Rozdział 59.
Drugi na dziś ♥
Perspektywa: Thomas.
Siedziałem razem z przyjaciółmi na środku sceny. Byłem cały obolały i chciałem momentalnie umrzeć, aby nie móc tego czuć. Brad ciągle płakał i nie mógł się opanować, natomiast Scott przeklinał się w duchu, że uciekł od Jeff'a. Ja tak samo byłem na siebie wściekły, że nie posłuchałem swojego chłopaka i naraziłem na niebezpieczeństwo siebie i swoich przyjaciół. Do hangaru weszło kilkadziesiąt wampirów i wilkołaków, którzy zajęli miejsca przy siedzeniach.
- Witam wszystkich na kolejnej licytacji! – rzekł gruby mężczyzna, którego tłuszcz na brzuchu latał jak pojebany i przez chwile odniosłem wrażenie, że jego sadło żyje własnym życiem. – Przedstawiam Wam trzech wampirów i jednego wilkołaka! – dodał, a zgromadzeni zaczęli klaskać.
- Wpierw przejdziemy do licytowania wampira o imieniu Brad. – powiedział drugi facet, który prowadził z nim przetarg. Jakiś facet stojący za nami popchnął krzesło z moim przyjacielem, które stało na środku. Tłum zawrzał i zaczął energicznie klaskać i przekrzykiwać się.
- Nieśmiały chłopiec, młody, ma dopiero 123 lata, jest szczupły i miał jednego, stałego partnera. – przedstawił go grubas, a mój przyjaciel zaszlochał.
- P-p-p-proszę... - wyjąkał przestraszonym głosem, a we mnie wręcz się zagotowało, że on musi przeżywać tutaj piekło. Był bardzo wystraszony. – Ja n-nie c-chcę... w-w-wypuśćcie mnie... - zaszlochał przeraźliwie, lecz na nikim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
- Zostawcie go kurwa w spokoju! – wrzasnąłem wściekły, a oni zgromili mnie wzrokiem.
- Przepraszamy najmocniej. Blondyn jest największym krzykaczem. Ciężko nad nim zapanować. – rzekł radośnie spaślak, a ja nie miałem zamiaru się zamknąć, lecz zostałem mocno uderzony w brzuch, przez co na chwilę straciłem wątek.
- Licytujmy, kto da więcej?! – krzyknął, a na monitorkach zaczęły pojawiać się jakieś cyfry i po jakichś pięciu minutach stary, obleśny wilkołak okazał się zwycięzcą. Nie rozumiałem, o co tutaj chodzi.
- Gratulujemy! – powiedział kompan grubasa, po czym ten stary, paskudny oblech wszedł na scenę i pochylił się nad moim przyjacielem.
- Jesteś już mój. – wycharczał, a Brad rozpłakał się niekontrolowanym szlochem. Zobaczyłem, że złapał go za włosy i ciągnął na zaplecze.
- P-p-proszę... - wychlipał.
- Zostaw go! – wrzasnął zdegustowany Liam. – Weź mnie, ale jego zostaw!
- Puść go Ty stara, pierdolona, brzydka kurwo! – krzyknąłem ile sił miałem w płucach, lecz nie mogłem zrobić nic więcej, bo sam byłem związany i nie czułem praktycznie swoich mięsni.
- Najmocniej Pana przepraszamy... - powiedział łagodnie i lekko wystraszony, a ten stary zboczeniec nic sobie z tego nie zrobił. Rzucił Bradem na ziemię w pomieszczeniu za sceną, po czym zamknął drzwi. Jedyne, co byłem w stanie usłyszeć, to płacz przyjaciela i okrzyki błagania. Mężczyzna był jednak nieugięty. Usłyszałem dźwięk dartego materiału, a do mych oczu napłynęły łzy.
Przepraszam Cię za wszystko Brad. To moja wina.
- To teraz licytujemy... Liama! – powiedział radośnie, a ja wkurwiłem się.
- Nawet się nie waż mnie sprzedawać! – wrzasnął.
- Oh, kolejny krzykliwy. – dodał ignorując wrzaski mojego przyjaciela. – Więc tak, również młody, 123 lata, jeden stały partner i ma wysportowaną sylwetkę. Kto go chce?
Nie trzeba było długo czekać, ponieważ na ekranie padła taka cena, której nikt nie był w stanie przebić. Jakaś kobieta-wampirzyca wygrała Liama i zarzekła się, że towar odbierze po zakończeniu licytacji.
- To teraz przejdźmy do licytacji naszego kochanego krzykacza. – rzekł grubas i pokazał na nie ręką.
- Zabieraj tą śmierdzącą łapę, bo Ci ją odgryzę! – wrzasnąłem ile sił miałem w płucach i myślę, że słyszeć mnie było na końcu globu, a tłum tylko roześmiał się.
- Co za kawalarz! – powiedział drugi bardzo radośnie i czytałem coś z notatnika. – Thomas, również młody, 123 lata, jeden partner, bardzo krzykliwy i temperamentny.
- Chcę go! – krzyknął jakiś mężczyzna, równie obleśny jak ten, co zabrał Brada, którego teraz najprawdopodobniej gwałcił. – Już ja zapewnę dużo atrakcji dla usteczek tego małego awanturnika.
- Spróbuj mnie tylko zmusić do tego, abym Ci ssał kutasa, to przyrzekam, że Ci go ogryzę! – wrzasnąłem, a tłum ponownie się roześmiał. Mężczyzna nie zraził się niczym, ponieważ licytował mnie zawzięcie i po minucie był już zwycięzcą.
- Gratuluję! Właśnie zostałeś sprzedany. - rzekł do mnie z radością gruby facet.
- To gdzie są w takim razie kurwa moje pieniądze, co? - warknąłem, a on spojrzał na mnie w szoku.
- Jakie pieniądze? - spytał mnie drugi facet.
- To może mi powiesz, że sprzedaliście mnie za pierdoloną kryptowalutę, za jakieś jebane bitcoiny, albo eurogąbki?! – wrzasnąłem zdegustowany, a oni roześmiali się.
- Co za kawalarz. - skomentował ten oblech, co właśnie mnie wylicytował, a ja byłem wściekły. Nie jestem kurwa tani i żądam chociaż 99,99% zysków ze sprzedaży samego siebie. I umowy. To najważniejsze.
- Bierz go Pan i można się iść zabawić do drugiego pokoju. – rzekł lider licytacji wskazując na pomieszczenie obok tego, w którym był Brad, a ja poczułem jego obrzydliwe łapska.
- Spierdalaj z tą przebrzydłą łapą, jebana, stara, niewyżyta kurwo!!! – krzyknąłem tak głośno, a mężczyzna wściekł się na mnie na tyle, że zostałem uderzony boleśnie w twarz.
- A teraz przejdźmy do licytacji naszego rodzynka! A więc mamy tutaj wilkołaka Scott'a...
- Niech tylko Jeff się o tym dowie! – wrzasnął, a wszystkich na Sali zamurowało i nagle nastała cisza jak makiem zasiał. Nawet ten wstrętny chuj przestał mnie targać za włosy.
- Skąd znasz Jeff'a? – zapytał grubas wyraźnie zaniepokojony.
- To jest mój chłopak i zabiję Cię za to, co nam zrobiłeś! – wrzasnął Scott, a wilkołak drastycznie zbladł.
- Ale Jeff'a tu nie ma i się o niczym nie dowie. – syknął drugi licytator, po czym kontynuował targ, a ja poczułem, że ten skurwiel jebany łapie mnie za włosy, lecz nie podniósł mnie, ponieważ do hangaru wpadło kilkanaście uzbrojonych wampirów, a za nimi był ktoś, kogo bym się nigdy w życiu nie spodziewał.
- Jeśli myślisz, że jestem takim debilem jak Ty, aby nie zorientować się, że uprowadziłeś mojego chłopaka wraz z moimi przyjaciółmi, to jesteś w pierdolonym błędzie. – rzekł Jeff, który eleganckim i pełnym gracji i pewności siebie wszedł do hangaru, a zaraz za nim byli nasi chłopacy. Z wyraźna ulga spojrzałem w oczy Dylana.
- Niech nikt się kurwa nie raczy ruszyć, bo gorzko tego pożałujecie! – usłyszałem ponownie głos rozwścieczonego do granic możliwości Jeff'a, którego oczy wręcz żarzyły się nienawiścią. Za nim stał mój cudowny Dylan oraz Minho z Brett'em. Wszyscy zgromadzeni na licytacji nagle stracili odwagę i pozostali w niemym szoku bojąc się wykonać jakikolwiek ruch.
- Bo co nam zrobisz? – fuknęła jakaś kobieta, która zignorowała polecenie hybrydy, a Jeff perfidnie się uśmiechnął.
- Jeśli ktokolwiek zlekceważy moja wyższość i moje rozkazy, to zażądam znalezienia waszych mężów bądź żony, a dzieci będę kazać gwałcić i torturować w najbrutalniejszy sposób na waszych oczach. – rzekł, a mnie wręcz zamurowało, jak można być tak okrutnym, lecz w tym momencie marzyłem o tym, aby Jeff kazał tak zrobić.
- Ty bydlaku! Nawet się nie waż mi rozkazywać, ani tym bardziej dotykać moich pociech, ty śmierdzący gnoju. – wrzasnęła jakaś baba i wstała z krzesła podchodząc do niego z surowym wzrokiem.
- Ja w odróżnieniu od Ciebie codziennie się myję. A teraz, złapcie ją, zwiążcie i nabijcie na pal w moim ogrodzie. Potem przyprowadźcie jej męża, a dzieci gwałćcie przez co najmniej miesiąc na jej oczach. – rozkazał, a z jego twarzy nie schodził uśmiech i dwóch mężczyzn złapało kobiecie ręce i posadziło na klęczkach przed Jeff'em. Mężczyzna skatował ją poprzek uderzenie kilka razy w twarz, po czym gestem dłoni nakazał wyprowadzenie jej z pomieszczenia.
Zobaczyłem, że Dylan ledwo powstrzymywał Minho przed tym, aby ten nie wparował do pomieszczenia, w którym był Brad razem z obcym facetem, który gwałcił go w brutalny sposób.
- Niech wszyscy Ci, którzy uznają moją władzę i moją wyższość, uklęknijcie przed swoim Panem i okażcie mnie i moim przyjaciołom szacunek. – rzekł donośnym, groźnym i pełnym siebie głosem, a wszyscy zgromadzeni na sali, oczywiście z wyjątkiem nas uklęknęli, a ich głowy zwisały nisko. Nie odważyli się spojrzeć mu w oczy i woleli bacznie obserwować podłogę. – A teraz, Albercie, powstań. – zażądał surowo, a mężczyzna ledwo podniósł się na nogi.
Perspektywa: Jeff.
Byłem rozjuszony do granic możliwości, gdy zobaczyłem zamkniętego w klatce Scott'a. Mój humor jeszcze bardziej się popsuł, gdy ta pierdolona namiastka gówna, zwana Albertem próbowała się wytłumaczyć. To było najbardziej żałosne jąkanie się, jakie kiedykolwiek mogłem usłyszeć.
- Panie... - zaczął coś mówić, lecz przerwał mu Thomas.
- On nas kurwa porwał! – wrzasnął. – Bili nas, poniżali, sprzedali, a Brada właśnie gwałci jakiś oblech!
- Co?! – huknąłem podkurwiony i teraz już się nie pohamuję. Przyłożyłem z całej siły Albertowi prosto w ryj. – Trzymajcie go i nie pozwólcie się ruszyć. Zaraz wrócę. – rzekłem stanowczo i wręcz z kopa wyważyłem drzwi za sceną.
Zobaczyłem, jak jakiś zboczeniec gwałci Brada. Niewiele myśląc wziąłem pistolet do ręki i strzelił mu najpierw w udo, a gdy mężczyzna wyszedł z wampira przestrzeliłem mu kilka razy jaja.
- To Cię nauczy szacunku, pierdolona kurwo. – wysyczałem rozwścieczony po czym zdjąłem z siebie kurtkę, a następnie swoją ulubioną koszulę i podszedłem do Brada. Chłopak skulił się w kulkę, próbując się zakryć, ciągle przy tym szlochając.
- Nie martw się kruszynko, Minho jest tutaj i zaraz Cię zabierze do domku. – powiedziałem bardzo łagodnie i założyłem na chłopaka koszulę, po czym nałożyłem na siebie swoją skórzaną kurtkę i wziąłem wampira na ręce. Poczułem jak ufnie wtula się we mnie.
Szedłem środkiem hangaru, a nikt ze zgromadzonych nie odważył się podnieść głowy do góry. Podszedłem do Minho, który od razu wziął na ręce Brada. Chłopak przytulił go mocno do siebie i uspokajał.
- Przyprowadźcie do mnie to gówno z pokoju. – powiedziałem i po chwili przed moimi nogami leżał facet, który dopuścił się gwałtu na wampirze.
- Ustaliłem zasady jasno! – rozpocząłem gniewnym tonem. – Zakazałem handlu żywym towarem, a tu się okazuje, że jeden z moich najbardziej zaufanych poddanych wolał zignorować mój zakaz i porywać wampiry sprzedając je na boku. Z racji tego, że nienawidzę was wszystkich, zostaniecie ukarani w najgorszy możliwy sposób, a ten tu. – wskazałem na mężczyznę, który właśnie się wykrwawiał i syczał z bólu. – zostanie ukarany przez osobiście przez Minho, któremu udzielam zgody na zabicie go, bądź torturowanie w wybrany przez siebie sposób.
- Panie... Ja...
- Czy ktoś pozwolił Ci się odezwać?! – krzyknąłem po czym uderzyłem Alberta prosto w twarz. – Porwałeś i sprzedałeś mojego chłopaka oraz chłopaków moich przyjaciół, którzy są moją prawą ręką i należą do mojego gangu! Jak śmiałeś złamać mój rozkaz?!
- Skąd mieliśmy wiedzieć?! – zapytał się jego przerażony przyjaciel, a ja myślałem, że zaraz oszaleję. No co za pierdolony ułom. Ręce opadają dosłownie. Potarłem czoło ze złości i modliłem się, abym nie wysiadło mi ze złości serce.
- Czego kurwa nie rozumiesz w zdaniu „zakazuję handlu żywym towarem"?! Chuj mnie to, że nie wiedziałeś! Nielegalnie sprzedawałeś wampiry i wilkołaki! – wrzasnąłem. – Skazuję was wszystkich na śmierć za porwanie, torturowanie oraz sprzedanie Thomasa, Liama, Brada, Scott'a oraz za wykorzystywanie Sonyi!
- Panie... Błagam o litość... - załkał Albert. – Obiecuję się poprawić...
- Ohh, jakie to słodkie. – powiedziałem radosnym głosikiem, po czym spiorunowałem go wzrokiem i perfidnie odpowiedziałem. – Jesteś żałosny i rzygać mi się chcę, gdy na Ciebie patrzę i na twoje skomlenie. Ty i Twój koleś zostaniecie nadziani na pal i będziecie cierpieć przez kilkadziesiąt następnych lat za to, że złamaliście moje wprowadzony przeze mnie zakaz.
- Jeff... - usłyszałem głos Minho i odwróciłem się w jego stronę. – Czy mogę...
- Możesz z nim zrobić co tylko chcesz. – powiedziałem wskazując na tego patafiana, którego zastałem na zapleczu. – To samo dotyczy Dylana i Brett'a. – dodałem, po czym podszedłem do Thomasa i złapałem za włosy faceta, który go wylicytował i bez żadnego szacunku rzuciłem nim pod nogi Dylana, zaś babę, która wygrała Liama rzuciłem do Brett'a. – Udzielam wam pozwolenia na wymierzenie samodzielnej kary na nich. Możecie zrobić z nimi co tylko chcecie. – dodałem i nie musiałem długo czekać, ponieważ Minho od razu rzucił się na tego faceta i zaczął go boleśnie okładać pięściami, podobnie jak Dylan i Brett.
- Straż! – powiedziałem głośno. – Rozkazuję wam zabić wszystkich, z wyjątkiem Alberta i jego kolesia, którzy zostaną nabici na pal.
Nie musiałem długo czekać na wypełnienie rozkazu, ponieważ od razu usłyszałem strzały. Całe szczęście, że mamy srebrne i drewniane kule, które od razu pozbawiają życia wilkołaki i wampiry.
Poszedłem do kolejnego pomieszczenia i zastrzeliłem wilkołaka, który pilnował Sonyię. Spojrzałem na dziewczynę po czym podałem jej dłoń i wyprowadziłem z pomieszczenia zabierając do braci. Zauważyłem, że Dylan i Brett zabili wygranych licytatorów, a ich ubrania były całe we krwi. Minho skatował do śmierci faceta, który zgwałcił jego chłopaka, po czym przegryzł mu zębami tętnice. Zobaczyłem, jak czule przytulał Brada, który wciąż szlochał w jego koszulę.
Uwolniłem ręce Sonyi z ciężkich kajdan, po czym zerwałem linę z Thomasa oraz Liama. Chłopcy rzucili się na siostrę, mocno ją przytulając.
- Sonyia! Siostrzyczko! – powiedział Thomas, a z jego oczu popłynęły łzy szczęścia. – Boże, jak ja się cieszę, że jesteś już bezpieczna.
- Kocham Wam i dziękuję za wszystko. – odpowiedziała, a mi serce trochę zmiękło, lecz w tym momencie musiałem się uporać z tym całym pierdolnikiem i nie miałem czasu na sentymenty. Uwolniłem Scott'a z ogromnej klatki i łańcuchów po czym zawiedzionym, ale szczęśliwym wzrokiem spojrzałem mu w oczy.
- Jeff! – krzyknął i niespodziewanie wtulił się w moją nagą klatkę piersiową. Poczułem jak wkłada dłonie pod moja kurtkę, a jego głowa spoczywa na moich obojczykach. – Przepraszam, że uciekłem. Tak bardzo przepraszam. Gdy mnie złapali, to zrozumiałem, że głupio zrobiłem i bałem się, że już więcej Cię nie zobaczę. – dodał, a z jego oczu popłynęły łzy. Przytuliłem chłopaka do siebie i mogłem zaciągnąć się jego pięknym zapachem.
- Wracamy do domu? – zapytał Dylan całując w czoło Tommy'iego. – Nic Ci się nie stało kochanie? Wszystko dobrze?
- Liam, kurwa mać, nie wiem, czy jestem na Ciebie cholernie wściekły, czy raczej cholernie się cieszę, że nic Ci nie jest. Nawet nie wiesz, jak ja się o Ciebie martwiłem i jak się bałem o Twoje życie. – powiedział spokojnym tonem Brett, po czym przytulił Liama, który wyznał mu, że bardzo go kocha i przeprasza za swoje zachowanie. – Kocham Cię, Liam i proszę, nie uciekaj więcej.
- Zabierzcie Scott'a do domu. – poleciłem jednemu z moich podwładnych, który pomimo wyraźnych sprzeciwów wilkołaka, wyprowadził go z hangaru i zawiózł do jego domu.
- Dziękujemy Ci, Jeff. – usłyszałem po chwili głos Minho, który podszedł do mnie i podał mi dłoń. – Jesteś naprawdę w porządku facet.
Uśmiechnąłem się zwycięsko do siebie, po czym uścisnąłem jego dłoń. Cieszyłem się, że mogłem im pomóc. Na jedno dobrze, że Scott uciekł. Przynajmniej mogłem pozbyć się nielegalnego handlu żywym towarem.
Perspektywa: Dylan.
Byłem szczęśliwy, gdy zabiłem faceta, który dotykał mojego skarba. Nikt, ale to nikt nie ma prawa go mieć. Nie mogłem się powstrzymać, lecz gdy dostałem pozwolenie rzuciłem się na niego zaraz po tym, jak Minho zaczął okładać zwyrodnialca, który zgwałcił Brada.
Zobaczyłem, że Tommy podchodzi do mnie z Sonyia, o której się uśmiechnąłem, lecz nie zamieniliśmy słowa.
- Wracamy do domu? – spytał blondyn, a ja podszedłem do niego, po czym czule pocałowałem i przytuliłem.
- Wracam. Już nigdy więcej nie pozwolę Cię skrzywdzić. – dodałem i wtuliłem twarz w jego cudowne, miękkie włosy.
- Weźcie klucze od mojego Mercedesa oraz dodatkowego BMW. – powiedział Jeff, po czym podał mi kluczyki, a drugie dał Brett'owi.
Pożegnaliśmy się z Jeff'em, którego zaprosiliśmy do nas na piwo. Cieszyłem się, że chłopak się zgodził, lecz teraz musiał uporać się z niektórymi licytatorami, którzy jeszcze żyli, bo nie wszyscy zostali zabici. Podwładni Jeff'a dobrze wiedzieli, kogo ich Pan będzie chciał nadziać na pal i surowo karać.
Wsiedliśmy do samochodów, po czym ruszyliśmy do domu ze spokojnym sercem i spokojnym sumieniem.
Nasi chłopcy i ich siostra są bezpieczni. W tym momencie nic więcej nie jest nam potrzebne do szczęścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top