Rozdział 48.

W załączniku wyżej piękna plaża ♥

Rozdział trochę nudny, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba ♥

Miłego!

Perspektywa: Brett.

Wyjechaliśmy z posesji udając się w stronę miasta. Nie miałem pojęcia, dokąd się udamy, ale jedna rzecz była bardzo satysfakcjonująca. Radiowóz miał pełen bak, więc mogliśmy szaleć godzinami.

Poruszaliśmy się właśnie mało ruchliwą droga. Thomas i Theo szaleli na tyle, śmiejąc się w najlepsze. Liam rozsiadł się wygodnie na przednim siedzeniu i za każdym razem, gdy mijaliśmy kolorowe szyldy, on tylko wzdychał i był w stanie wydusić z siebie jedno słowo, jakim było „Wooow!". Był nimi zafascynowany, niczym maleńkie dziecko, które po raz pierwszy widzi migoczące obrazy.

Zatrzymałem się na światłach. Sekundnik pokazywał 90 sekund czekania na zielone, więc wrzuciłem luz i zaciągnąłem ręczny hamulec. Rozejrzałem się dookoła i była pusta ulica. Poczułem na swoim udzie rękę Liama, który po chwili ścinał moje krocze, a ja wessałem powietrze z wrażenia.

- To dokąd jedziemy? – spytał Theo i zadowolony przystawił głowę do kraty oddzielającej. Całe szczęście, że nie widzi tego, co odpierdala wampir. Wystarczająco dużo wstydu najadłem się, gdy okazało się, iż każdy słyszał nasze jęki rozkoszy.

- Jakieś pomysły? – zadałem pytanie jak najbardziej poważnym i nie drżącym z podniecenia głosem, spoglądając chytrze na Liama, a następnie odwróciłem się do chłopaków.

- Wkurwia mnie to. – powiedział nagle Thomas macają kratę, a ja usłyszałem dźwięk wyrywanego metalu. Obejrzałem się gwałtownie za siebie. Tak, on właśnie rozjebał to ustrojstwo, które oddzielało policjantów od bandytów posadzonych z tyłu radiowozu. Liam głośno się zaśmiał, a Theo natychmiast zaczął się wychylać w naszą stronę.

- Co tam gołąbeczki? – spytał roześmiany i spoglądał na nas badawczo. – O! Radio! – powiedział tracąc zainteresowanie naszymi osobami i nim zdążyłem zareagować, on nacisnął przycisk służący do włączania. W radiowozie rozbrzmiała muzyka disco polo.

„ Nie jest ważne to, co ktoś pomyśli, dziś staniemy się sobie bliscy... "

- O! Dylan mi obciągnął przy tej piosence! – podekscytował się Thomas, gdy usłyszałem słowa piosenki i wsadził łeb w tą wąską szparę, która powstała w wyniku wyłamania kraty, którą po chwili wyrwania, chłopak wyrzucił przez okno na asfalt, a Theo zaczął się z tego śmiać. – W tym radiowozie! Siedziałem na tym samym miejscu co teraz!

Mój przyjaciel śmiał się coraz głośniej, a ja bałem się, że będzie go trzeba zaraz reanimować, lecz ja po chwili też nie mogłem już wytrzymać, więc roześmiałem się w niebogłosy, podobnie jak Liam.

- Dobra, przełączę to. – powiedziałem po chwili i nie zauważyłem, że zmieniło się światło na zielone. Ruszyłem z piskiem opon. Na szczęście nikogo nie było na drodze.

Poruszaliśmy się po centrum miasta, aż w końcu po pół godzinie męczącej jazdy w kółko postanowiliśmy pojechać na plażę pooglądać gwiazdy. Znowu trafiliśmy na światła, ale tym razem był już korek. W końcu to środek miasta, więc co się dziwić? Tym razem na liczniku było 80 sekund.

Zatrzymałem pojazd i czekałem, aż zmieni się światło na zielone. Theo i Thomas ciągle coś śmieszkowali, a ja nie przysłuchiwałem się im, bo byłem zbyt zajęty patrzeniem na wesołego Liama, który co chwilę macał mojego penisa dłonią przez spodnie. Mam nadzieję, że chłopacy nie zorientują się, co ten mały cwaniak wyprawia.

- Ej! – krzyknął nagle blondyn, a ja wyrwałem się z zamyślenia. – Mam zajebisty pomysł!

- O kurwa, nie chcesz tego zrobić! – rzekł ledwo co Theo, gdyż ciągle się śmiał. Przestraszyłem się nie na żarty, bo pijany oraz naćpany blondyn był nieobliczalny i nie chciałem w sumie wiedzieć, co on chce zrobić. Obok nas stał jakiś czarny samochód, a w środku siedziało pięcioro chłopaków, którzy dokładnie nas obserwowali i uchylili szybę, coś do nas mamrocząc. Zignorowałem to.

Blondyn odwrócił się niespodziewanie plecami do szyby, a następnie zdjął energicznie spodnie razem z majtkami i przycisnął pośladki do szyby, a Theo wcześniej uchylił szyber dach w radiowozie, wystawiając przez niego głowę.

- Mamy pełnię, kurwy! – wrzasnął śmiejąc się jak opętany i Bogu dzięki zrobiło się zielone światło. Zawstydziłem się niemiłosiernie jego zachowaniem. Liam nie zdawał sobie powagi sytuacji, bo kibicował Thomasowi, który teraz zaczął odbijać się dupą od szyby, a chłopacy obok mieli niezłą polewkę, ponieważ nawet zdołali to nagrać.

Ja pierdole, Sangster więcej nie ćpa i nie pije!!!

Energicznie ruszyłem z piskiem opon i postanowiłem jak najszybciej dojechać na tą przeklętą plażę. Mam nadzieję, że Dylan się o tym nie dowie, bo zabiłby mnie, zarówno jak i blondyna.

Ja pierdole, ale wstyd.

Dojechanie nad morze zajęło nam około czterdziestu minut oraz było niezwykle trudne, gdyż Theo co chwilę włączał syreny dźwiękowe i świetlne zwracając tym samym na nas uwagę. Zaparkowałem radiowóz na miejscu dla niepełnosprawnych, bo poczynania Thomasa uznać za objawy choroby umysłowej i zajęcie tego miejsca jest w pełni uzasadnione. Wysiedliśmy z samochodu, a Theo z blondynem od razu pobiegli w stronę wody. Zamknąłem drzwi na klucz i zauważyłem, że chłopacy rozbierają się do naga, a następnie wpierdalają się do wody, rozrzucając swoje ciuchy po całej plaży.

- Ja pierdole. – skomentowałem głośno i przybiłem sobie facepalma. Boże, ratuj mnie, bo mam ich serdecznie dość. Co za wstyd. I jak ja mam się do nich publicznie przyznać? Wystarczającej żenady nabawiłem się w radiowozie, to teraz jeszcze spacerujący ludzie będą gadać. Pięknie.

- Daj spokój. – powiedział Liam i spojrzał mi w oczy. – Chcę z Tobą poleżeć na piasku i patrzeć w gwiazdy... - dodał rozmarzonym głosem i zaczął się kręcić wokół własnej osi z rozłożonymi szeroko rękoma. Wyglądał pięknie. Nie miałem serca mu odmówić.

- A chciałbyś? – spytałem i nagle złapałem go od tyłu, mocno do siebie przytulając.

- Tak. – odpowiedział i wyrwał się z mojego uścisku. – Złap mnie! – dodał chłopak i zaczął biec w stronę piasku. Uśmiechnąłem się lubieżnie, po czym rzuciłem się w pościg za chłopakiem, który nie chciał używać swoich wampirzych zdolności. Muszę przyznać, że miał słabą kondycję, bo bez zbędnego wysiłku dorwałem go, upadając z nim na piach, przygwożdżając go swoim ciałem. Złapałem jego nadgarstki i umiejscowiłem nad głową chłopaka.

- I co teraz? – spytałem opierając czoło o jego.

- Pocałuj mnie. – odparł, a ja wpiłem się gwałtownie w jego usta, lecz z twarzy nie schodził mi uśmiech, co chłopak mógł zauważyć. Przerwałem nasz krótki pocałunek i spojrzałem prosto w oczy, puszczając jego nadgarstki.

Położyłem się obok chłopaka i leżeliśmy na plecach obserwując bacznie gwiazdy. Co jakiś czas zerkałem do wody i kontrolowałem, czy z Thomasem i Theo wszystko w porządku. Moje poczynania zauważył Liam.

- Czuję się, jak byśmy byli rodziną... - zaczął rozmarzonym głosem i wciąż obserwował bezchmurne niebo. – Wiesz, ty jako ojciec, ja jako matka, a Tommy i Theoś jako nasze małe dzieci, które bawią się w wodzie i trzeba ich pilnować...

- Liam. – przerwałem mu. – Więcej nie ćpasz. – powiedziałem stanowczo, bo chłopak zaczynał bredzić. Musze jednak przyznać, że jego marzenie było dość urocze. Wampir uśmiechnął się, lecz nie spojrzał na mnie, tylko obserwował mój tatuaż na przedramieniu. Jego jedna ręka spoczęła na klatce piersiowej, natomiast drugą trzymał w piasku nad głową. Wyglądał cudownie.

Nie wiem, co ta banda pierdochlastów przyniosła za prochy, ale czuję się kosmicznie dobrze, podobnie jak Liam.

Leżeliśmy jeszcze chwilę w milczeniu, aż w końcu wampir spojrzał na mnie i teraz mogłem podziwiać jego piękne tęczówki.

- Opowiedz mi coś o sobie, Brett. – rzekł całkiem poważnie, a ja trochę zaniemówiłem, ponieważ nie lubiłem o sobie rozmawiać, choć teraz, gdy jestem wstawiony i lekko naćpany, nie mam oporów o sobie mówić. W sumie, to moje życie nie jest jakieś wybitnie ciekawie. Niektórych rzeczy nie wiedzą o mnie nawet Dylan, Minho i Theo.

- Co chciałbyś wiedzieć? – spytałem i spojrzałem w stronę wody. Zauważyłem, że chłopacy chlapią się i coś się wydzierają, ignorując nas totalnie.

Przynajmniej nie będą podsłuchiwać.

- Wszystko. Od początku. – odparł, a jego dłoń objęła moją i teraz wspólnie mogliśmy rozgrzebywać ciepły piasek. Czułem jego chłodne palce, a uśmiech wampira powalał mnie. Chłopak wyglądał cudownie i patrzył na mnie, jak bym był najcenniejszą osobą w jego sercu. Otworzyłem się przed kimś po raz pierwszy w swoim życiu i cieszyłem się, że tym kimś był właśnie Liam.

- Cóż. Może zacznę od tego, że moi rodzice są bogaci. Właściwie to byli. Nie pamiętam ich zbyt dobrze, choć zaczynam wątpić, czy w ogóle ich pamiętam, bo często wyjeżdżali na służbowe spotkania poza granice kraju, a nawet poza kontynent, a mnie i moją siostrę wychowywały opiekunki. Pewnego dnia przyszła do mnie niania i powiedziała, że mama i tata już więcej nie wrócą. Nie przejąłem się tym zbytnio, ponieważ ledwo co kojarzyłem ich twarze, a ich istnienie było dla mnie zupełne obojętne. Czułem się, jak by byli dla mnie obcy. Miałem wtedy osiem lat. Jak się okazało, ich domek, w którym zatrzymali się, miał nieszczelną instalację elektryczną, przez co nastąpiło zwarcie i pojawił się ogień w całej kondygnacji budynku. Zginęli w pożarze, a ja odziedziczyłem po nich fortunę. Moja siostra dostała ode mnie połowę, ponieważ musiała rodzicom zaleźć w jakiś sposób za skórę, gdyż nie chcieli jej nic przepisać. Jako, że nikogo nie miałem, a ją nawet jako tako znałem, to podarowałem jej połowę, bo nie jest i potrzebna taka fortuna. I tak mam tego jak lodu. Nie wiem, co mam robić z tymi pieniędzmi. Dostawałem zawsze właściwie to, co chciałem. Wystarczyło, że poprosiłem i od razu to miałem. Moje życie nie było nigdy za ciekawe, a na pewno nie było barwne i kolorowe. Skończyłem najlepsze szkoły, miałem najdroższe ubrania, perfumy, biżuterię, samochody, mam kilkanaście milionów na kontach bankowych, ogromną willę z basenem na obrzeżach miasta, która stoi pusta, bo nie chciałem tam nigdy mieszkać. Przypomina mi pustkę, jaka zagościła w mim życiu. Co m z tych wszystkich rzeczy, skoro nie zaznałem w życiu miłości i czułości? Kupiłem ten dom w środku lasu, w którym teraz mieszamy, bo chciałem być z dala od tego wszystkiego. Poznałem potem Dylana i Minho, więc zamieszkaliśmy razem i tak jakoś wyszło. Miałem rodziców, a tak jak by nie miałem. Nigdy nie powiedzieli mi, że mnie kochają, nigdy nie przytulili, nie spędzali ze mną, czy też z moją siostrą czasu. Zatrudniam ludzi, najlepszych ludzi w korporacjach rodziców, lecz sam nigdy tam nie zaglądam. Odwiedziłem siedzibę może z dwa razy w życiu, aby załatwić papierkową robotę i nie musieć więcej tego oglądać na oczy. Powołałem, kogo trzeba było i niech oni kręcą hajs i się wzbogacają. Wisi mi to. Po co mi te pieniądze, jak jestem z nimi sam?

Chłopak milczał i spoglądał na mnie swoimi hipnotyzującymi oczyma, rozszerzając przy tym lekko malinowe usta.

- Dlaczego palisz, imprezujesz i jeździsz bez prawa jazdy? – zapytał po chwili i dalej mi się przyglądał.

- To proste. – odpowiedziałem i spojrzałem w niebo. – Bo nie mam nic do stracenia. Jestem wilkołakiem, nie umrę od tytoniu, więc piję i palę nałogowo. Czasami coś wezmę i wtedy czuję się wolny. Lubię chodzić na imprezy, to mnie relaksuje i wtedy zapominam o całym świecie. Jeżdżę bez prawka, bo mi nie jest potrzebne. Jak mnie złapią, to trudno. Zapłacę łapówkę i po sprawie. Zawsze działa. Nie przywiązuję wagi do zatrzymywania się na stopach, innych dupereli, ani do jeżdżenia z przepisową prędkością. Jeśli się zabiję, to trudno. Nikomu na mnie nie zależy.

- Oh, Bercik... - powiedział nagle. – To jest takie smutne... Ale wiesz? Mi na Tobie zależy...

- Przywykłem. – odparłem i spojrzałem mu w oczy. – Chcesz coś jeszcze wiedzieć?

- Opowiesz mi o swoich związkach? – zapytał nieśmiało.

- Kiedyś spotykałem się z dziewczynami, które były tylko na jedną noc. Wiesz, poznać, poderwać, przelecieć, zostawić. Leciały na mnie, bo miałem kasę, więc zmieniłem orientację i spotykałem się z chłopakami, bo doszedłem do wniosku, że z żadną nie stworzyłbym żadnego trwałego związku. Nie było ich dużo. Raptem trzech, ale wszyscy to była jakaś porażka. Pierwszy z nich udawał geja, bo dowiedział się, że mam miliony w spadku i chciał mnie chytrym sposobem oskubać. Znalazł coś na mnie, a potem szantażował i chciał, abym mu płacił w tysiącach za milczenie, więc go zabiłem, bo nie mogłem znieść faktu, że łajdak tak podle mnie potraktował. Wtedy byłem już wilkołakiem, więc nie przejmowałem się tym, że odbieram komuś życie. Drugi koleś mnie okradł. Umawiał się ze mną, uprawiał seks i takie tam, aby dostać się do mojego domu. Zabrał parę bloczków z forsą, jakąś biżuterię i tyle go widziałem. Jakoś nie specjalnie się tym przejąłem nawet go nie szukałem, bo po co? Tyle zachodu o kilkanaście tysięcy. Nie upokorzył mnie tak, jak poprzedni frajer. Trzeci z nich nazywał się Daniel. Był jebanym chujem, który podchodził mnie psychologicznie za każdym razem, a ja głupi nabierałem się na jego słodkie teksty. Jakoś jego najbardziej kochałem, o ile te związki można nazwać miłością. Bardziej bym rzekł, że pociągali mi fizycznie. Daniela lubiłem rozpieszczać. Kupowałem mu jakieś drogie prezenty, jak to ja. Potem okazało się, że pieprzy się z jakimś chujem na boku, więc zerwałem z nim i długo nie mogłem dojść do siebie, bo najbardziej zranił mnie tym, że wydrwił moje uczucia, które o dziwo były szczere wobec niego. Do tej pory próbowałem się pozbierać, aż w końcu poznałem Ciebie... - wyznałem i nie odważyłem się spojrzeć Liamowi w oczy, bo nie będę ukrywał, że jest dla mnie ważny i co najważniejsze, nie ocenił mnie nigdy przez pryzmat pieniędzy, choć zdarzało mi się przy nim szastać forsą na lewo i prawo. Po prostu, odkąd go zobaczyłem, to zacząłem się bronić przed swoimi uczuciami, lecz wiedziałem wtedy jedno.

Dla niego oddałbym swoje życie.

- Oh, Bercik... - powiedział i umiejscowił dłonie na mojej klatce piersiowej. – Bercik, kocham Cię takiego, jakim jesteś. Mimo, że byłeś dla mnie wredny, że znamy się bardzo krótko, to mnie i tak do Ciebie ciągnie, niczym metal do magnezu. Coś w Tobie jest, co nie pozwala mi racjonalnie myśleć. I przede wszystkim nie obchodzą mnie Twoje pieniądze, tylko Ty.

- Mówisz tak, bo dowiedziałeś się o mojej fortunie po fakcie...

- Bercik. – upomniał mnie. – Dla mnie możesz być biedny i mieszkać pod mostem. Nie w głowie mi Twój majątek, tylko Ty.

Jego słowa wywarły na mnie ogromne wrażenie, ponieważ widziałem w oczach Liama, że to, co mówił było szczere. Fakt, chłopak nigdy nie dopytywał, skąd mam kasę, nie interesował się jakiej marki noszę ciuchy, perfumy. My cały czas sobie dogryzaliśmy, a fortuna nie wchodziła tu w grę. Liam widzi we mnie kogoś, kogo ja w sobie nigdy przez lata nie widziałem. Patrzy na mnie wzrokiem pełnym pożądania i miłości.

- A Ty opowiesz mi coś o sobie? – spytałem. - Na przykład jak zostałeś wampirem?

- Oh, Bercik... - powiedział smutnym głosem. – To smutna historia i nie wiem, czy chciałbyś ją usłyszeć...

- Miałem matkę i przybranego ojca... Uważam, że moje życie jak na tamte czasy było spokojne. Pomagałem im codziennie w pracach na polu, sprzedawałem na targu od najmłodszych lat, zajmowałem się domem i takie tam... Rodzice bardzo mnie kochali i wspierali we wszystkim. Czułem ich miłość. Chociaż ja bardzo ich skrzywdziłem... - jego głos ucichł, a chłopak spojrzał w niebo. – Kiedyś wracałem zmęczony z targu. Było ciemno. Usłyszałem głos jakichś pijanych mężczyzn. Było ich czterech. Poczułem, jak łapią mnie boleśnie za ręce, a potem już przestałem kontaktować ze światem. Pobili mnie, zdarli ubrania i brutalnie zgwałcili. Czułem się jak dziwka i śmieć. Nie mogłem poradzić sobie z tym bólem i traumą, więc pobiegłem w jakieś odludne miejsce i kawałkiem rozbitego szkła podciąłem sobie żyły i czekałem na śmierć. Ostatnie, co pamiętam przed zamknięciem oczu, to zbliżająca się do mnie postać z czerwonymi oczyma. Obudziłem się następnego wieczoru i czułem się dziwnie. Miałem wyostrzone zmysły, nadludzką siłę. Zostałem zmieniony w wampira. Spotkałem wtedy jakoś Brada i Thomasa. Od tamtej pory trzymamy się razem, a ja zdołałem zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Rozpocząłem nowe życie bez traumy, jaką pozostawili mi Ci faceci.

- Boże, Liam... - powiedziałem i objąłem jego piękną twarz w dłonie. – Nie wiem, co powiedzieć, ja...

- Ciii... - rzekł i pocałował mnie namiętnie złączając nasze języki. – Nie musisz nic mówić. Było, minęło.

- Jesteś dzielny, że tyle lat żyjesz z tym wspomnieniem. – powiedziałem po chwili i pogładziłem jego policzek.

- Nie przeszkadzamy naszym malutkim gruchaczom? – spytał Theo, a ja miałem ochotę go zabić, albo kazać wypierdalać w podskokach za to, że akurat teraz musiał sobie o naszym istnieniu pzypomnieć. Właśnie poznałem Liama, a on mnie, zaś tych dwóch debili musiało popsuć taką piękną chwilę.

Za jakiego grzechy mam takiego pierdolonego pecha? Całe szczęście, że się chociaż ubrali, bo bym chyba ich rozsadził na miejscu.

- Ja chcę na wycieczkę! – pieklił się Thomas, a ja chciałem go za to udusić, choć nie przyniosło by to żadnego efektu. Czy on może wypierdalać jak najdalej od nas? – Chcę pojeździć po mieście! Teraz!

- Ja też! Ja też! – zaczął krzyczeć Liam i podbiegł do swojego przyjaciela. Zaczęli się przytulać i oglądać niebo, a ja wściekły westchnąłem i uderzyłem głową w piasek. Tak miło mi się leżało na plaży, to nie, trzeba jechać na wycieczkę z upośledzonymi dziećmi.

Ja pierdole, świetnie.

Niechętnie się podniosłem i powolnym krokiem ruszyliśmy do radiowozu. Zajęliśmy miejsca jak poprzednio, a ja kierowałem się ponownie do centrum. Jeździliśmy chwilę po mieście, aż w końcu Liam dostrzegł ogromny, kolorowy budynek.

- Chcę tam iść! – krzyknął i wskazał na studio tatuażu. Thomas go jak zwykle poparł włącznie z Theo, więc tak jak by nie miałem wyjścia, jak spełnić tą przeuroczą prośbę.

- Po co? – zdziwiłem się i zapytałem.

- Chcę mieć tatuaż jak ty! – powiedział Liam i Thomas poparł go mówiąc, że on też chce mieć jakiś. Nie mając wyboru zaparkowałem radiowóz przed studiem tatuażu i najprościej w świecie włamaliśmy się tam.

Theo wyważył drzwi, po czym zapalił światło. Naszym oczom ukazało się profesjonalne studio tatuowania. Z tego, co wiem, to mój przyjaciel wilkołak potrafi tatuować, co było rajem dla Liama oraz blondyna.

- Chcę tatuaż na dupie! – krzyknął mój uroczy wampirek, a ja nim zdążyłem zareagować, to on wraz z Thomasem leżeli na specjalnych leżankach z gołymi pośladkami, a ja z Theo zacząłem się śmiać. Cóż, widzę, że po prochach i procentach są o wiele bardziej śmielsi i skorzy do robienia głupich rzeczy.

- Wymyślcie coś zajebistego. – powiedział blondyn. – Zdaję się na waszą kreatywność.

- Ja też. – poparł go ochoczo Liam, a ja miałem już całkiem chytry plan, co możemy im wytatuować. Napisałem na kartce to, co ma znaleźć się na tyłku mojego wampira, natomiast Theoś wpadł na własny, interesujący napis. Uśmiechnął się do mnie cwaniacko. My już zadbamy o to, aby tyłeczki chłopców były pięknie ozdobne. Chłopak usiadł z maszynką do tatuowania wpierw przy Thomasie i rozpoczął pracę. Chłopcy nie reagowali na ból zadawany przez igłę. Nie mogłem się doczekać efektu oraz tego, jak zareagują rano na bolące pośladki i nowe zdobienie ich ciała.

Pójdę z Theo za to do Piekła, ale zdecydowanie muszę przyznać, że było warto.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top