Rozdział 45.
Przepraszam wszystkich za wczorajszy brak rozdziału, ale tak jakoś wyszło, że nie miałam chwili, aby go napisać, więc dodaje dzisiaj ! :)
Miłego ! ♥
Perspektywa: Dylan.
Siedziałem wkurwiony w sypialni razem ze Scottem. Piliśmy sobie w spokoju wódeczkę i wspominaliśmy stare czasy, do nas dołączyło dwóch innych kolegów. Bawiłem się rewelacyjnie, a Thomas miał za zadanie z Liamem oraz Bradem pilnować na dole porządku. Czy to jest aż takie trudne do ogarnięcia? Kiedy zszedłem na dół, to okazało się, że Tommy wziął jakieś świństwo i był najarany, naćpany i rozpity. Przestraszyłem się, gdy zobaczyłem go takiego chętnego na wszelakie dzikie akcje i eksperymenty. To nie był mój Tommy, którego poznałem. Zabroniłem mu przed imprezą brać czegokolwiek od kumpli Bretta, bo wiedziałem, do czego oni są zdolni, to ten mały uparciuch mnie jak zwykle nie posłuchał. Wściekłem się, gdy siedział pod blatem i był zjarany jak cholera. Chciałem odeskortować go do sypialni, aby porządnie i surowo ukarać. Zachciało się maluchowi trójkątów. Już on mnie popamięta, a ekscesów z obcymi chłopakami odechce mu się do końca życia!
Tak mu złoję dupsko, że nigdy więcej nie zapragnie obcego kutasa.
Wkurwiony chciałem go złapać za rękę i zaprowadzić do swojej sypialni, lecz ten cwaniak był o stokroć szybszy niż ja. Wraz z Liamem ekspresowo wybiegli z domu, a na zewnątrz znaleźć ich to był istny cud.
Pieprzone wampiry i ich nadzwyczajne umiejętności.
Przekląłem pod nosem i wybiegłem na podwórko za chłopakami. Panował tam istny rozpiździel, a znaleźć ich, to będzie radocha, jak wygranie miliona w totka. Szukałem go pół imprezy, poczynając od pytania barmana, po biegli dookoła domu oraz staniu przy drzwiach, ale znaleźć wampira z doskonałym węchem i słuchem, to jak szukać igły w stogu siana.
Pierdolę, to nie ma najmniejszego sensu.
Zrezygnowany poszedłem do swojej sypialni, w której siedział Scotty i przyjaciele. Trzasnąłem wściekle drzwiami i usiadłem na kanapie. No jak mam go do cholery znaleźć?!
- I jak poszukiwania? – spytał przyjaciel. Spojrzałem na niego, jak by był największym idiotą na świecie.
- Nie widzisz kurwa, że jestem sam? – warknąłem, a on zaśmiał. No do chuja, zabawne jak kąpiel w kwasie.
- Spoko, stary, znajdzie się. – powiedział z przekonaniem Alexander.
- Pewnie, że się znajdzie. – fuknąłem podenerwowany. – W sypialni innymi chłopakami!
- Nie przesadzaj. – rzekł luzacko Scott. – Przecież kocha tylko Ciebie.
- Ta? – spytałem z kpiną. – A jak proponował trójkąt, to też mnie super kocha, co?!
- Może chciał poeksperymentować... - zaczął, lecz ja mu przerwałem to jego pierdolenie, bo tego nie da się do cholery słuchać. Scott czasem nie myśli. On jeszcze próbuje tego małego gnojka usprawiedliwiać! Zafunduję Tommy'iemu za to taki ból dupy, że będzie mnie błagać, abym tylko przestał.
Już mu się odechce kuźwa trójkątów.
- Powiedziałem, że w tej sytuacji wyszedłby czworokąt, a on do mnie, że beze mnie to byłaby trójka. – odpowiedziałem z wściekłością a oczach, a moi przyjaciele zaczęli się śmiać, jak by zostali właśnie opętani. Zlustrowałem ich wzrokiem.
- O kurwa, ale Ci pojechał! – krzyknął Scott roześmiał się jeszcze głośniej, po czym już nie wyrobił i sturlał się z fotela na ziemię.
Zaraz go wypierdolę przez okno, jak się nie zamknie.
Nalałem sobie trochę wódeczki i napiłem się trzy kieliszki na uspokojenie. Przyjaciele w końcu też zaprzestali swoje śmiechy i chichy. Gdy wlewałem dobie do ryja kolejną szklankę, do sypialni niespodziewanie wparował Brad, a ja oblałem sobie całą koszulę.
- DYLAN! – krzyknął, a ja przekląłem na widok ubrudzonego materiału.
- Kurwa, Brad. – powiedziałem i spojrzałem na niego wkurzony, lecz po chwili zobaczyłem, że chłopak wyglądał, jak by miał się rozpłakać. – Co się stało?
- Pomóż mi! – zwrócił się do mnie błagalnym tonem.
- Co jest? – zapytałem zaniepokojony. To nie wróżby dobrze.
- Thomas i Liam będą robić striptiz! – wyjąkał prawie rzez łzy. – Nie mogę znaleźć nigdzie Brett'a!
- Kurwa mać! – wrzasnąłem i przeraziłem się na to, co usłyszałem. Do jasnej cholery, oni pod wpływem narkotyków są nieobliczalni. – Idziemy! Pokaż mi gdzie to jest! – rzekłem stanowczo i wyszedłem razem z Bradem, który jeszcze po drodze wyjaśniał mi całą sytuację. W między czasie Scott siedział z kumplami w moim pokoju i dziko się śmiali na to, co usłyszeli. Ciekawe, czy gdyby ich chłopacy rozbierali się przed wszystkimi, to też by się tak chichrali.
- Próbowałem ich jakoś ściągnąć ze stołu, ale mnie nie słuchają! Musiałem jakoś interweniować, a nie ma nigdzie Minho. Brett'a też nie, ale w sumie nie patrzyłem jeszcze przy ścieżce...
- Brett już tutaj kurwa nie mieszka! – fuknąłem i postanowiłem jego również ukarać. Za to, że przyprowadził tutaj swoich jebniętych ćpunów, to teraz wyleci ze stada, ale najpierw uporamy się ze striptizem Tommy'iego i Liama. Wiedziałem, że to był zły pomysł zapraszać Theo i Chrisa. Jak oni są, to zaraz pewnie Zayn ze swoją ekipą też coś skołują, aby nie wypaść na gorszych. Dość tego. Przegiął i wylatuje z domu. Przez niego chłopcy mogą zrobić coś głupiego, choć nie wiem, czy jest coś poważniejszego, niż publiczne rozbieranie się. – powiedziałem pełnym nienawiści głosem, a po chwili dodałem. - A jest. Trójkąt.
- Jak to?! – przeraził się Brad i stanął w miejscu łapiąc się za policzki, prawie się rozpłakał na moje słowa. – O Boże, co ja zrobiłem?!
- To, co jest słuszne. – powiedziałem i złapałem go za ramię, aby zmusić do wskazania mi miejsca. – A teraz prowadź. Z Brettem rozliczę się później.
- On mnie za to zajebie... - wymamrotał piskliwym głosikiem, ale to nie to było teraz najważniejsze. Tommy i Liam będą żałować do końca życia, więc trzeba ich szybko stamtąd zdjąć.
Brad wskazał mi stół, a po chwili gdzieś zniknął. Zauważyłem, że w moją stronę kieruje się Brett, lecz nie miałem teraz głowy wściekać się na niego za to, że przyprowadził do nas tych ćpunów. Domyśliłem się, że Brad go znalazł i o wszystkim powiedział. No prawie wszystkim. Wspólnie doszliśmy do porozumienia, że trzeba przerwać ten cyrk.
Zobaczyłem, że przyjaciel, o ile jeszcze mogę go tak nazwać powiedział, że musimy ich zabrać i zgodziłem się z nim. Energicznie podbiegliśmy do stołu, a następnie zauważyłem, że Brett przerzuca przez ramię Liama i bez zbędnego pierdolenia idzie z nim do sypialni. Zignorował krzyki chłopaka.
Dobrze, że chociaż jemu gładko poszło.
- Tommy, w tej chwili złaź! – krzyknąłem, ale to jak by rzucił grochem o ścianę. Chłopak nie reagował. Zobaczyłem, że zrzucił swoją koszulę, a następnie wisiał na rurze, wykonując przy tym mocno erotyczne ruchy. Miałem tego serdecznie dość. Jeszcze chwila, a do uduszę.
- Dajesz, mały! – krzyknęli jacyś chłopacy, a moje oczy zaczęły się świecić na żółto ze złości. Przegięcie. Ta impreza to jednak nie był dobry pomysł.
Po kiego chuja ja się na to zgodziłem?!
- Dość! - huknąłem i bez żadnego ostrzeżenia złapałem mojego blondasa w pasie i również przerzuciłem sobie przez ramię.
- Ja chcę na rurę! – krzyczał Tommy i prawie się rozpłakał. Ja się kurwa chyba przesłyszałem. Spojrzałem na niego wściekle.
Tym razem mu nie odpuszczę i nie będę tak miły, jak go poznałem.
- Rurę to ja Ci zaraz wsadzę w dupę i nie ruszysz się do końca imprezy! – stanowczo fuknąłem i minąłem kolegów i koleżanki tego kretyna Brett'a.
- Uuuuu, kolejny tygrys złapał swoją ofiarę. – powiedziała z ekscytacją jakaś ruda zdzira, a ja zlustrowałem ją swoim morderczym wzrokiem, lecz ta nie przejęła się i dalej piła alkohol ze swoimi towarzyszami.
Wszedłem do salonu, a te ziomki, co ujarały Tommy'iego dalej siedzieli pod blatem i nie przejmowali się imprezą. Postanowiłem, że rozprawię się z nimi później. Najważniejsze to było teraz bezpiecznie odeskortować blondyna do pokoju. Z racji tego, że Scotty i nasi wspólni znajomi byli w mojej sypialni, to ja zadecydowałem zamknąć go w pokoju Minho i poprosić Brada, aby ten pilnował go do końca melanżu, bo ja muszę wypierdolić z domu tych ludzi i zrobić tu porządek. Koniec imprezy.
A dupą Tommy'iego zajmę się później.
Wszedłem do pomieszczenia i nie wierzyłem własnym oczom. Łóżko było całe porozwalane, drzwi od łazienki otwarte i wyrwane z zawiasów, natomiast okno było rozwalone i w środku leżała rozbita butelka, którą ktoś rzucił wprost w szybę. Na domiar złego dookoła znajdowały się zużyte prezerwatywy.
Co tu się do cholery odjebało?!
- Ja chcę nagrodę... - wymamrotał Tommy, a ja z wrażenia rzuciłem nim o podłogę. Takiego pobojowiska jeszcze nie widziałem. Nawet nie zauważyłem, że blondyn leżał na ziemi, bo przeraził mnie stan pokoju Minho.
- Tobie należy się kara. – syknąłem, gdy ogarnąłem, że blondyn kręci się niespokojnie po podłodze i gniewnie na niego spojrzałem, jak coś burczał pod nosem. Był tak naćpany, że nie ogarniał, co się dookoła niego dzieje.
- Ale to nie fair... - wymamrotał i położył się na brzuchu. – Gdyby nie wiatr, to ja bym trafił w X...
- CO?! – krzyknąłem i spojrzałem na niego w szoku. Ja się chyba ponownie tej nocy przesłyszałem.
Jaki kurwa X? O chuj tu chodzi?
Lustrowałem gniewnie Tommy'iego swoim wzrokiem i czekałem, aż mi wyjaśni. Chłopiec spojrzał na mnie swoimi cudownymi, czekoladowymi oczami, a mi prawie stanął z wrażenia, bo tak cholernie mocno na mnie działał. Niestety, dzisiaj przyjemności należy odłożyć na później, bo trzeba ratować dom i chłopaka.
- Bo Liam rozbił szybę i trafił w X... a ja trafiłem w łazienkę Brett'a... - wymruczał i zaczął się pełzać po podłodze niczym wąż. Zauważyłem, że kieruje się w stronę szkła, więc natychmiast zareagowałem i wziąłem go na ręce, usadawiają na fotelu. Ten głupek cały by się pokaleczył.
Pokiwałem niezadowolony głową na jego wyczyny, bo tego to bym się po nich nie spodziewał. Kto normalny rzuca butelkami w szybę?
- Ciekawi mnie co za kretyn narysował X na szybie. – powiedziałem zły.
- Ja... - odpowiedział z dumą i uśmiechnął się. Spojrzałem na chłopaka i chciałem go normalnie w tym momencie zamordować. Ten dom kosztował fortunę, a oni od tak go niszczą.
Rozejrzałem się dookoła i zajrzałem do szafy Minho, w której trzymał czystą pościel. Postanowiłem zmienić tą z łóżka, ponieważ zapewne jakaś parka postanowiła się oddać w chwile uniesienia, a do takiej pościeli na pewno nie położę blondyna. W pośpiechu przebrałem kołdrę i wrzuciłem brudną do pralki. Mój słodziak leżał na fotelu i coś burczał niezrozumiale pod nosem.
Wziąłem go ponownie na ręce i ułożyłem do łóżka. Nie fatygowałem się w przebieranie go w piżamę, ponieważ był zbyt pijany. Umyje się jutro.
- Wrócę za dwie minuty. Masz się stąd nie ruszać, bo pożałujesz, jasne? – powiedziałem groźne, ale mimo wszystko pocałowałem go krótko w usta.
- Kocham Cię... - wymruczał i spojrzał na mnie. Zobaczyłem, że ma przymknięte oczy i najprawdopodobniej się regeneruje. To było słodkie i zmiękło mi serduszko, ale mimo wszystko musiałem być stanowczy i nie pozwolić sobie wejść mu na głowę.
- Zostawię uchylone drzwi, dobrze? – powiedziałem i nie oczekiwałem odpowiedzi. Nie domknąłem do końca drzwi. Zszedłem na dół i postanowiłem zrobić tutaj porządek, lecz komplikacji był dopiero początek. Chciałem znaleźć Brada, ale okazało się, że zajmie mi to więcej, niż dwie minuty.
Perspektywa: Thomas.
Leżałem sobie na miękkim łóżku i czułem cudowny zapach świeżego prania. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jestem sam w obcej sypialni, które nie poznawałem. Drzwi były uchylone i kilka promieni światła wpadało do pokoju. Kręciłem się leniwie po materacu. Nie miałem na nc siły. Po kilku minutach usłyszałem znajome głosy.
- Co chcesz zrobić? – to był na pewno Brett. Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu.
- Mówiłem Ci, coś szalonego. – odpowiedział Liam, a ja jakbym zaczął na nowo kontaktować. Przetarłem oczy piąstkami.
- Czyli? – dopytywał roześmiany i zadowolony wilkołak.
- Zobaczysz. – mruknął seksownym głosem Liam, a ja natychmiast się pobudziłem. Chłopacy mignęli mi w szparze od drzwi.
- Ja też chcę zobaczyć... - powiedziałem cichutko sam do siebie i szybciutko zwlekłem się łóżka, potykając się o rozwalone rzeczy. – Czekajcie na mnie... - dodałem, ale oni chyba mnie jednak nie słyszeli.
Otworzyłem szeroko drzwi i chwiejnym krokiem zacząłem się kierować w stronę schodów, ignorując totalnie czyjeś wołanie o pomoc. Zatrzymałem się na chwilę i próbowałem zlokalizować, skąd dochodzą te dźwięki.
To poczeka, najpierw chcę zobaczyć i zrobić coś szalonego z Liamem i Brettem.
- Liam, poczekaj... - burknąłem pod nosem i starałem się jak najszybciej do zlokalizować. Nie pozwolę, aby robił szalone rzeczy beze mnie!
Perspektywa: Babka Allison.
Dziś w nocy postanowiłam odwiedzić z koleżankami moje ukochane dzieci Liamka i Brada. Wiem, że oni nie sypiają w nocy, więc jest to idealna okazja, aby uniknąć tych zwyrodnialców, z którymi mieszkają. Chciałam sobie z nimi porozmawiać, bo bardzo mi ich brakowało. To takie słodkie dzieciątka!
Podjechałyśmy pod ich dom i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Kurza stopa! Co tu się dzieje? – spytałam i zdjęłam swoje okulary, po czym ponownie je założyłam bo nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przed domem był tłum roztańczonych dzieci. Jest impreza i nikt nas nie zaprosił?!
- Chyba nici z naszych odwiedzin... - powiedziała moja koleżanka Oli, a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Jak nie chcieli nas zaprosić, to się wprosimy same! – energicznie odpowiedziałam gotowa do działania i moja druga koleżanka Mida poparła mnie. Też miała ochotę trochę potańczyć, zanim będziemy z rana przepychać się w kościele do ławek.
- No nie wiem... - a ta jak zwykle panikowała.
Coś tam burknęłam pod nosem i po zamknięciu naszej fury szłyśmy kamienna ścieżką prowadzącą wprost do domu. Nie mogłam się doczekać, aż coś zjem. Byłam bez kolacji, a w oddali dostrzegłam bufet i przystojnego młodzieńca za barem. A może to mój wnuś ma nową profesję? Dawno z nimi nie rozmawiałam.
- Nawet striptizerów mają. – rzekła zadowolona Mida i wskazała na podest, na który, olaboga, był ten kryminalista Thomas i właśnie się rozbierał!
Ja od zawsze wiedziałam, że to dziecko stoczyło się do Piekła i jest z dala od Boga.
Pokiwałam niezadowolona głową i kierowałam się w stronę domu. Dostrzegłam, że Dylanek szarpał się z tym upartym dzieckiem, ale zignorowałam to, bo dostrzegłam coś znacznie lepszego.
- Patrzcie! – powiedziałam uradowana i energicznie wskazałam palcem na stojący w okolicach domu radiowóz. Ucieszyłam się, że moi ulubieni policjanci również zagościli w tym domu. – Nawet pan Martin i pan Wood wpadli na imprezę!
- Skąd wiesz, czy to oni? – spytała jedna z kobiet.
- Brutus! – krzyknęłam uradowana i uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam w środku mojego ukochanego psa policjantów, który szczekał i chciał wyjść. – Jak oni mogli Cię zamknąć?!
- Okej, nie ważne... - powiedziała, a ja zignorowałam ją.
Zobaczyłam, że w środku radiowozu są kluczyki w stacyjce, więc musiał być otwarty. Pociągnęłam za klamkę otwierając drzwi, a piesek natychmiast szczęśliwy wybiegł z tylnego siedzenia i serdecznie się z nami przywitał. Schyliłam się po smycz, po czym Brutus zerwał się do biegu w stronę domu i ciągnął mnie jak oszalały nie reagując kompletnie na żadne polecenia.
- Brutusie! – krzyczałam i pędziłam z psem w stronę domu, ledwo nadążając, choć nie pomyślałam o tym, że mogę puścić smycz. Tłumy gapiów obserwowały moje poczynania i śmieli się głośno, a pies leciał jak oszalały, a ja i koleżanki za nim. Niechcący trąciłam jakiegoś rosłego młodzieńca, ubranego w czarną, skórzaną kurtkę, który krzyknął do mnie „Ja pierdole, jak leziesz, stara babo! Uważaj kurwa trochę". Bezczelny nazwał mnie starą babą! Popamięta mnie, gdy tylko go dorwę. Gdyby nie Brutus, to rozprawiłabym się z tym chuliganem, bo na takiego wyglądał. – Brutusie, przestań! Proszę natychmiast przestać! Brutus! Stój! Brutus! Brutus, stój! Zatrzymaj się natychmiast! Brutusie! Co za niedobry z Ciebie pies!
- O mój Boże, Ally! – krzyknęły koleżanki i biegły za mną.
- Musimy ją uratować! – dodała jedna z nich i biegły pędem w moją stronę, ile sił miały w nogach.
Brutus zatrzymał się dopiero w salonie i wąchał coś pod stołem, a ja puściłam uprzednio smycz. Złapałam się za kolana i zziajana łapałam oddech. Ten bieg był lepszy, niż jakikolwiek jogging.
- Ally! – krzyczała Mida i podbiegła do mnie z przyjaciółką. Wręczyła mi laskę sprawiedliwości, którą opuściłam po drodze. Zobaczyłyśmy, że w salonie unosi się dym i wszędzie czuć zioło.
- I nikt nas nie zaprosił?! Skandal! – zirytowałam się i zobaczyłam, że pięcioro przystojnych młodzieńców kieruje się w naszą stronę.
- Po kogo przyszły babulki, co? – powiedział głośno i zaczął się śmiać jakiś dzieciaczek z burzą loków na głowie.
- Już późno, ktoś musi iść chyba spać. – dodał jakiś mulat z ciemnymi włosami.
- Co za ciota ma godzinę policyjną? – zaśmiał się jakiś inny młodzieniaszek.
- A takie babulki to mają siłę chodzić po imprezach, a w autobusie już pięć minut nie postoją, albo w kościele. – rzekł jakiś blondasek. Wkurwił mnie i postanowiłam dać mu nauczkę. Nie będzie obrażał kościoła, bezbożnik paskudny!
- Ja Ci tu dam, czorcie wyśmiewać się ze starszych pań i świętego miejsca! – powiedziałam i uderzyłam tego chłystka laską po piszczelach.
- Kurwa. – burknął jakiś blondynek i upadł na ziemię łapiąc się w obolałe miejsce. – Przepraszam, już nie będę się z Pań śmiał...
- No ja myślę! – wojowniczo odpowiedziałam wymachując laską. Rozejrzałyśmy się po pomieszczeniu, a przyjaciele tego łobuza wyśmiewali się z niego jeszcze dobrą minutę.
- Może się Panie rozgościcie? – zaproponował przyjaciel tego ślicznego chłopaczka z dołeczkami, który wytarł sobie łezkę z oka. Co za śliczne dzieci.
- Oczywiście, z chęcią. – rzekła Mida, a ja poparłam ją. Chłopcy wskazali nam na kanapę, a my usiadłyśmy. Ta dwójka pięknych chłopców skradła moje serce.
Zobaczyłam, że reszta usiadła naprzeciwko i mieli w ręku wódeczkę. Na stole znajdowały się papierosy i kilkanaście kieliszków. Ujrzałam w pomieszczeniu tego niedobrego Dylanka, który otwierał jakieś drzwi prowadzące chyba do piwnicy.
- Minho?! Co ty odpierdalasz do chuja w tej jebanej piwnicy?! – spytał i zszedł na dół.
- Ty niewychowany łobuzie! Dość tego! – krzyknęłam zdenerwowana i od razu wstałam energicznie z kanapy. Ten gnojek ostatnimi czasy bardzo sobie nagrabił. – Jak możesz się tak brzydko wyrażać? Już ja Cię nauczę kultury!
- Ally, co ty robisz? – spytała mnie zaszokowana Oli widząc, że kieruję się w stronę otwartych drwi. Chłopcy, z którymi siedzieliśmy śmiali się, jak by szatan w nich wstąpił.
Złapałam za klamkę i natychmiast zamknęłam drzwi, przekręcając klucz. Były ciężkie, ale jakoś sobie poradziłam. Wzięłam przedmiot do ręki i schowałam do torebki. Wypuszczę go potem. Mam nadzieję, że przemyśli sobie swoje zachowanie.
- Może to Cię oduczy przeklinać! – powiedziałam głośno i z powrotem usiadłam na kanapie.
- Zaraz się zeszczam ze śmiechu. – powiedział mulat i śmiał się bardzo głośno.
- Oh, dziecko, gdzie tu jest kibelek? – spytała Mida, a ja rozglądałam się i nie widziałam nigdzie żadnej łazienki.
- Nie mam bladego pojęcia, a ten chłopczyk potrzebuje skorzystać z toalety. – dodałam i chciałam wstać i szukać łazienki.
- Nie trzeba, poradzę sobie. – powiedział i uspokoił się.
- Napijemy się? – zaproponował jakiś chłopak i rozlał wódeczkę.
- Lou, Tobie już starczy. – powiedział dzieciaczek w loczkach.
- Pfff. – prychnął. – Jak ty wymiękasz Harry, to nie znaczy, że ja też.
- Nie pijesz. – ten dalej się upierał przy swoim. – Odpadniesz po jednym kieliszku. Jesteś za mocno wstawiony.
- Żebyś ty nie wymięknął. – wtrąciłam się pełna gotowości do boju.
- Ja mam twardy łeb. – przechwalał się młodzieniec.
- Tak? – spytałam z podstępnym uśmieszkiem.
- Oho, Ally się rozkręca... - powiedziała Mida.
- Nikt mnie nie pokona w piciu. – był bardzo pewnym siebie chłopcem, a ja postanowiłam dać mu nauczkę.
- Polej mi tu natychmiast chłystku! Już ja Ci pokażę jak się pije! – wtrąciłam energicznie i wzięłam pusty kieliszek stawiając go przed Larrym, Barrym, Harrym czy jak on się tam nazywał.
Chłopcy zaczęli podśmiewać się z przyjaciela, ale ten uśmiechnął się szeroko i przyjął moje wyzwanie. Postawił przede mną kieliszek, a jego przyjaciel rozlał nam alkohol.
Wzięliśmy kieliszki i ciurkiem, aż do dna wypiliśmy wódeczkę. Jak ja dawno nie piłam, ale postanowiłam to nadrobić. Mida wyciągnęła notesik i zaczęła notować, która to już kolejka.
W między czasie ujrzałam tego chuligana sprzed domu, który mnie wyzywał, ale miałam teraz o wiele ważniejsze zadanie, niż dać reprymendę temu gnojkowi. Z nim rozprawię się później. Po siedmiu kolejkach ujrzałam pijanego Thomasa, który wybiegł z domu za Liamkiem i Taboretem, którzy nie zwrócili na mnie uwagi, podobnie jak ja na nich. Dookoła nas zrobił się tłum i wszyscy byli ciekawi, kto wygra.
Chłopak ponownie nalał, aż doszliśmy do dwudziestej kolejki, a mnie nic to nie ruszyło. No może troszkę kręciło mi się w głowie. Najważniejsze, że mogę pić dalej. Widziałam po młodzieńcu, że zaczyna wymiękać.
- To jeszcze jedna? – spytał mulat i teraz to on polewał od jakiegoś czasu.
- T-t-t-t-tak... - chciał coś powiedzieć szatynek w loczkach, ale odjęło mu mowę.
- Polewaj! – powiedziałam radośnie i gdy nalał mi alkoholu, to ja energicznie wypiłam kieliszek. Widziałam, że młodzieńcowi trzęsą się ręce, a on nie dał rady już wypić.
- Pierdoleeee to... - burknął i wtulił się w tego dzieciaczka siedzącego obok. Tamten przytulił go, a następnie czule pocałował, a ja wzruszyłam się. Co za piękna para.
- Wygrałam! – krzyknęłam uradowana i zobaczyłam, że Pan Martin i Pan Wood wchodząc zadowoleni do pomieszczenia, trzymając w ręku jedzenie i jakiś alkohol.
- Mówiłem Ci, żebyś tego nie brał. To nie dla Ciebie. – upominał go jego przyjaciel.
- Jest dla gości, a ja jestem gościem, więc korzystaj, że jest za darmo i nie musisz zapłacić. – stwierdził Martin, a Brutus radośnie się z nimi przywitał.
- Brutus? – zadziwił się i pogłaskał psa.
- Kto Cię wypuścił? – spytał zdziwiony Martin.
- Moi ulubieni funkcjonariusze! – powiedziałam radośnie i szybko przytuliłam panów.
- O, Pani Allison, witamy. – uradował się Pan Martin i przytulił mnie, tak jak Pan Wood. Chciał coś powiedzieć lecz jakiś chłopczyk zaczął coś krzyczeć.
- IDZIEMY SIĘ BAWIĆ! KTO CHCE PRZECHODZIĆ POD TYCZKĄ?!
- Moja ulubiona zabawa! – krzyknęła Mida. – Ally, Oli, panowie, dzieci, idziemy się bawić!
- Mamy w końcu przyjęcie! – dodałam uśmiechnięta i radosna. Razem z dziećmi i funkcjonariuszami wyszliśmy na zewnątrz. Ustawiliśmy się na trawie a stanowiskiem DJ'a. Dwoje dzieci trzymało dużą tyczkę, a Ci, co brali udział ustawili się dookoła. Po kolei zaczęliśmy przechodzić. Na takich przyjęciach to mogę bywać! Przestałam już zwracać uwagę na to, co się działo dookoła mnie. Teraz czas na zabawę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top