Rozdział 50.

Perspektywa: Thomas.

Pobiegłem energicznie na górę za Liamem. Widziałem, że mój przyjaciel miał załamanie nerwowe. A gdy Liam płacze, to naprawdę musi coś być na rzeczy. Chłopak zatrzasnął mi drzwi przed nosem, lecz ja się tym nie zraziłem. Natychmiast je otworzyłem, a następnie zamknąłem od środka na klucz, tak, aby nikt nam nie przeszkadzał.

Mój przyjaciel leżał na łóżku, przytulając mocno poduszkę i płakał. Najprościej w świecie szlochał, bo był mocno załamany tym, że Dylan wyrzucił Brett'a z domu. Było mi go bardzo szkoda, bo wiem, że on coś do tego wilkołaka czuje.

- Liam? – zapytałem niepewnie i szybciutko wszedłem pod kołdrę przytulając swojego przyjaciela od tyłu. Głośno płakał i miał całe czerwone policzki od napływających łez. Objąłem go ramieniem i przyłożyłem głowę do jego włosów. Chciałem z nim po prostu być. Znamy się już ponad wieku i nie wyobrażam sobie, abym mógł zostawić go teraz samego. Jest moim przyjacielem, ale traktuję go jak rodzonego brata.

- Jest mi tak źle... - powiedział i załkał.

- Ja wiem. – odparłem i przytuliłem go mocniej.

- Nic nie wiesz, Thomas. – odpowiedział i wyswobodził się z mojego uścisku. Chłopak leżał teraz twarzą w twarz ze mną. Mogłem spojrzeć w jego wypełnione bólem oczy. – Ja go kocham, Tommy. Kocham Brett'a, a Dylan z Minho wyrzucili go z domu jak nic nie wartego psa. Jak oni mogli to zrobić?!

- Na pewno go kochasz, Liam? – zapytałem po chwili. Też się zastanawiałem, jak mogli tak postąpić. Przecież to ich przyjaciel, a za jeden błąd nie powinni byli go skreślać na zawsze. To tak, jak bym teraz zerwał przyjaźń z Bradem za to, że mnie nie powstrzymał przed braniem i piciem, albo Liamem za to, co działo się na imprezie i za namawianie mnie do kradzieży radiowozu, czy też innych głupich rzeczy, których nie pamiętam, bo mam tylko urywki w głowie. To była moja decyzja. Sam kazałem Brett'owi i Theo wymyśleć wzór, więc jestem winny tylko sobie i sam będę ponosił za to konsekwencje. Dylan postąpił źle wyrzucając przyjaciela z jego własnego domu.

- Tak, jestem tego pewien. – odpowiedział, a ja otarłem chusteczką jego łzy. – Tommy, to, co przeżyłem na imprezie i wtedy na plaży... Pamiętam większość. Jestem pewny, że to nie jest mój wymysł. Bercik wyznał mi miłość, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy. Opowiedział mi również o sobie, całą historię swojego życia... Ja otworzyłem się przed nim i wiesz? Widziałem w jego oczach, że to wszystko, co wydarzyło się tej nocy było szczere... A teraz on odszedł...

- Nie wiem, co powinienem Ci doradzić... - rzekłem po chwili będąc w totalnej pustce. Czułem się potwornie źle, podobnie jak Liam. Widziałem po jego reakcjach, że on naprawdę żywi szczere uczucia wobec Brett'a, lecz ja nie wiedziałem, czy wilkołak wobec niego również. Niemniej jednak chyba zaryzykuję stwierdzenie, że on też. Chciałem pomóc Liamowi, lecz nie wiedziałem jak. Nigdy nie kochałem. Od niedawna jestem w związku z Dylanem, więc nie znam się na relacjach interpersonalnych.

Liam zaszlochał i wtulił buzię w poduszkę, zaciągając się zapachem Brett'a, który było bardzo intensywnie czuć w całej sypialni. Serce zaczęło mi się krajać na jego widok.

- Poczekaj tutaj, dobrze? – powiedziałem i przytuliłem go, po czym udałem się na dół. Atmosfera w salonie była napięta. Dylan dalej siedział wściekły na kanapie, natomiast Minho przy stole. Brad zajął się sprzątaniem, a Allison z koleżankami i policjantami pilnowali porządku w domu.

- Co z Liamem? – zapytał się od razu Brad, kiedy zobaczył mnie w pomieszczeniu. Spojrzałem na niego wymownym wzrokiem.

- Jest załamany, a ja nie wiem, jak mam go pocieszyć, bo kurwa nie znam się na związkach i relacjach. Sam przez 123 lata cierpiałem przez Annę, to nie jestem najlepszym osobnikiem do pocieszania.

- Ile?! – wtrącił zaszokowany Wood i wybałuszył oczy ze zdziwienia. – Osz kurwa, nie odzywam się może więcej.

- Spoko, nic się nie stało. – powiedziałem szybko i zapomniałem o sprawie.

- Pójdę do niego. – zaproponował Minho i chciał wstać, lecz ja zdenerwowałem się i zacząłem na niego krzyczeć.

- Nawet nie próbuj ruszać się z tego jebanego krzesła! Nigdzie kurwa nie idziesz. On nie chce widzieć ani Ciebie, ani Ciebie. – dodałem, po czym wskazałem palcem na dwójkę wilkołaków.

- Nie podskakuj mi tu. – warknął zdenerwowany Azjata.

- Bo co mi zrobisz?! – fuknąłem z wyzywającym tonem i spojrzeniem będąc gotowym do walki z nim. Byłem wściekły na tą dwójkę idiotów. Dopiero co staliśmy się rodziną, a oni wszystko spierdolili.

- Cisza! – krzyknęła zdenerwowana sytuacją Allison i spoglądała to na mnie, to na Minho. – Ty chłopcze, nagrabiłeś sobie i nie pójdziesz nigdzie. Będziesz tu siedział dopóki nie ochłoniesz.

- A kim Pani jest, że może się rządzić w moim domu i mi rozkazywać? – warknął zdegustowany Azjata.

- Jestem od Ciebie starsza chłystku o jakieś 60 lat, a starszych się słucha i szanuje, więc nie dyskutuj ze mną. Poza tym, ten dom nie jest ani Twój, ani nikogo z was, bo właściciela wyrzuciliście na zbity pysk. Nie wstyd wam? I wy się nazywaliście jego przyjaciółmi?

- Naprawdę powinniście przemyśleć tą decyzję, a ten młodzieniec zareagował zbyt impulsywnie. – wtrąciła się jakaś kobitka, której imienia nie znałem. Wiem, że jest tutaj Allison i jakaś babka, Mida, czy jakoś tak. Zapomniałem w ogóle o tej trzeciej kobiecie.

- Zgadzam się z Tobą, Oli. – wtrąciła Allison.

- Wiecie co? – powiedział nagle Martin. – Też jestem od was straszy. No może nie od was. – tu wskazał na mnie i na Brada. – Wiem trochę o życiu, może pomogę waszemu przyjacielowi, jeśli pozwolicie? Porozmawiałbym z nim.

- Jasne, zaprowadzę Pana. – powiedziałem natychmiast i wskazałem policjantowi sypialnię, w której znajdował się Liam. Nie mieliśmy nic do stracenia. Ja nie mam pojęcia o życiu i związkach, Dylana i Minho nie będzie chciał na oczy widzieć, a Brad za mocno panikuje. Co nam szkodzi? Gorzej przecież być nie może.

Zszedłem na dół i zobaczyłem, że Allison bierze sprawy w swoje ręce. Ja nie miałem siły krzyczeć na Dylana i Minho, bo pękała mi głowa, w której teraz siedział mi tylko zrozpaczony Liam.

Perspektywa: Brad.

Zobaczyłem, że Thomas zszedł na dół i usiadł pod blatem kuchennym, chowając głowę w kolana i szczelnie opatulając się ramionami. Było mi bardzo przykro i smutno. Zacząłem niespodziewanie płakać, bo moja rodzina się rozpadła. Dopiero co ją zyskałem. Blondyn był zdruzgotany, Liam cierpiał, a Minho z Dylanem nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Zobaczyłem, że szatyn zaczął się powoli uspokajać.

- Co za idiota. – usłyszałem po kilku minutach głos brązowookiego wilkołaka i spojrzałem na niego. – Mógł kurwa nie zmusza do niczego Thomasa, ani Liama, to teraz nie byłoby problemu. Sam sobie nagrabił tym, że przyprowadził do naszego domu ćpunów. Nie wybaczę mu tego.

- Nie nazywaj Brett'a idiotą. – warknął wściekle Thomas. – Nikt mnie do niczego nie zmuszał.

- To co, może sam się zgodziłeś na ten tatuaż, co? – fuknął Dylan.

- Dość. – powiedziała groźnie Pani Allison i spojrzała na obydwa wilkołaki, w szczególności na siedzącego na kanapie. – Porozmawiamy sobie młodzieńcze.

- Nie będę z Tobą rozmawiać. – warknął wściekle.

- Nie warcz na mnie i nie zachowuj się, jak byś dostał wścieklizny. Nie jesteśmy na ty, to po pierwsze. Po drugie, jak już wspomniałam wcześniej, jestem od Ciebie starsza i więcej przeżyłam niż Ty. Masz się do mnie zwracać z należytym szacunkiem, zrozumiano? – rzekła surowym i pełnym reprymendy głosem, a nadto pogroziła Dylanowi swoją laską. Chłopak spojrzał na nią naburmuszony i jak by nabrał do niej respektu.

- Przepraszam. – burknął i skrzyżował ręce na piersiach.

- Spróbuję porozmawiać z tym chłopcem. – powiedział w tym samym momencie policjant i usiadł naprzeciwko Minho, który też się nie odzywał i był obrażony na cały świat. Postanowiłem, że zajmę miejsce obok Thomasa. Przysłuchiwałem się bardzo dokładnie rozmowie Pani Allison z Dylanem oraz Pana Wooda z moim chłopakiem.

- Dylanku... - westchnęła i zaczęła rozmowę siadając obok niego. – Wiem, że nie będziesz chciał mnie słuchać, ale nikt tutaj nie chce dla Ciebie źle. Chłopcze, jak wiesz, przeżyłam naprawdę dużo. Przyjaźń i miłość, jaka wam się przydarzyła jest niespotykana w tych czasach u zwykłych ludzi. Wiem, co mówię. Kiedyś człowiek człowieka szanował, wspierał, pomagał sobie i był ze sobą na dobre i na złe. Żyłam w czasach, w których kiedy coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza i rezygnowało. A Ty co właśnie zrobiłeś, Dylan? Nie rozumiem, jaka panuje teraz głupia moda, że prościej jest z czegoś zrezygnować, niż spróbować to ratować. W życiu piękne są chwile spędzone z osobami, które kochasz, czasem pojawiają się zwątpienia i rozterki, ale przyjaźń jeśli jest prawdziwa, przetrwa wszystko.

- Brett naćpał Thomasa z Liamem! Jak mamy mu to wybaczyć?! Namówił ich do wzięcia jakiegoś świństwa i jeszcze ukradli radiowóz! – wtrącił się Minho, którego uspokajał Pan Wood.

- Dziecko drogie, powiedz mi, skąd ta pewność, że to wszystko było pomysłem Brett'a? – rozpoczął. – Rozumiem, że jesteś podminowany, ale czy masz jakieś dowody na to, że to ten chłopak jest wszystkiemu winien? Ktoś Ci to powiedział, dał zdjęcia, nagranie, cokolwiek? Czy pozwoliłeś mu się wytłumaczyć? Oskarżyłeś go o wszystko, co spotkało tych dwóch chłopców. Założyłeś własną wersję wydarzeń i tylko jej się trzymasz. A dlaczego jemu nie dałeś się wypowiedzieć?

- Co Pan może kurwa wiedzieć o naszych relacjach?! On lubi pić, palić i ćpać. Nie kieruje się żadnymi zasadami moralnymi. Brett miał kluczyki od Pańskiego radiowozu. Powinien Pan go za to zamknąć! To on przyprowadził tych ćpunów do domu, to on zmusił pewnie Thomasa z Liamem do zrobienia sobie tatuażu! Nie wierzę, że oni sami by na to wpadli! – krzyczał jak opętany Minho.

- To był nasz pomysł! – wydarł się nagle Thomas i spojrzał załzawionymi oczami na Minho. Przestraszyłem się go. – Kurwa ty pierdolony debilu, Brett nas nie zmuszał do niczego! Sami z Liamem chcieliśmy wziąć prochy od Zayna i jego bandy! Liam wpadł na pomysł kradzieży radiowozu, a Brett prowadził, bo jako jedyny potrafi! Czego wy pierdoleni debile nie rozumiecie, że to były nasze decyzje?! Nienawidzę was za to, że wyrzuciliście go z domu! Nie zasłużył sobie na to, bo do niczego nas nie zmusił!

- Thomas! – krzyknąłem, gdy wampir w sekundę zniknął z mojego pola widzenia. Pobiegłem szybko na górę i okazało się, że chłopak leży na moim i Minho łóżku. Podszedłem do przyjaciela i mocno go przytuliłem. Płakałem razem z nim.

Perspektywa: Dylan.

Siedziałem wściekły na kanapie i słuchałem wywodów tej szurniętej baby, ale kurwa, wstyd mi przyznać, że ona i Wood mają rację. Nie wysłuchałem wersji Brett'a, tylko pod wpływem złości wyrzuciłem go z własnego domu.

- Widzicie, dzieciaki, do czego to doprowadziło? – rzekł spokojnym głosem policjant. – Agresja nie jest rozwiązaniem. Nie daliście się wytłumaczyć przyjacielowi, wyrzuciliście go z domu, a teraz pozostali przez to cierpią. Rozumiem, że jesteście oburzeni, szczególnie ty, Dylan, bo zauważyłem, że jesteście parą z Thomasem, ale nie możesz zwalać winy na Brett'a za to, co zrobił pod wpływem używek twój chłopak. On sam chciał je wziąć, nikt nie mógł mu tego wmusić. Dlaczego zatem nie wierzysz mu na słowo, że to jego dobrowolna decyzja?

- Nie wiem, bo może dlatego, że Brett nie raz przychodził do domu cały zaćpany i ledwo żywy? – warknął wściekły Minho. Ja nie chciałem się odzywać.

- I to jest powód, aby go podejrzewać? – zapytał Wood, poczym zaczął wyjaśniać swój punkt widzenia. – Oskarżyliście go o coś bezpodstawnie, bez żadnych dowodów. To, że sam potrafi przedawkować, nie czyni go zaraz zwyrodnialcem, który zmusza do tego innych.

Minho westchnął i schował twarz w dłonie.

- Chłopcy. – rozpoczęła ponownie Allison. – Jesteście jeszcze dziećmi. Macie po osiemnaście, dziewiętnaście lat i jeszcze mało wiecie o życiu. Jedno jest jednak pewne. Widzę, jak na siebie patrzycie oraz to, jak siebie wspieracie. Już pierwszego dnia w waszym domu wiedziałam, że to przyjaźń i miłość na całe życie. Takie rzeczy się dostrzega gołym okiem. Jesteście teraz oburzeni tym, co się stało, ale musicie myśleć trzeźwo. Czy ty, Dylan, chciałbyś, aby ktoś Ciebie oskarżył o coś, czego nie zrobiłeś? Nie lubię Thomasa, nie ukrywam, ale jednak to też dziecko i też cierpi z powodu decyzji, jaką podjąłeś. Powiedział Ci dzisiaj, że Brett do niczego jego i Liamka nie zmusił, więc dlaczego ty i ten Chińczyk dalej się...

- Jestem Koreańczykiem! – wtrącił się oburzony wilkołak, a ja zaśmiałem się.

- No nie ważne. Dlaczego dalej się upieracie przy swojej wersji? Nie ufasz swojemu chłopakowi, Dylan?

- Ufam. – odpowiedziałem natychmiast. Tommy jest dla mnie wszystkim i jest jedyną osobą, dla której gotów jestem poświęcić życie.

- Nie ufasz. – wtrącił się policjant. – Gdybyś mu ufał, to teraz byś nie wyrzucił Brett'a z domu. Uważasz, że ta dwójka kłamie, aby go chronić, dlatego postanowiłeś zerwać przyjaźń i wyrzucić młodzieńca z domu. Musisz zadecydować chłopcze, co jest dla Ciebie ważniejsze i czemu bardziej wierzysz, słowom swojego partnera, czy własnym przekonaniom.

- Zgadzam się z Panem Woodem. – powiedziała Allison, a ja przemyślałem sobie ich słowa i dopiero teraz, gdy ochłonąłem, dotarło do mnie, że źle postąpiłem. Wywaliłem z domu najlepszego przyjaciela, który był ze mną na dobre i na złe. Nie pozwoliłem mu nawet się wytłumaczyć.

Perspektywa: Liam.

Leżałem zrozpaczony na łóżku, ponieważ Dylan i Minho wyrzucili mojego chłopaka z domu. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czułem się jeszcze trochę pod wpływem, było mi nie dobrze, bolał mnie żołądek, a głowa mi pękała. Nie miałem siły za nim biec i wiedziałem, że skończyło by się to dla mnie tragicznie. Położyłem się w naszej sypialni, w której po raz pierwszy uprawialiśmy seks. Było to dla mnie cudowne przeżycie i do tej pory czuję na sobie jego piękny zapach. Kocham go i wiem, że to ten jedyny. Zaszlochałem głośno na myśl o Brett'cie.

Usłyszałem, jak drzwi do pokoju otwierają się oraz bicie ludzkiego serca, a także zapach człowieka.

- Hej dzieciaku, trzymasz się jakoś? – to był głoś wąsatego policjanta. – Mogę wejść i z Tobą porozmawiać?

- Jak Pan chcesz. – wychlipałem przez łzy. Było mi wszystko obojętne. Chcę tylko mojego Bercika, nikogo więcej.

Policjant podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżku. Chwilę milczeliśmy, aż w końcu się odezwał.

- Rozumiem, że bardzo cierpisz, ale musisz wziąć się w garść i zacząć działać.

- Jak mam wziąć się w garść? – powiedziałem podniesionym głosem i podniosłem się do siadu spoglądając na niego. – Ktoś, kogo uważałem za przyjaciela wyrzucił z domu kogoś, kogo uznałem za swojego chłopaka i miłość swojego życia. Jak mam się czuć? Dylan nie pozwolił mu nawet wyjaśnić! Nienawidzę go i mam ochotę go zabić!

- Chłopcze, ale bez takich, dobra? – rzekł do mnie surowym głosem, a ja minimalnie się uspokoiłem. – Wiem, że jest Ci ciężko. Najbardziej boli, gdy widzisz, jak ukochana osoba odchodzi, a Ty nic nie możesz zrobić.

- Skąd Pan to może wiedzieć? – prychnąłem.

- Cóż, wydawałoby się, że jesteś od Ciebie straszy, no ale jednak moje 45 lat życia, a Twoje 123 to się w ogóle nie równa, no ale nie ważne. – powiedział, a ja się nawet zaśmiałem. – Miałem kiedyś żonę. Była w ciąży. Tworzyliśmy rodzinę. Pracowałem wtedy w służbach specjalnych do zwalczania mafii narkotykowych. Złapaliśmy jedną z najgroźniejszych bossów, a wtedy oni w zemście odnaleźli dom, w którym mieszkałem i zastrzelili moją żonę. Zmarła razem z dzieckiem, które miało urodzić się dwa tygodnie po tej akcji.

- O Boże, bardzo mi przykro. – rzekłem i zrobiło mi się bardzo smutno.

- Nie wiedziałem, jak mam się pozbierać. Moja historia nie równa się z Twoją, to zupełnie dwa różne światy, lecz wiesz, dlaczego Ci to mówię? – spytał, a ja pokiwałem przecząco głową. – Mówię Ci, to ponieważ widzę, że kochasz tego chłopaka. Uważam, że on Ciebie też. Mimo tego, że teraz odszedł, to jestem pewien, że jego uczucia nie znikną od tak. Moim zdaniem powinieneś walczyć o to, co kochasz i przeciwstawić się Dylanowi. On nie ma prawa Cię tutaj trzymać.

- Co Pan ma na myśli? – spytałem i spojrzałem na niego nie płacząc już.

- Dziwnie mi o tym mówić, no wiesz, dowiedziałem się niedawno, że wampir i wilkołaki istnieją. Dalej nie mogę w to uwierzyć i dziwnie się z tym czuje, ale skoro jesteś... no wiesz, nadprzyrodzonym, to chyba możesz wytropić swojego chłopaka, co?

- Chce Pan, abym go poszukał? – spytałem nie kontaktując i nie myśląc jeszcze racjonalnie. Było mi niedobrze i czułem, że zaraz będę wymiotował.

- Myślę, że powinieneś go znaleźć i być przy nim. Na pewno czuje się odtrącony i niechciany. Dylan wprawdzie Cię złapał, nie miałeś jak za nim pobiec, ten chłopak mógł się czuć zraniony, oszukany i skrzywdzony. W końcu jego przyjaciel wyrzucił go z własnego domu. Nie patrz się na nikogo i kieruj się głosem swojego serca. Rób to, co uważasz za słuszne. Nikt nie ma prawa kierować Twoim życiem. To ty jesteś Panem swojego losu, więc bierz sprawy w swoje ręce i działaj.

- Ma Pan rację. – powiedziałem szybko. – Dziękuję Panu za rozmowę. Jest Pan naprawdę dobrym człowiekiem.

- Oh, nie ma za co. – odpowiedział, a ja uśmiechnąłem się i poczułem, że mój żołądek rozpoznał obcą substancję i domaga się teraz jej wydalenia stamtąd.

- Przepraszam, będę teraz rzygał. – rzekłem szybko i popędziłem do łazienki otwierając z impetem drzwi.

- To ja już będę szedł na dół. Trzymaj się młody i pamiętaj. Rób to, co podpowiada Ci serce. – dodał i wyszedł, a mnie teraz czekało kilka godzin mordęgi. Będę musiał sobie z tym bólem radzić sam, bo ten skurwysyn wyrzucił mojego Bercika z domu, lecz jedno jest pewne.

Znajdę go i nie zostawię samego. Dylan wyrzucając go z domu równocześnie wyrzuca i mnie.

Perspektywa: Dylan.

- Jak tam atmosfera? – spytał po chwili Martin, który zszedł do nas z piętra. Wood wzruszył ramionami. Ja siedziałem dalej spięty na kanapie i miałem wszystkiego dość. Żałuję, że wyraziłem zgodę na tę imprezę.

- Jak ten dzieciak się czuje? – spytała jakaś kobieta.

- Jest załamany i chyba dostał kaca, bo poszedł właśnie wymiotować. – powiedział.

- O jejku, już dochodzi godzina 9 nad ranem. – rzekła Allison i złapała się za głowę. – Dziewczyny, szybciutko musimy wracać.

- O kurczę, zabalowałyśmy. – powiedziała jakaś Pani.

- My też będziemy się zbierać. – powiedział policjant i wziął kluczki od radiowozu, leżące na stole.

- Dziękuję. – wtrącił Minho i spojrzał na nich speszonym wzrokiem.

- Trzymajcie się dzieci i przemyślcie swoje zachowanie. Nie skreślajcie przyjaźni przez jeden incydent, który nawet nie był jego winą. – dodała Allison i wszyscy w piątkę w pośpiechu wyszli. Usłyszałem, jak Martin i Wood rozmawiali między sobą, że najprawdopodobniej stracą pracę, ale nie mogą nas wydać, ponieważ jesteśmy wilkołakami i wampirami, a to byłoby dla naszej rasy koszmarne. Obiecali również, że dochowają naszą tajemnicę, za co jestem im ogromnie wdzięczny. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top