Rozdział 47. (16+)
Tak jakoś wyszło xddd
Miłego!
Perspektywa: Jeff.
- I co teraz? – spytałem pełnym podniecenia głosem, a wilkołak dalej drżał, a jego oddech był mocno przyśpieszony, podobnie jak rytm serca. Uśmiechnąłem się mimowolnie i wciąż spoglądałem mu w oczy.
- Puścisz mnie? – zadał nieśmiało pytanie, a ja zaśmiałem się. W co on wierzy?
- Kabareciarz z Ciebie. – odpowiedziałem i wzmocniłem uścisk na jego nadgarstkach. Był gorący, a jego zapach działał na mnie jak narkotyk.
W byciu wampirem dziwne i denerwujące jest to, że zapach krwi, szczególnie wilkołaczej, a zwłaszcza samców alfa, działa jak opium i powoduje, że wampir zaczyna szaleć i tracić zmysły na punkcie tej osoby. On tak na mnie działał. Nie wiem dlaczego właśnie on.
Dylan przecież też jest samcem alfa, lecz jego zapach nie jest dla mnie czymś zaskakującym. To tylko zapach i jest mi totalnie obojętny. Ale nie tego chłopaczka, którego przygniatam do ściany. On jest inny. Od czego to zależy? Nie wiem. Dopiero poznaję sekrety w byciu wampirem i mam nadzieję, że w wkrótce się tego dowiem, choć może przyczyną jest bycie hybrydą?
- Jak masz na imię? – spytałem tuż przy jego uchu, a on tylko wessał powietrze, gdy musnąłem nosem jego wrażliwą na dotyk szyję.
- S-S-Scott... - odpowiedział drżącym głosem, a mnie kręciło to, że tak na mnie działał.
- Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem, Scott. – powiedziałem stanowczo i zbliżyłem się jeszcze bardziej, tak, że ocierałem się swoim kroczem o jego.
- To ty na mnie nawrzeszczałeś. – powiedział, a ja uśmiechnąłem się podstępnie i puściłem jego nadgarstki wciąż patrząc mu w oczy. Chciałem zobaczyć, jak zareaguje i co zrobi. On zaskakuje mnie na każdym kroku. Chłopak potarł ręce i spojrzał na mnie wojowniczo.
Czy on jest w ciąży? Najpierw cały się cyka, a teraz wygląda, jak by miał mnie zabić.
- Bo darłeś się, jak by Cię ze skóry obdzierano. – rzekłem i zabrałem mu telefon z ręki, chowając go do kieszeni.
- Już wolałbym, abyś mnie obdzierał ze skóry, niż gdybyś miał mi obciągnąć. – rzekł bez zastanowienia i to był duży błąd. Moje oczy zaświeciły się na malinowy kolor, w których dominowały również opiłki złota, intensywnie się mieniąc i nadając kolorowi nowego efektu. Spojrzałem na niego i miałem już, co do niego pewien chytry plan.
- Twoje oczy... - powiedział i patrzał w nie jak zahipnotyzowany.
- Tak, wiem. Świecą się. – odparłem bez entuzjazmu, bo to nie jest dla mnie jakaś super nowość, a mój wyraz twarzy nie przyodział się w żadne emocje. Przez chwilę wyglądałem jak seryjny morderca z malinowymi oczami. Uśmiechnąłem się podstępnie do Scott'a.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał niepewnie, a jego odwaga poszła nagle w kąt.
- Powiedziałeś, że wolałbyś, abym obdarł Cię ze skóry, więc zamierzam to zrobić. – powiedziałem beznamiętnie, lodowatym tonem. Wyciągnąłem z kieszeni swój ulubiony scyzoryk i zaprezentowałem chłopakowi jego ostrze. Scott spojrzał na mnie wystraszony.
- Co? – jęknął, po czym zaczął panikować, gdy zacząłem się do niego powoli zbliżać. – Pomocy! – krzyknął tak głośno, że prawie rozerwało mi bębenki uszne. Skrzywiłem się, gdy dodatkowo zaczął napierdalać pięściami w drzwi. – Ratujcie mnie! Zamknięto mnie z psychopatą w szafie sado-maso! Pomocy!
- Słyszałeś to? – usłyszeliśmy głosy jakichś chłopaków. – Kogoś zamknęli?
- Tutaj jes... - Scotty chciał znowu krzyknąć i uderzyć w drzwi, lecz ja podbiegłem do niego do tyłu, zamykając go w swoich objęciach, opierając swoją klatkę piersiową o jego plecy i przykładając dłoń do jego ust, aby uniemożliwić mu jakikolwiek ruch lub krzyk. Chłopak szarpał się, lecz ja byłem od niego silniejszy i bardziej rozbudowany.
- To pewnie ktoś na dole się wydziera. – stwierdził jakiś chłopaczek.
- Chodźmy coś zjeść. – zaproponował jego przyjaciel. Usłyszeliśmy jak schodzą na dół. Po dwóch minutach puściłem chłopaka, a on spojrzał na mnie zarówno wystraszony, jak i wściekły.
- Ty psychopato! – rzucił nagle i odsunął się daleko ode mnie. Mój plan zaczynał działać. Może i jestem bezdusznym chujem, no ale halo, uwielbiam to.
- Dlaczego uważasz mnie za psychopatę? – zapytałem oglądając dokładnie swój scyzoryk.
- Chcesz mnie wypatroszyć! – krzyknął i wskazał palcem na mój nożyk. – To nie jest normalne!
- Ja chcę? – zdziwiłem się i rozejrzałem się dookoła. – Wiesz, powiedziałeś, że wolałbyś, abym Cię obdarł ze skóry, niż Ci obciągnął, więc postanowiłem po prostu spełnić Twoje życzenie.
- Co?! Nie! – oburzył się i skrzyżował ręce na piersiach.
- Czyli wolałbyś, abym Ci obciągnął? – spytałem z lubieżny uśmiechem i błyskiem w oku wciąż bawiąc się scyzorykiem i opierając się o ścianę, przyjmując przy tym seksowną pozę. – Trzeba było tak od razu.
- Nie! – ponownie się oburzył, a na jego pięknej twarzy zagościł soczysty rumieniec, co podobało mi się jeszcze bardziej.
- Słuchaj, zrobimy tak. – powiedziałem i wskazałem na niego scyzorykiem. – Pozwolę Ci wybrać. Możesz, albo dać się obedrzeć ze skóry, jak wcześniej bardzo pragnąłeś, albo dasz sobie obciągnąć. Wybieraj.
Moje słowa piorunująco zadziałały na chłopaka, ponieważ zobaczyłem ten strach, ale i ciekawość w jego oczach. Stał dalej w kącie i nie wiedzieć czemu bał się odezwać. Bił się długo z myślami, trochę za długo. Podszedłem do niego, a nasze twarzy dzieliły tylko zbędne centymetry.
- Streszczaj się, bo nie mamy całej nocy. – powiedziałem i musnąłem dłonią jego policzek.
- J-j-ja... - chciał coś wydukać z siebie, lecz bardzo się wstydził i odjęło mu z wrażenia mowę.
- Wyduś to siebie. – nakazałem spoglądając mu wyzywająco w oczy, co jeszcze bardziej go zawstydziło.
- Przecież wiesz... - rzekł cichutko odwracając wzrok, lecz ja ująłem jego brodę w dłoń i nakierowałem wyżej tak, aby mógł patrzeć mi w oczy, gdy będzie ze mną rozmawiał.
- Nie wiem. – odpowiedziałem stanowczym głosem. – Chcę to usłyszeć od Ciebie. Powiedz to na głos.
- Chcę... - zaczął, a ja nie dawałem mu za wygraną.
- Powiedz to. – nakazałem i wciąż obserwowałem jego oczy.
- Chcę, abyś mi obciągnął. - wykrztusił w końcu z siebie te kilka prostych słów, zalewając się przy tym krwistym rumieńcem. Jego policzki wręcz piekły go z zawstydzenia. Uśmiechnąłem się zwycięsko, a następnie wplotłem dłoń w jego włosy i namiętnie pocałowałem. Chłopak speszył się mocno i spiął, lecz po chwili oddał pocałunek z pasją i zaangażowaniem. Poczułem jego wędrujące ręce na swoich plecach. Toczył ze mną zawziętą walkę o dominację, lecz ja nigdy się nie poddaje. Złapałem go za pośladek, a nasze języki zachłannie się ze sobą wiły.
Po chwili przerwałem pieszczotę i spojrzałem, jak oczy chłopaka zrobiły się większe i zmieniły swoją barwę. Podniecało mnie to, że tak na niego działam. Spojrzałem na nabrzmiałe od pocałunku usta chłopaka, a następnie musnąłem je delikatnie swoimi. Uśmiechnąłem się i spojrzałem w oczy Scott'a, gdy rozpinałem mu pasek od spodni, a następnie guzik oraz rozporek.
Wilkołak zarumienił, a ja dalej patrzyłem w jego oczy. Czułem już dawno jego erekcję. Bez ostrzeżenia złapałem za gumkę od jego bielizny, po czym zsunąłem ją na dół. Chłopak chciał zakryć się rękoma, lecz ja nie pozwoliłem mu na to, chwytając go za nadgarstki i obserwując dokładnie jego męskość. Spojrzałem mu w oczy, a następnie ponownie przeniosłem wzrok w dół i uśmiechnąłem się lubieżnie.
Uklęknąłem przed wilkołakiem, usadawiając się pomiędzy jego nogami, po czym wziąłem do ust jego nabrzmiałego penisa. Scott rozkosznie jęknął, a ja zacząłem go ssać z dużym zaangażowaniem. Spojrzałem mu w oczy. Jego lekko rozchylone usta, przyjemne jęki i świecące oczy doprowadzały mnie do szaleństwa.
Chwyciłem w dłoń część jego penisa od podstawy i zacząłem go masować, natomiast językiem muskałem pozostałą część jego męskości, aż w końcu przeniosłem się na główkę. Chłopak krzyknął rozkosznie, gdy otoczyłem ustami sam czubek, a językiem przyjemnie pieściłem. Masowałem go energicznie i mocno.
- Dojedziesz dla mnie? – spytałem odrywając usta od jego penisa, po czym ponownie wziąłem go ust i rozpocząłem dokładne pieszczenie językiem wciąż bacznie patrząc mu w oczy.
- T-tak... - jęknął i przytrzymywał się rękoma ściany. Czułem, że tracił grunt pod nogami, kiedy przyśpieszyłem ruchy głową oraz wzmocniłem gest ręką. Drugą natomiast podtrzymywałem go, trzymając za umięśniony pośladek. Wilkołak jęczał rozkosznie, a zza ściany usłyszałem komentarze jakichś kolesi, którzy ewidentnie byli zazdrości, bo wielce zdziwieni pytali, jak to można tak bezwstydnie jęczeć w czyimś domu.
Scott przynajmniej może, nie to co Ci jebani, zazdrośni impotenci.
- Dojdź dla mnie, Scotty. – powiedziałem stanowczo, odrywając się od jego penisa, po czym pomasowałem go chwilę ręką i ponownie całego wziąłem do buzi. Poruszałem szybko głową, a on zacisnął dłoń na moich włosach, po czym poczułem, jak dochodzi mi w usta. Przełknąłem jego spermę i szybko wstałem spoglądając mu w oczy. Wyglądał niewinnie i pięknie. Rozchylone usta, czerwone i gorące policzki oraz drżące ciało. Tego mi było trzeba.
- To chyba lepsze od patroszenia, nie uważasz? – mruknąłem mu wprost do ucha, a on nie mógł wydusić z siebie słowa, tylko pokiwał twierdząco głową. Pocałowałem go krótko w usta. – Grzeczny z Ciebie chłopczyk, Scott. – rzekłem i uśmiechnął się lubieżne, mocno uderzając go w nagi pośladek, na co Scotty rozkosznie krzyknął i pomasował obolałe miejsce na tyłku, które było zaczerwienione. Pogładziłem jego policzek, a następnie założyłem na niego bokserki razem ze spodniami.
Perspektywa: Brett.
Liam ubrał w końcu majtki i spodnie. Teraz mogłem pozwolić mu wyjść na zewnątrz, bo ten kochany głupek chciał paradować na golasa, na co stanowczo nie mogłem zezwolić. Cały czas powtarzał, że dzisiejszej nocy będzie się bawił.
Chłopak ciągnął mnie za rękę na zewnątrz. Minęliśmy sypialnię Minho, a mi zdawało się, że słyszałem głos Thomasa, lecz szybko o nim zapomniałem, gdy Liam przycisnął mnie do ściany i krótko, lecz czule pocałował.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź. – rzekł roześmiany, a jego cudowne, wesołe oczy były piękne i hipnotyzujące. Mógłbym również dać sobie łeb uciąć, że słyszałem wołanie o pomoc z mojej szafy, a jeszcze bardziej dałbym sobie uciąć fiuta, że to był głos Scott'a.
Mógł się kurwa nie wpierdalać w cudze szafy. Za karę posiedzi tam do rana. Pieprzony ułom, który każdą chwilę musi spierdolić. Przez niego nie mogłem zabrać zabawek.
Poczułem, jak Liam łapie mnie za rękę i ciągnie na dół. Już praktycznie zapomniałem o zamkniętym w skrytce Scott'cie. Zeszliśmy do salonu, w którym panowało istne pobojowisko. Poduszki były porozrzucane, wszędzie walały się kieliszki, butelki oraz pety po papierosach.
Wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyłem, jak ta stara prukwa, która zlała mnie laską na Komendzie bawi się w najlepsze z Martinem i Woodem wraz ze swoimi koleżankami.
Co do chuja?
Przetarłem oczy ze zdziwienia i w niemym szoku spoglądałem, jak oni wraz z jakimiś wilkołakami bawią się w najlepsze przechodząc pod tyczką. Lima przytulił mnie i spojrzał lubieżnie w oczy.
- Co chcesz robić? – spytałem, a on uśmiechnął się jeszcze bardziej i złapał mnie za rękę. Szliśmy energicznym krokiem ścieżką w stronę samochodów. Nie mogłem oderwać wzroku od jego przepięknej twarzy. Byłem ciekaw, co ten mały wariat kombinuje.
- A co Wy tu gołąbeczki robicie? – usłyszałem niespodziewanie głos Theo znajdującego się za mną, który obserwował poczynania Liama, który chodził wokół samochodów i oglądał je dokładnie. Nie miałem pojęcia, co ten mały głupek kombinuje.
- Nic. – odpowiedziałem szybko i odwróciłem od niego wzrok. – I nie jesteśmy gołąbeczkami.
- Ta? – zapytał i spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem, co nie podobało mi się. – Czyżby, Panie „Oh, Liam, kurwa, jaki ty jesteś ciasny!"?
Na słowa Theo zamurowało mnie. Moją twarz oblał intensywny rumieniec, a oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Spojrzałem na niego wściekle i cholera jasna, zaniemówiłem. Co mu miałem powiedzieć? Przecież to była prawda. Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Chciałem mu wpierdolić, ale nie byłem w stanie.
- Skąd to wiesz? – syknąłem wściekle. Do chuja, czy on podsłuchiwał pod drzwiami?! – Ktoś jeszcze o tym wie?
- W sumie to wszyscy. – powiedział bez ogródek i roześmiał się widząc intensywnego buraczka na mojej twarzy. Jasna cholera, co on gada?!
- Co Ty pierdolisz?! – spytałem i jak bym natychmiast otrzeźwiał. Byłem gotowy siarczyście przywalić mu w twarz.
- Brett, zjebie głupi, każdy słyszał jak pieprzyłeś Liama w swoim pokoju. – rzekł, a ja prawie zemdlałem na jego słowa.
Boże, co za wstyd. Ta chwila miała być tylko nasza.
- Jakim cudem... - zapytałem się sam siebie i próbowałem przeanalizować, co się właśnie stało. Przecież mieliśmy dźwiękoszczelne ściany do chujonędzy! Czy ktoś zamontował podsłuch w mojej sypialni? Kurwa, ona jako jedyna była zamknięta na klucz, to jakim cudem?
- Zostawiliście uchylone okno. – rzekł Theo, a potem zaczął się śmiać, a ja poczułem, że moje policzki płoną żywym ogniem. W tym momencie wściekłem się na Liama.
Zabiję tego debila.
- Co się dzieje? – spytał wampir obserwując bacznie Theo, jak by bał się, że mój przyjaciel rzuci się na mnie i odbierze mnie Liamowi. Stanął obok mnie i złapał za rękę. Jego uścisk był mocny i zaborczy.
- Nic, Panie „Oh, Bercik, mocniej, pieprz mnie, oh, tak!". – zakpił Theo i zaczął się śmiać, akcentując wymownie jęki chłopaka. Mina Liama natychmiast zrzedła. Chłopak mentalnie się zarumienił i schował twarz w moim ramieniu. Przytuliłem go i modliłem się, aby rano nikt o tym nie pamiętał, bo nie będę mógł spojrzeć znajomym w oczy.
- Ja pierdole... - skomentowałem i przybiłem sobie facepalma. Dlaczego nie zwróciłem uwagi na to pierdolone okno? Nigdy więcej nie piję z Theo.
- Oj wyluzujcie. – rzekł po chwili wilkołak i machnął ręką, jak gdyby nic się nie stało. A stało się, bo narobiłem sobie wstydu do końca swojego życia. – Pośmieją się i przestaną.
- Ale wstyd, Bercik, Boże, zabij mnie. – wyjęczał Liam i wciąż wtulał się we mnie, niczym leniwiec obejmujący gałąź. Chłopak jest bardzo przytulaśny i podoba mi się to. Jego piękne ciałko wręcz wchodziło we mnie, a ja objąłem go i nigdy nie chciałem puścić.
- Tak a propo pomijając fakt, że jesteście przesłodcy. – zaczął Theo. – To co wy tutaj robicie?
- Sam nie wiem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W sumie to wampir mnie tutaj przyprowadził, a ja do tej pory się zastanawiałem, co on chce zrobić, szczególnie, że mamy w garażu trzy samochody. Spojrzałem na Liama, który jak by zapomniał o całej krępującej sytuacji i ożywił się. Widziałem, że narkotyki dalej go trzymają, bo jego źrenice były rozszerzone.
- Liam? – spytał ciekawski Theo, który wszędzie się wpierdziela.
- Chciałem ukraść samochód i... - nie dokończył, ponieważ przerwałem mu.
- Chciałeś zakosić czyjeś auto?! – huknąłem. Ja chyba się przesłyszałem. Mamy pełno samochodów, a jemu kradzieże w głowie. Nigdy więcej nie będzie brał żadnego świństwa od Bandy Zayn'a.
- Tak? – spytał i zdziwiony na mnie spojrzał, jak by nie rozumiał, o co się tak denerwuję. – Co w tym dziwnego?
- No może to, że... - przerwał mi, gdy chciałem udzielić mu reprymendy.
- Chciałem robić z Tobą coś szalonego! – wykrzyczał radośnie i zaczął się kręcić dookoła własnej osi. Wszystko fajnie, ale po co kraść cudzy samochód? Co w tym szalonego? Nie rozumiem. – I już nawet wiem, co jeszcze bardziej nielegalnego i zwariowanego zrobimy!
- Wyjaśnisz? – zapytałem niepewnie, bo bałem się, co strzeliło mu do głowy. Liam po narkotykach był nieobliczalny i podobnie jak jego przyjaciel, wymagał opieki i kontroli. Wystarczy, że rzucali butelkami w okna i rozwalili rynnę.
- Ukradniemy radiowóz Martina i Wooda. – powiedział i uśmiechnął się szeroko, po czym pocałował mnie namiętnie w usta i zaczął kierować się truchtem w stronę radiowozu. Zdziwiłem się i chciałem go za to opierdolić, lecz uśmiechnąłem się zadowolony, że mój grzeczny Liamek trochę się stoczył i zaczyna pokazywać pazurki. W sumie kradzież samochodów wydawała się żenującym pomysłem, ale gwizdnąć radiowóz to już było coś. Przystałem na jego propozycję.
- Mi pasuje. – odpowiedziałem szybko i zadowolony z poczynania Liama zacząłem podążać za wampirem.
- Ej no! A ja?! – krzyknął w oddali Theo, w głosie którego słychać było zawiedzenie i smutek.
- Chodź z nami! – wrzasnął pewnym głosem Liam i gestem zaprosił mojego przyjaciela do wspólnej akcji, a Theo do głupich, nierozsądnych i nielegalnych rzeczy nigdy nie trzeba było długo namawiać. Jego właściwie nigdy nie trzeba było. On żyje z robienia ekstremalnych rzeczy. Kocha adrenalinę. Liam otworzył drwi od strony kierowcy, lecz ja mu na to nie pozwoliłem, łapiąc go za rękę i uniemożliwiając wejście do samochodu.
- Ja poprowadzę. – powiedziałem, gdyż wiedziałem, że chłopak nigdy nie prowadził samochodu i bardzo źle by się to skończyło. Nie mam zamiaru wylądować na najbliższym drzewie. Liam nie protestował, tylko zadowolony wzruszył ramionami i usiadł z przodu radiowozu, a Theo szczęśliwy ładował się na tył. Wszystko byłoby zajebiście, gdy nie ta blond zrzęda zwana Thomasem.
- A Wy co tu robicie?! – spytał surowym tonem głosu i bacznie nas obserwował, umiejscawiając ręce na swoich biodrach. Zajebiście. Nakryła nas, a po jego tonie głosu wywnioskowałem, że całkowicie już wytrzeźwiał i teraz będzie marudził, że to co robimy jest złe i wiele innych bzdur. Cudownie. – No słucham.
- No bo my e... - chciał coś powiedzieć Liam, lecz nie miał dobrej wymówki. Patrzał na przyjaciela i próbował jakoś zebrać myśli, lecz na darmo. Całą trójką staliśmy przy otwartych do radiowozu drzwiach i czekaliśmy tylko na to, aż blondyn radośnie oznajmi, iż pójdzie nakablować na nas do Dylana i będziemy mieli opierdol. W tym tempie Martin i Wood zauważą, co my robimy, bo za długo stoimy przy samochodzie i w dodatku robimy nie mały hałas naszą rozmową.
- Chcieliście ukraść ten radiowóz beze mnie?! – wrzasnął po chwili Thomas, który domyślił się, co chcemy zrobić i wściekle na nas spoglądał. – Co z Was za przyjaciele?!
- Chcesz z nami jechać? – spytałem niepewnie i nie wiedziałem, jak mam się zachować w tej sytuacji i czy taka propozycja z mojej strony była odpowiednia.
- Tak! – krzyknął uradowany i podskoczył z radości, klaszcząc przy tym w dłonie. Liam ucieszył się i przytulił blondyna. Byli bardzo radośni i wręcz nie mogli się od siebie odkleić.
- To ładuj się z Theo na tył. – powiedziałem i niczym struś pędziwiatr Thomas znalazł się przy tylnich drzwiach, a Liam siadł obok mnie z przodu. W pośpiechu wsiedliśmy do radiowozu i zobaczyłem, że w stacyjce są kluczyki. Uruchomiłem silnik, po czym wbiłem pierwszy bieg i mogliśmy w spokoju jechać przed siebie.
- Kurwa, Martin! – usłyszałem krzyk Wooda. – Podjebali nam radiowóz!
- Jak już go zajebali, to chodź się napić. – powiedział jego przyjaciel i dalej nie przysłuchiwaliśmy się ich rozmowie, bo byliśmy zbyt podekscytowani tym, że ukradliśmy radiowóz. Theo i Thomas siedzieli z tyłu i od razu złapali wspólny język i zaczęli się wydurniać i śmiać, jak by byli najlepszymi przyjaciółmi. Liam siedział obok mnie, a jego lubieżna rączka wędrowała po moim udzie, a ja poczułem że robię się twardy. Spojrzałem na niego, a on oblizał usta i widać było, że jest cholernie napalony. To będzie ciekawa noc...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top