Rozdział 5.
Perspektywa: Liam.
Kurwa mać. Poszedłem dosłownie na chwilę na górę. Tylko na chwilę. Wziąć ubrania dla Dylana. To wszystko. Thomas miał wytrzeć twarz szatyna. Brad miał przynieść wodę. Czy ja prosiłem o zbyt wiele? Chciałem okazać się ludzki mimo tego, że lubię z Thomasem czasem pozabijać ludzi i ich trochę potorturować, być może w ten sposób załagodzilibyśmy sytuację i nie dostalibyśmy takiego wpierdolu. Ale nie, po chuj. Lepiej wszystko spierdolić. Czy takie proste czynności ich przerosły? Ten cymbał wylał wrzątek na Dylana. Nie chce nawet wiedzieć, co oni nam zrobią, jak nas znajdą. Kurwa mać! Urwę im normalnie łby. Co za debile. Sytuacja robiła się coraz gorsza. Miałem mało czasu na zastanowienie się, co zrobić, a te małe kurwie jeszcze mi go bardziej zabierają. Żyć nie umierać.
Thomas turlał się po ziemi ze śmiechu, a Brad w panice chodził nerwowo po pomieszczeniu, co chwile powtarzając, że to był wypadek i że każdemu zdarza się wylać na kogoś wrzątek. Na pewno kurwa. Stanąłem przed Dylanem i po prostu przybiłem sobie face palma. Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Bardzo Cię za nich przepraszam. – powiedziałem szybko widząc, że jest cały brudny i najwidoczniej poparzony. Musiałem jakoś zacząć interweniować. Matko, on jest mega wściekły. Ale sobie nagrabiliśmy, ja pitole. I to wszystko wina Thomasa z Bradem! A mogłem zostać wtedy w domu! To nie, zachciało mi się polowania. Pieprzona Sonyia. Gdybym mógł, to też bym stąd zwiał najdalej jak się da, ale nie zostawię tych matołów samych. Trzymamy się razem na dobre i na złe On tylko spojrzał na mnie wściekłym spojrzeniem, a ja natychmiast odwróciłem wzrok.
Dobrze, że nie można zabijać wzrokiem, bo już bylibyśmy martwi. Choć w sumie, kto nie może, ten nie może.
Zauważyłem, że Thomas przestał się w końcu chichrać. Nareszcie. Spojrzałem na niego ze złością w oczach.
- Lepiej Ci? – prychnąłem.
- No, patrząc na to, że Brad wylał na tego debila wrzątek, to muszę przyznać, że całkiem mi dobrze z tego powodu. – odpowiedział i rozsiadł się zadowolony w fotelu. Ręce mi opadają.
- Niedługo zjawi się tutaj Minho i Brett. Lepiej dla was, abyście mnie wypuścili. Obiecuję, że nic wam się nie stanie i zapomnimy o całej tej przykrej sytuacji.
- Stoi! – bez wahania odpowiedział Brad i chciał już go rozwiązywać, ale przerwał mu Thomas, który błyskawicznie zjawił się przy szatynie. Wampir zaczął rozwiązywać zakneblowane ręce wilkołaka, ale blondyn o czekoladowych oczach skutecznie mu przerwał i teraz oboje szarpali biedne ręce Dylana. W tym tempie będziemy martwi szybciej, niż ktokolwiek zdąży to sobie wyobrazić.
- Nawet nie próbuj! – krzyknął.
- Powiedział, że nic nam nie zrobi. Wypuśćmy go i żyjmy znowu w zgodzie!
- I ty mu wierzysz? Myślisz, że od tak on i jego włochaci kumple dadzą nam spokój? – prychnął Thom. Brad ma za dobre serce i zbyt mocno ufa każdemu. Tak samo było w przypadku tego szemranego dostawcy pożywienia. – Lepiej się uspokójmy.
- Dobra, musimy pomyśleć, co z nim zrobić. – powiedziałem uciszając wszystkich i wskazując dłonią na związanego szatyna, który chyba miał już dość siedzenia bez ruchu. – Jakieś pomysły?
- Zabijmy go. – bez wahania wtrącił Thomas. Szatyn spojrzał na niego ze zrezygnowaną miną.
- Wypuśćmy go. – powiedział Brad, a Dylan spojrzał na niego z aprobującym uśmiechem.
- Jestem za. – słyszałem jak wtrącił się szatyn do naszej rozmowy.
- Ty to nie masz tu nic do gadania. – powiedział energicznie Thomas, a ja miałem ochotę go walnąć. Niech on się lepiej nie wpierdala w rozmowę, bo mu zaraz zajebie. Jeszcze pogorszy bardziej sytuację. – Będziesz robić to, co będziemy chcieli.
- Przypominam uprzejmie, że to wy jesteście naszymi niewolnikami, a nie my waszymi. – zripostował go wilkołak.
- Na chwile obecną, to TY siedzisz związany na krześle i nie masz jak się ruszyć. – burknął Thomas.
- Zamknij się i nie pogarszaj sytuacji. – upomniałem blondyna, do którego chyba najwidoczniej w świecie nic nie docierało.
Perspektywa: Thomas.
Liam ponownie mnie upomniał, że mam nie dolewać oliwy do ognia. Bla, bla bla. Ile można tego słuchać?
- Dobra, dość tego. – odpowiedziałem energicznie. – Co zrobimy z tym fiutem?
- Dlaczego tak bardzo jesteś dla mnie nie miły? – spytał szatyn udając wielce zranionego. Jak ja go, kurwa, nienawidzę.
Co za wkurwiający, chamski, ponętny dupek.
Czy ja pomyślałem ponętny?! Kurwa. Ewidentnie powinienem przestać myśleć. Nie jestem żadnym gejem, do chuja!
- Powinniśmy go zamknąć w piwnicy. – powiedział Brad i, o zgrozo, nawet się z nim zgodziłem.
- Genialny pomysł! – natychmiast krzyknąłem pełny euforii i otworzyłem drzwi do piwnicy na oścież.
- Chcecie go tu trzymać? Czy to aby na pewno dobry pomysł? – spytał Liam. – A co z jego kumplami? Zaraz będą go szuk... o kurwa! Jest 08:00 nad ranem!
Słowa Liama sprawiły, że razem z Bradem zaczęliśmy wrzeszczeć w panice i biegać jak pojebani po całym pokoju. Trzeba coś na cito wymyślić. Nie mamy aż tyle czasu. Przepierdoliliśmy całą noc na głupoty i teraz mamy za swoje.
- Kurwa od razu go znajdą po zapachu! Będą wiedzieli, że go więzimy w piwnicy! A wtedy to już na pewno nas pozabijają! – powiedziałem cały denerwowany, bo doszło do mnie, że w każdej chwili możemy zostać pogryzieni i oczywiście znowu nie zauważyłem tego pierdolonego dywanika Sonyi, i potknąłem się, z impetem lądując przed szatynem. Cholerne wampirze, nadludzkie zdolności. A mama mówiła, żebym nie biegał w domu. I chuj. Miała rację. Czy ja nie mogłem się wyrżnąć delikatniej? Pech skurwysyn chciał, że klęczałem przez wilkołakiem, a moja głowa znajdowała się między jego nogami, a ręce opierały się o jego ciepłe uda. Kurwa. To wygląda bardzo dwuznacznie. Nie moja wina, że ta siksa chciała kupić jebany dywan, który ciągle się podwijał! A ja co chwilę się o niego potykałem. W sumie nie tylko ja. Brad też. Czy może być gorzej?
- Mmmm, Tommy... - powiedział i seksownie wypowiedział moje imię spoglądając mi prosto w oczy. Momentalnie zrobiło się gorąco, nie wiem, jakim cudem. Jak ja mu zaraz jebnę, to się nie pozbiera. – Aż tak bardzo chciałeś mi obciągnąć? Wiesz, że bym Ci na to pozwolił. Wystarczyło ładnie poprosić.
- Zamknij się, kurwa. – odpowiedziałem i energicznie podniosłem się z podłogi, i stanąłem na końcu pokoju.
- Jak mam się zamknąć, skoro taki słodziak jak Ty jest na mnie aż tak napalony? – spytał Dylan przegryzając wargę. Nienawidzę jak tak robił. To było cholernie seksowne. I cholera, nie wiem dlaczego mnie to trochę jarało. Muszę się w końcu ogarnąć. To jest mój wróg i w dodatku chłopak. Fuj. Nie wyobrażam sobie, abym mógł się z nim bzykać. Po prostu to niefortunny zbieg okoliczności, który powodował, że miałem nieprzyzwoite myśli. Poza tym piłem krew jakieś wariata, więc mam usprawiedliwienie na swoje dziwne wybryki. Jestem geniuszem. Niemniej jednak Dylan ciągle mnie denerwował, więc musiałem to jakoś ukrócić.
- Dość. – powiedziałem stanowczo i podniosłem z kanapy knebel i kaganiec. Teraz na pewno będzie cicho.
- Tommy? – spytał niepewnie Dylan.
- Teraz się zamkniesz, bo zaczynasz mnie wkurwiać. – nie mogłem się powstrzymać i mimo sprzeciwów Liama i Brada założyłem mu knebel na gębę i kaganiec. Oczywiście nie byłem przy tym delikatny. Mam nadzieję, a właściwie, to mam wyjebane, czy go to boli, czy nie.
- Boże. – skomentowali jednocześnie moi przyjaciele.
- Nareszcie cisza. – powiedziałem radośnie. - Dobra, a więc, jaki jest plan? O ile chcemy jakiś plan.
- Powinniśmy jakoś zamaskować jego zapach i... – powiedział Brad.
- PAŁY IDĄ! – krzyknął Liam przerywając mu, a ja aż podskoczyłem. Razem z Bradem wytężyliśmy słuch i usłyszeliśmy, jak dwoje policjantów udaje się w stronę naszego domu. Słychać było ich rozmowę i bicie serca. Jakieś chuje z sąsiedztwa zadzwonili na pały, bo podobno słychać awantury i groźby. Ja pierdole, czy może być gorzej?!
- Kurwa, co robimy?! – panikował Brad. – Nie możemy go tu zostawić. Musimy do wynieść do piwnicy! Przecież jak go zobaczą, to od razu nas zamkną w pierdlu! A tam gwałcą!
- Wtedy nam ucieknie! – powiedziałem. – Poza tym, kurwa, Brad, jesteśmy wampirami, a nie płaczącymi pizdusiami. Nikt nas kurwa nie wsadzi do pierdla, ani tym bardziej nie będzie nas gwałcić. Bez obaw.
- Zauroczymy ich? – zapytał Liam.
- A co jak są odporni? Wtedy byśmy musieli ich zabić, a to będzie bardzo podejrzane.
- Improwizacja! – rzucił nagle i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Szatyn na krześle tylko się z nas śmiał, a my musieliśmy coś wymyślić.
- Wiem! – krzyknął Brad i poleciał na górę, po czym po dwóch sekundach wrócił z prześcieradłem i rzucił na Dylana.
- I to jest twój genialny pomysł? – prychnąłem spoglądając na wiercącego się na krześle Dylana, a Liam w tym czasie otworzył drzwi. Jeśli tak mamy magicznie ukryć naszego więźnia, to ja sam się zakuje w te pierdolone kajdanki, żeby było szybciej. Albo pourywam tym gliniarzom głowy. To też jakaś opcja. – Zajebiście.
- Dzień dobry, funkcjonariusz Martin i Wood. Dostaliśmy zgłoszenie, że zakłócają państwo ciszę nocną, oraz, że w tym domu słychać liczne krzyki, awantury oraz stosuje się groźby. Możemy wejść do środka?
- Yyyyy... - Liam nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Cholera. Kurczowo trzymał się drzwi i nie chciał tych dziadów wpuścić do środka. I miał rację. Bo co im powiemy?
A panie władzo, tu nic się nie dzieje ciekawego. Jesteśmy wampirami, a tu więzimy sobie napalonego wilkołaka i planujemy go wrzucić do piwnicy, ewentualnie zabić.
– No właściwie, to trochę nie bardzo, bo tak no, mamy tutaj bałagan i ogólnie... - próbował coś wymamrotać Liam, ale szło mu chujowo. Nawet bardzo. Na ich miejscu nie dałbym się na takie coś nabrać. Amatorszczyzna.
- Przepraszam Pana, co to jest? – spytał nagle facet z wąsem i wskazał na Dylana przykrytego białym prześcieradłem. Cholera jasna. Czy on nie ma gdzie się kurwa patrzeć? Czy może być jeszcze gorzej?!
- Yyyy, to jest no, ten... rzeźba! – krzyknął nagle Liam, a Brad aż podskoczył z wrażenia.
- Rzeźba? – spytał niepewnie policjant i z podejrzeniem przyglądał się naszej trójce. Na chwile wyłączyłem myślenie i nie ogarnąłem, co się dookoła mnie dzieje.
- No, no, no tak! – zaczął próbując być przekonującym. Mhm, na pewno. – Bo wie Pan, panie władzo, yyy... no Thomas jest tym no, yyyyy, rzeźbiarzem, o!
- Rzeźbiarzem? – zapytał z jeszcze większą podejrzliwością i wymienił zdezorientowane spojrzenia ze swoim kolegą.
- No, artystą. – odpowiedział z pełną powagą. – Prawda Thomas?
Nie kontaktowałem. Patrzałem w okno i próbowałem usłyszeć i wyczuć, czy przypadkiem pozostałe wilkołaki nie zaczęły nas tropić.
- Thomas? – powiedział głośniej Liam spoglądając nerwowo na mnie wraz z Bradem.
- Co? – spytałem i wyrwałem się z letargu. Spojrzałem na nich pytająco. Widziałem, że policjanci są coraz bardziej zdeterminowani, aby wejść do domu. Co tu się odjebało?
- Panie władzo, oczywiście, że Thomas jest rzeźbiarzem. To urodzony artysta. Tylko nieśmiały i często zamyślony. Rozumie Pan, artyści potrzebują się czasem wyłączyć. A nóż, może właśnie w jego głowie zrodził się nowy fenomenalny pomysł na projekt, który za kilka lat zostanie sprzedany za miliony? – zaczął Brad, a ja się wtrąciłem.
- Jestem rzeźbiarzem? – spytałem i spojrzałem na Liama, i Brada jak na debili, a po chwili do mnie dotarło, że to improwizacja. O chuj, ale zjebałem. - A no tak, tak, no jestem tym no, rzeźbiarzem. Artystą, rozumiecie. – powiedziałem próbując ukryć swoje zdenerwowanie, a partner gliniarza zaczął się śmiać. – No i jestem nieśmiały.
- Ah te dzieciaki. – skomentował face z wąsem.
- Moja żona kocha malować obrazy i rzeźbić w glinie. – zaczął drugi. Ja pierdole. – a Pan w czym pracuje, jeśli można spytać?
- W kamieniu.
- W drewnie. – odpowiedziałem jednocześnie z Bradem. Kurwa, zajebie go zaraz.
Policjanci spojrzeli na nas niepewnie. Jeszcze chwila i się skapną.
- No właściwie to w tym i w tym, najczęściej w kamieniu, ale chciałem, no rozumie Pan, stworzyć coś awangardowego, takiego niepowtarzalnego, z klasą, to wziąłem się za drewno, ale no y... zabrakło mi go, więc rozwaliłem to krzesło. – powiedziałem na czystym spontanie i wskazałem na leżące szczątki taboretu, którym przywaliła mi Sonyia, bo ja uderzyłem ją wazonem. Uć, to było bolesne.
- Rozumiemy... - zaczął niepewnie facet z wąsem.
- I dlatego te krzyki, bo się pokłóciliśmy! – wtrącił Brad. – Zdenerwowałem się, że przyjaciel zniszczył taboret i zaczęliśmy krzyczeć.
- A te groźby... sam Pan rozumie. Czasami w nerwach zdarza nam się powiedzieć coś w stylu „zajebie cię, ty chuju" i takie tam. – zaczął Liam i teatralnie machał rękoma, a funkcjonariusze zaczęli się śmiać.
- Co za wesołe dzieciaki. – skomentował facet z wąsem. To był chyba Martin, czy jakoś tak.
- No dobrze, to my się chyba będziemy zbie...
Policjant nie dokończył, ponieważ w drzwiach stanął kurier, który zaczął się wydzierać na cały dom. Jasna cholera, zupełnie zapomniałem o tej przesyłce... Liam i Brad mnie zajebią, definitywnie.
- Dzień dobry! – krzyczał jak pojebany. Co za debil. Kto takich ludzi zatrudnia? – Ja z przesyłką do Pana Thomasa Sagnstera!
- T-t-to ja. – odpowiedziałem zmieszany i trochę się zająkałem.
- Uffff, to dobrze, że Pan jest w domu! To krzesło elektryczne waży chyba z tonę i zajmuje mi całą ciężarówkę! Zaraz przyniosę! A Pan niech tu podpisze. – powiedział radośnie, a funkcjonariusze spojrzeli na nas spod byka. NIECH TO CHUJ STRZELI. Po co ja zamówiłem to pierdolone krzesło?
Usłyszałem, jak Dylan prawię się udławił ze śmiechu. Zaraz mu przywalę. Kurier dał mi jakiś papier do pokwitowania i za chwilę przyjechał z krzesłem, które było zapakowane w dużą, drewnianą skrzynkę, którą postawił na środku salonu.
- Dzięki i miłej zabawy! – dodał, po czym radośnie poszedł do samochodu, a ja musiałem zmierzyć się z pytającym wzrokiem policjantów oraz morderczymi spojrzeniami moich braci. Kurwa. Mógł sobie darować ten komentarz.
- Widzę, że ten telefon był jednak słuszny. – stwierdził funkcjonariusz, który chyba nazywał się Wood.
- Wcale nie. – zaprzeczył Brad tupiąc nogą jak dziecko.
- Tak? To jak wyjaśnicie to krzesło, hm?
- Normalnie. – odpowiedziałem.
- Tak? To skąd je masz, chłopcze?
- Kupiłem na e-bayu. – odparłem stanowczo.
- Hmm. Dziwne. – powiedział funkcjonariusz i przyjrzał się wielkiej drewnianej paczce. – To dlaczego jest tutaj napisane „sklep z autentycznymi średniowiecznymi narzędziami tortur"? Nie przypominam sobie, aby na e-bayu wystawiali takie krzesła. Można je kupić tylko w specjalistycznych sklepach takich jak ten. Chyba będziemy musieli was spisać i przewie ziść do aresztu.
- Panie władzo. – zacząłem szybko. Cholera jasna, zaraz będziemy musieli im urwać łby. Trzeba coś wymyśleć. – To atrapa.
- Słucham? – zapytał zdziwiony. – Atrapa ze średniowiecznego sklepu z narzędziami do tortur? Czy ty aby na pewno nie masz jakichś dziwnych zboczeń? O już może podchodzić pod paragraf.
- No atrapa kur... czę. – oburzyłem się. – Jestem ARTYRSTĄ. Mam w głowie obraz męczennika na krześle elektrycznym i żeby rzeźba nabrała mocy to musiałem zamówić taką atrapę krzesła. I tak, z takiego sklepu. Żeby było jak najbardziej wiarygodnie.
- Ooo... - zaciekawił się facet z wąsem. – Może Pan coś więcej opowiedzieć?
- Skąd mieliście na to pieniążki? – spytał drugi.
- Nie przeszkadzaj, chce się dowiedzieć więcej o tym pomyśle. – przerwał mu partner.
Ja pierdole. Zabijcie mnie.
- Chciałem pokazać los męczennika, który umiera na krześle elektrycznym. Niewinny człowiek skazany na okrutną śmierć za coś, czego nie zrobił. Rzeźba ma pokazywać w jak bardzo okrutny sposób traktowano każdego, kto został skazany na karę śmierci. – zacząłem niepewnie. Improwizowałem jak mogłem.
- Faktycznie, to będzie miało mocny przekaz. – stwierdził jeden z gliniarzy po chwili zastanowienia. – Moja żona zrobiła podobny motyw i był naprawdę poruszający.
- No nic, nie będziemy państwu przeszkadzać. – dodał drugi.
- Życzymy weny. Do widzenia.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli tutaj więcej interweniować.
- Ohhh, Panowie, na pewno nie! – skomentował Liam. – Będziemy już grzeczni.
- Obiecujemy! – dodał Brad zza drzwi.
Policjanci odeszli od domu i usiedli do radiowozu. Podsłuchaliśmy ich rozmowę, w której obgadali nas, że jesteśmy niedorozwiniętymi i zboczonymi dziećmi. Funkcjonariusz Martin stwierdził, że szkoda, że nie otworzyły mu jakieś „ponętne dziewczynki", bo jak to ujął „ten wąs nie jedną pizdą trząsł" i mógłby tu chwilę zabalować. Niestety, otworzyły mu jednak jakieś „ostro pierdolnięte dzieci". Ja pierdole, co za pojebańce. I niech ktoś mi powie, że to ja mam coś z głową.
Policjanci odjechali, a Brad ściągnął prześcieradło z Dylana, który prawie się udusił ze śmiechu. Liam, niestety zaczął mnie opierdalać.
- Ty pierdolony debilu! – krzyczał. - Po co ci to jebane krzesło elektryczne?!
- A tak jakoś... - zacząłem. No co? Lubię średniowieczne metody tortur.
- Ej. – wtrącił Brad. – To krzesło to serio atrapa?
- Lol, oczywiście, że nie. Jest prawdziwe. – odpowiedziałem natychmiast, a cała trójka zrobiła wielka oczy ze zdziwienia. – Mam nawet pomysł, kogo na nie posadzić...
Spojrzałem z perfidnym uśmiechem wprost w przerażone oczy Dylana. Tak, nareszcie ten chuj poczuje do mnie respekt.
I kto tu teraz ma przejebane, dzieciaczku?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top