Rozdział 43.

Perspektywa: Liam.

Thomas namówił mnie na wypicie wódki i na wzięcie jakichś narkotyków. Zdziwiłem się jego propozycją i zastanawiałem się, kto to kurwa jest i co zrobił z moim zrzędliwym przyjacielem. Thom chciał zrobić na złość Dylanowi, który kilka godzin wcześniej zakazał mu brania i picia czegokolwiek, a sam zapewnie teraz chleje ze Scottem, z którym zamknął się w sypialni razem z kilkoma innymi przyjaciółmi i postanowili wspólnie powspominać dawne czasy. Początkowo się wahałem, ale doszedłem do wniosku, że jesteśmy zwykłymi frajerami, którzy nie umieją się bawić. Skusiłem się niemal natychmiast na alkohol i jakieś piguły. Wiedziałem, że rano tego pożałuję, ale nie dam się obrażać, ani tym bardziej nie dam satysfakcji temu kretynowi.

Jesteśmy wampirami, więc do chuja, co się może złego stać, jak trochę weźmiemy? Przecież nas to nie zabije.

Wyszliśmy z blondynem na zewnątrz i zobaczyliśmy tłumy roztańczonych wilków. Chcieliśmy się do kogoś dołączyć i pobawić, lecz zobaczyłem, że pod ścianą stoi ta ruda dziwka, Brett i Theo. Śmiali się i palili jointa.

- Liam. Chodź coś zapalić. – powiedział nader głośno i zobaczyłem, że cała trójka na nas spojrzała. Rozluźniliśmy postawę i patrzeliśmy na nich uśmiechnięci.

- Dobry pomysł. – przytaknąłem przyjacielowi i z powrotem weszliśmy do środka. Zignorowałem ich totalnie, bo Brett nie jest wart nawet jednego spojrzenia, a co dopiero rozmowy. Jest wstrętnym, seksownym łajdakiem i nienawidzę go!

Udowodnię tym frajerom, że umiemy się bawić! A Brett wcale nie jest seksowny! Tak mi się tylko pomyślało. Za dużo alkoholu i pigułek.

Perspektywa: Thomas.

Usiadłem na kanapie z Liamem. W pomieszczeniu nikogo na razie nie było, ale przeczuwałem, że zaraz roztańczone tłumy będą się schodzić i nie myliłem się. Do środka weszło dwóch, w cholerę przystojnych chłopaków, którzy trzymali się za ręce. Za nimi była jakaś heteroseksualna para wilkołaków, która szukała ustronnego miejsca w domu oaz kilku innych chłopaków. Zauważyłem, że wszyscy zaczęli się kręcić po dolnej kondygnacji budynki, a połowa poszła na górę.

Jakieś towarzystwo rozsiadło się w okolicach lodówki i zobaczyłem, że mieli fajkę wodną, którą zaczęli zadowoleni palić, a ja poczułem jej zapach.

Kurwa chcę tą fajkę.

Spojrzałem ponownie na chłopaków, którzy byli uśmiechnięci, a w rękach trzymali szklanki z ciemnym płynem. To był pewnie jakiś mocny i fajny alkohol. Muszę go kurwa spróbować.

Kurwa, gdybym nie był z Dylanem, to chciałbym z nimi trójkąt, jak Lucyfera ubóstwiam, pragnę tego.

Wpatrzyłem się w nich jak w obrazek, aż w końcu Liam zareagował machając mi przed oczami ręką.

- Ogarnij się, halo. – powiedział, a ja otrzeźwiałem.

- Chcę trójkąt... - odpowiedziałem rozmarzonym głosem i zobaczyłem, że chłopcy podstępnie się uśmiechnęli, a następnie do nas podeszli i się dosiedli.

- Hej. – powiedział blondyn. – Nazywam się Niall.

- Cześć, jestem Liam. – powiedział jego chłopak.

- Jestem Thomas, a to też Liam. – rzekłem i przedstawiłem nas.

- Miło nam was poznać! – krzyknął wręcz wampir, z którym się przyjaźniłem. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, a chłopacy tylko się śmiali i nas obserwowali bardzo dokładnie.

- Wy też jesteście na tej imprezie? – spytałem po chwili chcąc nawiązać jakoś rozmowę, a oni wybuchli niekontrolowany śmiechem.

- Ja pierdole, Thom, nie odzywaj się, pls. – powiedział mój przyjaciel Liam i był załamany moim zachowaniem. Ale ja nic złego nie zrobiłem...

- Ciężko nie zauważyć. – odpowiedział ze śmiechem blondyn.

- Dobra, to może się napijemy na rozluźnienie? – zaproponował drugi wilkołak.

- TAK! – krzyknąłem i energicznie wstałem z fotela, który właśnie się wywrócił i leżał grzbietem na ziemi. – Ups, czejcie, ja podniosę... - powiedziałem i podszedłem do fotela, lecz zamiast iść z drugiej strony łapiąc go od ziemi, to ja zacząłem go podnosić z przodu trzymając za podłokietniki i w efekcie wyjebałem się ponownie razem z meblem, którego nie zdołałem postawić. – Ten chuj mnie zaatakował! Widzieliście to kurwa?! On mnie zaatakował! – oburzyłem się natychmiast się podnosząc i zacząłem wskazywać palcem na fotel. – Zajebię mu zaraz kopa to się zesra!

- To jest kurwa mebel! – krzyknął zdegustowany wampir.

- I tak mu zajebię. Policzę się z nim później. – powiedziałem i usiadłem obok Liama. Niall poszedł do lodówek i wziął z nich butelkę z wódką. Nalał alkoholu do kieliszków, a następnie wypiliśmy kilka kolejek, aż opróżniliśmy flaszkę do pusta rozmawiając przy tym na wszelkie dziwne tematy.

- Ej! – wrzasnąłem na całe gardło, gdy przypomniałem sobie, że chciałem zapalić, a ziomki od fajki spojrzeli na mnie. – Możemy dołączyć?!

- Spoko, chodźcie. – powiedział ujarany koleś, a my całą czwórką dosiedliśmy się do nich i zaciągaliśmy się jakimś świństwem, które było zajebiste. W sumie to bardziej oni, bo nasza kolej jeszcze nie nadeszła.

- Dzięki Ci, dobrodzieju. – odpowiedziałem, a on uśmiechnął się i podał mi fajkę, gdy mój przyjaciel trochę już wciągnął. Wszyscy spoglądali na mnie w szoku. Zaciągnąłem się i zacząłem kasłać, a oni zaśmieli się. Chcieli zabrać mi przedmiot z ręki, lecz ja wciągnąłem sporą ilość dymu do płuc i trzymałem tak, aż w końcu zaczęło mi się kręcić w głowie i robić nie dobrze.

- Stary, już możesz wypuścić... - powiedział jakiś chłopak widząc moje nieudolne poczynania, a ja otworzyłem usta i lekko zakasłałem.

- Nasz zią to pierwszy raz jara? – spytał pełnym szoku głosem, w którym można było usłyszeć, że jest już ostro na haju.

- Tak. – odpowiedziałem.

- Ej, dlaczego oni umarli i z nami gadają? – zapytała jakaś dziewczyna i spoglądała na nas w szoku.

- Coooo? – spytał jakiś koleś.

- Nie biją im serca... O Boże, zabiliśmy tego fajnego ziomeczka naszą fajką...

- My jesteśmy wampirami. – wtrącił Liam.

- Ale czaaaaad. – powiedzieli jednocześnie wszyscy zgromadzeni wokół fajki i czuliśmy się jak na jakimś super ważnym zebraniu międzynarodowym.

- Zawsze chciałem być wampirem... - dodał po chwili jakiś koleś.

- Spoko ziomki jesteście... - rzekł inny po chwili i tak przez kilka następnych minut paliliśmy wspólnie tą wykurwistą fajkę.

Od dziś będę jarał. I chuj, co powie na to mój chłopak.

- DYLAN IDZIE! – krzyknąłem po kilku minutach, kiedy usłyszałem głos mojego super mocno mry mry seksiaka i po chwili wyczuliśmy w pomieszczeniu alfę naszego stada. Zignorowałem go totalne, zapominając, że przybył właśnie do salonu.

- Ale mam fazę... - stwierdziła jakaś dziewczyna.

- Wiecie co? – powiedziałem i wpatrywałem się w mikrofalówkę, jak by była najcenniejszym przedmiotem w tym domu, lub chociaż ósmym cudem świata. – Czuję się jak wilkołak, który ma stado. Ale pojebane, co? W końcu jestem wampirem, a my jesteśmy samotnikami, albo tworzymy małe, niezależne od siebie grupy. Niesamowita etymologia naszego narodu... Bo chyba możemy się nazywać narodem? Wiecie, naród wilkołaków i naród wampirów. Czuję się jak bym należał do narodu wilkołaków, a należę do narodu wampirów. Ale wiecie, nie czuje się martwy. Czuje się jak wilkołak. A może jestem wampirołakiem? Albo wilkopirem?

- Łooo... - rzekł koleś siedzący obok mnie. – Ale mamy teraz temat do przemyśleń... - powiedział powoli i cicho... - Wilkopiry mogą być spoko...

- Ej, zaraz... - wtrącił się jakiś chłopak. – To pyry mogą być wilkołakami?

- Wilcze ziemniaki... ale odjazd...

- Zgadzam się... - dodał mój przyjaciel, który dalej leżał na moim ramieniu.

Chyba się za mocno zjarałem, bo nie odróżniam rzeczywistości...

Siedziałem oparty o blat i chichrałem się dalej z jakąś dziewczyna i z jakimś chłopakiem, a Liam obściskiwał się ze swoim chłopakiem. Ten Liam jakiś tam, a nie ten mój, który siedział obok i wtulił się roześmiany w moje ramię.

- Tommy? – usłyszałem głos zdenerwowanego Dylana, który zaglądał zza blatów i jego wzrok wściekle mnie lustrował. Podniosłem głowę do góry i mogłem ujrzeć jego przepiękne oczy.

Ups.

- O, to ty. – powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. O Boże, to on. Naprawdę. Słowo daję. – A nie powinieneś być na górze?

- A Ty nie powinieneś przypadkiem być trzeźwy i nie zjarany? – warknął. – Co Ci mówiłem na temat brania czegokolwiek od kumpli Brett'a?!

- Branie jest fajne... - powiedział naćpany Liam.

- A ty bądź cicho. – rzekł stanowczo wilkołak, a ja zacząłem pogrążać się w świecie marzeń i fantazji. – Gdzie jest Brett?! Miał Cię pilnować!

- W Bercikowej krainie cudów, wódeczką i whiskey płynącej. – rzekł mój przyjaciel, a ja roześmiałem się dziko i niekontrolowanie. - Poszedł w pizdu, tam gdzie jego miejsce

- Dylan, chcę trójkąt... – powiedziałem nagle rozmarzonym głosem, bez żadnego zastanowienia się nad wypowiadanymi słowami.

- Z kim ty chcesz trójkąt?! - spytał wściekły.

- No z Liamem i Niallem... tymi wilkołakami... – odpowiedziałem wskazując na całującą się przede mną parę.

- Chyba czworokąt, skarbie. - powiedział poważniejszym i surowszym tonem wciąż na mnie spoglądając.

- Bez Ciebie to byłby trójkąt. - stwierdziłem i zacząłem się śmiać jak dziki osioł, a Dylan spojrzał na mnie po raz kolejny tej nocy wściekłym wzorkiem. Czy on mógłby się trochę wyluzować?

- W tej chwili idziesz do sypialni! Dla Ciebie impreza się już skończyła! - rzekł bardzo surowym tonem, a ja zaśmiałem mu się w twarz.

Chyba go pojebało. Dla mnie impreza dopiero się zaczęła.

- Najpierw musisz mnie złapać. - odpowiedziałem i zmyłem się szybciej, niż zdążył pomyśleć. W pośpiechu wybiegliśmy z Liamem z domu, nim Dylan zdążył mnie złapać za rękę i zabrać na górę.

- Nie dajcie się złowrogiej energii! – krzyknęła jakaś ujarana laseczka.

- Tommy i Liam! W tej chwili wracać do domu! – usłyszeliśmy na zewnątrz głos wściekłego wilkołaka, który w pośpiechu wybiegł za nami.

Zaczęliśmy się śmiać jak byśmy właśnie oszaleli. Zobaczyliśmy, że kilkoro osób stoi przy barze. Podbiegliśmy do niego i przepychaliśmy się między sobą. Barman nalał nam whiskey do szklanek, którą wypiliśmy ciurkiem. Zobaczyłem, że Dylan wybiegł na zewnątrz i szukał nas. Schowaliśmy się szybciutko pod barem i poprosiliśmy tego miłego ziomka od nalewania, aby nas krył.

- Hej, widziałeś może tutaj takiego blondyna w satynowej koszuli w kolorze khaki? Był z kolega w kolorowym t-shirtcie i dżinsach. – spytał Dylan, a ja zakrywałem sobie usta, aby nie zaśmiać się.

Co za dureń! Szuka nas, a my jesteśmy pod barem, hi hi!

Liam spojrzał na mnie widząc moją reakcję. Dusiłem się własnym śmiechem, a on też omal nas nie wydał.

- Wybacz, stary, dużo tu się osób kręci. – odpowiedział z przekonaniem.

- Dzięki. – burknął Dyl i usłyszałem, że kierował się w stronę Brett'a.

Siedziałem jeszcze chwilę w ukryciu i podsłuchiwaliśmy z Liamem rozmowę alfy z przyjacielem.

- Brett, gdzie jest do chuja Liam i Tommy? – zapytał zdenerwowany.

- Nie wiem, co ja jestem jego niańką? – odpowiedział wkurzony. – Nie widzisz, że mam tu lepsze towarzystwo, niż ta dwójka szajbusów?

- Jak zobaczysz gdzieś Liama, to masz go pilnować do końca imprezy, a Tommy'iego masz natychmiast odstawić do mnie. Jasne? Idę zaraz do siebie i będę go wypatrywać z okna.

- Pfff. – fuknął i więcej już nie rozmawiali. Usłyszałem, jak Brett powiedział coś do Theo. – No pojebało go jeśli myśli, że będę niańczył wampira. Jest dorosły i niech sam się o siebie martwi.

- Ciekawe, czemu ich szuka?

- Pewnie ten blond zrzęda coś odjebał i teraz będzie miał ból dupy za karę. – powiedział, a ja przestraszyłem.

O kurwa, ja nie chcę!!!

- SPIERDALAMY! – huknąłem i wybiegliśmy spod blatu. Barman o mało nie rozpierdolił szklanek.

- Dzięki, stary.- rzucił Liam do barmana i oboje pobiegliśmy gdzieś w głąb tłumu, szukając bezpiecznego schronienia, bo wciąż czuliśmy w pobliżu alfę stada.

Chyba będę unikał Dylana do końca swojego życia.

Perspektywa: Liam.

Okrążyliśmy dom chyba z siebie razy, aż w końcu zakręciło nam się w głowie i omal się nie porzygaliśmy. Natrafiliśmy na Brett'a i jego kumpli. Zobaczyłem, że wilkołak stał seksownie oparty o ścianę, a w ręku trzymał szklankę z alkoholem. Uśmiechał się zniewalająco, a ja poczułem, że mój penis zaczyna twardnieć, ale nie mogłem na to pozwolić.

Nie przy wszystkich, do chuja.

Spojrzałem na niego, a nasze oczy napotkały się. Zobaczyłem, że chłopak uśmiecha się do mnie, a ja nagle zapomniałem, jak się mówi.

- Dylan idzie! – usłyszałem głos przyjaciela i natychmiast otrzeźwiałem. – Kurwa, co robimy?!

- Może... - nie dokończyłem, ponieważ Tommy mi przerwał.

- CHODŹ! – wrzasnął i pociągnął mnie w stronę Brett'a i jego kumpli, których szarpnął tak, że omal nie upadli. On chciał tylko, aby się odsunęli od muru, ale jakoś średnio delikatnie mu to wyszło. Zobaczyłem, jak blondyn wjebał się na ścianę i chuj wiedział, o co mu chodzi.

- Popieprzyło Cię? – spytał mój wilkołak. W sumie, to nie mój, bo on mnie nawet nie lubi... eh.

- Co ty odpierdalasz? – zadał pytanie Theo widząc jego poczynania. Oboje byli wkurzeni, a jednocześnie powstrzymywali się od śmiechu.

- Szukam sekretnego wejścia. – odpowiedział całkiem serio macając w pośpiechu ścianę.

On chyba nie powinien niczego brać.

- Co? – prychnął Brett. – Jakiego kurwa sekretnego wejścia?!

- Do Narnii, ty kurwo! – wrzasnął i gniewnie na niego spojrzał.

- Chyba Ci się pojebały wątki, bo powinieneś szukać w szafie.

- O kurwa, faktycznie. – stwierdził fakt i podrapał się po głowie. – Wpierdalamy się do domu!

- Jak chcesz wejść, skoro Dyl stoi przy drzwiach? – spytałem widząc wilkołaka przy wejściu, który na szczęście nas nie wyczuł i nie słyszał, bo muzyka bardzo głośno grała, i zakłócała wilcze zmysły słuchu.

- DACHEM! – odpowiedział energicznie i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, bądź też zaprotestować, to poczułem jego delikatne dłonie na swojej koszulce, a następnie znajdowałem się już w powietrzu. Za mną leciał Thomas, który odepchnął się nogami od ziemi.

Tak, ten debil rzucił mnie na dach, lecz niestety nie z taką siłą, jak oczekiwał.

- KURWA! – wrzasnąłem, a miałem nie zwracać na siebie uwagi. Złapałem się w ostatnie chwili rynny, na której zawisłem, a Tommy nawet nie doleciał do dachu, więc w ostatnie chwili złapał się moich nóg.

I tym o to sposobem wisieliśmy jak debile na rynnie umiejscowionej w granicach trzeciego piętra będąc aktualnie sensacją całej imprezy.

- W tej chwili złaźcie z tego dachu, idioci! – usłyszałem zdenerwowany i chyba lekko zmartwiony ton głosy Brett'a. – Zrobicie sobie krzywdę, kurwa mać! W tej chwili złazić!!!

- Tommy, ja dłużej nie dam rady... - powiedziałem i czułem, że nie mam sił w rękach, ale to nie był główny mój problem, bo zauważyłem, że rynna zaczyna się odrywać. Blondyn mocno trzymał się moich nóg i nie miał zamiaru się mnie puścić.

- Złaźcie stamtąd! – wrzasnął Brett i podszedł do nas, tak, że praktycznie stał nad nami.

- Co tu się odpier... - spytała Nicolette, czy jak jej tam, która podeszła do Brett'a i nie dokończyła swojego nader ważnego jak milion dolców pytania, ponieważ rynna, na której wisieliśmy, urwała się i razem z Thomasem wpadliśmy wprost na wilkołaki. Blondyn wylądował na rudej, natomiast ja wleciałem wprost w Brett'a, leżąc na nim okrakiem. A na nas spadła rynna.

- Ups... - powiedziałem opierając swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Siedziałem na nim i dość mocno przylegaliśmy do siebie, a nasze krocza otarły się o siebie. Spojrzałem wprost w jego piękne oczy, które zmieniły barwę na złotą.

Kurwa, wściekł się na mnie...

- Heh, no... - usłyszałem głos Thomasa. – Sorka?

- Złaź ze mnie. – powiedziała dziewczyna ostrzegawczym tonem.

- Mi też się nie podoba, że wpadłem akurat na Ciebie. Wolałbym już Brett'a, niż Ciebie, paskudo. – rzekł Thomas i energicznie się podniósł.

- Odezwał się piękniś. – fuknęła ruda.

- Ty też wypad, tłuściochu. – powiedział groźnie Brett, a mi zrobiło się bardzo przykro, kiedy spojrzałem w jego tęczówki o zmienionej barwie. Chciałem się rozpłakać, a z mojego oka popłynęła łza. Ledwo powstrzymywałem się, aby się nie rozbeczeć. Dlaczego on cały czas mnie wyzywa? – Liam...

- Spierdalaj! – krzyknąłem i udałem się do domu. Dylan na szczęście poszedł na górę. Chciałem pobyć sam. Brett nigdy mnie nie pokocha. Czułem się za bardzo trzeźwy i musiałem jakoś utopić swoje żale i ukoić bolące serce.

Nie sądziłem, że wilkołak aż tak mnie nienawidzi, że zaświecą mu się oczy na złoto...

Perspektywa: Thomas.

Usłyszałem, jak Brett nazwał mojego przyjaciela tłuściochem i miałem ochotę wyrwać mu serce za to. A sorry, on czegoś takiego nie ma.

- Jesteś pierdolonym chujem! Dlaczego cały czas go wyzywasz?! Co jest z Tobą nie tak?! Bawi Cię to?! – wrzasnąłem na całe gardło i wskazałem palcem na drzwi wejściowe. – Widzisz, co narobiłeś, zjebie?!

- Co się pieklisz, marudo? – fuknął.

- Obraziłeś Liama! – warknąłem i energicznym krokiem szedłem do domu, lecz po drodze potknąłem się o jakiś faken kamień i wyjebałem się na posadzkę. Zdarłem sobie spodnie w kolanach i zobaczyłem, że poleciała mi krew w tym miejscu, ponieważ mocno poszorowałem nimi o chropowatą powierzchnię. Usłyszałem, jak tłum wilkołaków śmiał się ze mnie. Wstałem jak gdyby nigdy nic i szybko wszedłem do salonu.

Zobaczyłem, że mój przyjaciel siedzi na kanapie i jest załamany. Słyszałem, że płacze przez Brett'a i zakrywa swoje oczy dłońmi. Myślę, że on go kocha, a ten skurwiel cały czas go wyzywa. Chyba sobie z nim poważnie porozmawiam, ewentualnie rozniosę na strzępy.

- Liam... - powiedziałem i usiadłem obok niego. Nie wiedziałem, jak mam pocieszyć przyjaciela.

- Idź sobie. – rzekł i płakał mocniej. Zrobiło mi się bardzo smutno.

- Idę go zajebać! – wrzasnąłem energicznie i chciałem wstać, lecz powstrzymał mnie.

- To zostań. – powiedział. Ujrzałem, że jakichś dwóch młodych chłopaków podchodzi do nas.

- Hej, co się dzieje? – zapytał się opalony wilkołak z burzą loków na głowie, który kucnął przed nami.

- Możemy Ci jakoś pomóc? – dopytał się jego kolega o lekko jaśniejsze karnacji i jasnobrązowych włosach z grzywką na boku.

- Nie da mi się pomóc. Chcę zapomnieć... Nie chce się tak czuć. – wychlipał, a mi zrobiło się jeszcze bardziej smutno, lecz dalej miałem bojowy nastrój. Zażyte przez nas narkotyki i wypity alkohol zdawały się jak by wyparować. Znowu stawaliśmy się nudziarzami i wszystko braliśmy na poważnie.

- Myślę, że znam na to rozwiązanie. – powiedział jeden z nich i spojrzał w oczy swojego chłopaka, albo przyjaciela, ale bardziej obstawiam na to pierwsze.

Ta impreza to jest jedna, wielka, gejowsko-lesbijska orgia.

- Harry, idź po Zayna. Niech przyniesie swoje towary. Poprawimy koledze wampirowi humor.

- Co? – zapytałem podekscytowany. – Nowy towar? Jaki? Ja też chcę!

Dobra, chyba nie do końca wytrzeźwiałem, skoro zgodziłem się na dodatkową dawkę jakiegoś świństwa.

- Zaraz będę. – powiedział chłopak i poszedł po przyjaciela. Po około pięciu minutach podszedł do nas z cholernie przystojnym wilkołakiem o ciemnych oczach i włosach.

O chuj, teraz to z nim chcę trójkąt.

- Louis, co się dzieje? – spytał się Zayn.

- Kolega ma załamanie sercowe, chcemy mu pomóc... - wyjaśnił Harry.

- Wiem co czujesz, bro. – powiedział i wyciągnął z kieszeni dwa woreczki z czymś dziwnym. Był to jakiś bliżej mi nie znany proszek. – Myślę, że to może załatwić sprawę.

- Co to jest? – zapytałem.

- Kokaina. Weź ile chcesz. – rzekł i podał nam substancję. – Od razu poprawia nastrój. Zapomnisz o wszystkich złych rzeczach.

Spojrzałem na woreczek z zawartością i postanowiłem, że ja też chcę. Jak Liam weźmie, to ja również. Nie będę gorszy. Dzisiaj chcę się zabawić, a mój przyjaciel powinien zapomnieć o wyzwiskach Brett'a. Będziemy szaleć do rana we dwoje i nikt, ani nic nie popsuje nam humoru!

- Ja też mogę? – zapytałem i zrobiłem oczy niczym kot ze Shreka.

Kurwa, chcę to.

- Jasne. – odpowiedział z uśmiechem.

- No nie wiem... - zawahał się Liam, lecz po chwili zmienił zdanie, kiedy usłyszał głośny śmiech Brett'a. – A walić to. Jestem wampirem. Nie umrę od tego.

- No i prawidłowo! – ucieszył się chłopak imieniem Louis.

Wilkołaki wyjaśniły nam, jak możemy skosztować tego przeuroczego narkotyku. Mieliśmy do wyboru wciąganie, albo połknięcie tego, ewentualnie mogliśmy to rozrobić i sobie wstrzyknąć. Postanowiliśmy z Thomasem, że chcemy sobie wstrzyknąć dożylnie, bo wtedy zadziała szybciej. Chłopcy rozrobili nam substancję i dali pełne strzykawki. Przeraziłem się. Nienawidzę igieł. Przełknąłem ślinę.

- J-j-ja nie dam rady... - powiedziałem spanikowany. Jestem tchórzem.

- Boisz się igieł? – spytał Harry. – Spoko, ja Ci wstrzyknę, skoro sam nie dasz rady.

- Serio? – zapytałem z ulgą. Ufff, myślałem, że wyjdę na frajera. – Dzięki.

- Co wy tu robicie?! – usłyszałem głos Brada, który wszedł do salonu.

Kurwa, musiał akurat teraz?! Liam ma kryzys sercowy i próbujemy mu ukoić nerwy!

- Porąbało Was?! Zostawcie to natychmiast! To szkodzi!

- Nie będziesz nam rozkazywać! – krzyknąłem zdenerwowany. No bez jaj, jeszcze brakuje nam zrzędzenia Brada. Liam dzięki procentom i proszkom przestał marudzić. Ja w sumie też. – Wstrzykuj!

Harry pośpiesznie wbił we mnie igłę, natomiast Louis w Liama.

- Nie! – wrzasnął Brad i chciał nas powstrzymać, lecz Zayn złapał go w uścisku i nie pozwolił mu do nas dotrzeć. Wampir wyrwał się z ramion ciemnowłosego. – Wszystko powiem Minho!

- Skarżypyta! – krzyknął Liam i roześmiał się. Chłopcy zaproponowali nam jeszcze po jakimś blantcie, którego z chęcią zapaliliśmy. Brad wyszedł wściekły z domu i najprawdopodobniej poszedł szukać swojego chłopaka, aby nas podkablować, że coś ćpamy. Zacząłem się zastanawiać, gdzie podział się mój cudowny amant. Chyba jest w sypialni.

Tak mu kurwa zależy, a nawet mnie nie szuka.

Spojrzałem się na chłopaków. Zobaczyłem, że mają w woreczku jeszcze jakąś substancję, której jest mało. Zaciekawiłem się. To na pewno coś zajebistego.

- Co to jest? – od razu wskazując na woreczek.

- Skopolamina, zwana również oddechem diabła. Jest to najsilniejszy narkotyk na świecie, który...

- CHCE TO. – bez wahania powiedziałem i czułem, że wstrzyknięta kokaina zaczęła na mnie działać. Czułem się nader wesoły i wyrwałem mu woreczek z ręki. Ba, nawet stałem się odważniejszy. Nie pozwoliłem mu dokończyć, bo opis tego cuda nie jest ważny. Ma świetną nazwę i grunt, że kopie mocno.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zaczął Louis i spojrzał na nas niepewnie.

- Będziecie później żałować i możecie nic nie pamiętać, a także... - nie dokończył Harry, bo przerwałem mu.

- Chuj w to! Chcemy to! – powiedziałem stanowczo.

- To ścierwo kosztowało nas majątek i... - wtrącił się Zayn, lecz przerwałem mu i natychmiast podbiegłem do garażu, w którym trzymałem skitrany hajs, za czasów, gdy zajebaliśmy Sonyi czek i wypisaliśmy pokaźną sumkę.

- 6 tysięcy starczy? – zapytałem u hojnie rzuciłem w nich kasą, nie zważając na gapiów.

- Jest wasz. – powiedział natychmiast Harry.

Ja to mam łeb do interesów.

- To co, zbieramy się? – spytał się chłopak w lokach.

- My lecimy do naszych ziomków, trzymajcie się. – powiedział ciemnowłosy.

- Dzięki za towar! – powiedział uradowany Liam i trzyma w rękach jakiś proszek, który był tak intensywny, że zacząłem tracić zmysły. Czułem, że odlatuję.

- Spoko, do usług. – dodał któryś z nich i zauważyłem, że wyszli na zewnątrz. Usiadłem z Liamem na kanapach i postanowiliśmy, że skosztujemy tego proszku. Sypnęliśmy sobie równo po połowie na palce, a następnie wtarliśmy sobie w usta.

Boże, obrzydliwe, ale daje kopa, to najważniejsze.

- Bleeeee. – powiedział Liam i skrzywił się.

- Czej, ogarnę popite. – zaproponowałem i podbiegłem szybko do baru, przy którym stał Brett z Theo. Zobaczyłem, że wilkołak trzymał jakąś butelkę z rumem. Prawie w niego wbiegłem.

- Wezmę to! – powiedziałem energicznie pojawiając się przed chłopakiem.

- Kurwa! – krzyknął, a jego serce gwałtownie przyśpieszyło. Czułem, że się wystraszył, a Theo nie ogarnął, co się dzieje. – ILE RAZY MAM WAM POWTARZAĆ, ŻE MACIE SIĘ TAK NIE SKRADAĆ?!

- Dzięki! – rzuciłem szybko wyrywając mu alkohol z ręki oraz mając głęboko i jeszcze głębiej jego zdanie o skradaniu się. Zmyłem się równie szybko, jak się pojawiłem.

- Pierdolone, pojawiające się z nikąd wampiry! – dodał Brett.

- Boże, wy tak codziennie macie? – spytał się Theo.

- Weź mi nic nie mówi. – fuknął tej debil i dalej się nie wsłuchiwałem w ich rozmowę.

Przybiegłem do mojego przyjaciela, który siedział na kanapie i śmiał się do stojącego obok kwiatka.

- I wtedy ja mu mówię... O, Thomas, wróciłeś. – dopowiedział i roześmiał się głośno. Mówią, że śmiech jest zaraźliwy i wcale się nie dziwię, bo sam zacząłem się śmiać nie wiedzieć nawet z czego.

- Mam rum i będzie bum! – krzyknąłem mocno zaaferowany alkoholem, pokazując swoją zdobycz przyjacielowi i napiłem się od razu prosto z gwinta. – O Boże, przepraszam. – powiedziałem, bo powinienem nalać do szklanek.

- Spoko. – wtrącił Liam i napił się po mnie. – Od razu lepiej.

Po około pięciu minutach opróżniliśmy butelkę, którą postanowiliśmy gdzieś rozjebać.

- ROZPIERDOLMY OKNA W CAŁYM DOMU! – krzyknąłem mocno podjarany swoim pomysłem. Nie mam pojęcia dlaczego na to wpadłem, ale uznałem, że narysowany na szybie X może być wspaniałym celem. Zapomniałem totalnie o tym, że uwielbiałem ten dom.

Chuj w to, kupi się nowe szyby.

- Tak! Tak! Tak! – poparł mnie radośnie Liam i zaczął skakać jak królik po całym salonie klaszcząc w dłonie. Zaśmiałem się dziko.

- Narysuje X, czej! – krzyknąłem i wbiegłem jak poparzony do sypialni Minho. Na szczęście w pokoju nikogo prócz jakichś ruchających się osób nie było.

- Nie przeszkadzajcie sobie. – powiedziałem jak gdyby nigdy nic szczególne się tu nie działo do pary, która namiętnie się pieprzyła w łóżku Brada i Minho.

Ups. Chyba przeszkodziłem w orgazmie.

- Co do..? – chciał się zapytać jakichś chłopak, który zaczął zakrywać swoją dziewczynę.

- Nie przejmujcie się, będziemy rozpierdalać okna butelkami. – powiedziałem i narysowałem średniej wielkości X na środku szyb. – Udanej zabawy! – rzuciłem wychodząc równie szybko, jak wchodząc. Znalazłem się ponownie na dole u boku przyjaciela.

- Bier tą butlę i chodź. – rzekł do mnie przyjaciel.

- Zadzieram kiece i lecę! – odpowiedziałem i nawet zasalutowałem.

- Też chcemy rozwalać okna! – wtrąciło się dwóch przystojnych chłopaków. Nie miałem serca im odmówić.

- Macie butelki? – spytałem.

- I to nie jedną. – odpowiedział z błyskiem w oczach i pokazał nam stosik pustych szkieł po piwach.

O kurwa, chyba jestem w niebie.

- Chodźcie! – powiedziałem niczym urodzony dowódca i w pośpiechu wyszliśmy na zewnątrz. Na szczęście nigdzie w pobliżu nie widziałem ani Brada, ani Minho, ani tym bardziej Dylana z Brett'em.

Ustawiliśmy się w czwórkę obok siebie i wzięliśmy do ręki butelki. Byliśmy tak pijani, że nasz cel był okropny. Brakowało nam sił, ale mimo wszystko chcieliśmy rozbić szybę. Od tak.

Perspektywa: Brett.

Poszedłem z Chrisem i Theo do bufetu i zamówiliśmy sobie kebsa. Byliśmy tak głodni, że musieliśmy w końcu coś zjeść. Było już grubo po godzinie drugiej, a impreza trwałą w najlepsze. Siedziałem sobie w spokoju z przyjaciółmi i jaraliśmy blanta, aż usłyszałem huk tłuczonych szkieł. Nie ogarniałem, co się dzieje, dopóki nie usłyszałem, jak Clementine i jej koleżanka komentowały, że dwoje wampirów i dwoje wilkołaków napierdala w szyby butelki.

Zaraz, CO?!

- Zajebie go zaraz! – huknąłem i wściekły odłożyłem papierosa i jedzenie. Usłyszałem, jak Theo zaczął się śmiać i omal się nie udławił, pojeb jeden. To wcale nie jest kurwa zabawne.

Pobiegłem szybko przed parkiet i zobaczyłem, jak Liam właśnie rzucał butelką i idealnie trafił w szybę sypialni Minho.

- Trafiłem w X! – krzyczał i skakał dookoła. – Chcę nagrodę!

- To nie fair! Moja butelka rozjebała szyby w łazience Brett'a, bo źle się zamachnąłem! – wrzeszczał Thomas. – Wygrałbym!

Urwę im łby bez żadnej litości.

- CO WY ODPIERDALACIE?! – wrzasnąłem zdenerwowany ich ekscesami. Zaraz mnie chyba szlag jasny trafi.

- SPIERDALAMY!!! – krzyknął Thomas widząc mnie na horyzoncie, a dwoje roześmianych wilkołaków uciekło, jak tylko blondyn krzyknął. Liam zanim ogarnął, co się dzieje, został przeze mnie złapany. Objąłem go od tyłu ramionami i silnie trzymałem w swoich uścisku.

- Masz przejebane, koleś. – wymruczałem mu do ucha.

- Wal się! – wrzasnął i nie spodziewałbym się za żadne skarby i miliony świata, że ten mały, ponętny gnojek walnie mnie z pięści prosto w klejnoty. Poczułem silne uderzenie, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Auć. – wyszeptałem piskliwym głosikiem i odruchowo złapałem się za jaja. Upadłem na kolana i myślałem, że zaraz umrę. Wampir zaśmiał się i wrzasnął, że mi się należało, po czym pokazał mi środkowy palec i zmył się. Tyle żem go widział.

Już ja mu dam kuźwa nauczkę na całe życie. Niech tylko dorwę tego pierdolca.

Po kilku minutach wstałem na nogi i zobaczyłem, że nasz dom wyglądał jak istne pobojowisko. Dookoła było szkło, porozbijane butelki i rozwalona rynna, a także kilka zerwanych kafelek. Na domiar złego były rozjebane szyby.

Nigdzie nie byłem w stanie zlokalizować Liama, ani Thomasa. Poszedłem usiąść na poduszkach umiejscowionych na trawie. Złapałem się za włosy i byłem wściekły. Przez całą imprezę nie widziałem Dylana, ale to zapewne dlatego, że szukał Thomasa, który latał po całym podwórku i ciężko go było namierzyć.

Pieprzona wampirza prędkość.

- Boże, stary, co się stało? – spytał mnie Theo, który dosiadł się do mnie i podał mi piwo w butelce.

- Ten chuj walnął mnie w jaja. – wyjaśniłem, a mój przyjaciel zaczął się śmiać, jak by dostał ADHD. Spojrzałem na niego gniewnie i natychmiast przestał.

- Odważny jest. – skomentował.

- Albo bardzo głupi. – dodałem. Siedziałem chwilę z przyjacielem i próbowałem ogarnąć, gdzie ten wredny seksiak poszedł.

Usłyszałem, jak w głośnikach leciała właśnie piosenka „Yeah Yeah Yeah – Heads Will Roll (A-Trak Remix)".

- UWIELBIAM TO! – wrzasnął Thomas. Nie byłem w stanie zlokalizować tej dwójki kretynów i nadaremno poszukiwałem ich swoim wzorkiem, mimo, iż usłyszałem wrzask tego zrzędy. Jakoś w połowie piosenki zaczepił mnie Theo.

- Ej, czy to Liam obściskuje się z jakimś fagasem? – spytał przyjaciel.

CO?!

- Gdzie kurwa?! – krzyknąłem zirytowany, a Theo wskazał mi miejsce, w którym znajdował się wampir. Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia, gdy ujrzałem, jak jakiś typ trzyma ręce na jego biodrach i oboje wywijają w najlepsze. Wyplułem wściekle alkohol i zmiażdżyłem szkło trzymane w ręce i rzuciłem resztki na trawę. Miałem wyjebane w to, że moja dłoń właśnie krwawiła.

Wpierdolę mu zaraz, to się nie pozbiera.

Energicznym krokiem podszedłem do nich, a następnie bez żadnej litości złapałem wilkołaka za wsiarz i odrzuciłem od wampira jak najdalej.

Żaden chuj nie będzie dotykać bezprawnie Liama.

Złapałem wampira za biodra, a następnie mocno do siebie przycisnąłem. Ułożyłem głowę w zagłębieniu jego szyi. Cudownie pachniał. Uwielbiałem ten zapach. Tańczyliśmy tak kolejną piosenką, aż w końcu chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał mi lubieżnie w oczy.

- Oh, nie mogłeś się powstrzymać? – spytał i złapał moją twarz w objęcia. Spojrzałem w jego piękne oczy. On był cholernie naćpany i nie wiedział, co robi, ani co mówi. – Oh, Brett... - rozkosznie jęknął, a ja myślałem, że zaraz mi stanie.

- Tobie już wystarczy. Idziesz się położyć. – powiedziałem i złapałem go w talii. Wampir uśmiechnął się szeroko, a następnie poczułem, że jego usta są niebezpiecznie blisko moich.

- Chyba w Twoich snach. – rzekł i roześmiał się głośno, po czym wyrwał się z mojego uścisku i pobiegł szukać Thomasa.

Prychnąłem zdenerwowany, że ten maluch ode mnie zwiał. Chyba będę musiał mu założyć obrożę i smycz, i przywiązać w pokoju, to nie będzie uciekać. Straciłem chłopaka z pola widzenia, więc udałem się do Theo i do dziewczyn, i paru innych kolegów. Pogadaliśmy chwilę, aż w końcu wyczułem zapach Dylana w pobliżu.

- Brett! – wrzasnął Brad, a ja opuściłem szklankę z rumem, która robiła się o kamienną ścieżkę. Złapałem się za serce, a jego odgłos można było usłyszeć na końcu miasta.

- Przestańcie się skradać! – krzyknąłem. Już mam dość ich nagłego pojawiania się i znikania.

- Musisz mi pomóc! – powiedział prawie przez łzy.

- Co się stało? – spytałem.

- Thomas i Liam robią striptiz na stole! – krzyknął i wskazał palcem miejsce, gdzie stało dwóch wampirów. – Próbowałem ich powstrzymać, ale mnie nie słuchają! Patrzcie sami!

Wybałuszyłem oczy i widziałem oraz słyszałem, jak Thomas się wydarł do DJ'a, aby ten puścił dobrą nutkę. Usłyszeliśmy w głośnikach „Madonnę – Hugh Up". Otworzyłem usta ze zdziwienia, gdy Liam zdjął koszulkę i zaczął nią machać przed tłumem gapiów, a Thomas odpierdalał jakieś dzikie wygibasy, kręcąc seksownie biodrami, podobnie jak Liam wczuwając się w rytm piosenki. Chłopacy dotykali się po torsach, a napalone wilkołaki tylko im kibicowały. Byłem przerażony, że Liam jest zdolny do czegoś takiego. Poczułem jednocześnie złość, jak i strach przed jego poczynaniami. Blondyn zaczął rozpinać swoją koszulę bardzo powoli i seksownie, a Liam coś majstrował przy pasku od spodni. Ujrzałem Dylana.

- Dość tego! – huknąłem wściekle i mój przyjaciel spojrzał na mnie. Podszedłem do niego i postanowiliśmy zainterweniować.

- Idziemy po nich. – rozkazał, a ja się z nim zgodziłem. Pobiegliśmy najszybciej jak umieliśmy i bez żadnego ostrzeżenia wjebaliśmy się na podest, na którym stał stół i rura, na której już wisiał Thomas.

- Koniec tych Twoich pierdolonych wygibasów! – powiedziałem rozwścieczony tym, że obce osoby będą oglądać nagi tyłek chłopaka i przerzuciłem sobie przez ramię Liama jak by nic nie waży i olałem totalnie jego bunt.

- Puść mnie! – krzyczał, a ja miałem na to wyjebane, że właśnie nieudolnie okładał mnie pięściami po plecach. Był wykończony alkoholem i narkotykami, bo nic mnie to nie bolało. – Puść mnie, kretynie! Nienawidzę Cię! Chcę wracać do Thomasa! Chcę robić striptiz!

- Striptiz możesz robić w mojej sypialni przede mną. – powiedziałem i poklepałem go po tyłku. Chłopak tylko prychnął i mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Szedłem obok swoich przyjaciół, którzy nie ukrywali swojego podekscytowania zaistniałą sytuacją.

- Bierz go, tygrysie! – krzyknęła Nica i uśmiechnęła się lubieżnie. Pokiwałem niezadowolony głową.

Wszedłem do domu i zobaczyłem, że wszystko dookoła jest porozpierdalane. Udałem się na górę, a następnie postawiłem na ziemię Liama, który ledwo kontaktował i marudził coś pod nosem. Widać było, że przećpał coś, o czym pojęcia nie miałem. Był bardzo podatny i chętny na wszystko, co mu się zaproponuje.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top