Rozdział 39.

Miało nie być rozdziału, ale jednak jest, bo mnie natchnęło, więc miłego czytania i dobranoc! ♥

Perspektywa: Liam.

Zobaczyłem, że przed moim domem stała Brenda. Czułem, że ogarnia mnie fala złości. Tak, to była ta sama sucz, która bezprawnie weszła na moje terytorium i próbowała odebrać mi mojego Brett'a.

W sumie to nigdy nie będzie do końca mój.

Wkurwiłem się, gdy zobaczyłem jej paskudną mordę, a w szczególności, gdy nie była tutaj sama. Wściekły wyszedłem na zewnątrz i chciałem rozprawić się z nimi raz na zawsze. Nikt nie będzie bezcześcić tego świętego miejsca.

- Czego chcesz, szmato? – spytałem groźnie i obdarowałem całą trójkę nienawistnym spojrzeniem.

- Zemsty. – odpowiedziała i uśmiechnęła się perfidnie, a w jej oczach widziałem chęć czystego mordu. Spojrzałem na jej koleżanki, które wyglądały, jak by zaraz miały się na mnie rzucić.

Ja Ci kurwa dam zemstę, szmato.

Przez chwilę się zląkłem, lecz tak naprawdę miałem świadomość tego, że to ja jestem na wygranej pozycji, ponieważ w domu jest Brett.

Nie do końca jednak jestem pewien, czy chłopak stanąłby po mojej stronie, a nie po ich...

Obdarowałem ją jadowitym spojrzeniem, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Byłem gotowy do walki z nią.

- Jestem na swoim terytorium. – fuknąłem. – Nie wygrasz ze mną, tępa pizdo, więc wypierdalaj, pókim litościwy.

Usłyszałem śmiech dziewczyn, który był na tyle szyderczy, że przez chwilę zwątpiłem w to, czy wilkołak kiedykolwiek wybrałby mnie, a nie je. Z Brett'em nigdy nie łączyły mnie zażyłe relacje, wręcz przeciwnie. Nie lubiliśmy się i na każdym kroku wyzywaliśmy, więc szczerze powiem, że nie liczę, iż on kiedykolwiek mnie poprze.

- Przyszłam po Brett'a i bez niego nie wyjdę. – powiedziała surowym głosem i stanęliśmy twarzą w twarz.

- A ja bez walki Ci go nie oddam. – warknąłem, a moje oczy poczerwieniały w napływie złości. Brendy podobnie.

Brett i jego seksowny tyłeczek są moje! Tylko i wyłącznie!

- Dziewczyny, brać go! – powiedziała, a ja natychmiast poczułem jak wampirzyce boleśnie wykręcają mi ręce.

- Puśćcie mnie natychmiast! – krząknąłem. – To boli!

- Jesteś tylko problemem. – rzekła po chwili. – A problemy się unicestwia.

Perspektywa: Brett.

Wkurwiony poszedłem się wykąpać na górę, ponieważ Liam znowu mnie zdenerwował. Czy ten mały gnojek nauczy się w końcu mnie szanować? Mam czasami dość jego humorków. Najchętniej, to bym go wywalił z domu i nigdy więcej nie oglądał na oczy.

Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w czarne rurki i buty za kostkę. Popsikałem się ulubionymi perfumami i wytarłem w pośpiechu włosy. Zobaczyłem, że za oknem jest Brenda z koleżankami, więc nie wiele myśląc zszedłem na dół zapominając założyć koszulkę.

Gdy znajdowałem się na schodach to usłyszałem, że Liam zaczął krzyczeć, aby dziewczyny go puściły. Nie rozumiałem, o co chodzi.

- Przestańcie! Dlaczego mi to robicie?! – dodał po chwili głośniej, a w jego głosie mogłem usłyszeć strach, a mnie zamurowało. Zatrzymałem się, a moje oczy zrobiły się intensywnie żółte, ponieważ poczułem dziwnie intensywny zapach chemikaliów w powietrzu.

Liam potrzebuje mojej pomocy.

Postanowiłem nie czekać ani chwili dłużej. Energicznie kierowałem się w stronę drzwi i z impetem je otworzyłem. Nie miałem zamiaru być ani trochę delikatny. Nie po tym, co usłyszałem. Niech ta pierdolona zdzira nie myśli sobie, że bezkarnie będzie go bić. Zobaczyłem, że jakieś dwie szmaty wykręciły boleśnie Liamowi ręce, które najprawdopodobniej miał złamane. Chłopak był cały mokry. Spojrzałem na Brendę, która perfidnie się uśmiechała, lecz gdy mnie zobaczyła, to jej uśmiech jak by złagodniał.

Nikt nie ma prawa go kurwa krzywdzić!!!

- Co tu się dzieje?! – krzyknąłem pełnym nienawiści i wściekłości głosem. Spojrzałem na wampira, który miał czerwone ślady na policzkach. Widziałem, że płakał, klęczał, a te dwie dziewczyny trzymały go tak, jak by jego życie nie było nic warte.

- Brett... - powiedziała i chciała do mnie podejść, lecz jej na to nie pozwoliłem.

- Zbliż się do mnie choćby o dodatkowy milimetr, a pożegnasz świat szybciej, niż zdążysz policzyć do trzech. – zagroziłem, a ona nie odważyła się zrobić kroku dalej.

- Przyszłam po Ciebie. – rzekła po chwili i uśmiechnęła się do mnie, ja zrobiłem zdziwioną i zdezorientowaną minę. – Jesteśmy dla siebie stworzeni. Uciekniemy stąd daleko i będziemy tworzyć idealną parę. Będziemy razem najszczęśliwszą parą na całej ziemi...

- Pojebało Cię?! – wrzasnąłem i dosłownie mnie zamurowało. Tą laskę chyba piorun pierdolnął, bo gada takie bzdury, że uszy więdną. – Nigdzie z Tobą kurwa nie idę!

- Brett... - rozpoczęła surowym i pełnym reprymendy głosem. Jeśli spróbuje mnie w jakikolwiek sposób pouczać, to zginie na miejscu. Nikt nie ma prawa tego robić. No może oprócz jednej osoby. – Ja wiem, że ten psychiczny pedał ogranicza Ci wolność, ale nie musisz się już niczego więcej obawiać, ani powstrzymywać swojej miłości do mnie. Przyszłam, aby uwolnić Cię od problemu, jakim jest ten tu.

Dziewczyna wskazała palcem na Liama, którego wzrok wyrażał strach przed nimi. Popatrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, które wręcz błagały mnie o pomoc.

- Ciebie pojebało nagle, czy jesteś spierdolona od urodzenia? – spytałem z zaciekawieniem, bo nie wiem, czy można się urodzić z takim spierdoleniem umysłowym jakie reprezentuje Brenda i ledwo powstrzymywałem się od tego, aby nie urwać jej łba, w którym i tak nie było mózgu, który zagubił się w jakiejś dzikiej akcji. – Nie odpowiadaj, bo Twój ryj mówi sam za siebie, że z myśleniem jesteś na bakier i nie sądzę, abyście kiedykolwiek się polubili na tyle, abyś była mądra, czy też inteligentna.

- Insynuujesz coś? – zapytała wściekle, a jej oczy pociemniały.

Ja pierdolę, nie wierzę w jej możliwości myślowe.

- W tym momencie wtargnęłaś na mój teren. Denerwujesz mnie swoim paskudnym ryjem. Krzywdzisz chłopaka, który tutaj mieszka i jest moim przyjacielem, i jeszcze śmiesz twierdzić, że jesteśmy dla siebie stworzeni. – powiedziałem oburzony. – Dla Twojej wiadomości, to jestem gejem i nie zmienię swojej orientacji, szczególnie, że masz szkaradny ryj, a Twoja rozjebana szpara w żaden sposób mnie nie kręci i kręcić nie będzie, bo to nie żadna przyjemność wkładać penisa w powietrze. A teraz wypierdalaj, nim stracę cierpliwość.

Moje słowa najprawdopodobniej uderzyły w dziewczynę niczym buldożer wprost w cienką ścianę, ponieważ spojrzała na mnie gniewnie, a następnie pokiwała lekko głową w stronę swoich koleżanek.

- Skoro tak stawiasz sprawę. – powiedziała oschle wymieniając ze mną jadowite spojrzenia. – To się pierdol.

- Będę. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się podstępnie i całkiem perwersyjnie. – Ale na pewno nie z Tobą. Jesteś zbyt brzydka i zbyt luźna.

Dziewczyny spojrzały na mnie gniewnie, a oczy Brendy zmieniły barwę na jeszcze bardziej intensywniejszą.

- Skoro nie będziesz się pieprzyć ze mną, to z tym pedałem tym bardziej. – warknęła rozjuszona niczym dziki kojot. Nim zorientowałem się, że dziewczyna trzymała w ręku kanister z benzyną, którego autentycznie wcześniej nie zauważyłem, to ona zdążyła pstryknąć pokrętło w zapalniczce i zablokowała ją.

Spojrzała mi prosto w oczy, a po jej uśmiechu wywnioskowałem, że ona nie cofnie się przed niczym. Rzuciła w niego zapalniczką z otwartym ogniem, a chłopak stanął cały w płomieniach, a dziewczyny niemal od razu go puściły, aby się nie poparzyć.

- LIAM! – krzyknąłem jak oszalały i usłyszałem szyderczy śmiech Brendy. Zignorowałem jej osobę totalnie, a także jej słowa, ponieważ w tym momencie bardziej liczyło się dla mnie jego życie, niż zabicie tych trzech kurw, co mogę uczynić później i nie będę znał dla nich litości. Był dla mnie w tym momencie priorytetem i nic nie powstrzyma mnie przed uratowaniem go.

- Mówią, że z problemami najlepiej się przespać, lecz ja wolę problemy likwidować. – dodała z suczym tonem i wyrazem twarzy, a następnie wściekła opuściła naszą posesję zabierając ze sobą swoje paskudne koleżanki.

Nie wiedziałem, co mam robić, bo kurwa nigdy jeszcze nie znalazłem się w tak stresującej i niebezpiecznej sytuacji. Liam cały płonął, krzycząc przy tym z bólu i błagając o jakąkolwiek pomoc, a ogień praktycznie tańczył na jego ciele, zadając mu przy tym ogromny ból. Panikowałem razem z nim i próbowałem jak najszybciej coś wymyślić.

Gaśnica, kurwa w garażu!

Pomyślałem bez żadnego ładu i składu, i wbiegłem wręcz w drzwi garażowe, totalnie je rozwalając, ale nie było to w tym momencie ważne. Zobaczyłem czerwony przedmiot na ścianie i natychmiast go wziąłem, wyrywając metalowe uchwyty.

Liam biegał po podwórku, a także wił się w spazmach bólu oraz niemiłosiernie głośno krzyczał, a jego ból wręcz rozrywał moje serce na kawałki. Podbiegłem do chłopaka z gaśnicą, którą natychmiast uruchomiłem i po kilku chwilach leżał na ziemi cały pokryty pianą i na szczęście już się nie palił. Na chwilę uspokoiłem się, ponieważ ogień nie zagrażał jego życiu. Wiedziałem, że wampiry giną poprzez spalenie, co trwale i na zawsze je unicestwia. Zgarnąłem z niego pozostałości piany i zobaczyłem, że jego ciało jest całe poparzone. Ubranie, które na sobie miał wręcz wtopiło się w jego skórę tworząc z nią jedną całość, podobnie jak włosy. Ten widok był najgorszym, jaki mogłem ujrzeć w swoim życiu.

- L-L-Liam? – spytałem drżącym głosem i bałem się go dotknąć, aby nie wyrządzić mu dodatkowej. Moje serce biło jak oszalałe, a do moich oczu napłynęły łzy.

Kurwa, on nie może umrzeć! Nie może! Nie! Nie! Nie! Boże, błagam! Nie pozwalam na to!!! Co tu się kuźwa dzieje?!!! To chyba jakiś pojebany sen!!!

- K-k... - chciał coś powiedzieć, lecz z trudem mu to szło, a ja wcale mu się nie dziwiłem. Przyłożyłem ucho do jego ust i chciałem dowiedzieć się, co próbuje mi przekazać.

- Skarbie, co się dzieje?! Co chcesz powiedzieć?! – pytałem i nawet nie zorientowałem się, że zwróciłem się do niego skarbie. Nic nas przecież nie łączyło, wiec nie mam pojęcia, dlaczego tak powiedziałem, ale nie było to w tym momencie ważne.

Liam umiera, a ja mam tylko kilka minut na uratowanie go.

- K-k-kr... - chłopak ponownie spróbował wypowiedzieć jakieś słowo, ale był tak slaby, że nie był w stanie.

Ja pierdole, co ja mam zrobić?!

Spanikowany podniosłem się energicznie na nogi i poruszałem się po trawie i próbowałem się domyśleć, co on chciał mi powiedzieć.

Myśl, Brett, ty kurwo, myśl!!!

- Ja pierdole! – krzyknąłem i byłem coraz bardziej spanikowany, bo Liam umierał, a ja miałem pustkę w głowie i zapomniałem wszystkiego, czego nauczyłem się przez całe swoje życie. Nie wiedziałem nawet, jak się nazywam. Bez chwili namysłu nad swoimi poczynaniami, wziąłem chłopaka na ręce i wbiegłem do swojej sypialni układając go na łóżku.

KREW!

Kurwa, olśniło mnie, gdy przypomniałem sobie, że jest wampirem. Ponownie udałem się na dół i wyjebałem się po drodze tak, że prześlizgnąłem się po blatach kuchennych i z impetem upadłem na podłogę przed lodówką. Otworzyłem ją natychmiast i zobaczyłem, że nie ma tam ani jednego woreczka z krwią.

Kurwa jego jebana pierdolona w dupę mać zasrana Teresa i Brenda!

Zapomniałem, że te cholerne szmaty wypiły całą krew, a ktoś od nas z domu poszedł właśnie uzupełnić zapasy. Jasna cholera, dlaczego ja mam takiego pecha?!

- I co ja mam teraz zrobić?! – wrzasnąłem na cały dom łapiąc się za włosy, których omal nie wyrwałem sobie z głowy. Nie byłem w stanie na szybkiego załatwić żadnej krwi, bo mieszkaliśmy na zadupiu i dotarcie do szpitala, albo zgarnięcie jakiegoś człowieka zajęłoby mi zbyt dużo czasu, a Liam przez ten okres mógłby umrzeć. Kurwa, na pewno by umarł! Zostało mi zapewne kilka minut! Znowu pobiegłem do Liama na górę. Zobaczyłem, że chłopak dalej leżał bez ruchu na moim łóżku. Podszedłem do niego i ujrzałem, że jego skóra była dalej w takim samym stopniu wypalona jak przed tym, gdy udałem się na dół do kuchni.

Ja pierdole on się nic nie regeneruje!!! Kurwa pomocy!!!

- Liam! – powiedziałem i położyłem się obok niego. Spojrzałem na jego twarz, która była cała w bliznach po poparzeniach. Chłopak otworzył oczy, które były zaszklone, a ja rozryczałem się z niezwykłą intensywnością, pierwszy raz w swoim nędznym życiu.

- Nie umieraj, błagam no! – krzyknąłem i przytuliłem go. – Nie zostawiaj mnie, Liam!

Przytuliłem go mocno i próbowałem jakoś otrząsnąć się ze swojego stanu, ale kurwa nie potrafiłem. Nigdy w życiu tak się nie bałem, jak teraz. Wpadłem po chwili, całkiem z nienacka na bardzo genialny pomysł.

- Liam. – powiedziałem łagodnie, ale stanowczo. Chłopak ostatkiem sił spojrzał mi prosto w oczy. Nie regenerował się, był mocno osłabiony i cały poparzony. Potrzebował tylko jednej rzeczy, aby móc wyzdrowieć. Umierał w męczarniach, a ja nie mogłem na to pozwolić i zdecydowałem się na coś, czego dla kogoś innego bym nie zrobił, choćby nie wiadomo co się działo. On jest wyjątkiem. – Ugryź mnie.

- C-c-c... - chciał coś odpowiedzieć, lecz ja mu przerwałem. Nie chciałem, aby tracił ostatnie siły.

- Ugryź mnie, Liam. – powiedziałem ponownie wciąż patrząc mu w oczy. – Napij się mojej krwi i pij jej tyle, ile potrzebujesz. Nie przejmuj się mną, ja sobie poradzę. Teraz liczysz się ty i Twoje życie, które nie jest mi obojętne, więc błagam, kurwa mać, ugryź mnie i żyj.

Ostatnie zdanie praktyczne wykrzyczałem, a z moich oczu znowu płynęły łzy. Wziąłem chłopaka w ramiona i wygodnie ułożyłem się na plecach, tak, że opierałem się o poduszki, a jego położyłem na sobie tak, aby jego głowa znajdowała się tuż przy moim tętnie na szyi. Przycisnąłem jego usta do swojej szyi i czekałem na jego ruch.

Liam był wykończony. Czułem na swojej skórze jego delikatne usta. Przybliżył się do mnie, aż w końcu po wielu próbach poczułem, jak wbija we mnie kły. Syknąłem i zignorowałem swój ból.

Dla niego zniosę wszystko. Nie pozwolę mu umrzeć.

Chłopak zaczął wysysać ze mnie krew, a ja czułem, że to cholernie boli, ale nie przejmowałem się tym. Z czasem i z coraz większą ilością, jaką spożył, jego ciało zaczęło się regenerować. Zobaczyłem, że jego włosy ponownie odrosły, a jego twarz zagoiła się. Na jego ciele zanikały paskudne blizny zadane przez ogień i znowu zaczynał odżywiać. Poczułem, jak jego dłoń ujmuje moją szyję z drugiej strony, a zamiast nieprzyjemnego bólu, po moim ciele rozeszła się fala kurewsko przyjemnego ciepła. Zacząłem sapać z rozkoszy i nie wiedziałem, co się ze mną działo, szczególnie, że spodnie cholernie mnie uwierały.

Spojrzałem na Liama, który był całkowicie nagi, ale na szczęście jego ciało zagoiło się cało. Chłopak miał przymknięte oczy i wcale się nie dziwiłem. Musiał jeszcze trochę czasu poleżeć i całkowicie się zregenerować. Położyłem go wygodnie obok siebie, a następnie wstałem z łóżka i zakręciło mi się w głowie. Upadłem na podłogę i po chwili znowu byłem na nogach, lecz miałem problemy z utrzymaniem równowagi. Zdjąłem z siebie buty, skarpetki oraz spodnie i położyłem się obok wampira. Nie miałem siły iść przebrać się w piżamę.

Wtuliłem chłopaka w swoją klatkę piersiową, a następnie mocno go przytuliłem. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd, że nic mu nie jest i wyszedł z tego cało. W tym momencie zapomniałem o wszystkim, nawet o tym, że wkurwia mnie codziennie kilkanaście razy na dzień. Moje powieki same się zamykały, a ja byłem mocno osłabiony i odczuwałem znaczny brak mojej krwi, lecz miałem na to wyjebane, ponieważ ona była bardziej potrzebna Liamowi, niż mi.

- Nigdy nie pozwoliłbym Ci umrzeć. – wyszeptałem głosem pełnym przekonania, a następnie zmęczony całym tym dniem usnąłem z myślą, że Liam jest bezpieczny, a jego życiu już nic nie zagraża. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top