Rozdział 58.

Dzisiaj opublikuję opis i bohaterów nowego ff ♥ Serdecznie zapraszam ♥

Perspektywa: Thomas.

Czułem, jak przez moje ciało przebiega prąd, który powodował, że nie mogłem się ruszyć. Nie mam pojęcia, skąd oni wzięli to dziadostwo, ale wiem jedno.

Jak tylko będę miał siłę, pozabijam ich za to wszystkich.

Spojrzałem na moich przyjaciół i dostrzegłem siostrę, która leżała twarzą w twarz z Liamem. Była zapłakana, a jej ciało miało liczne rany, które ciężko się goiły. Byłem wściekły i chciałem torturować ich w męczarniach za to, co jej zrobili. Nikt nie ma prawa krzywdzić moich najbliższych. W dodatku wplataliśmy w to Scott'a, który kurwa nic nie był winny i został porwany razem z nami.

Zauważyłem, że Brad bardzo głośno płakał, podobnie jak Liam, lecz ten był o wiele od niego cichszy. Byłem wściekły na siebie za to, że nie posłuchałem się Dylana, lecz nie przypuszczałem, że to może być pułapka. Chęć uratowania siostry była dla mnie ważniejsza i całkowicie przyćmiła moje racjonalne myślenie i mam teraz karę za to, że nie przemyślałem tego.

Nie jestem w stanie przeliczyć, ile czasu jechaliśmy. Furgonetka zatrzymała się, a po chwili drzwi od niej otworzyły się. Stało w nim kilku facetów z bronią przy pasku spodni. Byliśmy związani, a oni wzięli nas jak byśmy nic nie ważyli i rzucili naszymi ciałami o ziemię.

- Może delikatniej, ty kurwo. – syknąłem wściekle, a moje oczy od jakiegoś czasu były czerwone ze złości.

- Ohh, wampirek nam się buntuje. – rzekł jakiś grubas i kopnął mnie bardzo mocno w zebrach, aż przed oczami pojawiły mi się gwiazdki.

- Tommy, proszę... - zaszlochała Sonyia. – Nie prowokuj ich...

- Słuchaj się tej dziwki, Tommy. – powiedział z kpiną jakiś inny wampir, a krew we mnie gotowała się ze złości, lecz na prośbę siostry postanowiłem się zamknąć.

Faceci złapali nas za nogi, po czym ciągnęli po żużlu i wrzucili do jakiegoś starego hangaru, w którym znajdowały się krzesła i ogromna scena.

- Zabierzcie ich na zaplecze i pilnujcie. Rano przyjadą licytatorzy i zgarniemy kupę szmalu za nich, szczególnie, że mamy za darmoszkę wilkołaka. – powiedział tłuścioch, który jak się śmiał, to aż mu zaczęło się trząść sadło.

- Lepiej kurwa przestać się śmiać, bo Ci to Twoje sadło odleci. – prychnąłem nie mogąc się już powstrzymać. Denerwowali mnie niemiłosiernie. Sonyia spojrzała na mnie ze strachem. Facet nie zareagował, ponieważ jego kompani zaczęli się z niego śmiać i prawie że turlali się po podłodze.

- Śmieszy Was coś?! – fuknął rozwścieczony spoglądając na swoich poddanych, a oni natychmiast się zamknęli i stali skruszeni w szeregu. – Zabrać ich i przygotować na licytację. Zrobić notatki i szczegółowy opis.

Poczułem, jak jego poddani łapią nas za nogi, a następnie w małym pomieszczeniu sadzają na krzesłach. Wciąż byliśmy przywiązani i mieliśmy małe możliwości swobodnego poruszania się, bo liny, którymi nas związali były czymś nasączone, co uniemożliwiało rozerwanie. W dodatku byliśmy osłabieni przez ten pierdolony, chuj wie skąd wzięty prąd.

- Przyjdziemy do Was za pół godziny. – powiedział i wszyscy wyszli, pozostawiając nas samych ze sobą.

- Sonyia. – zacząłem i spojrzałem na siostrę. – Jak to się stało, że znalazłaś się w tym miejscu?

- To stało się tego samego dnia, kiedy wyprowadziłam się od Was. Byłam na lotnisku i chciałam lecieć do Los Angeles, lecz rozmyśliłam się i gdy kierowałam się do samochodu, złapało mnie jakichś dwóch kolesi i ogłuszyło. Potem znalazłam się tutaj. Opisali mnie całą i doszli do wniosku, że jestem na tyle ładna, że będę robiła jako wabik na tych, co chcą sobie poruchać dziwkę. Byłam przez ten czas bita, poniżana i gwałcona, lecz nie miałam jak się zabić, albo jak uciec. Oni są wszędzie i stąd nie ma ucieczki. – powiedziała i rozpłakała się. – Tommy, tak bardzo Cię przepraszam, to wszystko moja wina, gdyby nie ja to...

- Gdyby nie Ty, to nie poznalibyśmy miłości naszych żyć. – odpowiedziałem i spojrzałem w jej zapłakane oczy. Dziewczyna była w szoku.

- Co? – zapytała zdezorientowana.

- Thomas chciał Ci po prostu powiedzieć, że wilkołaki, z którymi podpisałaś pakt są naszymi chłopakami. Dylan chodzi z Thomasem, ja z Brett'em, a Brad jest z Minho. Jesteśmy szczęśliwi. – powiedział Liam.

- Ja chcę do Minho... - zaszlochał Brad. – Chcę do mojego cudownego misia...

- Nie martw się, na pewno jeszcze ich zobaczymy.

- Oh, Boże, jestem taka beznadziejna... - rzekła po chwili siostra. – Nawet nie wiedziałam, że moi bracia są w szczęśliwych związkach...

- To nie Twoja wina. – powiedziałem natychmiast. – To ja zawiniłem. Dylan miał rację mówiąc, że to może byś pułapka, abyśmy nie szli, a my, idioci, nie posłuchaliśmy się go i uciekliśmy z domu.

- Ja... - Sonyia chciała coś powiedzieć, lecz drzwi od pokoju otworzyły się i stanęło w nich kilkunastu mężczyzn.

- Bierz pierwszego z brzegu i opisz do karty przetargowej. – rzekł, a jakiś zwyrodnialec złapał Brada, który zaczął wierzgać i krzyczeć, aby go puścili. Nie mogłem nic zrobić, ponieważ ze mną i z Liamem oraz Scott'em było podobnie. Najbardziej martwiło mnie to, że wilkołak wciąż był nieprzytomny. Mam nadzieję, że nie zrobili mu krzywdy.

Gdy nadszedł już ranek, a my siedzieliśmy w samej bieliźnie na scenie. Całą noc Ci handlarze przeznaczyli na czesaniu, myciu oraz opisywaniu nas, ponieważ jak się okazało, zostaliśmy wystawieni na aukcję.

Byliśmy przywiązani do krzeseł, siedząc obok siebie. Sonyia nie brała w tym udziału, bo ona była wabikiem. Zamknęli ją w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Obok mnie w klatce siedział skuty srebrem Scott. Zauważyłem, że gromada wampirów zasiada na krzesłach, obok których były stoliki z przyciskami do licytacji. Wkurwiłem się, ponieważ zostanę sprzedany jak jakiś nic nie warty przedmiot. Zacząłem rozmyślać nad swoim życiem i nad wszystkim, co mnie spotkało. Po moim oku spłynęła samotna, pojedyncza łza.

Przepraszam Dylan za to, że Cię nie posłuchałem.

Kilka godzin wcześniej...

Perspektywa: Dylan.

Tommy śmiertelnie się na mnie obraził za to, że nie pozwoliliśmy jemu oraz pozostałym wampirom iść szukać Sonyi. Postanowiłem, że rano zadzwonimy do Pana Martina i Pana Wooda z prośba o pomoc. Coś czułem, że to może być jakiś podstęp i nie chciałem, aby narażali się na niebezpieczeństwo.

Położyłem się do łóżka, lecz dziwnie nie mogłem zasnąć. Kręciłem się z boku na bok, a gdy na zegarze wybiła godzina pierwsza w nocy postanowiłem udać się do Minho, który również jak się okazało nie spał, tylko czytał książkę.

- Hej, ty też nie możesz usnąć? – zapytałem wchodząc do sypialni. Przyjaciel odłożył książkę i spojrzał na mnie porozumiewawczym wzrokiem.

- Nie umiem zasnąć bez Brada u mojego boku. Jest na mnie obrażony i woli siedzieć z przyjaciółmi. – powiedział, po czym zadał pytanie. - Może pójdziemy się czegoś na pić na dół?

Przystałem na jego propozycję. Dobrym pomysłem będzie napić się szklaneczkę wytrawnego alkoholu. Wychodząc z jego sypialni zauważyłem, że Brett również nie mógł spać, ponieważ siedział w salonie i pił najprawdopodobniej rum.

- Czy nikt w tym domu nie może spać? – zapytał z uśmiechem, a my nalaliśmy sobie trochę trunku i usiedliśmy obok niego.

- Gdzie są nasi chłopcy? – spytał nagle Minho rozglądając się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie było śladu wampirów, a my spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczą miną.

- Ja pierdolę, urwę mu łeb przy samej dupie! – krzyknął wściekły Brett i wziął do ręki telefon, logując się na stronę VampireHouse na konto Liama.

- Co ty robisz? – zapytałem obserwując bacznie jego poczynania.

- Mam zamiar sprawdzić wiadomości i dowiedzieć się, gdzie się spotkali, bo jestem pewien, że ten mały spryciarz umówił się z nią. – powiedział pewnym siebie głosem Brett, lecz gdy wszedł w konwersację, to żadnych nie było. Liam musiał je albo usunąć, albo nie były automatycznie zapisywane. – Kurwa. – przeklął wściekły i cisnął telefon o kanapę.

- A może... - chciałem coś powiedzieć, lecz niespodziewanie drzwi do naszego domu otworzyły się z hukiem, a naszym oczom ukazał się wściekły i rozjuszony Jeff.

Świetnie. Jak byśmy mieli mało kłopotów.

- Gdzie jest Scott? Jest u Was? – spytał przejętym głosem, a ja zdziwiłem się, ponieważ sądziłem, że chłopak nie ma wobec nas dobrych zamiarów.

- O co Ci chodzi? – zapytał Minho.

- Kurwa, zostawiłem Scott'a samego dosłownie na kilka godzin, a przychodzę do jego domu i jego nigdzie nie ma. Spakował swoje rzeczy i zwiał ode mnie. Moi ludzie nie mogli go pilnować, bo byli mi potrzebni. Pomyślałem, że może jest u was. – powiedział szybko i najwidoczniej był wkurwiony na fakt, że Scotty uciekł. Wcale mu się nie dziwię, bo my też nie jesteśmy w najlepszym humorze. Nasi ukochani też nas zostawili i poszli szukać siostry.

- Przykro mi, nie było go tutaj. – powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Kurwa. – przeklął Jeff, który chciał już wychodzić, lecz dostał telefon od jednego ze swoich podwładnych. Mogliśmy przysłuchać się jego rozmowie, ponieważ odebrał w naszym salonie.

- Co jest takie pilne, że musiałem kurwa odebrać? – spytał zdenerwowany i potarł sobie czoło ręką.

- Szefie, dostałem cynk, że Scott'a razem z wampirami Thomasem, Liamem oraz Bradem widziano na lotnisku, przy opuszczonym pasie startowym...

- Co kurwa? – wrzasnął, a my natychmiast wstaliśmy. Cholera, co Scott robił z Tommy'm?! – Poczekaj chwilę. – powiedział do telefonu po czym gniewnie na nas spojrzał. – Czy przypadkiem nie zgubiliście swoich chłopaków?

- Kurwa, co oni tam robią? – zapytał zdenerwowany Brett. – Mieli szukać Sonyi, a nie kurwa spierdalać z miasta!

- Jakiej Sonyi? – zdziwił się Jeff. – Chodzi o Sonyię Sangster?

- Skąd wiesz? – zdziwił się Minho i był wyraźnie zaniepokojony słowami hybrydy.

Jeff spojrzał na nas z wyraźną obawą i uciszył nas gestem dłoni, po czym ponownie zaczął rozmawiać z przyjacielem.

- Jesteś na podglądzie z kamer na lotnisku? – zapytał się.

- Tak. – odpowiedział jego podwładny.

- Przejrzyj szybko nagrania od godziny dwudziestej trzeciej i znajdź mi Sonyię Sangster. Dziewczyna zaginęła z dobry miesiąc albo dwa temu. – nakazał i po kilku minutach odezwał się mężczyzna w słuchawce telefonu.

- Szefie, Scott wraz z wampirami i Sonyią Sangster zostali porwani przez Alberta i jego przyjaciół, którzy wrzucili ich do czarnego busa.

- Co kurwa?! – fuknął wściekle, a my aż podskoczyliśmy ze strachu. – Jak to zostali uprowadzeni?! Kto kurwa pozwolił Albertowi dotknąć Scott'a?! Zapierdolę go na miejscu, jak tylko dorwę!

- Jak to porwani?! – krzyknąłem, lecz Jeff zignorował moje pytanie. Spojrzałem z przerażeniem na moich przyjaciół. Mój Boże, mój Tommy został uprowadzony!

- Szefie, wydaje mi się, że Albert nie zrezygnował z handlu żywym towarem i teraz dowodzi nielegalną szajką handlarzy. Ostatnio było sporo zaginięć wampirów, w tym właśnie zaginięcie Sonyi.

- Macie mi w ciągu dziesięciu minut namierzyć furgonetkę i podać mi jej lokalizację. Zawiadom wszystkich, że mają się uzbroić i jedziemy odbić Scott'a i wampiry. To jest rozkaz.

- Tak jest, szefie. – rzekł facet i rozłączył się. Jeff był bardzo rozjuszony całą sytuacją.

- A niech chuj weźmie Alberta i jego pierdolony handel! Czy ten kretyn nie potrafi się słuchać? – wrzasnął mężczyznami kierował się do wyjścia, lecz drogę zatarasował mu Brett.

- Nigdzie się stąd nie ruszysz, póki nam nie wyjaśnisz, co się dzieje. – warknął rozjuszony.

- Kurwa, nie mam czasu na wyjaśnienia. Muszę biec ratować Scott'a zanim go sprzedadzą jakimś niedorobionym, niewyżytym patafianom. Przysięgam, że wszyscy za to umrą. Czy ja kurwa nie mogę mieć normalnych podwładnych tylko zawsze trafiam na jakichś ułomów?!

- Jedziemy z Tobą! – krzyknąłem natychmiast. Nie zostawię Tommy'iego samego. Nie pozwolę, aby ktokolwiek go krzywdził.

- Nie jedziecie, bo nie znacie się na zasadach gangów i zapewne coś spierdolicie i będę musiał was zabić. – powiedział pewnym siebie głosem, lecz my byliśmy nie ugięci.

- Pierdolę jakieś zasady... - rzekł Brett i omal nie sprowokował Jeff'a do bójki.

- Żebym ja Ciebie zaraz kurwa nie zaczął pierdolić. – fuknął rozjuszony, a Brett natychmiast się zamknął. – Dobra, znajcie moją łaskę. Macie trzy jebane minuty na to, aby się ubrać i załadować dupę do mojego samochodu. W przeciwnym razie odjeżdżam i czekać na was nie będę ani sekundy dłużej. Macie się dostosować do tego, co powiem i nie ma żadnego ale, zrozumiano?! Wykonujecie bez mrugnięcia okiem każde moje polecenie.

- Dobra, dobra, wyluzuj. – powiedział Minho, a my pobiegliśmy przebrać się w normalne ciuchy, ale musze przyznać, że tak szybko to ja jeszcze się w życiu nie ubrałem.

Po nawet dwóch minutach usiadłem z przodu obok Jeff'a, a Minho z Brett'em zajęli miejsca z tyłu eleganckiego, czarnego mercedesa. Jeff ruszył z piskiem opon, a po chwili zadzwonił do niego telefon.

- Szefie, dowiedziałem się, że Albert nie zrezygnował z handlu żywym towarem i organizuje co kilka dni licytację, zazwyczaj są one o poranku. Najbliższa zacznie się o godzinie 10:00 dnia dzisiejszego. Namierzyłem furgonetkę i zamontowany w niej GPS pozwolił na dokładną lokalizację. Są w opuszczonym hangarze jakieś 100 kilometrów od naszej siedziby. Jakie są plany?

- Zbierz ekipę, przygotujcie się i czekajcie na mnie, dopóki nie przyjadę. Macie przyszykować mi dodatkowy jeden samochód.

- Zrozumiałem. – odpowiedział i rozłączył się.

- Zajebię tego pierdolonego Alberta!

- O co chodzi z handlem żywym towarem? I dlaczego jest organizowany potajemnie? – zapytałem pełen obawy, co mogę tam zastać.

- Ten zasrany łgarz jest tak pazerny na kasę, że wabi bezbronne wampiry wraz z wilkołakami i je sprzedaje na czarno innym osobom. Zaprzestaliśmy tego, bo było to nieopłacalne i gliny zaczęły węszyć. Nie chciałem wpaść w swoim narkotykowym interesie, więc zakazałem sprzedaży wampirów i wilkołaków. Przysięgam, że jak ich dorwę, to pozabijam wszystkich. Gdy dojedziemy do hangaru, macie się mnie słuchać, jasne?

- Tak. – powiedziałem chyba średnio przekonywującym głosem.

- Co by się nie działo z waszymi chłopakami, nie macie prawa zareagować, dopóki nie dostaniecie mojego pozwolenia.

- Dlaczego? – spytał Minho.

- Bo jestem szefem pewnych wysoko postawionych i opłacalnych organizacji, a Albert jest, a właściwie to od teraz był moim podwładnym i złamał zasady, za co poniesie karę. Ponadto niedawno ustanowiłem zakaz handlu żywym towarem, a złamanie zasad grozi śmiercią, więc nieposłuszeństwo zostanie ukarane zdychaniem w męczarniach. Co by się nie działo, nie ruszajcie się z miejsca i nie reagujcie, dopóki Wam nie pozwolę, bo w przeciwnym razie publicznie będę musiał Was zabić. Czy wy zdajecie sobie powagę sytuacji?

- Rozumiemy. – odpowiedzieliśmy chóralnie.

- Oni mogli już dawno zgwałcić nasze skarby, pewnie ich pobili i upokorzyli, więc w jakim by nie byli stanie, dopóki nie dam przyzwolenia, wy nie reagujecie. Macie tylko patrzeć. W przeciwnym razie będę musiał Was zabić za złamanie mojego rozkazu.

- Boję się, że skrzywdzili Liama. – powiedział Brett.

- Niech tylko dorwę tą spierdolinę umysłową. Nie będę miał dla niego żadnej litości. – dodał Jeff i w milczeniu dojechaliśmy do jego kryjówki. W środku było bardzo przytulnie. Dookoła było czuć narkotyki, wszędzie walała się broń oraz na straży stały uzbrojone w karabiny wampiry. Tam dowiedzieliśmy się, że mamy czekać na jego dalsze rozkazy. Jeff kazał nam siąść w kuchni i tam przeczekaliśmy do rana kilka godzin.

Około godziny ósmej nad ranem zebraliśmy się wszyscy. Wilkołaki i wampiry należące do gangu Jeff'a wsiedli do mafijnych furgonetek i ruszyły pod wskazane przez ich szefa miejsce. My wsiedliśmy z ich bossem do czarnego mercedesa, po czym jechaliśmy do opuszczonego hangaru.

Mam nadzieję, że nikt nie sprzedał mojego Tommy'iego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top