Rozdział 1.
Perspektywa: Dylan.
Była ciepła noc. Spacerowałem sobie po lesie, bo bardzo mnie to odprężało. Postanowiłem pobyć trochę sam, bo Minho znowu zaczął się kłócić z Brett'em o krzywo zaścielone łóżko. Rozumiem, że Minho to pedant (jak dla mnie mógłby być i pedałem, co za różnica...), ale żeby się kłócić o takie bzdety, to naprawdę mnie to już przerosło. Mam wrażenie, że jestem tutaj najrozsądniejszą osobą w całym stadzie. I zarazem najskromniejszą. Od ich wrzasków pękała mi głowa. Szedłem swoją ulubioną ścieżką i obserwowałem gwiazdy, jednak coś mnie zaniepokoiło. Moje wyczulone zmysły podpowiadały mi, że w okolicy są jacyś intruzi. Nie byłem w stanie ich za bardzo zidentyfikować. Słyszałem drobne szelesty między drzewami, ale nic poza tym. Żadnego zapachu, żadnego obrazu, ani tym bardziej żadnego bicia serca. Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Moje przypuszczenia stały się jak najbardziej zasadne. Usłyszałem ledwo słyszalny szept.
Patrz, to on, bierz go i spadamy do domu...
Nim zdążyłem zareagować, poczułem ostry ból w tylnej części głowy. Potem była już tylko ciemność.
Perspektywa: Thomas.
Szedłem z Liamem przez las w poszukiwaniu jakiegoś kundla. Nasza siostra, w sumie moja siostra, ale od wielu lat trzymamy się razem z Bradem i Liamem, to traktujemy się jak rodzeństwo kazała nam przeszukać las. Podobno jakiś wilkołak kręcił się w okolicy i musimy go jak najszybciej zlikwidować. Czy ja kurwa wyglądam na hycla? Niestety, moje zdanie nie jest brane pod uwagę, więc musiałem iść z Liamem go szukać, bo wielce pancia ma takie życzenie. Owszem, kocham ją, ale czasem tak mnie wkurwia, że łamie jej kark średnio raz tygodniu. Na jedno dobrze, że tylko oderwanie głowy i spalenie może nas unicestwić (oczywiście prócz ugryzienia wilkołaka – to zadaje nam długą i bolesną śmierć), ale z drugiej strony denerwuje mnie na tyle, że żałuję, iż obudzi się za parę minut.
Od ponad pół roku nie spotkałem tutaj żadnego na swojej drodze wilkołaka. Żyło nam się dobrze, siostra zauroczyła jakiegoś dyrektora wielkiej firmy i została bizneswoman za dychę. My woleliśmy trzymać się na uboczu w domu. Dzięki temu Sonyia miała możliwość lokalizowania nowo przybyłych wampirów. W sumie, po co komu ochrona danych osobowych. Potem kazała nam iść i je porywać. Potem standardowo zabijaliśmy je i dzięki temu mogliśmy dalej żyć. Było ciężko. Te bestie są cwane i przebiegłe. Niemniej jednak udało nam się znaleźć taktykę na ich łapanie, a potem bolesne zabijanie. Prosty rachunek: albo my, albo oni. Całe życie żyjemy w strachu, że może to być nasz ostatni dzień na tej planecie, szczególnie, jak nasza jebnięta siostra coś wymyśli.
Szliśmy po cichu, aż nagle usłyszałem z daleka trzask łamanych gałęzi. Ktoś się poruszał po lesie. Poczułem wraz z Limem cudowny zapach krwi... ale nie zwyczajnej krwi. To była krew samca alfa – wilkołaka. Coś cudownego. Jego zapach działał na mnie jak narkotyk. Nie miałem pojęcia dlaczego. Nigdy nikt tak na mnie nie działał. Zatrzymałem się na chwilę i wdychałem tą piękną woń. Zamknąłem na chwile oczy i czułem, jak bym odleciał. To było, kurwa, niesamowite. Moje ciało ogarnęła fala przyjemnego ciepła, którego nigdy nie czułem. Co się ze mną działo? Dlaczego ten zapach tak na mnie zadziałał? Stałem tak jeszcze chwilę, aż z zamyśleń wyrwał mnie przyjaciel.
- Halo, żyjesz? – spytał mnie Liam machając dłonią przed moimi oczami.
- Nie, umarłem 123 lata temu. Dzięki, że pytasz. – odpowiedziałem sarkastycznie, a on tylko przewrócił zdenerwowany oczami.
- Nie o to mi chodziło debilu! – zirytował się. – Mamy robotę do wykonania. Ćpać będziesz potem.
- Przecież ja nic nie biorę. – odpowiedziałem oburzony. Jak on mógł mnie o coś takiego posądzić?
- Tak? – spytał udając oburzonego. – A teraz, to co było? Wyglądałeś jak byś się nawdychał kleju. Jeszcze chwila i by Ci stanął.
Gdyby moje serce biło i pompowało krew, to moje policzki zrobiłyby się intensywnie czerwone ze wstydu. Jak ten chuj mógł mnie tak rozgryźć? Powinienem mu za to przypierdolić, ale mogłem narobić za dużo hałasu i spłoszyć, albo wręcz przywołać tego wstrętnego kundla. Wtedy Sonyia to by nas chyba spaliła żywcem. Nie ważne. Czy aż tak to wyglądało, jak bym stracił na chwilę kontrolę? Dlaczego tak zareagowałem? Nie poznaje siebie.
Thomas, kurwa, jesteś wampirem bez serca, a rozczulasz się jak jakaś baba,
skomentowałem sam siebie. Nie mogę pozwolić, aby jakieś emocje i uzależnienia wzięły nade mną górę.
- Nie ważne. – odpowiedziałem i szybko ruszyłem po cichu przed siebie. Całą drogę już milczeliśmy, aby przypadkiem nie spłoszyć naszej zdobyczy. Moje oczy doskonale wszystko lokalizowały w ciemnościach. Wspaniale jest być wampirem i mieć takie umiejętności. Po chwili z Liamem zobaczyliśmy poruszającą się po drodze postać. Musieliśmy działać w ułamkach sekundy, bo każda dodatkowa zwłoka mogła się dla nas skończyć śmiertelnie.
- Patrz, to on, bierz go i spadamy do domu. – powiedział najciszej jak umiał Liam.
Wziąłem ogromną i ciężką gałąź leżącą obok mnie i ruszyłem najszybciej jak potrafiłem. Uderzyłem chłopaka w tył głowy. Udało się. Upadł nieprzytomny, ale przecież godzinami spać nie będzie. Mieliśmy około pięć minut na związanie go i zabranie do domu i obezwładnienie. W przeciwnym razie mógłby nas zabić.
Po około pięciu minutach przenieśliśmy szatyna do naszego domu na obrzeżach miasta. Wszedłem do środka od razu udając się po linę. Liam posadził chłopaka na krześle. Przywiązałem jego ręce z tyłu oparcia, a następnie związałem nogi i tułów. Był mocno skrępowany, przez co na pewno się stąd nie wyrwie.
- Czy to na pewno bezpieczne? – spytał mnie Brad przyglądając się szatynowi i popijając w między czasie AB Rh+.
- Tak, dlaczego pytasz? – spytał Liam.
- No, wiesz... to wilkołak... i w dodatku wygląda na silnego...
- Spoko, w razie co mamy pistolet z nabojami, srebrny sztylet i jakiś chwast, który może być skuteczny. – powiedział Liam trzymając w ręku narzędzie i fioletową roślinę. No teraz to jebłem.
- Serio, kurwa? – spytałem wyrywając mu z ręki chwast. – Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie? – odparł zdziwiony. Brad przyglądał się nam z zaciekawieniem. Co za ćwoki. Jeśli tak mają wyglądać niezastąpione metody Liama, to ja się stanowczo wypisuję.
- To ma być ta Twoja niezawodna broń? – zakpiłem z niego. No chyba sobie robi ze mnie jaja. Fioletowa roślina?! Wkurwiony rzuciłem nią w wilkołaka, którego więzimy. Odbiła się od jego twarzy upadając na kolana, a następnie wylądowała na ziemi, gdyż z impetem szatyn się ruszył. Mało brakowało, a wyrwałby to przymocowane do podłogi krzesło. Usłyszeliśmy dziewczęcy pisk Brada oraz to, jak chłopak gwałtownie nabrał powietrza i chciał wyrwać się z uścisku lin. Spojrzeliśmy na niego pytająco. Moim błędem było to, że nasze oczy się ze sobą napotkały. Mój Boże, Luyferze, Merlinie, drodzy kosmici i wszyscy inni. To był najpiękniejszy widok na całym świecie. Jeszcze przez chwilę patrzałem w jego cudowne tęczówki. Gdyby moje serce biło, myślę, że w tym momencie wyleciałoby mojej klatki piersiowej i pobiegło wprost do niego.
Thomas, kurwa, debilu nie jesteś gejem! Ogarnij się do cholery i przestań się ślinić jak mops! To jest Twój WRÓG. To jest WILKOŁAK.
skomentowałem sam do siebie. Miałem racje. Co ja odpierdalam? Dlaczego tak zareagowałem? Co jest ze mną nie tak? Cholera jasna, mogłem nie pić krwi od tej gościówy z zakładu psychiatrycznego... co mnie kurwa do tego podkusiło? Przeklęty Brad i jego chore pomysły.
- Gdzie ja jestem? – usłyszałem cudowny głos chłopaka.
Boże, niech on przestanie być taki cudowny, bo oszaleje. Co jest ze mną nie tak?
- W domu. – odpowiedział spokojnie Liam, a Brad się lekko zaśmiał. Szatyn zrobił wkurwioną minę. Dobrze, że ktoś tu myśli trzeźwo, bo mi chyba się coś poprzestawiało w głowie i nie jestem sobą. Od teraz nigdy więcej nie wypiję krwi od żadnego psychola z pokoju bez klamek! Definitywnie.
- Tyle, to ja też zauważyłem. Dzięki. – prychnął wściekły. – Macie mnie w tej chwili wypuścić, albo pożałujecie.
- Ojej, nasz wilczek się zdenerwował. – powiedziałem kpiącym głosikiem i uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Uwielbiam wkurwiać ludzi! A, sory, to wilkołak. Jeden chuj.
- Mieliśmy umowę. – powiedział nagle. Spojrzałem się na niego jak na idiotę. Jaką kurwa umowę? Co on gada? Jaką, faken umowę pytam się? Coś mu sprzedaliśmy? Nie rozumiem. – Złamaliście ją. Poniesiecie konsekwencje.
- Nie przypominam sobie, abym cokolwiek z Tobą podpisywał. – odparłem natychmiast spoglądając mu w oczy. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany moją odpowiedzią, a po chwili uroczo się zaśmiał znów na mnie patrząc rozbawiony. Czemu ja to kurwa zrobiłem? W tym momencie sam sobie podstawiłem haka. – I jakie, kurwa, konsekwencje?
- Zobaczysz wkrótce. – odpowiedział i seksownie przegryzł wargę. No kurwa, no nie, no po prostu kurwa no nie. PO KIEGO CHUJA JA SIĘ O TO ZAPYTAŁEM?! Zdenerwowałem się. On mnie prowokuje, a ja jak głupek się daje. Dzisiaj chyba zamieniłem mózg z orzechem na miejsca.
- Thomas, spokojnie... - zaczął Brad i myślałem, że mu zaraz jebnę. Zobaczyłem, jak szatyn się uśmiecha, a ja zdenerwowałem się jeszcze bardziej niż chwilę przed. Po co on mówił do mnie po imieniu?
- Mmmm, Tommy... - powiedział wilkołak, a mnie chuj strzelił. Nie pozwoliłem mu dokończyć. O nie! Nie dam się.
- Kurwa wychodzę. – wrzasnąłem i kierowałem się w stronę drzwi energicznym krokiem.
- Dokąd leziesz debilu?! – spytał Liam.
- Idę się przewietrzyć, bo nie zdzierżę dłużej jego obecności! – powiedziałem z fochem i wskazałem palcem w stronę uwięzionego chłopaka. Szatyn roześmiał się. – I z czego rżysz?! – spytałem wściekle następnie kierując się do swoich przyjaciół -A wy byście mogli zadzwonić po tą jebniętą sukę, bo znowu jej połamie kark.
- Thom! – krzyknął Brad, po czym po chwili dodał. – Jak dziecko.
Perspektywa: Liam.
Thomas wyszedł w pizdu na zewnątrz. Słyszałem tylko, jak coś klnie pod nosem. No to się porobiło. Zacząłem rozmyślać nad tym, co mówi ten cholerny wilkołak. O jaką umowę chodzi? Mam nadzieję, że siostra zaraz wróci i wszystko się wyjaśni. Usłyszałem, jak Thomas burczy coś, że sam musi wszystko robić i zadzwonił po Sonyię. Nie obyło się od kłótni między nimi. Czy oni choć raz mogli by porozmawiać w spokoju.
- Mówiłem Ci, że to nie był dobry pomysł z tym psychiatrykiem. – powiedziałem do Brada i usiadłem zrezygnowany na kanapie. Szatyn przyglądał nam się z zaciekawieniem.
- Dlaczego? Przecież nic mi nie jest. – odpowiedział Brad. Jaki on był czasem nieogarnięty, ale naprawdę uroczy w tej swojej niewiedzy.
- No Tobie nie, ale jemu definitywnie palma odbiła.
- A mi nie... - powiedział smutny. Spojrzałem na niego ze zdziwioną miną. – Szkoda w sumie, bo nigdy nie grałem z drzewem w siatkówkę... chciałbym kiedyś spróbować.
- Co? – spytałem. Ja pierdole. No bez przesady. Przybiłem sobie face palma. Najpierw temu coś odbiło, to teraz drugi bredzi. Wkurwiony zabrałem mu krew, którą pił z woreczka przez słomkę.
- Ej! – powiedział oburzony. – Oddaj! To moje!
Zacząłem oglądać zawartość torebki i znalazłem etykietkę i przeczytałem na głos.
Imię i nazwisko: Annabelle McCourtney
Grupa krwi: Ab Rh+
Rozpoznanie: obecność parasomnii pod postacią omamów hipnagogicznych.
- Aha. – skomentowałem dość głośno. Zajebiście. Nie dość, że nie zrozumiałem ani słowa z tego, co tu jest napisane, to jeszcze Brad się na mnie śmiertelnie obraził, a Thomas poszedł wrzeszczeć na dwór na siostrę. Chyba muszę zacząć sam zdobyć krew, bo te debile nie potrafią nawet tego zrobić. Nie sądziłem, że zachce im się eksperymentów i pójdą spuścić krew z psycholi. Brad z dziewczyną, której pił krew chodził po dachu, a jak zaproponowała, czy skoczą z niego, to bez wahania się zgodził. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że było to szóste piętro. A ona człowiekiem. Dosłownie ręce mi opadają. Spojrzałem na szatyna na krześle. Ja tu przeżywam dramat, a on śmieje się w najlepsze.
Usłyszałem, jak do domu wchodzi zdenerwowany Thomas.
- Ja jebie, ta debilka będzie za dziesięć kurwa minut. – powiedział i obrażony usiadł obok Brada. Spojrzałem na nich i po prostu ręce mi opadają. Spojrzałem zrezygnowany na szatyna, który tylko kręcił głową i ciągle się z nas podśmiewał. Dlaczego, kurwa, muszę być tutaj najstarszy? Coś czuję, że to będzie najdłuższe 10 minut mojego życia.
*************
Mam nadzieję, że choć trochę ff się spodoba :D
Nie będzie tak zajebiste jak naszej najlepszej Pauli ale zawsze coś do poczytania jest xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top