędzy zębów; nie kulili się też za winklami w wiosce, ani nie marzli na twardych schodkach. Mieszkali razem, jedli razem, budzili się razem.
Robili też razem wiele innych rzeczy, o których myśleć w pomieszczeniu pełnym nieletnich chłopców, dla których miał być swego rodzaju autorytetem, Yoongi kategorycznie nie chciał.
Przetarł usta chusteczką i zachichotał subtelnie na myśl, że jego życie zrobiło jednak jednego, wielkiego fikołka. Żaden z jego wymyślnych, opracowywanych co noc przed snem planów nie wypalił, co w sumie nie było takie zaskakujące. Ile stabilności może być bowiem w rzuconych w szpony okrutnego losu nastolatkach? Pobyt w placówce, studia, a potem nagły powrót i praca tam, gdzie sam spędził jakąś cząstkę swojego życia, uświadomiły Yoongiemu, że nawet nie tyle, co kot napłakał.
Zastanawiał się wbrew sobie, co Gguk myślał o tym wszystkim. Bał się jednak zapytać. Czuł, że chociaż rany w pełni się nie zasklepiły, to nawet twardych strupów nie należało tykać. Tak długo, jak nic nie krwawiło, on pozostawał raczej neutralny.
— Poda mi pan makaron? — Usłyszał nad, a raczej pod uchem, co rozmyło mgłę otulającą jego umysł.
Drobny, wychudzony Kim Hyoungjin, który siedział schowany tuż za nim i był tym samym odcięty od reszty grupy, odezwał się po raz pierwszy od rozpoczęcia posiłku. Miał poczochrane włosy i niemalże fioletowe wory pod oczami. Yoongi jeszcze z początku przesadnie się nimi martwił, ale w końcu przestał zwracać większą uwagę na niewyspanie nastolatka, gdyż wiedział, że chłopak najzwyczajniej w świecie nie był w stanie w pełni wypocząć. Bo kto mógłby, zamknięty co noc w izolatce, do której wciśnięto twarde łóżko oraz szafkę, po czym niemalże bezczelnie przechrzczono ją na sypialnię?
— Słucham? — zapytał, posyłając mu ciepły uśmiech.
— Och... Nieważne. Nie chcę przeszkadzać.
— Hyoungjin... — Zmierzył go wzrokiem pełnym zrozumienia, ale jednocześnie, w pewnym sensie, karcącym go. Głaskanie nastolatka po głowie już dawno nie znajdowało się w repertuarze Yoongiego, nawet jeżeli niezbyt profesjonalnie pałał do niego sympatią nieco większą, niż do innych wychowanków. — Rozmawialiśmy już o tym. O co prosiłeś? Nie słyszałem cię, zamyśliłem się. Nie ignorowałem cię, dobrze? Masz prawo się powtórzyć.
Chłopak przełknął ślinę, po czym niepewnie wskazał palcem na miskę z makaronem przesmażonym z olejem sezamowym i karmelizowaną cebulką, która stała nieopodal Yoongiego.
— Poda mi pan ten udon? Proszę.
— Jasne. — Yoongi sięgnął po półmisek i podał go nastolatkowi. — Widzisz? Nie było tak trudno.
Hyoungjin niezdarnie chwycił naczynie w dłonie i postawił obok swojej miski. Kryło się w niej kilka ziarenek ryżu, którego malutką porcję zjadł wcześniej.
— Dziękuję — wyszeptał, nakładając sobie trochę makaronu ze skonsternowaną miną.
Jeongguk przyglądał się tej niepozornej scenie, ciągle przeżuwając to samo ciastko. Był to już jego ostatni kęs. Planował go nie kończyć i zostawić nadgryzione w miseczce, ale nie wyglądałoby to dobrze. Zmusił się więc z wielką goryczą do przełknięcia tego, co miał w ustach.
Ani Yoongi, ani Namjoon nie zdradzili wychowankom, jaki tak naprawdę był cel wizyty nieznanego im mężczyzny w pomiętej koszuli. Podopieczni w ośrodku przedstawili mu się kolejno bez większych obiekcji, przekonani, że Gguk był panem z kuratorium czy innej kontroli. Tacy zjawiali się w placówce dosyć często, więc nie była to dla nich krępująca czy nieznana sytuacja. Zresztą, nastolatkowie z początku i tak nie potrzebowali zbyt wiele wyjaśnień. Nowa twarz, nawet jeśli pobita, i tak niesamowicie ich ekscytowała, a to wystarczyło.
O ekscytacji mówiąc, nie minęło kilka minut, a po serii wścibskich pytań Sanghoona, Namjoon musiał uciszać kolejnego z siedzących przy stole chłopców. Nastolatek, mało oryginalnie, zagadywał Jeona o jego wątpliwie reprezentatywnego siniaka, licząc, że może to właśnie jemu uda się czegoś dowiedzieć, a potem pochwalić się nowo nabytą wiedzą innym chłopcom z ośrodka.
Jeongguk był wdzięczny wychowawcy za ucięcie tematu po raz wtóry. Wolał wykorzystać chwilę spokoju na to, by skupić się na obserwacji Hyoungjina. Chłopak był wyraźnie odizolowany od grupy i wyglądało na to, że sam umacniał taki stan rzeczy, samoczynnie siadając obok Yoongiego ku zwieńczeniu stołu. Gguk zdążył przyuważyć, że od początku posiłku żaden ze współwychowanków nie zagadał do niego nawet jednym słowem. Nie było to jednak przesadnie zaskakujące – Hyoungjin wszedł do sali jako ostatni, przedstawił się Jeonggukowi jako ostatni i jeść też zaczął zaraz po tym, jak zrobili to wszyscy inni. Zachowywał się tak, jakby wiedział, że próba socjalizowania się nie miała najmniejszego sensu, a jego jedynym partnerem do rozmowy był mężczyzna, który dosłownie dostawał pieniądze za to, by z nim przebywać, przynajmniej z płytkiego punktu widzenia.
Co więcej, miejsce przed Hyoungjinem, również było puste. Jeden z pozostałej siódemki chłopaków wolał ścisnąć się ze swoją miseczką po przeciwnej stronie stołu, niż wygodnie usiąść naprzeciwko domniemanego, niedoszłego mordercy-psychopaty. Prawnik może podświadomie uległ perswazji Yoongiego, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że i jemu coś w tym wszystkim nie grało. Nad Hyougjinem unosiła się aura tak dziwna, że niemalże opromieniała go przeraźliwie przykrym kolorem.
— Okej! — odezwał się nagle Namjoon, zauważywszy, że większość chłopaków już najadła się tym, co zostało przygotowane jako główna część świątecznego śniadania i zapychała usta słodkościami. — Prosiłbym o chwilę ciszy — dodał, a Yoongi w międzyczasie podniósł z podłogi dzbanek schłodzonego, tradycyjnego, cynamonowego ponczu sujeonggwa, który specjalnie zostawił na koniec posiłku.
Wstał ze swoich łydek, po czym podszedł do Jeongguka i wlał mu napój do specjalnie przygotowanego kubka, kucając i wychylając się niepozornie po prawej stronie jego spiętych pleców. Potraktował prawnika priorytetowo, najpewniej po prostu respektując go jako gościa, ale ich ramiona i tak ocierały się o siebie osobliwie elektryzująco. Gguk podziękował cicho, chcąc zdusić nieprzyjemne uczucie w zarodku, lecz Yoongi nie ruszył się z miejsca, póki ten nie spróbował trochę i nie uśmiechnął się ze szczerą aprobatą.
Każdy z wychowanków wyciągał w stronę Mina pękaty kubek, gdy ten w końcu pozostawił Jeongguka samemu sobie i zaczął okrążać stół. Wychowawca uciszał ich, kiedy domagali się, by wypełnił ich naczynia po brzegi. Każdemu ma wystarczyć, to nie dzbanek bez dna — szeptał tak, by nie przeszkadzać Namjoonowi. Ten bowiem przemówił nagle, a jego donośny głos rozniósł się ponad głowami zebranych:
— Dzisiaj nie tylko jemy i pijemy. O nie! — Z początku pompatyczny ton jego wypowiedzi, zdecydowanie był takim na wyrost, a teatralna gestykulacja dłońmi sprawiała, że kilku chłopców prychnęło pod nosem. — Dzisiaj, nie ważne ile mamy lat, co mamy za uszami i za co pokutujemy... W szczególności dzisiaj myślimy o tych, którzy od nas odeszli. O tych, za którymi tęsknimy. O tych, którzy z nami są. — To powiedziawszy, prawdziwie spoważniał oraz rozejrzał się po wszystkich twarzach przy stole. Yoongi w międzyczasie wypełnił i jego kubek, więc ten chwycił go w dłoń, nie przerywając swojego krótkiego monologu, ale uspokajając już dłonie. — I z żalem oraz skruchą wspominamy tych, którym kiedykolwiek zrobiliśmy krzywdę — skwitował, marszcząc brwi.
Większość podopiecznych skuliła głowy, mamrocząc coś pod nosem z aprobatą i świadomością, że lepiej nie kłócić się z panem Kimem oraz powstrzymać się od kolejnych śmiechów. Jedynie Hyoungjin patrzył się w małą taflę w swoim kubku jak zaczarowany. Nawet nie słuchał tego, co działo się dookoła. Bladymi, kościstymi palcami obejmował naczynie, a dolną wargę chwycił nerwowo między zęby. Sprawiał wrażenie wróża, który właśnie wyczytał coś strasznego ze swojej porcji sujeonggwa.
— W takim razie, skoro pan Kim wyjaśnił nam co i jak... Sanghoon? — zwrócił się do niego Yoongi, przerywając ciszę.
Zdążył już rozlać cały dzbanek ponczu po równo każdemu przy stole, usiąść z powrotem przy struchlałym Hyounggim i samemu napić się z własnego kubka. Wywołany z imienia nastolatek podniósł głowę w jego kierunku tak szybko, że aż przeraził siedzącego obok Gguka.
— Słucham? — zareagował drżącym głosem, a wszystkie pary oczu podniosły się na niego gładko sponad naczyń pełnych słodkiego, przyjemnie chłodnego napoju, którym delektowano się w ciszy.
— Za co jesteś wdzięczny? — Yoongi zachęcił go skinieniem dłoni.
— Um... Za dobre jedzenie — odparł, jakby to, co przed chwilą powiedział Namjoon, kompletnie mu umknęło.
— Tylko? Rozwiń to. Dobre jedzenie masz tu codziennie.
Chłopak zamyślił się, omiatając wzrokiem własne paznokcie. Upił łyk ponczu, po czym wzruszył ramionami.
— No i chyba za to, że niedługo kończy się tu mój pobyt i wrócę do domu. Do babci i młodszych braci. Potrzebują mnie i nie chcę ich zawieść — dodał nieco ciszej, a Yoongi z uśmiechem skinął na to głową, chwilę później zwracając się po kolei do każdego z reszty wychowanków.
Pytał ich o to samo, a Gguk słuchał każdej z odpowiedzi, kończąc swoją porcję napoju nieco szybciej, niż chciał. Poncz był wyjątkowo dobry i chociaż Jeon nie był wielkim fanem cynamonu, to złapał się na tym, że chętnie poprosiłby o dokładkę. I to wcale nie dlatego, że nalałby mu ją Min Yoongi.
Równie łapczywie, niemalże niczym gąbka, chłonął też te zaskakująco dyskursywne, jak i bardziej chaotyczne podziękowania, które nastoletni chłopcy kolejno składali w eter. Jeongguk stwierdził, że sam nie byłby chyba w stanie tak do tego podejść, więc podziwiał ich odwagę.
Dziękuję za to, że mam pana Mina za wychowawcę. Jest super. Chcę mieć kiedyś takie tatuaże jak on!
Dziękuję za to, że mogę chodzić na basen do miasta w weekendy.
Dziękuję za to, że mój ojciec przestał pić.
Dziękuję za to, że moja mama nadal mnie chce.
— Dziękuję za to... Dziękuję za to, że... No... — jąkał się Hyoungjin, kiedy w końcu padło na niego.
Presję oczekiwania na swoją kolej musiał czuć przez ten cały czas, bo jego szklanka nadal była pełna ponczu. Nie wypił ani odrobiny.
— Na pewno jest coś, za co możesz być wdzięczny, może... — Yoongi próbował podsunąć mu pod nos jakikolwiek pomysł, ale ten przerwał mu, unosząc swoją dłoń ku górze.
— Chyba naprawdę nie mam za co dziękować, panie Min — wyjaśnił cicho, tym razem w pełni kontrolując swój łamiący się głos.
— Może za to, że nie siedzisz w pierdlu, co? Po tym, co zrobiłeś, powinieneś tam gnić, a nie narażać nas wszystkich na swoje wybuchy — wtrącił najstarszy z chłopaków siedzących przy stole, który dotychczas nie rzucił się Jeonggukowi jakoś specjalnie w oczy.
Zaraz po tym uśmiechnął się chytrze, dumnie prezentując swój lśniący od wyplutego chwilę wcześniej jadu uśmieszek. Niechlujnie wytarł usta wierzchem dłoni, po czym podparł się nią o podłogę za plecami, odchylając się do tyłu. Miał żylastą szyję i cienkie, opadające na czoło włosy. Chociaż świeżo umyte, to i tak obsypywały mu się na ramiona łupieżem.
Gguk zmarszczył czoło, lustrując go wzrokiem. Nastolatek nie dość, że miał niewyparzony język, to w dodatku wcale nie wyglądał na kogoś o empatycznym podejściu do drugiego człowieka. Prawnik próbował przypomnieć sobie, za co tak właściwie wdzięczny był ten konkretny chłopak, ale jakoś wyleciało mu to z głowy. Najwyraźniej nie powiedział nic wartego zapisania w pamięci.
— Wiesz, że zawsze mogę cofnąć twoją przepustkę do domu na weekend, Bae? Rozmawialiśmy już o tym. Wszyscy tutaj mają swoją historię i mamy się, przede wszystkim, szanować — zwrócił się do niego Yoongi, a brwi ułożyły mu się tak, jakby z trudem powstrzymywał wybuch złości.
Przez moment Jeongguk chciał odruchowo wyciągnąć do niego dłoń ponad stołem i poprosić, by się uspokoił, ale powstrzymał się. Rozejrzał się bowiem i dostrzegł, że nikt inny nie zauważył tej subtelnej oznaki rozstrojenia emocji u wytatuowanego wychowawcy. Uświadomił sobie, że był na nią wyczulony, gdyż pamiętał dokładnie ten sam wyraz twarzy jeszcze sprzed lat. Pojawiał się on za każdym razem, gdy Yoongi słuchał opowieści Gguka tym, jak pan Jeon rozwiązywał problemy pięścią.
Jeongguk, za pomocą kilku niezdarnych pocałunków oraz szczeniackiej argumentacji, przekonywał Yoona wtedy, by powstrzymał się od wizyty w jego domu i wdania w bójkę z jego ojcem. Zawsze działało, chociaż bywało ciężko.
Prawnik zarumienił się, przypomniawszy sobie to wszystko. Czuł się nieswojo ze świadomością, iż przez ponad dekadę wyparł z pamięci mniej, niż mu się zdawało. Wszystko, co zjadł przy świątecznym stole, przewróciło mu się przez to nieco w żołądku. Uspokoił jednak mimowolny odruch sporym haustem wody, jako że nie miał ochoty wymiotować po raz drugi w ciągu kilku godzin.
— Przepraszam — odparł Niewyparzona Gęba, ale nie zamierzał na tym kończyć. — Taka jest jednak...
Joon też powoli wyczuwał wzrastającą na sile, negatywną wibrację bijącą od Yoongiego — pomimo wyrazu twarzy przypominającego marmurowy posąg o przerażająco ludzkim wyglądzie, przy skroni zaczynała zauważalnie skakać mu już żyłka.
— Panie Jeon — przerwał Kim naumyślnie, zapowiadający się nieciekawie wywód chłopaka o nazwisku Bae.
— Słucham? — zapytał wzięty z zaskoczenia Gguk, nalewając sobie akurat więcej wody z małego dzbanka na stole.
Robił to tak mechanicznie, że sam nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki dłoń nie zatrzęsła mu się wskutek zakłopotania i nie rozlał trochę na stół.
— A pan, za co jest wdzięczny? — Joon uniósł ku górze jedną brew pytająco, a poprzednia, zaogniająca się z zawrotną prędkością dyskusja, jakby odeszła w niepamięć, gdy nawet Niewyparzona Gęba obrócił swoją głowę w stronę prawnika.
Jedynie Yoongi ukradkiem klepał Hyoungjina po plecach, gdy ten przyciskał swoje zaciśnięte pięści do ud w emocjonalnym manifeście. Wychowawca podał mu szklankę wody, ale ten nie przyjął jej, zbyt skupiony na opanowywaniu własnej złości. Min poświęcał chłopakowi prawie całą swoją uwagę, chociaż co jakiś czas zerkał z ukosa na Jeongguka. Niewidzialne ręce regularnie obracały jego głowę w tamtym kierunku i nie miał na ten temat zbyt wiele do powiedzenia.
Prawnik czuł się jak jeleń w świetle reflektorów pędzącej ciężarówki. Wyobrażał ją sobie, zmierzającą w jego stronę i przecinającą przy tym świąteczny stół, rozrzucając na boki pełne jedzenia półmiski oraz tace, niczym w jakiejś mało śmiesznej kreskówce.
— Ja? Och... Chyba za to, że jak uderzyłem się drzwiami w twarz, to n...nie wybiłem sobie zębów i skończyło się tylko na siniaku oraz małym draśnięciu — zaśmiał się nieco sztywno, wymyślając pierwszą lepszą odpowiedź na poczekaniu.
Palcami odruchowo potarł odklejający się już plaster na czole. Szybko poczuł bolesne ukłucie w okolicy rany, więc przestał, opuszczając dłoń w dół.
— Tylko za to? — zapytał go Sanghoon. Prychnął pod nosem, gdy Gguk kiwnął głową twierdząco. — Ja musiałem się rozwinąć, powiedzieć więcej. To niesprawiedliwe.
Prawnik z początku czekał na to, aż któryś z odpowiedzialnych za chłopaka wychowawców da mu jakąś reprymendę. Tak się jednak nie stało, gdyż nawet Yoongi odwrócił pełnię swojej uwagi od Hyoungjina i dla odmiany wlepiał swój wzrok Jeona. Nie musiała już zmuszać go do tego żadna niewidzialna siła. Dodatkowo zrobił taką minę, jakby przyznawał Sanghoonowi rację, a jednocześnie sam chciał usłyszeć, co ich niespodziewany gość miałby jeszcze do powiedzenia. Joon wtórował mu, uderzając palcami o blat stołu.
— No dalej — zachęcił. — Jak wszyscy, to wszyscy. To część celebracji.
Gguk nie czuł się specjalnie przekonany, ale odchrząknął i podrapał się po szorstkim od mikroskopijnej szczeciny podbródku, gdy sklejał w głowie cokolwiek, co miałoby sens. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że niewiele sytuacji w jego życiu potoczyło się ostatnimi czasy tak, by mógł z pewnością siebie określić je jako szczęśliwe czy godne wdzięczności.
No, może tylko oprócz jednej rzeczy.
— Niedawno rozstałem się z kimś, kto nie był mi pisany i nie był ze mną szczęśliwy — powiedział cicho, patrząc Yoongiemu w oczy, co wymagało od niego niesamowitego opanowania. — I vice versa. Teraz... Teraz ta osoba jest wolna. Za to jestem wdzięczny. Za jej wolność. I za moją też, tak myślę...
Sam nie wiedział, co podkusiło go, by wypalić z tak grubej rury. By w ogóle być szczerym. Mógł skłamać i nikt nie miałby pojęcia. Poczuł się ze swoją decyzją jeszcze gorzej, gdy przy stole zapadła niezręczna cisza. Już chciał powiedzieć coś więcej, by się wytłumaczyć, ale Sanghoon zaśmiał się i wskazał na niego kciukiem, spoglądając w kierunku swoich kolegów.
— Rzuciła go dziewczyna i jest wdzięczny, bzdura! To pewnie ona dała panu w twarz, a nie żadne drzwi, prawda? — zapytał Gguka wprost, a gdy tak się śmiał, mężczyzna wyraźnie widział brakujący ząb w jego dolnej szczęce.
Był mu jednak wdzięczny za to, że swoim komentarzem odwrócił uwagę od jego głupiego wyznania, które nigdy nie powinno paść z jego ust. Nie miał mu nawet za złe tego, że wychowankowie z ośrodka kolejno robili mu później przytyki, śmiejąc się i zajadając ciastka.
Szczerze mówiąc, Gguk ledwo mógł usiedzieć na łydkach przy stole, chcąc jak najszybciej wyjść z pomieszczenia. I nie było to wywołane ani wstydem, ani tym, że żałował tego, co powiedział. Koniec końców, była to przecież prawda, a on chyba potrzebował zrzucić z siebie cały ten ciężar przy kimś, kto nie zrobi mu przez to awantury. Chciał poczuć się jak normalny facet, który podjął trudną, dorosłą decyzję. Nie przeszkadzały mu żadne docinki tak długo, jak miał świadomość, że nie był pod ostrzałem oskarżycielskich zarzutów i pretensji.
To palące skórę spojrzenie Yoongiego sprawiało mu realny dyskomfort. Ten nie przestawał bowiem wpatrywać się w niego, jakby skrupulatnie rozkładając go w myślach na części pierwsze.
* * *
Yoongi składał talerze po jednej stronie stołu na równy stos, w czasie gdy kilku z wychowanków robiło to w innych jego częściach. Kolejny z nastolatków zbierał kubki, a następny układał w krzywą stertę płaskie poduszki, na których siedzieli przy posiłku.
Jedynie Hyoungjin znajdował się w kącie, nie robiąc nic konkretnego. Za pomoc przy sprzątaniu dostawało się bowiem punkty ze sprawowania, a on i tak nie miał szans na żadną przepustkę, czy to na samotne wyjście na podwórze, a już tym bardziej na spacer po wiosce. Nie widział więc sensu w staraniu się ponad program. Yoongi też nie ganiał go do roboty tak często, jak musiał. Naprawdę miał co do nastolatka wiele słabości.
— Hej. — Jeongguk wyrósł tuż obok chłopaka jak spod ziemi, a ten wzdrygnął się, mierząc go wzrokiem.
Zaraz po świątecznym posiłku, Yoongi na osobności poprosił Gguka o dyskretne zagadanie do nastolatka, na co ten niechętnie przystał, skoro i tak był już tam w tej niespodziewanej dla siebie samego sprawie.
— Dzień dobry panu — odparł, przyciskając podbródek do przyciągniętych ku torsowi kolan.
Ziewnął po tym przeciągle, nawet nie kłopocząc się, by zakryć usta.
— Dlaczego nie pomagasz innym?
— A dlaczego pan tu, tak właściwie, jest? Nie jestem głupi — wyminął pytanie Jeongguka, nadal się na niego nie patrząc. — Często przyjeżdżają ludzie z prokuratury. Patrzą, jak się mam i czy dobrze mi się tu gnije...
Przez krótką chwilę Jeon był kompletnie zbity z tropu. Znalezienie w sobie na nowo spokoju zajęło mu moment, szczególnie że cały czas czuł na sobie pełne nadziei spojrzenie Yoongiego, który co chwilę, mało dyskretnie, przechodził obok nich z dwoma talerzami w dłoniach. Wynosił je na metalowy wózek na korytarzu, po czym wracał po następną, śmiesznie małą partię naczyń, by móc jak najdłużej pośrednio uczestniczyć w ich wymianie zdań.
— Zapytałem pierwszy — mruknął w końcu Gguk. — Możemy wymienić się odpowiedziami?
— A jaki ja mam w tym interes?
— Możesz się przekonać w miarę konwersacji. Do niczego jednak nie zmuszam. — To powiedziawszy, wzruszył ramionami, po czym kucnął przy Hyoungjinie tak, jakby zaraz miał zakasać rękawy i mieszać dłońmi czerwoną od przypraw kapustę na kimchi.
Zostawił nastolatkowi otwartą furtkę na to, by, jeżeli przyjdzie mu na to ochota, w dogodnej dla siebie chwili jednak włączył się do rozmowy. Jeonggukowi i tak nigdzie się nie spieszyło, więc mógł pozwolić sobie na przycupnięcie i ciche oczekiwanie. Zresztą, wbrew pozorom, Gguk naprawdę nie był najlepszym z mówców. Z aplikacją adwokacką, czy też bez, i tak nie nadawał się na sale sądowe, a przynajmniej tak mu się wydawało. Czerpał jednak garściami z kursów retoryki, na które zapisał się w czasie studiów magisterskich. Wykorzystywał wszystko, czego się nauczył. Dzięki temu umiał przynajmniej nie zabić rozmowy, która dopiero co się zaczęła.
Nastolatkowie płci męskiej go nie przerażali. Z oczywistych powodów zawsze najbardziej obawiał się kontaktów z mężczyznami bliższymi mu wiekiem. Gdy jeszcze pracował w kancelarii byłego teścia i dobił okrągłej, spędzającej sen z powiek trzydziestki, praktykanci na studiach licencjackich nie paraliżowali go na przykład tak bardzo, jak młodzi pracownicy tuż po magisterce. Sam nie do końca rozumiał swoją traumę, ale tak długo, jak kontakty nie były zbyt bliskie, a prospekt na zainteresowanie bardziej niż przyjacielskie niski, to potrafił względnie normalnie funkcjonować.
— Nie potrafię nosić ciężkich rzeczy — wyszeptał nastolatek, a Gguk zerknął na niego ukradkiem. — Talerze też mnie przerastają.
— Doprawdy?
— Słaby jestem, po mamie. Zmarła przy porodzie. To i mnie ręce się trzęsą... I w ogóle. Ojciec zawsze się wściekał, że piłki kopać nie umiem, kija do baseballu utrzymać, że tylko do książek się nadaję... Narzekał, to znaczy, zanim nie zapił się na śmierć. Był alkoholikiem, od kiedy pamiętam — odchrząknął, a Jeon przerzucił wzrok na Yoongiego, wyraźnie zaintrygowany nowo przyswojoną informacją, łączącą wychowawcę z wychowankiem. — W bidulu nieraz nawet plecaka nie umiałem podnieść z podłogi, jak akurat wychodziłem do szkoły i miałem w nim za dużo książek — wyjaśnił, drapiąc się po skroni. — Ale to nie tak, że kogokolwiek to obchodzi.
— Dlaczego tak mówisz?
— Gdyby obchodziło, to by mnie tu nie było, proszę pana — warknął, po czym wstał, otrzepując się ostentacyjnie. — Idę do pokoju — oznajmił w kierunku Yoongiego, który akurat kończył już któryś z kolei wahadłowy spacer z naczyniami.
Ten obrócił się na pięcie w kierunku wychowanka, po czym kiwnął głową.
— Możesz poprosić pana Kima o dostęp do laptopa, jeżeli chcesz. Wiem, że macie już trochę roboty na zajęcia w szkole — mruknął, mając na myśli sam parter ośrodka, gdzie mieściły się dwie przystosowane sale, w których od poniedziałku do piątku specjalnie zatrudnieni nauczyciele prowadzili zajęcia edukacyjne.
— Nie trzeba. Mam kserówki — burknął, po czym zniknął za drzwiami.
Jego kroki słychać było jeszcze przez kilkanaście sekund. Ich echo mieszało się z szeptami nastolatków, którzy, kończąc sprzątać stół, szemrali między sobą na jego temat jak najęci od momentu, gdy tylko się ulotnił.
Gguk wstał i złapał się nerwowo za łokieć.
— Dziwny chłopak — szepnął, gdy Yoongi stanął obok niego, ale jakby instynktownie trzymał się na dystans.
Może czegoś się domyśla?,pomyślał Jeongguk, Może myśli, że jestem obrzydliwy?
— Co nie? — powiedział cicho, a wrząca w Gguku panika nieco ostygła.
— Wiedziałeś o tym, że nie ma sił nosić rzeczy? Że ręce mu się trzęsą?
— Tak — potwierdził nieco głośniej Min, po czym wygonił z sali resztę wychowanków, gdy Namjoon pojawił się w drzwiach i zabrał ich do kuchni, by pomogli przy zmywaniu.
Według specjalistów oraz odgórnych wytycznych, angażowanie podopiecznych placówek opiekuńczo-wychowawczych do wykonywania typowo domowych prac miało pozytywny wpływ na proces resocjalizacji. Wszystkie tego typu czynności, nawet te sprowadzające się do prozy dnia codziennego, jak mycie talerzy oraz sztućców, musiały być jednak wykonywane pod nadzorem wychowawców. Noże, pałeczki i inne, potencjalnie ostre przedmioty, trzymano w zamkniętych na klucz, metalowych szafkach. Ktoś musiał więc dopilnować, by po sprzątaniu po kolacji ich liczba nadal się zgadzała. Akurat tamtego dnia padło na Joona.
Wprawdzie nie potrzebował całej chmary głośnych chłopców przy jednym zlewie, ale Yoongi nie chciał rozmawiać o sprawie Hyoungina przy kilku parach gumowych uszu. Doszedł więc z Namjoonem do porozumienia, by ten znalazł wszystkim z wychowanków coś do roboty, albo przynajmniej rozgonił ich po posiłku do pokojów na odpoczynek.
— W takim razie.... — Jeongguk odważnie spojrzał w stronę Yoongiego, gdy zostali w pomieszczeniu jadalnym sami.
Kompletnie nie spodziewał się jednak, że ich oczy się spotkają. Yoon wpatrywał się w niego bezceremonialnie, badając wzrokiem każdy element jego twarzy, jaki mógł nim objąć. Jego ciemnobrązowe tęczówki hipnotyzowały.
Gguk głośno przełknął ślinę.
— W takim razie co? — zapytał starszy, w końcu przestając się na niego gapić.
— W takim razie, jak miał kilkukrotnie uderzyć kogoś cegłą z prawie śmiertelnym skutkiem?
— Też się nad tym zastanawiam. Wiedziałem, że nie umknie to twojej uwadze, ale nie miałem zamiaru nic sugerować. Dlatego też tak bardzo liczę na twoją pomoc — szepnął Min, ledwie powstrzymując się przed tym, by nie pogłaskać Jeongguka po sinej skórze.
Szybko się jednak opamiętał, robiąc mały krok do tyłu. Czuł się niewytłumaczalnie zachęcony do ryzykownych ruchów, a to wszystko przez nowo przyswojoną informację o rozwodzie Jeona. Mimo to był jednak świadom, że minione lata zmieniły ich obojga, a Gguk, najprawdopodobniej, już dawno odrzucił swoją nastoletnią miłość gdzieś w kąt. Teraz był ułożonym prawnikiem.
Chociaż, jakkolwiek by na to nie patrzeć, jego życie ciągle w jakiś sposób przypominało to, jakie Yoongi tak dobrze pamiętał. Niestety, w najgorszym możliwym sensie.
— Jak to się właściwie stało? Ta cała próba morderstwa? — Jeongguk wlepił wzrok w ścianę, oczyma wyobraźni malując na niej zdania, które właśnie wypowiadał na głos. — Czytałem wprawdzie w papierach, ale informacje wydawały się jakieś takie... ucięte w połowie. Może coś przeoczyłem?
— Masz czas około czwartej po południu? — przerwał mu naumyślnie Min, zgarniając ze stołu bambusową matę i zwijając ją w gruby rulon.
Gguk obserwował go z tego samego miejsca, w którym stał od czasu wyjścia Hyoungjina.
— Mam... Ale dlaczego?
— Opowiem ci przy jakimś piwie. I tak miałem zrobić coś razem z Joonem, jego rodzina spędzachuseok za granicą, a on musiał zostać w pracy, więc chcemy zjeść wspólnie kolację. Celebracje tutaj są w porządku, ale wiadomo. Praca to praca... Zresztą, jestem pewien, że poza ośrodkiem, Namjoon będzie bardziej szczery na temat tego, co myśli o tej całej sprawie. Chciałbym, żebyś usłyszał jego prawdziwą opinię... Oczywiście, jeżeli nadal chcesz nam pomóc — zaznaczył na koniec, wciskając bambusowy rulon pod pachę.
— No... Chyba już się zgodziłem — powiedział niechętnie Gguk, a Yoongi rozpromienił się.
Przez moment znowu chciał go uścisnąć, ale mata przyciśnięta ramieniem do żeber skutecznie mu to uniemożliwiła. Ograniczył się więc tylko do aprobującego skinięcia głową.
— W takim razie, pozwól mi postawić sobie piwo — zaproponował, a jego uśmiech odkrył śnieżnobiałe zęby. — Zobaczymy się o czwartej? Pod ośrodkiem? — zaproponował. — Ja i Joon mamy wtedy rotację zmian z innymi wychowawcami.
— Ja... Znaczy... Jasne. Przyjadę po was autem — odparł Gguk, niewiele nad tym myśląc.
— W porządku. To ja dokończę sprzątanie, odprowadzę cię do wyjścia i zobaczymy się potem. Jasne?
— Och... Tak, tak. Jak słońce.
Jeongguk kompletnie zapomniał, że nie może zostać w ośrodku cały dzień i musi przecież sobie stamtąd w końcu pójść. Być może wyleciało mu to z głowy, bo nie miał tamtego dnia już nic lepszego do roboty. A może dlatego, że w jakimś małym pierwiastku podobała mu się ta cała abstrakcja, skutecznie odrywająca go od tego, jak przykre było codzienne życie.
Tak, jak zostało ustalone, Yoongi odprowadził go do samej bramy pół godziny później, na odchodne wciskając mu w dłoń tubkę kremu na obrzęki.
— Zabrałem ze służbowej apteczki. Mamy tego od groma — wyjaśnił, a Jeon kiwnął głową, po czym, jak gdyby nigdy nic, skierował się do swojego samochodu. — O czwartej przyniosę ci pudełka po jedzeniu! Dzięki! — zawołał, a Gguk nawet się nie odwrócił, tym razem ostrożnie otwierając drzwi od strony kierowcy.
Odpalił silnik, zapiął pas nieco zbyt ciasno, po czym odjechał, sprawnie manewrując samochodem na szerokim podjeździe pod bramą.
— Ciekawe, co masz teraz do roboty, ha? — mruknął sam do siebie Yoongi, opierając się ramieniem o słupek przy furtce.
Stał tam jeszcze chwilę, z jakiegoś powodu zapamiętując numer rejestracji Gguka, gdy ten oddalał się w dół wzniesienia, ostatecznie się pod nim skrywając. Chociaż wychowawca już dawno rzucił palenie, to wtedy miał ochotę na chociaż jedno zaciągnięcie się gryzącym dymem. Mlasnął ustami z niesmakiem i zaczął człapać w kierunku budynku, ówcześnie zamykając za sobą dokładnie bramkę.
Mimowolnie wyobrażał sobie, jak Jeongguk skręca w stronę swojego niskiego, rozpadającego się już powoli, rodzinnego domu, a tam jego ojciec po raz wtóry podnosi na niego rękę. Yoongi wiedział, że jego były chłopak był już dorosłym mężczyzną, w dodatku wykształconym i nawet po rozwodzie. To ostatnie samo w sobie nie było przynoszącym dumę osiągnięciem, ale świadczyło o tym, jak wiele przeszedł.
Yoon ciągle widział go jednak jako zagubionego nastolatka. Z jakiejś przyczyny nie umiał pozbyć się wrażenia, że Gguk nie rozliczył się z przeszłością. Absolutnie nie myślał o nim źle przez to, że ten dał się uderzyć. Bardziej złościł go fakt, że obchodził się z tym tak lekko i beztrosko. Jakby nie widział dla siebie innej drogi czy alternatywy dla stanu rzeczy, z jakim przyszło mu się zmagać. Yoongi chciał na to zareagować. Zdenerwować się. Zaproponować, że sam przytrzyma Jeonowi coś chłodnego przy twarzy i dopilnuje, że siniak zniknie jak najszybciej.
Dopiero wtedy, gdy samotnie oddychał świeżym powietrzem już po całym tym świątecznym zamieszaniu, doszedł do wniosku, iż zaprosił Gguka na wspólne śniadanie nie tylko z powodu Hyounggiego i jego sprawy. Było w tym coś jeszcze: najzwyczajniej w świecie nie chciał, by ten wracał do domu. Jakby sam znowu był nastolatkiem z dziwnym odruchem, by opleść go ramionami i ochronić przed światem.
Nie rozumiał sam siebie.
Yoongi miał przecież wielu partnerów pomiędzy rozstaniem, a ponownym spotkaniem z Ggukiem. Co więcej, z nim nigdy nie doszło do niczego więcej, niż do niezdarnych, pełnych młodzieńczej pasji pocałunków, więc teoretycznie, nawet nie miał okazji jakoś specjalnie się przywiązać. Mimo to, tylko Jeongguk działał na niego w taki sposób.
Gdy ponownie miał okazję pożerać go wzrokiem, każdy skradziony w przeszłości pocałunek odciskał się piętnem na jego ustach, a wspólnie spędzone chwile odtwarzały się w głowie niczym pożółkła, filmowa taśma. Min miał wrażenie, że jego hormony wybudziły się z długiego, zimowego snu.
Stęchłe pokłady zmartwienia, które instynktownie zbierały się gdzieś w zakamarkach jego umysłu, wychodziły na wierzch. Wypierał ich obecność przez lata, lecz gdy w końcu przejęły nad nim kontrolę, wybijając jak przepełnione szambo, poczuł się tak, jakby on i Gguk nigdy nie spędzili z daleka od siebie więcej, niż kilku dni. Jednocześnie też wielka przepaść, jaka powstała między nimi, była nie do zignorowania.
Czas działał na dziwne sposoby.
Gdy Yoon w końcu wszedł z powrotem do wnętrza ośrodka, westchnął głośno sfrustrowany, a młodszy od poprzedniego ochroniarz, który zdążył już zastąpić tamtego po nocnej zmianie, zmierzył wychowawcę podejrzliwym spojrzeniem.
— Znowu kontrola z prokuratury? — zapytał, a Yoongi kiwnął głową twierdząco na odczepne. — To dziwne. Nie anonsowali się. W dodatku ten siniak...
— Siniak siniakiem, ale brak wcześniejszego zawiadomienia o przyjeździe... To dla nich typowe. Zresztą, zapowiedziana kontrola to kiepska kontrola, szczególnie w naszej obecnej sytuacji. Sam wiesz, kogo teraz mamy pod skrzydłami. Musimy dopinać wszystko na ostatni guzik. Ich zadaniem jest te guziki oglądać — mruknął, posyłając ochroniarzowi uśmiech. — Do zobaczenia — pożegnał się, chcąc uciąć niezręczną wymianę zdań.
— Tak... Do później — ten odparł niezainteresowany, przerzucając kolejną kartkę w komiksie, który ukrywał na biurku tak, by nie było widać go przez okienko stróżówki.
* * *
Odebrał Yoongiego i Namjoona spod ośrodka samochodem, ówcześnie załatwiając sobie pokój na jedną noc w jakimś tanim hostelu w Pyeongchangu. Z początku chciał do razu udać się do Seulu i wrócić tam na tarczy niczym pokonany Spartanin, ale jako że przez swój brak asertywności przy Min Yoongim, został wkręcony w charytatywną pomoc dla nastolatka z problemami, postanowił zostać w okolicy o jeden dzień dłużej.
Wpakował się w jeszcze bardziej grząski muł, zamknięty w aucie z dwójką względnie przystojnych mężczyzn, z czego z jednym dzielił dosyć sugestywną przeszłość. Terapia, którą przeszedł w przerażającym go od lat ośrodku, odcisnęła na nim tak głębokie piętno, że nie potrafił myśleć o niczym innym.
A że jechało z nim dwóch mężczyzn, to jego mózg od razu sam oskarżał się o nieczyste intencje, nawet jeżeli takich z początku wcale w nim było.
A gdy przychodziły mu do głowy nieczyste myśli, zaczynał się na poważnie obwiniać.
A kiedy tak się obwiniał, bolesne iskierki przebiegały mu po prawej nodze oraz ręce, przypominając o tym, że przecież jest w nim coś z wrodzonej obrzydliwości; że musi trzymać siebie samego na wodzy, by nie dać swojemu zepsuciu wypełznąć na wierzch. By leczenie nie poszło na marne.
Z trudem zajechał pod bar, ówcześnie nieśmiało prosząc Yoongiego, by ten wybrał na miejsce ich spotkania jakiś lokal blisko jego hotelu. Miał ochotę na piwo, a nie chciał iść kilometrami, by móc położyć się spać po wyczerpującym dniu.
W lokalu usiadł po przeciwnej stronie stołu od swoich towarzyszy, a Yoongi i Namjoon nie zakwestionowali jego decyzji, zbyt zajęci rozluźnianiem się po męczącej zmianie. Joon zamówił szklankę winogronowego soku, kilka butelek piwa, butelkę soju oraz jakiś większy zestaw surowego mięsa z obszernego menu. Metalowy ruszt nad pełnym małych węgielków grillem prezentował się na środku blatu, z okapem ciągnącym się sponad niego aż do sufitu.
Była to typowa, tania, sieciówkowa knajpka, z lokalami rozsianymi we wszystkich prowincjach na półwyspie. Na ścianie skrzyły się kolorowe reklamy alkoholi z celebrytami, których świetność na ekranach czy scenach muzycznych powoli przemijała, a dwie kelnerki krzątały się między stolikami, zbierając zamówienia i donosząc porcje mięsa oraz przystawek dla gości.
Gdy czekali na jedzenie, Gguk dosyć szybko wypił pierwsze, wymieszane ze sporym kieliszkiem soju piwo, a Namjoon już nalewał mu kolejne. W międzyczasie Yoongi opowiadał Jeonowi ze szczegółami historię Kim Hyoungjina, sącząc sok winogronowy. Sam nie tknął ani kropli alkoholu.
— Czyli, w dużym skrócie, sąd orzekł, iż Hyoungjin próbował cegłą zabić jakiegoś kolegę z prywatnej szkoły, bo pokłócili się o dziewczynę? — zapytał Jeon, a Yoon kiwnął twierdząco głową.
— Dokładnie.
— Zastanawia mnie, dlaczego nie chodził do gimnazjum przy domu dziecka? Jestem pewien, że w Seulu mają takie udogodnienia we wszystkich placówkach — mruknął prawnik, dziękując Joonowi skinieniem głowy, gdy ten opróżnił pękatą butelkę złocistego piwa do jego szklanki.
— Dostał stypendium. To bardzo mądry chłopak — mruknął Namjoon, a Yoongi zawtórował mu, dodając:
— W dodatku geniusz matematyczny. Tylko u nas jakoś nie przykłada się do nauki...
— Dziwisz mu się? — Kim zmarszczył brwi, a Min założył za ucho kosmyk włosów, który uciekł mu z roztrzepanego już na wszystkie strony koka na czubku głowy. — Kto chciałby przykładać się do czegokolwiek, gdy jego przyszłość to i tak pies pogrzebany?
Jeongguk chciał coś powiedzieć, ale zamilkł, jako że kelnerka podeszła do nich z tacą pełną mięsa. Uśmiechnęła się do Yoongiego szeroko, a ten odwzajemnił gest. Musiała go znać, więc złożyła mu chuseokowe życzenia i zagadała o jego dzień. Ten odpowiedział jej z grzeczności dosyć krótko, odchylając się na krześle tak, że kolorowe tatuaże na jego szyi uwydatniły się, a koszulka opięła na piersi do granic możliwości. Jeon nie poskąpił spojrzenia i niemalże wydał z siebie cichy jęk.
Min Yoongi naprawdę miał przekłute sutki.
Prawnik odwrócił wzrok, karcąc w duchu swoje wścibskie ślepia.
— Nie dadzą spokoju, co? — Namjoon wywrócił oczami, gdy kokietująca niezdarnie kelnerka w końcu oddaliła się i wróciła do swoich obowiązków. — Yoongi, powiedz w końcu tym wszystkim, lokalnym babom, że lubisz kutasy, bo... Och... — Ugryzł się w język, spoglądając na Jeona.
— Nie martw się, nie szkodzi. — Yoongi machnął na niego ręką obojętnie. Coś zakłuło Gguka w klatce piersiowej. — I nie powiem im, bo mnie to bawi. Lubię atencję, po co się z tym kryć. Zresztą, zawsze dostajemy potem zniżki.
— Ale...
— Wracając do tematu... — wtrącił Jeongguk, chcąc zakończyć tą jemu pośrednią, lecz wciąż niekomfortową rozmowę.
Terapeutycznie obracał przy tym w dłoni kapsel od butelki.
— Wracając... — odchrząknął Yoongi, wyraźnie nieco zakłopotany.
— Hyoungjin napomknął mi dziś, że nie ma siły podnieść talerzy. Że jest, generalnie, dosyć słaby. Jak jego matka — zaczął Gguk, a Namjoon przytaknął, kładąc kawałek wieprzowiny na grilla.
— To prawda — powiedział, a mięso zaskwierczało.
Yoongi upił kolejny łyk soku, wyraźne stroniąc od piwa, chociaż miał przed sobą specjalnie przygotowaną, pustą szklankę.
— Jak więc miałby pobić kogoś dotkliwie cegłą? Uderzając kilkanaście razy... W przeciągu niecałej minuty? — zapytał jakby w próżnię Gguk, nie oczekując konkretnej odpowiedzi. — Nawet ja nie miałbym na to siły.
— To też i nas zastanawia. — Min przetarł usta wierzchem dłoni, po czym sam rzucił kawałek boczku na kratkę ponad żarzącymi się węgielkami. — Właśnie tutaj potrzebna jest nam twoja pomoc.
— Na czym miałaby polegać? — zapytał Jeon, a Namjoon dołączył się do jego pytania:
— Dokładnie? Zresztą, nie jest potrzebna nam, tylko tobie. Ty tylko suszysz mi o to głowę.
— Dobra, dobrze wiem, że tobie też zależy. — Yoongi przejechał dłonią po karku, a jego długie palce na moment zacisnęły się na wytatuowanej szyi, co Gguk odebrał jako osobisty atak.
Z trudem udaremnił ciche westchnięcie.
— Lepiej elaboruj, nie mamy całego dnia — skwitował Joon, wciskając do ust trochę sałatki z wodorostów.
Przeżuł ją ostentacyjnie, taksując Yoongiego wzrokiem. Ten wzruszył tylko ramionami i przerzucił swoje spojrzenie na towarzyszącego im prawnika, który powoli zaczynał rozumieć, do czego to wszystko zmierzało.
Odchylając kołnierz pomiętej koszuli od szyi, sięgnął po szklankę z piwem i upił kilka dużych łyków.
— Mam rozumieć, że chcecie, żebym pogrzebał w dokumentach sprawy w Seulu? Nawet nie wiem, czy będę miał do nich dostęp w archiwach, sprawa jest świeża. Chociaż, to ciekawe, bo wcale o niej nie słyszałem, a takie historie w naszych kręgach całkiem szybko się rozchodzą — wydukał, odstawiając naczynie na stół z głośnym hukiem i oblizując usta.
Był nieświadomy tego, że potwornie się rumienił.
— Może mógłbyś zapytać kogoś, kto może zrobić to legalnie. — Yoongi nie wyglądał, jakby zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele komplikacji zawierało się w jego genialnym planie.
— Grzebanie w takich rzeczach bez autoryzacji nigdy nie jest legalne. Zresztą, jestem pewien, że... — Oddech Gguka spowolnił, gdy zaczęło mu wirować w głowie.
Dawno nie pił. Zresztą, nie zjadł tamtego dnia zbyt wiele.
— Jesteś pewien, że...? — Yoon nie dawał za wygraną.
— Że to strata czasu... Znaczy, mógłbym spróbować dowiedzieć się co nieco o tym, kto prowadził sprawę. Nic nie obiecuję... W dokumentach, które mi pokazałeś, Yoongi.... W tych dokumentach... — Język powoli mu się plątał, ale brnął dalej, sięgając po niską szklankę z wodą. — Pamiętam z nich dane prokuratora, coś tam o nim słyszałem. Han Hosik. To strasznie złośliwy, twardy człowiek. Zostaje tylko adwokat reprezentujący pozwanego. Jak mu było... Nie znam gościa, umknęło mi jego imię. — Zaczął pstrykać palcami przed własną twarzą.
Gdy tak się zastanawiał, Namjoon odsunął od niego ukradkiem w połowie nadpitą szklankę z piwem, a metalową miseczkę z ryżem przyniesioną przez kelnerkę popchnął tak, że prawie uderzyła Gguka w pierś.
— Prześlę ci jego imię i nazwisko, jak tylko sprawdzę je w dokumentach — zaproponował Yoongi, uśmiechając się dziwacznie w jego stronę.
— Szczerze? To nieistotne — mruknął prawnik i machnął dłonią. — Zapewne przydzielili mu kogoś z urzędu, jakiegoś cymbała bez zdolności. Robią tak, gdy chcą wyjść na swoje.
— W takim razie na dzisiaj wystarczy mi informacja, że wiedząc wszystko... Chcesz jakoś pomóc — wyznał Yoongi, po czym zakasłał w zwiniętą w pięść dłoń.
Trochę dymu z grilla buchnęło mu sekundy wcześniej w twarz.
— Chcieć to nie zawsze móc. Bywa różnie. — Jeongguk wzruszył ramionami, a Joon prychnął na to z aprobatą:
— Święta prawda, ale to przedyskutujemy potem. Teraz jedz. Nie chcemy, żebyś odleciał z twarzą na blacie.
— A piwo...? — Gguk rozpromienił się zabawnie, a cały stres związany z przebywaniem z innymi mężczyznami, jakby z niego wyparował.
Podchmielony zastanawiał się, czy poleganie na alkoholu mogło być lekiem na jego problemy. Pomysł ten jednak wyleciał mu z głowy tak szybko, jak do niej wleciał.
— Dostaniesz, jak trochę zjesz — powtórzył się Joon, podając mu w dłoń parę metalowych pałeczek.
Ten podziękował skinieniem głowy i zabrał z grilla kawałek boczku, który położył sobie na nim Yoongi. Zjadł go bez skrupułów, a Min, ku zaskoczeniu Namjoona, nawet nie zaoponował.
— Dzisiaj nie jesteś zaborczy o swój mięsny przydział, ha? Mi zawsze powtarzasz, żebym smażył go sobie sam — burknął oskarżycielsko Kim, obracając swój ciągle dopiekający się kawałek wieprzowiny.
— To trochę inna sytuacja — wymamrotał Yoongi, nie odrywając wzroku od Jeongguka, który beztrosko przeżuwał, opierając siny policzek na swojej dłoni.
Dobrą chwilę zajęło mu przerwanie wgapiania się w prawnika. Gdy w końcu udało mu się względnie zignorować jego obecność, uderzył dłońmi w uda i wstał, niemalże strącając dłonią szklankę ze swoim sokiem.
— Pójdę do łazienki — oznajmił sztywno, odsuwając krzesełko. — Zaraz wracam.
Zniknął w ciągu paru sekund, a Gguk od razu położył się na stole. Mięśnie sflaczały mu jak przekłuty balon, pozwalając sobie na chwilę bez ciągłego napięcia. Przyciskając tak policzek do stolika, przyglądał się Namjoonowi z zaciekawieniem. Poplamił sobie przy tym tłuszczem koszulę, ale zdawał się w ogóle nie przejmować.
— Powiedz mi, Namjoon — zaczął, unosząc na chwilę głowę i przełykając to, co miał w ustach. Moment później oczy wlepił w szklankę z sokiem. — Dlaczego Yoongi z nami nie pije?
Namjoon nie spodziewał się takiego pytania.
— Och... Po prostu — burknął więc, zdejmując wieprzowinę z grilla i kładąc ją na kawałku sałaty, który chwycił z czerwonego koszyczka.
— Po prostu? Bez powodu?
— Bez powodu — potwierdził Joon.
— Jesteś pewien?
— Jestem, czy nie jestem... To jego prywatna sprawa.
— No, teraz to ja jestem pewien, że musi być jakiś powód. — Gguk odrzucił swoje wiotkie ciało w tył i przycisnął plecy do oparcia krzesła, po czym przeczesał włosy palcami.
Zastanowił się chwilę, zanim ponownie pochylił się ku swojemu rozmówcy.
— Czy to dlatego, że jego ojciec był alkoholikiem? — zapytał, a Namjoon otworzył szeroko oczy.
— A ty skąd o tym wiesz? — zapytał zaskoczony, ale nie uzyskał odpowiedzi, ponieważ Yoongi wrócił do stolika o wiele szybciej, niż można było to przewidzieć.
Miał na nowo związane włosy, tym razem w koka na tyle głowy. Otrzepywał też wilgotne po umyciu dłonie o spodnie, a Gguk przyglądał się przez krótką chwilę lśniącemu na jednej z nich tatuażowi, który już wcześniej analizował.
Raj.
— O czym rozmawiacie? — zapytał siedzącej przy stole dwójki Yoongi, wyczuwszy dość niezręczną atmosferę. — I dlaczego nikt nie wrzucił mi na grilla niczego do zjedzenia?
— Wybacz — odpowiedział ekspresowo Joon, od razu sięgając pałeczkami do tacki z mięsem. — Boczek, tak?
— Może być.
Yoongi odsunął sobie krzesełko, po czym uśmiechnął się w kierunku Jeongguka, ale on nawet tego nie zauważył, zbyt zajęty walką na ukradkowe spojrzenia z Namjoonem.
Ten zaś zdecydowanie zrobił się podejrzliwy. Sam nie wiedział jednak, czy w stosunku do Mina, czy Jeona... Czy może w stosunku do nich obu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top