Rozdział 51.
Perspektywa: Brett.
Spakowałem swoje rzeczy najszybciej jak umiałem i najprościej w świecie wyszedłem z budynku, który jeszcze parę minut temu mogłem nazwać domem. Byłem wściekły i jednocześnie załamany tym, że moi „przyjaciele" potraktowali mnie jak nic nie warte gówno. Zabolało mnie to, że Dylan nie pozwolił mi się nawet wytłumaczyć. On widział tylko to, że ja zmusiłem Thomasa i Liama do wszystkiego. Szkoda, że to nie jest prawda, a moje słowa są w jego oczach bezwartościowe.
I to byli moi przyjaciele? Teraz przekonałem się, że jednak nie i tylko się mną bawili.
Szedłem energicznym krokiem wzdłuż lasu. Słyszałem, jak Liam wyrywał się Dylanowi oraz na niego krzyczał. Uśmiechnąłem się pod nosem, że mój awanturnik tak zaciekle mnie bronił. Szkoda jednak, że za mną nie pobiegł. Zresztą, co ja się dziwie? Nikogo nie obchodzę, nikt mnie nie chce i nikomu na mnie nie zależy. Byłem im tylko potrzebny do tego, aby mieli gdzie mieszkać i za co żyć. Bo skoro ja mam miliony, to oznacza, że można mnie wykorzystywać i nie szanować.
Poczułem się bezsilny. Złapałem taksówkę, którą jechałem po raz pierwszy w życiu i podałem adres, pod który miała mnie zawieść. Podróż trwała około godziny z hakiem, bo w mieście były korki, a moja willa znajdowała się na samym końcu miasta, na wysokim wzgórzu. Nie chciałem w niej mieszkać, bo czułem tam wszechobecną pustkę. Teraz jak najbardziej będę się utożsamiać z tym domem, a nicość zostanie moją nową przyjaciółką.
Nie miałem serca go sprzedawać, za bardzo przypominał mi miejsce zwane „domem". Mieszkałem tu z nianiami, z rodzicami, wychowywałem się. Było mi po prostu szkoda go wystawiać na sprzedaż, ponieważ mam do niego sentyment. Pieniądze posiadam, więc zatrudniłem ekipę sprzątająca, która raz w tygodniu w sobotę przychodzi i dokładnie czyści go z kurzu, tak, aby błyszczał.
Dojechaliśmy na miejsce, a ja rzuciłem taksówkarzowi kilka stówek i powiedziałem, że reszty nie trzeba, mimo, że bardzo nalegał, aby mi oddać.
Szedłem ścieżką wyłożoną elegancką, grafitową kostką, a potem zmieniła się ona w drewniany most, ponieważ przed domem była woda. Stanąłem po chwili przed wejściem do domu i bałem się otwierać drzwi. Ze strachem przekręciłem klucz i znajdowałem się w ogromnym salonie, który praktycznie błyszczał z czystości. Rozejrzałem się dookoła i nic się nie zmieniło. Schody, komody i ogromny żyrandol pozostały na swoim miejscu tak, jak wiele innych przedmiotów. Udałem się do swojego ulubionego salonu. Usiadłem na skórzanej, ogromnej sofie i oparłem głowę zagłówek. Z moich oczu poleciały łzy.
Czułem się taki samotny, upokorzony i odtrącony. Przez jedną noc, która była najpiękniejszą w moim życiu straciłem przyjaciół, choć nie wiem, czy kiedykolwiek powinienem był ich tak nazywać. Nie miałem w tym momencie nikogo, ani nic do stracenia. Wróciłem na stare śmieci. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.
Jestem pewien, że Dylan z Minho świętują moje odejście, bo tego w końcu chcieli. Szkoda, że okazało się, iż nigdy nie byli moimi przyjaciółmi.
Jedno jest pewne. Nigdy im tego nie wybaczę, ani więcej nie wrócę do nich.
Perspektywa: Brad.
Leżałem z Thomasem na łóżku. Chłopak był zdruzgotany, a ja nie wiedziałem, jak mam go pocieszyć, ponieważ przeżywał to, że Dylan mu nie ufa, a Liam teraz leży u siebie i płacze. Wszystko dobrze się między nami układało, ale niestety, zawsze coś się musi popsuć. Mam jednak nadzieję, że między Brett'em, a pozostałymi wszystko się jakoś ułoży, a chłopak wróci do nas. Jesteśmy w końcu rodziną.
- Nie płacz już. – powiedziałem kompletnie bezsensu i pogładziłem Thomas po ramionach. Chciałem, aby nie czuł się osamotniony w tym wszystkim.
- Nie dobrze mi... - rzekł po chwili i niespodziewanie zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki, a ja za nim.
Thomas klęczał nad muszlą klozetową i wymiotował, co było dla mnie totalnym szokiem, bo wampiry nie wymiotują. Coś słyszałem, że Liam też po ostatnim razie rzygał, ale nie sądziłem, że to może być prawdziwe. Było mi go bardzo szkoda, bo okropnie się męczył.
- O Boże, i co ja mam zrobić?! – powiedziałem głośno i złapałem się za głowę. Byłem bezsilny i totalnie nie posiadałem wiedzy odnośnie zatrucia wampira ludzkimi napojami, jedzeniem, czy też alkoholem. – Wiem!
Niewiele myślą zbiegłem na dół i zobaczyłem, że Dylan z Minho sprzątają bałagan w salonie. Pojawiłem się niespodziewanie na dole i od razu krzyknąłem, na co Dylanowi z rąk upadły talerze, rozbijając się o podłogę.
- Pomocy, Thom rzyga w naszej łazience! – bez ostrzeżenia się odezwałem, co oczywiście było błędem z mojej strony, bo nikt nie spodziewał się mojego nagłego ataku paniki.
- Kurwa, Brad. – odpowiedział Dylan i złapał się za serce. Usłyszałem, że on razem z Minho nieźle się przestraszyli. Mam tylko nadzieję, że nie umrą na zawał. No cóż, może nie powinienem był się tak gwałtownie pojawiać, no ale potrzebuje mnie przyjaciel, to musiałem zareagować.
- Thom rzyga, zróbcie cos! – krzyknąłem i byłem bezradny, ponieważ nigdy nie spotkałem się jeszcze takim przypadkiem. Za dużo się napił i chyba teraz będzie zwracał. Oby nic poważnego się nie stało.
- Pójdę do niego. – powiedział bez wahania Dylan i zostawił bałagan w kuchni udając się na górę do chłopaka, a ja zostałem ze swoim w salonie.
- Posprzątam tu. – rzekłem cichutko i szybciutko, widząc jaki panuje utaj chlew i założyłem swój ulubiony różowy fartuszek oraz gumowe, chabrowe rękawiczki.
- Wyglądasz ślicznie. – powiedział Minho i złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie i mrucząc czułe słówka do ucha. Nadal byłem na niego zły za to, że wyrzucił Brett'a z domu. W prawdzie raczej średnio się lubiliśmy, no ale jednak uważałem go za swoją rodzinę, a rodziny się od tak nie skreśla, ani tym bardziej nie wyrzuca z własnego domu. Jest dla mnie obcą osobą, a z nimi zna się dłużej, więc takie zachowanie jest niedorzeczne. Nie mogłem uwierzyć, że bez żadnych wyjaśnień wyrzucili chłopaka z domu. To niedopuszczalne i tak się nie robi!
- Puść mnie. – byłem stanowczy i nie chciałem, aby nie dotykał. Złapałem go za ręce i zdjąłem je ze swojego ciała. Nie chcę, aby mnie macał. Nie teraz, gdy jestem na niego wściekły.
- Dlaczego? – zdziwił się. On chyba sobie ze mnie żartuje! Przecież to oczywiste.
- Wyrzuciłeś z domu Brett'a! Przez Ciebie i Dylana mój przyjaciel teraz cierpi. Jestem na Ciebie obrażony i tak szybko nie zaczniemy znowu rozmawiać. – powiedziałem pewnym siebie głosem i skrzyżowałem ręce na piersiach w ramach swojego prostesu.
- Kochanie...
- Nie mów do mnie kochanie. Mów do rękawiczki. – powiedziałem i wyprostowałem ramię, prostując jednocześnie dłoń, którą izolowałem się od chłopaka.
- Brad, słonko... - chciał coś wypowiedzieć, lecz zostało mu to jednak przerwane.
- Brada tu nie ma. Jestem ja, wesoła rękawiczka. W czym mogę Ci pomóc, kolego? – rzekłem ruszając jednocześnie palcami i udając, iż mój głos należy do rękawiczki. Minho westchnął i poszedł wkurwiony dalej zamiatać, burcząc coś jednocześnie pod nosem.
Skoro nie chce rozmawiać z ręką, to nie chce rozmawiać i ze mną. Dzisiaj śpi na kanapie!
Perspektywa: Jeff.
Od momentu, gdy Scott doszedł dla mnie z głośnym jękiem, nie odzywaliśmy się do siebie. Obserwowałem go bacznie następne godziny, które minęły na drobnych kłótniach i przedrzeźnianiu się wzajemnie. Spojrzałem na telefon i dochodziła godzina 7 nad ranem, a ja byłem w stanie zarejestrować wspaniałą kłótnię na dolę, która dalej trwała. Widzę, że domownicy nieźle się pożarli, skoro nawet jednego z nich wyjebali na zbity pysk.
- Musimy się stąd wydostać! – zaczął się pieklić Scott, gdy usłyszał liczne krzyki, a ja bacznie mu się przyglądałem. Tak słodko się denerwował.
- Dlaczego? Mi tu się z Tobą podoba. – odpowiedziałem, a on zgromił mnie wzrokiem.
- Moi przyjaciele się kłócą i potrzebują mojej dyplomatycznej pomocy! – rzekł energicznie i wyzywająco spojrzał mi w oczy, a ja roześmiałem się dość głośno. A to świetny kawał.
- Ty i dyplomatyczne rozwiązania? – zapytałem, bo chyba się przesłyszałem. Scott zgromił mnie ponownie wzrokiem i widziałem, że był gotowy mi przywalić, bo chyba nieźle go rozzłościłem, no ale halo, Scott i dyplomacja? To nie idzie w parze.
- Problem jakiś? – warknął zdegustowany.
- Ostatnio Twoje dyplomatyczne rozwiązania skończyły się tym, że zacząłeś krzyczeć jak mała, wystraszona dziewczynka, po czym, jak ja zaproponowałem Ci dwa wyjścia, to ty chciałeś się rozpłakać, zamiast negocjować ze mną i przystałeś na moje warunki. To się nie nazywa dyplomacja, Scotty, tylko uległość.
- Sprowokowałeś mnie! – krzyknął wojowniczo i skrzyżował ręce na piersiach. – Nie miałem wyjścia.
- Miałeś. – rzekłem beznamiętnie. – Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Wystarczy odrobina pewności siebie i trochę pomyślunku. Jesteś dobrze zbudowanym samcem, alfą wilkołaka, mogłeś mnie wyzwać na pojedynek lub stanowczo powiedzieć, że się nie zgadzasz i nie pozwolić sobie wejść na głowę.
- A ty jesteś cholerną hybryda, więc rozniósłbyś mnie w drobny mak! – oburzył się i zaczerwienił na twarzy. Chyba moje słowa go trochę ruszyły.
- Kto powiedział, że bym Ci zrobił krzywdę? – spytałem i spojrzałem mu w oczy. Chłopak robił się coraz bardziej zdezorientowany i zmieszany całą sytuacją.
- Groziłeś mi jakimś kuźwa nożem! – rzekł bez wahania i wskazał na mnie palcem.
- Chciałem się z Toba podroczyć. Dobrze wiedziałem, że nie zgodziłbyś się na patroszenie.
- Skąd ta pewność? – prychnął.
- Bo widzę, jak na mnie patrzysz. – rzekłem i zbliżyłem się do niego, po czym musnąłem jego nos swoim, a chłopak zarumienił się i znowu stał w kącie, nie mogąc przede mną uciec.
- N-normalnie p-patrzę... - wyjąkał i unikał kontaktu wzrokowego ze mną.
- Spodobałem Ci się, przyznaj to. – powiedziałem nakazującym głosem, lecz chłopak nic sobie z tego nie robił i nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.
- Nie podobasz mi się. – odpowiedział szybko.
- Tak? – spytałem, a on pokiwał niepewnie głową na znak potwierdzenia swojej wcześniejszej wypowiedzi.
- W takim razie... - powiedziałem i puściłem go, odsuwając się na bezpieczną odległość. Zauważyłem w oczach chłopaka, że nie jest zadowolony z tego faktu. – Rozkocham Cię w sobie i sprawię, że nie będziesz w stanie myśleć o nikim innym, niż ja.
Scott otworzył usta ze zdziwienia, po czym spojrzał na mnie wystraszony, lecz zauważyłem iskierki niepewności i ryzyka w jego oczach, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wilkołak nigdy w życiu nie spotkał prawdziwego mężczyzny, który pokazałby mu, gdzie jest jego miejsce.
Sprawię, że Scott pokocha mnie i zrobi dla nie wszystko. Będzie się wił pode mną z rozkoszy i błagał mnie o więcej, krzycząc jednocześnie moje imię podczas szczytowania. On będzie mój, a ja łatwo się nie poddaje.
- Co? – zapytał nagle i dostrzegłem, że chyba nie zarejestrował faktu, że od dziś jestem jego, a on jest mój. Tak łatwo mi nie ucieknie.
Być może to nie jest zbytnio na miejscu, że przymuszam go do związku, ale co ja poradzę na to, że ta alfa tak na mnie działa, że od razu mój penis staje na baczność? On będzie mój i koniec kropka.
- Co by tutaj z Tobą zrobić, Scotty? – spytałem lubieżnym głosem i zacząłem rozglądać się po szafie, która, no cholera jasna była wykurwiście dobrze zaopatrzona.
Nie wiem, czyje to jest, ale jedno wiem na pewno, ten ktoś ma dobry gust, a ja cenie takie osoby.
- Co my tutaj mamy? – spytałem i wziąłem do ręki eleganckie pudełeczko z perwersyjnym obrazkiem skrępowanego chłopaka. Czułem, że mój penis robi się twardy na sama myśl o tym, że Scott będzie tak związany na moim łóżku. Odłożyłem je jednak na miejsce, ponieważ pudełko z widniejącym napisem „Kolce przyjemności" było bardziej kuszące i zaciekawiło mnie o wiele mocniej, niż uprząż.
- Mmmmm, kolce przyjemności, Scotty. – powiedziałem, a on zrobił się czerwony ze wstydu na twarzy i spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem, wciąż wchodząc w ścianę, która skutecznie uniemożliwiała mu ucieczkę.
- C-c-co? – zapytał cały drżąc.
- Ergonomiczny wibrator składa się z kolczastego koła, płynnie obracającego się na smukłej rękojeści. Kolce przyjemności to zmysłowa uczta dla par, które pragną zaznać podniecającego bólu. Zawiąż oczy partnerowi i delikatnie nakłuwając jego ciało stwórz emocjonującą grę wstępną. – przeczytałem i przegryzłem wargę z wrażenia, a mój penis stał już dawno na baczności, gotowy do działania. Serce Scotta biło niezwykle szybko, co mogłem usłyszeć, natomiast jego policzki oblał krwistoczerwony rumieniec. Chłopak wyglądał w tym momencie słodko i niewinnie, a mi zrobiło się kurewsko gorąco na samą myśl, że mógłbym taki sprzęt na nim wypróbować. Spojrzałem wilkołakowi lubieżnie i wyzywająco w oczy oraz perwersyjnie się do niego uśmiechnąłem, na co bardzo się skrępował.
Muszę mieć tą zabawkę i Scott'a w swoim łóżku.
- Co ty na to Scotty, aby to wypróbować? – spytałem podstępnie wciąż lustrując go wzrokiem. Jestem ciekaw, jak zareaguje.
- Nie, proszę. – wyjąkał i prawie upadł na kolana. Dobrze, że jednak tego nie zrobił, bo chyba bym doszedł w spodnie.
- Jesteś taki uroczy, gdy się jąkasz i mnie błagasz. – powiedziałem.
- Pfff. – prychnął i odwrócił się do mnie tyłem, a ja zacząłem szukać jakichś ciekawych sprzętów, choć w sumie wszystkie były ciekawe i sam się nie mogłem zdecydować, co bym wolał wybrać.
- Przestań grzebać komuś w szafie! – usłyszałem krzyk wilkołaka i nie spodziewałem się go. Z ręki wypadły mi właśnie eleganckie, metalowe, zimne kulki analne.
- Kurwa, Scott, wystraszyłem się. – powiedziałem podnosząc przedmiot i spojrzałem na niego lubieżnie i groźnie, a on nic sobie z tego nie robił. – Więcej tego nie rób.
- Bo co? – fuknął zły. Uwielbiam tego dzieciaka i jego humorki. Raz jest strachliwy i uległy, a za chwilę staje się waleczny i gotowy do walki. Muszę przyznać, że taka mieszkanka jest kurewsko podniecająca, bo to nie typ stuprocentowego uległego, a takich nie lubię.
Scott pokazuje pazurki, a jednocześnie bywa uległy, a to kurewsko mnie kręci.
- Chcesz się przekonać? – spytałem z błyskiem w oku.
- Powinniśmy się stąd wydostać. – powiedział, ale nie uzyskałem odpowiedzi na swoje pytanie.
- Za dużo mówisz, Scott. Ciesz się chwilą spędzoną ze mną.
- Pfffff, tu nie ma się z czego cieszyć. – rzekł, a mnie zamurowało. Uniosłem sugestywnie brwi do góry i spojrzałem na niego w niemym szoku.
No teraz to przyznam, że się zgasiłem. Co jak co, ale język Scott'a jest bardzo niewyparzony i trzeba coś z tym zrobić.
- Czyżby? – zapytałem i zbliżyłem się do niego niebezpiecznie blisko. – Nie kręci Cię to? – dodałem, po czym przejechałem dłońmi po jego udach, a następnie ścisnąłem jego pośladki, na co chłopak sapnął i zarumienił się intensywnie. – Albo to? – ponownie dodałem, gdy dałem mu klapsa w ten jego seksowny tyłeczek, a drugą ręką ścisnąłem jego krocze.
- K-k-kurwa... - wysapał i głęboko łapał oddech.
Mam Cię, Scott.
- Ewentualnie to. – dodałem i wpiłem się namiętnie w jego usta. Całowałem go z zaangażowaniem, aż końcu chciałem go bardziej zdominować, więc językiem przejechałem po jego wargach, a chłopak niepewnie je rozchylił. Mój język niemalże natychmiast napotkał jego. Scott chciał przejąć władzę w tym pocałunku lecz ja nie pozwoliłem mu na to. Penetrowałem jego buzię, a nadgarstki złapałem w swój uścisk i przygwoździłem do ściany tak, żeby chłopak nie mógł się ruszać.
Nasz pocałunek był niezwykle erotyczny, namiętny i pełny chaotyzmu. Scott co jakiś czas wyrywał mi się, bo chyba myślał, że stracę czujność, a on będzie mógł być tutaj Panem, lecz gdy przyciskałem go bardziej, to chłopak ponownie z zaangażowanie oddawał pieszczotę. Czułem, jak jego penis zrobił się twardy, gdyż nasze krocza ocierały się o siebie. Moje dłonie puściły nadgarstki chłopaka, po czym znalazły się przy pasku od jego spodni.
Gdy chciałem mu odpinać rozporek, drzwi od szafy otworzyły się, a my z impetem upadliśmy na podłogę. Podobała mi się pozycja, w jakiej się znaleźliśmy, bo leżałem na Scott'cie i wyobraziłem sobie nasz namiętny seks, który wkrótce stanie się rzeczywistym spełnieniem moich fantazji.
- Co tu się do cholery dzieje?! – usłyszałem głoś jakiegoś wściekłego wilkołaka i spojrzałem w górę. Był to wysoki samiec alfa, o ciemnych oczach oraz włosach. Skądś go kojarzę.
- Serio kurwa, w takim momencie mi przerywasz?! – wrzasnąłem i podniosłem się z chłopaka, po czym Scott również wstał i próbował się jakoś doprowadzić do porządku, ponieważ był cały czerwony na twarzy, a w jego spodniach widać było niemałe wybrzuszenie, podobnie jak u mnie. – Kim ty kurwa jesteś, że śmiesz psuć taką chwilę?!
- Właścicielem domu? – zapytał i spojrzał na mnie zdenerwowany i jednocześnie zaszokowany moją postawą.
- Oh, to przepraszam w takim razie. – powiedziałem speszony, bo w sumie, to jego dom i pewnie jego szafa, więc miał prawo ją otworzyć i na mnie nakrzyczeć. Powinienem był się trochę pohamować, no ale halo, jak mam myśleć trzeźwo przy takim uległym seksiaku z pazurem, jakim jest Scott? No nie da się, najprościej w świecie.
- Scott, możesz mi wyjaśnić, co ty do cholery odpierdalasz?! – krzyknął i spojrzał na niego groźnie. O kurwa, to Dylan. Ja pierdole, ale się wjebałem.
- Co się dzieje? – usłyszałem głos Minho i miałem przejebane, bo mamy ze sobą na pieńku, choć teraz to mam akurat na niego wyjebane. Skoro Scott jest przyjacielem Azjaty, to odpuszczę mu zemstę.
Od tego zauroczenia robię się zbyt miękki. Ale czego się nie robi dla Scott'a, prawda?
- Co to kurwa w ogóle jest?! – wrzasnął przywódca tego stada wskazując rękoma na wnękę w ścianie, w której się znaleźliśmy.
- Szafa bdsm? – spytałem i spojrzałem na niego pewnym siebie wzrokiem.
- Kim Ty jesteś? – usłyszałem głos Azjaty i gdy chciałem odpowiedzieć to ten wampir zaczął krzyczeć.
Kurwa mać, no nie pomaga mi to w mojej sytuacji.
- Boże, Minho to on! – wrzasnął pokazując na mnie palcem i skulił się ze strachu przy ścianie. Wywróciłem zdenerwowany oczami. – On chciał mnie wtedy zgwałcić przy szpitalu, co mnie uratowałeś! Teraz też będzie chciał! Proszę, nie pozwólcie mu!
- Ja pierdole. – powiedziałem donośnym głosem i przybiłem sobie facepalma. Oczy Azjaty zrobiły się intensywnie żółte ze złości, a Scott zrobił groźna minę i zdenerwował się. Do jasnej cholery, czy on się musiał odezwać?! – Musiałeś akurat teraz mi to wypominać?!
- Co?! – wrzasnął zdezorientowany gospodarz domu. – O chuj tu chodzi?! Kim Ty jesteś i co robisz w naszym domu?!
- Z Tobą porozmawiam później, przeszkadzasz mi teraz. – powiedziałem i uciszyłem wilkołaka gestem dłoni, na co on spojrzał na mnie w niemałym szoku.
- Ty podła świnio! – krzyknął Scott i przyłożył mi z liścia w twarz. Kurwa, tego się nie spodziewałem.
- Scott, porozmawiajmy! – powiedziałem głośno, a on pokazał mi środkowy palec i kierował się schodami na dół. – Scott! – dodałem wściekły i chciałem za nim biec, ale zatrzymałem się przy tym wampirze i jego chłopaku. – Wybaczam wam, ok? Ciebie już nie chcę zabić, a w Ciebie mam wyjebane. A teraz sorka, muszę dorwać Scott'a.
- Spierdalaj! – usłyszałem jego głos z dołu. – Nie chcę Cię widzieć na oczy, ty niedorobiony ruchaczu!
- Scott, kurwa, to masz się w tej chwili zatrzymać! Za tego niedorobionego ruchacza powinieneś oberwać po dupie! – wrzasnąłem i zbiegłem po schodach. – Patrz na mnie jak ze mną rozmawiasz! Nie zachowuj się jak dziecko!
- Spierdalaj! – krzyknął, a ja zatarasowałem mu drogę do wyjścia. Chłopak odwrócił się i szedł z powrotem na górę.
- Co tu się, kurwa mać, do cholery dzieje?! – usłyszałem głos Minho z piętra.
- Chciałeś mnie tylko wykorzystać! – wrzasnął i znalazł się znowu na piętrze.
- Scott, kuźwa, Ciebie nawet chciałem zabrać na randkę! A nigdy tego nie robię! – powiedziałem.
- Kłamiesz! – krzyknął i spojrzał na mnie gniewnie. – Chciałeś zgwałcić mojego przyjaciela i zabić drugiego! Co z Ciebie za wilkołak?!
- Nosz kurwa, to było z miesiąc temu. – powiedziałem, a on stanął i wyzywająco spojrzał mi w oczy. Ja również. – Miałem zły dzień, ok?
- I dlatego chciałeś zgwałcić niewinnego chłopaka?!
- No Scotty, no... Byłem wtedy niewyżytym wilkołakiem, ale teraz jestem hybrydą i już nie gwałcę nikogo. Raczej.
- Nie chcę Cię widzieć na oczy. – powiedział i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem ciężko i brakowało mi już do niego siły. Jeszcze chwila, a porozmawiamy agresywniej.
- Scott, pójdziemy nawet na romantyczną, całkowicie nie w moim stylu randkę, ok? Kupię Ci kwiaty? – spytałem a on odwrócił się delikatnie w moją stronę. – Okej, to misia jeszcze Ci kupię, dobra?
- No nie wiem... - powiedział, a cała trójka tu obecnych patrzyła na nas zdezorientowała, a oczy Minho nawet przestały się świecić na złoto. Ich wyraz twarzy wymalowany był niemały szokiem i totalnym zdezorientowanie.
- Czekoladki może? Wino? Pierścionek? A może chcesz samochód? – spytałem.
- Kupisz mi samochód? – zadał zdziwiony pytanie.
- No jak chcesz to i nawet Ci dom skołuję. Wiesz, mam kontakty.
- No nie wiem. – powiedział i skrzyżował ręce. – Dalej jestem na Ciebie wściekły. Chciałeś zabić mojego przyjaciela!
- Ale już nie chcę, ok?! – rzekłem donośnie, po czym wychyliłem się zza chłopaka i gestykulowałem zwracając się do Minho. – Już nie chowam do Ciebie urazy, żyj sobie, bądź szczęśliwy i takie tam bzdety. Masz czyste konto u mnie.
- To ja sobie nagrabiłem w ogóle? – spytał zdziwiony, a ja wywróciłem oczami i ponownie spojrzałem na Scott'a.
- Pffff i tak jestem wściekły na Ciebie. Wypchaj się.
- Kurwa, Scott. – warknąłem i potarłem czoło ze złości. W tym tempie zejdę na zawał. Czy ma ktoś kurwa meliskę na uspokojenie?
- Czego? – burknął.
- Dla Ciebie wybaczyłem Chińczykowi...
- Jestem Koreańczykiem! – wtrącił się oburzony.
- Jeden chuj! – powiedziałem donośnie. – Dla Ciebie odpuściłem zemstę, a jestem bardzo mściwy i bezlitosny oraz brutalny. W końcu mam własny gang mafijny i muszę trzymać się zasad. Muszę być twardy. Ale zobacz, dla Ciebie pierwszy raz w życiu odpuściłem. No co ja mam jeszcze zrobić? Nawet zabiorę Cię na pierdoloną randkę!
- Co?! – spytał zaszokowany. – Ja pierdole, ty masz pistolet! – dodał i wskazał ręką na czarny przedmiot znajdujący się za paskiem spodni i zakrył sobie usta dłonią. Szybki jest. Po kilku godzinach się zorientował, że noszę broń? Ponownie przybiłem sobie facepalma. On nie przestanie mnie zadziwiać.
- Dość tego! – krzyknął Dylan przerywając nam. Miałem ochotę mu przyłożyć. Czy wszyscy muszą zawsze nam przeszkadzać? Zaraz ich normalnie zastrzelę. – Co tu się do cholery dzieje?! Czy ktoś raczy mi wyjaśnić?! Kim ty jesteś i jak znalazłeś się w naszym domu? Skądś Cię kojarzę, ale nie do końca wiem skąd...
- Byłeś związany w starym magazynie, nie pamiętasz już? – wyjaśniłem, a on otworzył usta ze zdziwienia. No co tak się dziwi? – No co się tak patrzysz? Nie ty tam miałeś siedzieć tylko Minho. Kazałem tym pierdolonym ułomom złapać Azjatę w czerwonej koszuli w kratę, a oni przynieśli mi Ciebie. Do chuja, chcesz pomocy, oferujesz sporo hajsu, a oni spierdolą najprostsze na świecie zadanie! I jeszcze ta jebana Teresa i pierdolona niewyżyta pizda Brendy. No słów brak. Nie wiem, co było kurwa gorsze, tamta banda oszołomów, czy paskudne, nadające się na sprzedaż, jako środek sprzyjający impotencji ryje Brendy i Teresy. Nie mam pojęcia, kto ich pozabijał, ale wyślę mu kurwa kwiaty w podzięce.
- Mój chłopak mnie uratował i ich pozabijał i...
- Zajebiście, mam ułatwione zadanie. – powiedziałem, a Dylan się zdziwił. Już też sobie go przypomniałem. Normalnie było mi go szkoda, jak siedział tak związany.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś i byłeś dla mnie miły? – spytał.
- No kurwa mać, chciałem Azjatę, a oni przyprowadzili mi Ciebie. Ja pierdole, wyraziłem się dość jasno, czego chcę, to nie, oni wiedzą lepiej. No słów mi brakowało i myślałem, że zaraz wypierdoli mi mózg w kosmos. Zlecam zadanie podobno profesjonalistom, a oni zamiast zwrócić uwagę na twarz, to patrzą się na ubrania! Nie wiem, kto ich kurwa zrobił, ale cieszę się, że nie żyją. Przynajmniej się więcej wstydu nie najem i oszczędziłem sobie roboty.
- Dobra, teraz lepiej gadaj, co Ty robisz w naszym domu i co Ty do mnie masz.
- Do Ciebie już nic nie mam. Ale jak tak bardzo chcesz, to zaraz mogę mieć. Wpadłem sobie od tak na imprezę, bo mogę i nikt mi nie zabroni, a potem ten słodziak z pazurem przywalił mi drzwiami od tej sypialni i wpadłem na ścianę, która się otworzyła i spędziliśmy cudowną noc w szafie ze sprzętem bdsm. – wyjaśniłem, a wszyscy dookoła zrobili zdziwione miny. Scott słodko się zarumienił.
- Skąd to się tu kurwa wzięło? – spytał wściekły Dylan, po czym wskazał palcem na Minho. – To pewnie Twoje.
- Spierdalaj, Dylan. – warknął. – Ja nie mam takich rzeczy u siebie w pokoju! To ty jesteś psycholem, co lubi wiązać.
- Ooo, wiązać to ja też lubię. – powiedziałem z aprobatą dla Dylana, a Scott spojrzał na mnie wystraszony.
- Co? – zapytał mój seksiak, a ja uśmiechnąłem się lubieżnie spoglądając mu w oczy.
- To nie jest moja szafa, ty kretynie!
- To pewnie Brett'a. – warknął zdegustowany Minho.
- Najlepiej wszystko zwalać na niego! – wtrącił się mocno oburzony wampir. – Najpierw wyrzuciliście go bezpodstawnie z domu, a teraz jeszcze oskarżacie go o tą szafę! Jesteście beznadziejni! Co z was za wilkołaki?! – mówił energicznie głosem pełnym wyrzutów i złości, po czym wskazał na mnie palcem. - Już ten koleś jest lepszy, niż wy!
- Co?! – krzyknęli w trójkę jednocześnie z totalnym szokiem w głosie na słowa Brada, czy jak mu tam było. Uśmiechnąłem się z wyższością, że w końcu ktoś w tym domu zauważył moją zajebistość.
- Idę sprawdzić co z moimi prawdziwymi przyjaciółmi! –rzekł zirytowany i zniknął szybciej, niż wypowiedział to zdanie.
- W czym on jest niby lepszy od moich przyjaciół, bo ja tu nic nie widzę?! – zapytał Scott, a ja spojrzałem na niego groźnie. Scotty chyba zapomniał, z kim ma do czynienia. Postanowiłem zignorować wszystkich tu obecnych i najprościej w świecie złapałem go mocno za ramię i rzuciłem o ścianę, a nasze usta dzieliły malutkie centymetry.
- Chcesz się przekonać, w czym na pewno jestem lepszy od wszystkich? – spytałem głosem pełnym pożądania, a nogi wilkołaka zaczęły mięknąć pod wpływem mojego dotyku. Drugą ręką muskałem jego uda, a następnie ścisnąłem jego pośladek. Chłopak jęknął rozkosznie.
- Scott? – zadał pytanie niepewne Dylan i spoglądał na niego wściekły. – Czy ty się przypadkiem nie zapominasz?
- J-j-ja... - chciał coś powiedzieć, lecz totalnie odebrało mu mowę.
- Do zobaczenie później, seksiaku. – powiedziałem i dałem mu porządnego klapsa w tyłek. – Tak łatwo Cię nie odpuszczę.
- Ja nawet nie wiem jak masz na imię. – dodał szybko, gdy puściłem go i chciałem odchodzić. Zatrzymałem się przy schodach i odwróciłem głowę w stronę Scott'a, lubieżnie i cwaniacko spoglądają mu w oczy, a z ust nie schodził mi pewny siebie uśmiech.
- Jestem Jeff. Zapamiętaj to imię, bo będziesz je głośno krzyczał każdej nocy w przyjemnym uniesieniu. – powiedziałem i puściłem mu oczko. Zszedłem na dół i wyszedłem z domu Dylana, udając się do swojego. W drodze, aż do najbliżej ulicy mogłem być świadkiem następującej rozmowy, a raczej porządnej kłótni.
- T-to ja już pójdę... - usłyszałem słodki, pełen drżenia głosik Scott'a, który chciał się ewakuować w bezpieczne miejsce.
- Ty się nigdzie nie wybierasz. – powiedział agresywnie i donośnie Dylan. – Musimy sobie poważnie porozmawiać, mój drogi.
- Ty mi wyjaśnij lepiej Dylan, co ty odpierdoliłeś w tej ścianie! – krzyknął Minho.
- Ja?! – wrzasnął. – To pewnie Twoja sprawka.
- Moja?! To ty kurwa, psycholu, zawsze wiązałeś wszystkich chłopaków, a oni potem zrozpaczeni spierdalali z naszego domu! Ta szafa czy cokolwiek to ma być jest bliżej twojej sypialni i jak najbardziej do Ciebie pasuje.
- Sam jesteś psycholem, śmieciu! – krzyknął Dylan.
- Żałosny jesteś, że próbujesz zwalić winę na mnie, albo na Brett'a! Pragnę zauważyć, że to Ty uwolniłeś Scott'a i tego typa, więc to Ty musiałeś wiedzieć, gdzie znajduje się ta szafa i jak ja otworzyć!
- Kurwa, Tommy wyrzucił mnie z łazienki, więc szedłem do swojego pokoju i usłyszałem sapanie i jęki przy ścianie oraz zapach Scott'a i obcego wilkołaka, do kurwy nędzy. Dotknąłem tej ściany będąc ciekawym, dlaczego słyszę te dźwięki, a ona otworzyła się i chłopacy wypadli!
- Kłamiesz, jak zwykle! – wrzasnął Minho. – Pierdolę Ciebie i Brett'a, mam was dość!
- Jak coś Ci się nie podoba, to wypierdalaj. – powiedział Dylan i trzasnął drzwiami od swojej sypialni, po czym Azjata wszedł do swojej.
- Scott, w tej chwili do mojej sypialni. Porozmawiamy sobie, coś Ty tu naodpierdalał ze swoim chłopakiem i jak znalazłeś szafę. – usłyszałem otwierane drzwi i donośny głos Dylana.
- To nie jest mój chłopak i nigdy nim nie będzie! – energicznie odpowiedział, lecz jego głos wciąż drżał. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Będziesz mój, Scotty, jeszcze zobaczysz, na co mnie stać i przekonasz się, kim jest Jeff.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top