Rozdział 24.

Znajcie moją dobroć i miejcie coś superanckiego od życia - drugi rozdział na dziś! Miłego czytania, zboczuszki ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

Perspektywa: Liam.

Co za wstrętny, mały, wredny chuj! Jak on mógł tak powiedzieć?! Zawsze myślałem, że natura hojnie mnie obdarowała, a on bezczelnie mówi o mnie „maleństwo"?! Tego było za wiele.

- Wcale nie mam małego! – wrzasnąłem. Nie dam się tak obrażać. Jak by mu go wsadził w dupę, to by nie usiadł na niej przez miesiąc.

Zaraz, co?! O czym ja do cholery pomyślałem?!

- Ja tam mam większego. – odpowiedział i spojrzał na mnie lubieżnym wzrokiem.

On tylko Cię prowokuje, Liam. Nie daj się. Dobrze wiesz, że jesteś przystojny i seksowny, a ktoś taki jak ten pizduś Brett nie będzie Ci zaniżał samooceny!

Definitywnie, absolutnie, na milion procent jestem na niego obrażony i nie mam zamiaru więcej się do niego odzywać. I tak zrobię. Nie będę się dawał prowokować, bo on tylko na to czeka.

- Idę się wykąpać, a potem wychodzę do klubu. – powiedział, a ja olałem jego słowa. Kogo ja oszukuję? Oczywiście, że nie zignorowałem, tylko na myśl przyszło mi coś, co mnie przeraziło totalnie.

Kusi mnie, aby iść za nim i przekonać się na własne oczy, czy mówi prawdę.

Kuźwa, o czym ja pomyślałem?! Boże, te jego zioło zryło mi mózg. Wcale tego nie chcę. Wcale! Absolutnie. Nigdy w życiu. W.C.A.L.E. Wcale.

Przestraszyłem się sam siebie i tego, o czym pomyślałem. Przecież my się nawet nie lubimy, ba, nienawidzimy się, a ja chciałbym go oglądać nagiego pod prysznicem? Na pewno da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Dokładnie! I tylko, i wyłącznie dlatego tak pomyślałem. Chciałem iść do Piekła. Nic więcej. Dawno się nie widziałem z Luckiem. Zobaczyłem, że chłopak idzie w kierunku rozwalonych drzwi, przy których się zatrzymał i spytał. – Idziesz ze mną?

Pod prysznic, czy do klubu?

Nie odpowiedziałem, tylko gniewnie na niego spojrzałem. Dobrze, że nie mogę się rumienić, bo chyba bym przypominał wóz strażacki. Jestem na siebie mega wściekły za to, że pomyślałem o prysznicu. Ja ci do niego nie czuję. Nawet go nie lubię. To po prostu dzisiejsza sytuacja namieszała mi w głowie. Jutro o tym zapomnę i znowu będziemy się na każdym kroku wyzywać, a ja nie będę myślał o wspólnym prysznicu z Brett'em.

Debilu, jemu chodziło o wspólne wyjście do klubu, a nie o kąpiel !!!

Boże, dopiero teraz do mnie dotarło, że moje myśli są bardzo lubieżne. Wstydziłem się sam siebie Musiałem w końcu zacząć myśleć jak normalny o zdrowym umyśle wampir, a nie jak jakiś niewyżyty perwers. Zawarłem pakt sam ze sobą, że więcej się do typa nie odezwę i mam zamiar tego dotrzymać.

- Głupie pytanie. – stwierdził. – Jak taka drętwota jak ty masz iść do klubu, skoro nie potrafisz się wyluzować.

Widzisz, matole? Miałem rację.

Nienawidzę siebie i swojego toku myślenia. Powinienem się pójść czymś wychłostać.

- Nie jestem drętwotą! – krzyknąłem i przekląłem w duchu. Za dużo Harry'ego Potter'a się naoglądał, bo pierdoli farmazony.

Złamałem pakt sam ze sobą szybciej, niż go wymyśliłem. Brawo Liam.

- Nie? – spytał i spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. – To powiedz, co zrobiłeś szalonego w swoim życiu?

Cóż, nie ukrywam, że zgasił mnie tym pytaniem. Próbowałem przeanalizować w miarę szybko swoje 123 lata egzystencji, lecz tak naprawdę moje życie było nudne. Nigdy nie piłem alkoholu, bo w sumie jestem wampirem i to nawet nie mogę. Właściwie, to nigdy się nie zastanawiałem, co się stanie, jak wypiję bądź zjem coś, co jest przeznaczone dla ludzi. Nigdy nie paliłem papierosów, ani zioła, choć to akurat mogę. Nigdy nie brałem narkotyków, co mogę, nigdy nie prowadziłem samochodu bez prawa jazdy, nigdy nie byłem na imprezie. W sumie to muszę stwierdzić, że nic szalonego w swoim życiu nie zrobiłem. No, chyba że sfałszowanie podpisu siostry na czeku bankowym się liczy, ale chyba nie.

- Tak myślałem. – powiedział Brett i poszedł na górę.

Zostałem na dole i spojrzałem na te rozwalone drzwi. Właściwie, to średnio mnie interesowało to, że dom jest otwarty. Zobaczyłem, że na drewnianym stoliku przed domem leży paczka papierosów Brett'a. Usiadłem na krześle i wziąłem ją do ręki. Zastawiałem się, czy może spróbować, czy też nie, ale bałem się, że się ośmieszę sam przez sobą.

Kogo ja oszukuję? Jestem sztywniakiem i Brett ma rację.

Rzuciłem papierosami na blat i wkurzony oparłem się o krzesło i mimowolnie spojrzałem na górę. Zobaczyłem, że w łazience Brett'a paliło się światło, a chłopak zaczął się rozbierać.

Kurwa, Liam, nie patrz się !!!

Boże święty, dlaczego ten stolik jest umiejscowiony akurat nad oknami pokoju Brett'a?! I dlaczego usiadłem na krzesło znajdujące się na wprost okna łazienkowego?! I dlaczego Ci idioci mają zamontowane okna na pół ściany i w dodatku bez żadnych firan, rolet, zasłon, czegokolwiek?! Czy oni nie mają wstydu?! Próbowałem się jakoś ogarnąć, ale byłem cholernie ciekaw, czy chłopak kłamał, czy też nie. Spojrzałem ponownie na górę i zobaczyłem, że wilkołak chodził po łazience bez koszulki.

Kuźwa, nic nie widzę.

Moja ciekawość niestety pokonała zdrowy rozsądek i postanowiłem, że przekonam się na własne oczy, czy Brett kłamał. Zacząłem chodzić po podwórku próbując jak najwięcej zobaczyć, ale niestety, kabina prysznicowa wilkołaka znajdowała się na końcu łazienki, więc z dołu nic nie zobaczę.

Liam, jesteś pierdolonym zboczeńcem.

Kurwa, faktycznie. Zachowuję się jak jakiś zbok, który podgląda małe dzieci w krzakach. Ale cholera jasna, musiałem się przekonać na własne oczy. Nie spocznę, póki go nie zobaczę bez majtek. I chuj, co inni sobie o mnie w tej chwili pomyślą!

Zaraz, halo! Przecież Brett też mnie widział nagiego, więc miałem prawo w odwecie zobaczyć jego!

Próbowałem jakoś usprawiedliwić swoje zachowanie, ale i tak miałem wyrzuty sumienia, a mój mózg zainwestował w nową tabliczkę z napisem „Uwaga zboczeniec!". Jakoś nie przejmowałem się swoją racjonalną stroną. Poza tym on nazwał mnie sztywniakiem, to udowodnię mu, że nie jestem drętwy!

Podglądając go na pewno.

Rozejrzałem się dookoła i nie widziałem w pobliżu żadnej drabiny, ani czego pomocnego. Przez chwilę chciałem wrócić do domu i zapomnieć o tym całym chorym pomyśle, lecz niestety, nie udało się, bo byłem zbyt ciekaw. Próbowałem wymyślić coś genialnego, ale nie miałem pojęcia, co tu zrobić.

Po chwili jednak dostrzegłem ogromne drzewo, które na moje szczęście było umiejscowione na wprost okien łazienkowych i sypialnych Brett'a.

Bingo!

Postanowiłem wspiąć się na nie. Miało bardzo gładką korę i niestety ześlizgiwałem się z niego. Nie był to jakiś super problem, ponieważ byłem wampirem. Wystarczyło, że wziąłem rozpęd i mocno odbiłem się od ziemi. Od razu doleciałem do gałęzi, której złapałem się i najciszej jak umiałem wspiąłem się na nią. Była niezbyt stabilna, ale miałem nadzieję, że się nie załamie, jeśli nie będę wykonywał gwałtownych ruchów.

Kurwa, jebane liście. Wszystko załsniają.

Musiałem przesunąć się troszkę do przodu, co było ryzykowne, lecz nie chciałem się poddać.

Nie po to skakałem na to pierdolone drzewo, aby teraz z niego zejść z niczym.

Powoli i delikatnie przesuwałem się coraz bliżej okna, aż w końcu liście przestały mi zasłaniać pole widzenie. Spojrzałem przed siebie i zamarłem.

A niech go chuj strzeli...

Moim oczom ukazał się Brett, który stał przodem do okna. Jego kabina prysznicowa była cała szklana, więc widok miałem w jak najwyższej i najlepszej jakości. Widziałem, jak chłopak miał zamknięte oczy i bardzo dokładnie mył włosy szamponem. Dobrze, że umarłem wiek temu i moje serce teraz nie bije, bo chyba by oszalało. Cieszę się również, że chłopak nie jest w stanie mnie zobaczyć, bo to byłby przypał i już nigdy bym mu nie spojrzał w oczy.

Siedziałem na gałęzi okrakiem i mocno się jej przytulałem, bo z wrażenia omal nie zleciałem. Brett skończył myć włosy i odkręcił wodę, która odbijała się od jego ciała w świetle intensywnie świecących ledowych świateł. Chłopak wziął żel pod prysznic i bardzo dokładnie zaczął się myć i przesunął się tym samym trochę w lewą stronę. Musiałem przepełzać na skraj gałęzi, ponieważ znowu nic nie widziałem.

Kuźwa Liam, naoglądałeś się, do cholery! Masz już odpowiedź na swoje nurtujące pytanie więc przestań się tak gapić jak sroka w gnat i wypierdalać z tego jebanego drzewa!

Znajdowałem się już na samym skraju i teraz ponownie mogłem zobaczyć nagiego chłopaka, który był swoje ciało bardzo dokładnie. Jego dłonie błądziły po całym ciele, a on miał cały czas zamknięte oczy, bo woda lała się wprost na niego. Widziałem jak okrężnym ruchem mył swój naprawdę dobrze umięśniony brzuch, a następnie dłonią złapał swojego penisa, a ja prawie oszalałem z wrażenia.

O żesz kurwa mać, nie kłamał.

Mimo, że jestem wampirem, to miałem odczucie, że jest mi cholernie gorąco, choć w rzeczywistości to nie była prawda, bo my nie czujemy czegoś takiego. Dobrze również, że nie mogę się rumienić, bo teraz moje policzki zapewne zapłonęłyby żywym ogniem. Patrzyłem się na niego, a moje oczy zrobiły się intensywnie czerwone.

Chyba coś mi się pojebało. Wcale się nie podnieciłem!

Pomyślałem i w sumie, to chyba jednak jest odwrotnie. Poczułem, jak spodnie mnie uwierają, ale tłumaczyłem to tym, że po prostu ocieram się o drzewo i dlatego czuję podniecenie, bo jest to bardzo przyjemne uczucie.

Nie dość kurwa, że zboczeniec, to jest dendrofil !!!

Nie wiem, co było gorsze. Fakt, że podglądałem Brett'a, czy fakt, iż wmawiałem sobie, że podnieciłem się kontaktem z drzewem.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk łamanego drewna. Obejrzałem się za siebie i nie byłem w stanie zauważyć nic innego, niż rozmazany obrazu. Gałąź, na której siedziałem załamała się, a ja z hukiem zleciałem na dół, lądując na plecach i rozpierdalając przy tym stolik i krzesła, na których wcześniej siedziałem.

- Kurwa. – burknąłem i próbowałem się podnieść, lecz wszystko mnie bolało, a drzazgi powbijały mi się w plecy.

I dobrze Ci tak, zboczeńcu.

Leżałem na tym stoliku i chciałem się podnieść, lecz niestety, tak jak się obawiałem, Brett zauważył, bądź usłyszał, że coś się dzieje na zewnątrz i postanowił wyjść. Z jego włosów kapała woda, a ciało było mokre. Chłopak okrył biodra jedynie ręcznikiem. Ten widok to było dla mnie stanowczo za dużo.

- Co ty odpierdalasz, idioto? – spytał, a ja spojrzał na niego lekko zmieszany.

Podglądam Cię, a co, nie widać?

- Rozpierdalam meble, a co, nie widać? – prychnąłem, a on tylko pokiwał głową z niedowierzaniem i wszedł z powrotem do łazienki, a ja mogłem się z końcu podnieść. Bałem się ruszyć, gdy tak na mnie patrzał, bo mój penis ustał, na co mocno się speszyłem. Mam nadzieję, że wilkołak tego nie zauważył, bo chyba bym spalił się ze wstydu.

Cóż, poprzednia wersja była zdecydowanie lepsza.

Perspektywa: Brett.

Poszedłem zadowolony z siebie do łazienki, bo udało mi się zdenerwować Liama. Zdjąłem koszulkę i zobaczyłem kątem oka, że chłopak siedział na krześle i spoglądał na mnie, a następnie zaczął chodzić po podwórku.

Co za mały zboczuszek.

Rozebrałem się do naga i wszedłem pod prysznic. Po chwili dyskretnie zauważyłem, że Liam znajduje się na drzewie i spogląda na mnie. Odkręciłem wodę i zacząłem się bardzo dokładnie myć. Wpierw umyłem włosy, a następnie masowałem swój brzuch, po czym moja dłoń znalazła się na moim penisie. Siedzący na drzewie Liam, to był najbardziej komiczny widok, jaki mogłem ujrzeć w swoim życiu.

Niech patrzy. Zafunduje mu takie porno, że nie będzie mógł dojść do siebie po tym seansie.

Z trudem powstrzymywałem się od tego, aby się nie uśmiechnąć, lecz nie chciałem się zdradzić, że wiem, iż chłopak podgląda mnie. Lekko uchyliłem powiekę, aby móc zobaczyć jego reakcję.

Jakiż ten nasz mały sztywniak jest zboczony.

Jego wzrok wręcz pochłaniał mnie, a ja nie przerywałem swojej czynności. Nawet nie krępowało mnie to, że wampir bacznie mnie obserwuje. W sumie nie mam się czego wstydzić. Gdy zmywałem z siebie pianę, to zobaczyłem, jak Liam z impetem ląduje na ziemi. Zaśmiałem się głośno i omal nie udusiłem się ze szczęścia.

Dobrze, że te ściany są dźwiękoszczelne.

Szybko wyszedłem z kabiny prysznicowej i okryłem się ręcznikiem. Udałem się na balkon i spojrzałem na dół. Liam rozwalił doszczętnie nasz drewniany stolik i stojące obok krzesła.

- Co ty odpierdalasz, idioto? – spytałem udając zdziwionego, choć tak naprawdę, to modliłem się w duchu, aby się nie roześmiać.

- Rozpierdalam meble, a co, nie widać? – prychnął, a ja pokiwałem zniesmaczony głową i poszedłem z powrotem do swojej łazienki. Wytarłem swoje ciało z wody, a następnie szybko wysuszyłem włosy suszarką. Ubrałem się w błękitną koszulę, której nie zapiąłem do końca, zostawiając trzy guziki od góry rozpięta i czarne, przylegające do ciała spodnie. Do tego założyłem skórzaną kurtkę i popsikałem się swoimi ulubionymi perfumami.

Zszedłem na dół i zobaczyłem, że Liam dopiero wszedł do środka i gniewnie na mnie spojrzał.

- Co się tak gapisz? – spytał, a ja uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem mu prosto w oczy.

- Wiesz, zastanawiam się, coś ty odpierdalał na tym drzewie.

Na jego reakcję nie musiałem długo czekać. Zobaczyłem, że chłopak mocno się speszył.

- Em... n-n-nic takiego... - powiedział i to do zdradziło. Jego głos zadrżał. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, aby się nie wkopać.

- Powiedz. – nakazałem.

- Bo co mi zrobisz? – syknął zdenerwowany, ale wciąż wypowiedział te słowa niepewnie.

- Cóż, bo pomyślę, że mnie podglądałeś. W końcu to drzewo znajduje się na wprost moich okien. – powiedziałem, a chłopak speszył się jeszcze bardziej. Zaczął się nerwowo kręcić i unikał mojego wzroku jak ognia.

- Nie prawda! – rzekł po chwili.

- Tak? – zapytałem i zbliżyłem się do niego niebezpiecznie blisko. – To co w takim razie robiłeś?

- J-j-ja... - chłopiec jąkał się, a ja wiedziałem, że miałem rację. Poza tym, widziałem go.

2:0 dla mnie, Liamku.

- Szukałem wiewiórek. – powiedział, a ja zadziwiłem się jego odpowiedzią i roześmiałem się.

- Wiewiórek? – spytałem i nie mogłem opanować śmiechu. – Po co Ci wiewiórki?

- Głodny jestem. – odpowiedział, a ja śmiałem się jeszcze intensywniej.

Nie no on nie przestanie mnie rozbawiać.

- Od kiedy jesz wiewiórki? – spytałem. – Podobno wampiry piją tylko krew.

- Chciałem wypić z krew wiewiórki. Spróbuj kiedyś, pyszne są. – odpowiedział, a ja ponownie się zaśmiałem.

Pokręciłem zadowolony głową na boki, a następnie ruszyłem do wyjścia.

- Dokąd idziesz? – usłyszałem głos wampira.

- Do klubu, czyli miejsca, gdzie tacy nudziarze jak ty nie chodzą. – nie mogłem się powstrzymać, aby mu nie dopiec. Uwielbiałem go denerwować.

- Nie jestem nudziarzem i Ci to udowodnię! – huknął, po czym znalazł się szybciutko przy wyjściu. – Idziesz, czy mam sam pójść?

- Chcesz iść w takim stroju? – spytałem. No chyba śni. W życiu się z nim nie pokaże, kiedy on wygląda jak obdartus.

- A co w nim złego? – zapytał wielce zdziwiony spoglądając na siebie, a ja wybałuszyłem oczy ze zdziwienia.

- Wszystko? – powiedziałem pytająco. – Wyglądasz jak menel. Jesteś cały brudny, śmierdzisz i masz podartą bluzkę. Poza tym, do klubu chodzi się ubranym wystrzałowo tak, jak ja, a nie tak ubogo, jak ty.

- Zabawne. – fuknął po czym skierował się do mojej sypialni. Roześmiałem się i usiadłem na kanapie zapalając papierosa. Dobrze, że miałem kilka paczek kupionych na zapas.

Po około dwudziestu minutach na dół zszedł Liam. Nie zauważyłem, aby był jakoś znacząco lepiej ubrany, ale chociaż nie śmierdział. Miał na sobie dżinsowe spodnie, białą koszulkę z kolorowym nadrukiem, białą bluzę i Arimaxy. No cóż, do klubu to raczej trochę średni ubiór, no ale niech mu będzie. Swoich ciuchów na pewno mu nie dam.

- Gotowy? – spytałem, a on pokiwał tylko głową i oboje wyszliśmy udając się do garażu. Wsiadłem do swojego cabrio na miejscu kierowcy, a Liam usiadł obok mnie. Oczywiście nie obyło się bez jego zrzędzenia.

- Ale ty nie masz prawa jazdy! Nie możemy jechać samochodem, to nie zgodne z prawem. – natychmiast powiedział, a ja wessałem głęboko powietrze do płuc i powstrzymywałem się, aby mu nie przywalić. Zobaczyłem, że chłopak się speszył. – A rób co chcesz. Mam wyjebane!

- Czyżby? – spytałem i zaśmiałem się odpalając silnik.

- Tak. – rzekł stanowczo i do czasu dojazdu do klubu nie odzywaliśmy się do siebie. W między czasie widziałem, jak chłopak kurczowo poprawiał pasy i trzymał się uchwytu, jak byśmy mieli się zaraz rozbić. Oczywiście widziałem, że Liama kusiło, nawet bardzo, aby mnie ochrzanić, za to, że jadę za szybko, nie zatrzymuję się przed znakiem STOP, palę podczas jazdy, używam telefonu, nie mam zapiętych pasów i ignoruje czerwone światło. Co do tego ostatnie, to dla mnie jest późne pomarańczowe tudzież wczesne czerwone, to jeszcze mogę sobie śmignąć.

Dojechaliśmy na miejsce, a chłopak od razu odpiął pasy i energicznie wyszedł z pojazdu. Powstrzymywałem się od tego, aby się nie zacząć śmiać. Nie sądziłem, że będzie aż tak bał się jazdy ze mną.

- Żartujesz sobie ze mnie?! – huknął tak głośno, że z wrażenia wypadły mi kluczyki.

- Czego się wydzierasz?! – warknąłem.

Boże, ten debil będzie mi cały wieczór przynosił wstyd. Po chuj ja go zabierałem?

- Nie mogłeś wybrać innego klubu? – spytał widocznie zdegustowany. Czyżby nasz mały Liamek się wstydził?

Zobaczyłem, że chłopak mocno się speszył, kiedy spojrzał na świecący w neonowo czerwonym kolorze szyld z napisem „RedArrowClub". Był to najlepszy gejowski klub w mieście.

- Zawsze możesz wrócić do domu i... - nie dokończyłem, ponieważ chłopak od razu zarzekł się, że nigdzie się nie wybiera.

- Chodź, bo zaraz skończy się noc. – powiedział i weszliśmy do środka. Dla mnie to nie było nic nowego, ale dla niego chyba to był ciężki orzech do zgryzienia, bo zobaczyłem, że spiął się, gdy zobaczył skąpo odzianych striptizerów i mnóstwo chłopaków tańczących na parkiecie i popijających drinki przy barze.

- Chodź. – rzekłem do niego i złapałem go za ramię, aby przypadkiem mi tu nie padł, albo się nie zgubił. Posadziłem go na dużej, czerwonej kanapie w kącie pomieszczenia, a sam usiadłem obok niego. Chłopak był mocno zawstydzony i czuł się nie swojo. Nic dziwnego. Jak nie umiał się bawić i nigdy nie był w żadnym klubie, to co się dziwić. Muzyka grała głośno, a do nas podszedł kelner.

- Podać coś? – spytał.

- Poproszę szklankę whiskey. – odpowiedziałem, a Liam od razu się wtrącił.

- Dwie poprosimy.

Kelner zanotował, a następnie oddalił się od nas, a ja byłem w szoku.

- Przecież nie możecie ani jeść, ani pić tego, co jest przeznaczone dla ludzi. – powiedziałem pełen dla niego podziwu.

- Chce spróbować, co się stanie. – powiedział, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

Co on próbuje mi udowodnić?

Chłopak przyniósł nam whiskey z lodem i postawił nam na stoliku. Wziąłem szklankę do ręki i wypiłem łyka. Spojrzałem na Liama, który modlił się nad tą szklanką, wąchał, jak pachnie alkohol i najwidoczniej walczył sam ze sobą zastawiając się, czy skosztować, czy też nie. Powstrzymywałem się, aby się nie zaśmiać.

- Pękasz? – spytałem i spojrzałem na niego trzymając eleganckie szkło przy ustach.

- Oczywiście, że nie. – odpowiedział stanowczo i ciurkiem wypił zawartość.

Dostrzegłem, że nie połknął wszystkiego. Połowa alkoholu została mu w ustach, a chłopak wyglądał, jak by miał zaraz się rozpłakać, bądź puścić pawia, bądź wypluć to wszystko do kwiata stojącego obok. Po chwili jednak zmusił się i przełknął zawartość.

- I jak? – spytałem będąc ciekawym, co odpowie.

- Dobre. – odpowiedział, a ja wiedziałem, że kłamie.

- Chcesz się zabawić? – spytałem, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Mam zamiar się dzisiaj napić.

- Ja też. – rzekł szybko. Bał się, ale chciał mi udowodnić, że jest fajny i umie się bawić. Widziałem to w jego oczach. Poprosiłem kelnera, aby do nas podszedł i zamówiłem sześć kolejek wódki.

Po chwili chłopak przyszedł z alkoholem i postawił nam na stoliku. Wziąłem od razu jeden i uniosłem do góry.

- Zdrówko. – odpowiedziałem i puściłem mu oczko. Wypiłem duszkiem, a Liam ponownie walczył ze sobą, lecz też wziął kieliszek i wypił bez mrugnięcia okiem. Wziąłem kolejny, aż w końcu oboje wypiliśmy wszystko.

Siedzieliśmy chwilę na kanapach i śmialiśmy się w najlepsze tak, jak byśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Alkohol rozwiązał nam języki i zaczęliśmy się dogadywać. Nie przypuszczałem, że Liam może być naprawdę fajnym chłopakiem. Nawet zapomniałem o tym, że ciągle mu dogryzałem. Zamówiłem w między czasie jeszcze po jednej szklance whiskey, którą od razu wypiliśmy.

- Zaraz wrócę. – powiedziałem do Liama, który był już mocno wstawiony, bo w sumie to pierwszy raz, gdy chłopak wypił jakikolwiek alkohol, a ten nie należał do najsłabszych. Widziałem, ze zaczyna odlatywać i nie myśli logicznie.

Po kilku minutach wróciłem z łazienki, ale nie widziałem nigdzie wampira. Wystraszyłem się, bo nie wiedziałem, gdzie on jest. Mogło mu się coś stać. Był tak pijany, że nie kontaktował i każdy mógł z nim zrobić to, co by chciał. Wytężyłem słuch i zlokalizowałem go przy barze. Całe szczęście, że nigdzie nie wyszedł, ani tym bardziej, że nikt go nie podrywał. Nie żeby mnie to obchodziło. Po prostu nie chciałem, aby czegoś przeze mnie żałował. To wszystko. Siedział i rozmawiał z barmanem zamawiając kolejny kieliszek wódki. Z tego, co udało mi się ustalić, podczas mojej nieobecności chłopak wypił jeszcze z dwa kieliszki. Podszedłem do niego i chciałem mu wyrwać wódkę z ręki, lecz on wypił ją bez namysłu i odstawił z hukiem kieliszek, przy czym zaśmiał się niezwykle głośno i położył na blacie wciąż się chichrając.

- Tobie już starczy na dziś. – powiedziałem stanowczo. – Wracamy do domu.

- Nie! – krzyknął, a uśmiech z jego ust nie schodził. Pierwszy raz widziałem go tak roześmianego i wesołego. – Siadaj!

Nakazał mi, a ja postanowiłem spełnić jego prośbę i zająłem miejce na stołku barowym obok niego. Wyciągnąłem papierosy i odpaliłem jednego, od razu mocno się nim zaciągając. Liam wyrwał mi fajkę i sam powtórzył mój gest. Niestety, nie przewidział tego, że dym podrażni jego gardło. Widziałem, jak chłopak wdychał papieros, po czym od razu zaczął kaszleć. Pokiwałem tylko głową i natychmiast zabrałem mu rzecz z ręki i roześmiałem się.

Co za wariat.

Nie mogłem oderwać od niego wzroku, ponieważ to był niecodzienny widok. Zazwyczaj na co dzień jest zrzędliwy, denerwujący, marudzący jak Thomas, obrażający się, moralizujący innych, trzymający się zasad, a przede wszystkim jest nudziarzem.

A teraz?

Otworzył się, mogłem trochę go poznać, dowiedzieć się parę rzeczy o nim, tak samo, jak on dowiedział się o mnie. Rozmawialiśmy jak byśmy znali się kopę lat.

Usłyszałem, jak z głośników zaczęła lecieć piosenka „ Icona Pop – All night ".  

(dop. autorki: ta piosenka natchnęła mnie do napisania tego całego rozdziału :> )

Chłopak od razu zareagował na melodię, która była niezwykle przyjemna, przy której aż chciało się iść potańczyć.

- Chodź! – krzyknął i złapał mnie za rękę.

- Dokąd ty idziesz? – spytałem, a on pociągnął mnie na środek parkietu i zaczął tańczyć. Położył swoje ręce na moich barkach, a ja odruchowo złapałem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki, a Liam spojrzał mi prosto w oczy.

- Jesteś piękny. – powiedział po chwili i zbliżył się do mojej twarzy. Nasze usta dzieliły centymetry, których z każdą chwilą było coraz mniej. Tańczyliśmy ze sobą i zapomnieliśmy o całym otaczającym nas świecie. Ta noc była nasza.

Muszę przyznać, że nigdy nie czułem się tak, jak teraz. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top