Rozdział 41.
Pespektywa: Dylan.
Gdy Minho otworzył drzwi i zobaczyłem w nich mojego starego druha Scotta, ogarnęła mnie fala euforii. Ze Scott'em znam się praktycznie całe życie. Dzięki niemu wyszedłem na prostą, a moje życie stało i niebo lepsze. Wyszedłem z nałogu i ze złego towarzystwa.
Pamiętam dokładnie chwilę, w której stałem się wilkołakiem. Cóż, moje życie od samego początku było paskudne. Rodzice umarli tuż po moim urodzeniu. Zostałem na obserwacji w szpitalu, a oni pojechali do domu, aby się trochę ogarnąć i przywieźć nosidełko i inne rzeczy dla niemowlaka. Wtedy zginęli w czołówce w rozpędzoną ciężarówką.
Zostałem oddany pod opiekę wujostwu, a oni byli mega surowi wobec mnie. Niestety, nigdy w domu nie znałem prawdziwej miłości, tylko przemoc, wyzysk i same paskudne nawyki. Też byli alkoholikami. Musiałem zarabiać na życie. Gdy miałem może z dziewięć lat, pierwszy raz ukradłem coś w sklepie. Później szło mi coraz lepiej i muszę przyznać, że byłem wprawiony w byciu złodziejem. Już w wieku czternastu lat musiałem się podjąć jakiejś pracy zarobkowej, a że byłem za młody, wujostwo zmusiło mnie do prostytucji. Innymi słowy byłem młodocianą, męską dziwką. Miałem klientów zarówno kobiecych, jak i facetów.
Nigdy nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyjścia i w domu nie było forsy na jedzenie, ani na alkohol dla tych śmieci. Byłem bity i poniżany w domu, a odmowa czegokolwiek wiązała się z głodówka i znęcaniem. Całkiem dobrze się zdarzyło, że gdy miałam szesnaście lat, to mogłem porzucić tą niewdzięczną robotę, bo wujostwo zmarło. Nawet nie byłam na ich pogrzebie. Nie zasłużyli na to.
Żyłem samotnie, aż w końcu, gdy miałem 19 lat zdarzyło się coś, czego nigdy nie zapomnę. Wtedy właśnie stałem się wilkołakiem. Wracałem samotnie do domu, bo już jakiś czas mieszkałem sam. Poczułem, że ktoś mnie atakuje i boleśnie kąsa. Nie wiedziałem, co się dzieje dookoła mnie, bo ta istota była przerażająca, nienaturalna. Nie wiedziałem, co to jest. Bałem się. Wówczas z pomocą przyszedł mi mój najlepszy przyjaciel.
Dowiedziałem się wówczas, że Scott jest wilkołakiem. Powiedział mi, że zostałem przemieniony. Byłem załamany i chciałem się nawet zabić, lecz on odwiódł mnie do tego pomysłu. Pomógł mi we wszystkim, a gdy byłem już gotowy do samodzielnego życia, odszedł z miasta, lecz nigdy o nim nie zapomniałem. Utrzymywaliśmy stały kontakt.
Zrozumiałem również, że życie może mieć sens, lecz trzeba go odnaleźć. Zawdzięczam mu wszystko, a przede wszystkim to, że nauczył mnie kontroli nad swoimi zmysłami oraz nad agresją.
Pamiętam, że poznałem wtedy Minho, który był po części dobrym człowiekiem, ale po drugiej części jednak lubił kraść. Siedzieliśmy w barze, a on wdał się w bójkę, a że ja też lubiłem komuś przyłożyć, to mu pomogłem i tak jakoś zaczęliśmy ze sobą gadać. Potem poznaliśmy Brett'a, który uratował nam dupę. Początkowo nie chciał mieć z nami kontaktów, ale potem jakoś wyszło, że otworzył się na nas i zaprzyjaźniliśmy się tworząc stado. Rodzinę.
- Jak my się dawno nie widzieliśmy! – podekscytował się Scott i znowu się przytuliliśmy, bo ostatnio, to widziałem go w klubie, gdy pokłóciłem się z Tommym. Cieszę się, że mój przyjaciel odnalazł nasz dom po zapachu i przyszedł w odwiedziny. Tutaj jest zawsze mile widziany, bo nie raz ratował mi dupę i dzięki niemu dokonywałem trafnych wyborów. Gdyby nie on, to Tommy mógłby być teraz martwy.
- Chodź, napijesz się z nami piwka! – zaproponował serdecznie Minho i wskazał na nasze fotele. – Rozgość się. Jesteś tutaj zawsze mile widziany!
- Hej Scott. – burknął od niechcenia Brett i przywitał się z naszym przyjacielem.
- Cześć, stary. – odpowiedział i podali sobie ręce. Widać było, że nie darzą się sympatia, lecz tolerują się. – Macie naprawdę super chałupę! Ustatkowaliście się tutaj na stałe?
- Tak. – rzekłem do niego.
- O matko! – powiedział nagle i otworzył usta ze zdziwienia łapiąc się za głowę. – Macie w domu wampiry?! Niesamowite! Skąd ich wzięliście?! Drugi raz w życiu widzę wampira na oczy.
- To długa historia... - zaczął Minho. – Opowiemy Ci przy piwku i pizzy.
- Bardzo długa, ale bardzo namiętna i szczęśliwa... - powiedziałem i uśmiechnąłem się lubieżne. – Ten piękny blondyn ze skwaszoną miną zazdrośnika, to Tommy, mój wybranek. Natomiast ten chłopak obok niego, to Brad, który jest w związku z Minho.
- Ja pierdole! – podekscytował się naprawdę szczerze Scott i widziałem w jego oczach, że jest zadowolony, że znaleźliśmy sobie partnerów, których kochamy. – Gratuluję! Boże, nie wierzę, że takie pary istnieją! Wilkołak i wampir. Ale się kurwa cieszę! Ziomy, dużo seksu i szczęścia! – przyjaciel zaczął nas przytulać i klepać po plecach.
- Ja też. – odpowiedziałem. – Nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo, że tak naprawdę od wczoraj jesteśmy razem, ale Tommy udowodnił mi, że jest wart wszystkiego i życie bym za niego oddał, gdybym mógł. A co do seksu... na pewno będzie go dużo. – dodałem i uśmiechnąłem się lubieżnie posyłając swój słynny śmiech Tommy'iemu.
- Jakie to słodkie... - powiedział Minho.
- Zgadzam się! – poparł go Scotty, a następnie spojrzał w głąb kuchni i dostrzegł jeszcze trzeciego wampira. – A to kto jest? Chłopak Brett'a?
- W snach kurwa. – fuknął nagle wściekły wilkołak, a Liam zdenerwował się jego słowami i widać było, że jest mocno urażony.
- Już wolałbym znowu dać się podpalić Brendzie! – krzyknął zdenerwowany.
- To na chuj Cię ratowałem?! – warknął. – Jak tak bardzo chcesz, to zaraz Cię zjaram, skoro tak Ci nie pasuje Twoje życie.
- Jesteś pizdą, którą nie umie nawet obsługiwać zapalniczki, więc nie sądzę, aby to się stało. – odpyskował mu Liam.
- Odszczekaj to.
- To ty jesteś psem, więc to ty odszczekaj, pchlarzu. – fuknął wampir, co rozjuszyło Brett'a. Chciał coś skomentować, lecz przerwał mu Azjata.
- Liam! – powiedział stanowczo Minho. – Przestań go wyzywać, a ty, złamasie, nie prowokuj wampira, ani nie obrażaj, bo Ci zaraz zajebie w ryj.
- Rycerz się znalazł. – fuknął Brett.
- Ahhh, a ten jak zwykle swoje humorki pokazuje i jest wobec wszystkich chamski. – stwierdził słusznie Scott. – On się chyba nigdy nie zmieni, ale i tak czuję między nimi chemię.
- Chyba tylko kwas, bo tego durnia nie da się do niczego innego porównać. – wtrącił wilkołak.
- Ja myślę, że Liam jest twoją zasadą, a nie kwasem, a ty jesteś jak fenoloftaleina, bo widzę, jak się rumienisz na malinowo, gdy o nim mówię. – stwierdził Scott, a Brett spojrzał na niego i faktycznie, jego policzki były zarumienione i chłopak natychmiast się zamknął, i usiadł na kanapie nie komentując zaistniałej sytuacji. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Coś czuję, że nie długo będą razem.
- Kto to kurwa jest?! – usłyszałem wściekły głos Tomy'iego, który by ewidentnie o mnie zazdrosny i miał dość naszej rozmowy z przybyszem. Ostatni raz miał taki ton, gdy w domu była Teresa i Brenda, a to nie skończyło się dla nich dobrze.
- Nie wiem, ale już go nie lubię! – Brad również musiał czuć się zagrożony, bo jego głos świadczył o tym, że nie podoba mu się obecność Scott'a w domu.
Ale Scott jest fajny, co w czym problem?
- Zaraz urwę mu łeb, jak nie przestanie się kręcić obok Dylana! – syknął mój przecudowny blondyn, a ja uśmiechnąłem się nawet nie zwróciłem uwagi na to, że mój przyjaciel do mnie mówi.
- Halo, zakochańcu, ziemia do Dyla. – powiedział i zaczął machać mi ręką przed oczami, wciąż się serdecznie i wesoło śmiejąc.
- Odetnę mu ta wstrętną łapę! – fuknął Tommy i widziałem, że cały się trzęsie ze złości.
Uwielbiam go, gdy jest o mnie taki zazdrosny.
- Hej, to nie będzie koniecznie, ok? – powiedział Scott i uniósł ręce o góry w geście poddania się i chęci zawarcia sojuszu. – My się tylko przyjaźnimy, spokojnie.
- I co z tego? – huknął blondyn.
- Tommy, przestań. – chciałem go jakoś uspokoić, wiec podszedłem do niego i czule pocałowałem, przytulając go przy tym.
Już nigdy go nie puszcze.
- Oooo, to ten słodziak, o którym mi ostatnio mówiłeś? – spytał Scott i rozczul się. – Pięknie razem wyglądacie!
- Brad? – spytał Minho widząc reakcję swoje ukochanego.
- Śpisz dzisiaj sam! – powiedział stanowczo i odwrócił od niego głowę. – Za długo go dotykałeś! Jestem na Ciebie obrażony i nie będę się więcej odzywał.
- Ale skarbie...
- Mów do ręki! – rzekł pełnym focha i oburzenia głosem, a następnie wyciągnął ramię w stronę chłopaka i odizolował się od Minho dłonią.
- Brad...
- Teraz to Brad, w wcześniej to przytulasy z tym... tym... tym... wilkołakiem. – fuknął i skrzyżował ręce na piersiach tupnął nogą ze złości. – Jestem zazdrosny!
- Spokojnie, mam złamane serce i nie mam ochoty pakować się w związki, ok? – wytłumaczył Scott. – To są moi przyjaciele i nic mnie z nimi nie łączy, więc nie musicie być zazdrośni. Obiecuję, że nie tknę waszych chłopaków. Jeśli jednak to zrobię, to wtedy będziecie mogli mi oderwać głowę, ok?
- Thomas ostatnio zabił z zazdrości z dwudziestu wampirów. – powiedział Brad, trochę przesadzając z liczbą i spojrzał na Scotta, który wybałuszył oczy ze zdziwienia. On chyba celowo to powiedział.
- Uhm... - odpowiedział zmieszany i podrapał się po głowie. – To może ja już pójdę?
- Nie idź, brachu! – wtrąciłem. – Tyle się nie widzieliśmy, a ty już się zwijasz? Nie bój się, Tommy nic Ci nie zrobi, prawda?
- No, powiedzmy, że jego będę nawet tolerował. – stwierdził blondyn i podszedł do przyjaciela, lustrując go dokładnie wzrokiem. Brad podobnie na niego spoglądał, lecz ciągle stał w tym samym miejscu. Byliśmy razem z Minho w pogotowiu, gdyby jednak nasze skarby chciały rozerwać Scott'a na strzępy, lecz w głębi duszy wiedzieliśmy, że oni nie zrobią mu krzywdy. Chyba.
Wampirom nigdy nie wolno do końca ufać. Są nieprzewidywalne. Lecz ja Tommy'iemu ufam bezgranicznie.
- Boże, ale wampiry zawsze mnie przerażały, serio... - rzekł mój przyjaciel.
- Dobra, można mu ufać. – rzekł Thomas po chwili. – Brad, możesz już przestać się obrażać, jest godny zaufania.
- No ok! – podekscytował się i natychmiast rzucił się w ramiona Minho, całując go namiętnie.
- Kolejne słodziaki. – powiedział radośnie Scott.
- Siadaj, kumplu. – rzekłem i rozgościliśmy się na naszych wygodnych kanapach. Zamówiliśmy pizzę, wypiliśmy piwko i pogadaliśmy. Nawet Tommy zakolegował się trochę ze Scott'em i byłem szczęśliwy, że go zaakceptował. Liam jak zwykle był z Brett'em milczący, a Brad ekscytował się tym, jaki Minho jest super.
Spędziliśmy zajebiście czas i nawet nie zorientowałem się, kiedy to minęło pięć godzin od momentu, gdy do nasz przyszedł. Byłem w szoku, jak czas zapierdalał.
- Wiecie co? – powiedział po chwili Scott. – Musimy zorganizować się jakoś na dniach całą ekipą, jak kiedyś i wyjść wspólnie na jakąś imprezę.
- Świetny pomysł. – poparłem go.
- Nie przepadam za imprezami na mieście... - wtrącił Minho.
- A może zrobimy imprezę tutaj?! – rzucił pomysł Brad i energicznie wstał z kolan Azjaty. – Ja wszystko zorganizuję!
- Podziękuję za stypę. – stwierdził Brett, a Bradowi zrobiło się smutno na jego słowa.
- To ja mu pomogę zorganizować wszystko, jeśli wyrazicie zgodę. – zaproponował Scott, a Brad od razu się ożywił.
- Jestem za! – wtrąciłem się i w sumie to nie miałem nic przeciwko, bo co może się stać, gdy zaprosimy kilku znajomych i wspólnie się kulturalnie pobawimy i coś wypijemy? Przecież nikt nie robi nic złego. (dop. autorki: chłopie, kurwa, ale pożałujesz tej decyzji... ja ci to mówię...)
- No w sumie, to dlaczego nie. – wtrącił Brett i odpalił kolejnego papierosa i patrzał coś w telefonie.
- Dobra! – rzucił Scott i wstał energicznie z fotela. – To kogo zapraszamy?
- Na pewno musimy zaprosić tego szalonego pojeba Theo i Chrisa, bo bez nich to nie impreza. – wtrącił stanowczo i zdecydowanie Brett. – Dawno się z nimi nie widziałem.
- Racja! – poparłem, choć obawiałem się ich zapraszać, bo jak oni coś wymyślą, to nie wiem, czy wyjdziemy z tego cało, ale w sumie, to raz się żyje, bo co się może stać? W sumie, to trochę się boję, bo Brett ma dziwnych kumpli, no ale jak ich nie zaprosimy, to on się śmiertelnie obrazi.
- Proponuję zaprosić Clementine i te jej trzy koleżanki. – wtrącił Minho.
- Dobra, zapisuję. – rzekł Scott. – Kogo jeszcze? Ja bym się w sumie spotkał jeszcze z Nicolette i Lorelei.
- Boże, te lesby? – spytał zniesmaczony Brett.
- Lesby mogą być. – powiedział Tommy i widać było, że był zazdrosny o dziewczyny, ale te heteroseksualne.
- Dobra, notuję.
- Może zaprosimy jeszcze Alexandra, Davida, Oliviera...
- Handke? – spytał Scott, a ja zacząłem się śmiać, bo przypomniały mi się czasy, gdy ciągle mu dogryzaliśmy.
- Tak, tego Handke chodź na randke. – powiedziałem i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Ja Wam kurwa dam randkę. - wtrącił Tommy, a ja go pocałowałem i obiecałem, że nie będę z tamtym gościem rozmawiał. Mój piękny zazdrośnik.
- Kurwa, nigdy mi się to nie znudzi. – stwierdził Scott i otarł łezkę z oka. – Dobra to kogo jeszcze? A może zaprosimy Bena, Winstona i Alana?
- W porządku, ale dopiszmy jeszcze Chucka i Alby'iego. – wtrącił Minho.
- A wy kogo chcecie zaprosić? – spytałem wampirów, a oni wymienili spojrzenia między sobą.
- Nikogo. – odpowiedział Tommy.
- Dlaczego? – zapytał Scott. – Nie krępujcie się i śmiało mówcie.
- Uhm. – powiedział Brad nieśmiało. – Chodzi o to, że my nie mamy przyjaciół. Mamy tylko siebie.
- Oh, kumple, przepraszam Was. – rzekł zawstydzony Scott.
- Spoko, nic się nie dzieje. – odpowiedział Tommy i widać było, że jest rozluźniony i nie krepuje się już obecnością mojego przyjaciela w domu i widać było, że go zaakceptował.
- Dobra, to już wszyscy? – spytał Scott. – Mamy w sumie... szesnaście osób, z nami to będzie dwadzieścia trzy.
- A Adam? – wtrąciłem.
- Dobrze wkładam? – dodał Scott i roześmialiśmy się ponownie.
- Co kurwa?! – krzyknął Tommy i gniewnie na nas spojrzał.
- Spokojnie kochanie, to...
- Żadnego Adam nie zapraszacie! – fuknął zazdrosny blondyn.
- No właśnie! – poparł go Brad i nie mieliśmy wyboru. Mogłem sobie darować to jego przezwisko, no ale co ja poradzę, że to typowy ruchacz?
- Weźmy jeszcze zaprośmy z naszej dawnej paczki Harry'ego, Zayna, Liama i Nialla... - zaproponowałem.
- I Louisa! – wtrącił Minho.
- No i to będą już wszyscy. – stwierdziłem.
- Dobra, to na kiedy planujemy?
- Może za dwa dni w sobotę? – zaproponował Brad.
- Niech będzie. To zacznijmy już dzwonić po ludziach.
- Ej! – wtrącił się nagle Azjata. – Może podzielmy jakoś zadania i poprośmy, aby ktoś coś poprzynosił, co?
- Zajebiście. – stwierdził Scott. – To zrobimy tak...
Nawet nie zauważyłem, jak kolejne godziny nieubłaganie szybko minęły i zrobiło się już ciemno. Razem z przyjaciółmi podzwoniliśmy po wszystkich, a osoby, które zaprosiliśmy zgodzili się na to, aby przyjść i były zadowolone ze wspólnego spotkania. Wszyscy przyniosą rożnego rodzaju alkohole, wódkę, piwo, whiskey, brendy, rum i inne trunki. My oczywiście też coś kupimy.
Scott za zgodą naszych ukochanych chłopaków przenocował na kanapie w salonie w naszym domu, a nad ranem razem ze mną i Tommy'm pojechał do wypożyczalni po świecącą kulę oraz kolorowe światła. W między czasie załatwiliśmy również podest dla DJ'a wraz ze stołem do puszczania muzyki.
Brad i Minho pojechali do sklepu i kupili jedzenie oraz jakieś napoje i innego tego typu rzeczy.
Liam i Brett zostali w domu i szykowali podwórko na sobotę, bo musieliśmy je uprzątnąć. Pomogli nam również z rozstawianiu stołów, podestu.
Spędzony na organizowaniu imprezy czasz zleciał na niesamowicie szybko. Nim się obejrzałem, to była już sobota po południu i trały ostatni przygotowania. Byłem zmęczony piątkowym dniem, bo cały praktycznie poświeciłem na bieganiu po wypożyczalniach oraz na gotowaniu razem z Minho, Chyba tylko Brett najmniej był zaangażowany, choć w sumie on ma taką naturę, że się nie lubi udzielać.
Została nam jeszcze z dwie lub trzy godzinki do tego, aby wszystko ewentualnie przyszykować, co pozostało. Mam nadzieję, że nie zapomnieliśmy niczego. Czuję, że to będzie wspaniałe spotkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top