Rozdział 36.

drugi na dziś, moje kochany skarby ♥
miłego czytania!

Perspektywa: Thomas.

Siedziałem kilka godzin w domu i rozmyślałem nad tym wszystkim, co się działo. Słyszałem w między czasie kłótnię Brett'a i Minho, w której to przyjaciele pożarli się ponownie o bałagan w domu. Minho wściekł się na przyjaciela i wyszedł na spacer pozostawiając Brada samego. Mój przyjaciel posiedział ze mną chwilę, a potem postanowił udać się do punktu oddawania krwi i chciał zajumać nam kilka woreczków, bo te dwie małpy wszystko wypiły. W efekcie w domu pozostałem ja, Brett oraz Liam. Doszedłem do wniosku, że nie będę słuchał ich głupich wzajemnych docinek, więc wyszedłem z domu i postanowiłem, że zrobię sobie wycieczkę poza miasto.

Miałem dość wszystkiego i wszystkich. Musiałem przemyśleć sobie kilka bardzo ważnych dla mnie spraw. Dylan w końcu wyznał mi swoje uczucia, byliśmy przez bardzo krótką chwilę parą, lecz ja byłem zmieszany i nie wiedziałem, jak mam postąpić, po tym, co od niego usłyszałem. To znaczy, nie chodzi o to, że nie chciałem z nim być. Pragnąłem go. Bardzo. Ale on mnie zdradził z Pierdolesą. Pozwolił jej się pocałować. To było nagłe, nieoczekiwane. Nie spodziewałem się, że chłopak nie będzie chciał mi tego powiedzieć, że będzie chciał to ukrywać przede mną. On nie chciał być ze mną szczery. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja mu zaufałem i się zawiodłem. A on nie zawahał się mnie okłamać. Gdyby nie to, że się nie zrozumieliśmy, to nigdy bym się nie dowiedział.

A może nie powinienem był dawać mu kosza?

Z Dylanem w prawdzie relacje się ociepliły od czasu skoku z urwiska, aczkolwiek dla mnie dalej był zarozumiałym, egoistycznym bez serca dupkiem, bo w końcu, kto normalny jest w związku, a potem ma inną na boku? Co gorsza dziewczynę. Fu.

Powiedział ten, co 123 lata kochał Annę. Ale to było dawno. Teraz zmieniłem orientację.

Myślałem, że Dylan mnie kochał. Po tym, jak mnie traktował, kilkakrotnie uderzył i upokorzył, nie wiedziałem, czy powinienem był mu wierzyć, czy może jednak postąpiłem słusznie odrzucając go?

A co jeśli on tylko się mną bawi? A może to gra, w której wygraną jest rozkochanie mnie w sobie, a potem paskudne upokorzenie?

Przecież on już mnie upokorzył. Rozkochał, zdradził i twierdził, że przesadzam. Bolało mnie to. Moje serce rozsypało się na drobne kawałki. Dostrzegłem w między czasie, że relacje Minho i Brada się naprawdę szczere i ciepłe. Wilkołak zakochał się w mim przyjacielu i z wzajemnością. Brett i Liam cały czas się kłócili, ale widziałem, że potajemnie na siebie zerkają. Coś czuję, że między tą dwójką też jest jakaś chemia pomimo tego, że wyzywają się w najlepsze. W końcu od nienawiści do miłości.

A co ze mną? Cóż, Dylan to Dylan. Jest sadystyczny, perwersyjny i na pewno nie potrafi kochać.

Bo gdyby potrafił, to nie dałby się pocałować Teresie.

Pamiętam scenę nad urwiskiem. To on mnie szukał, to on się o mnie martwił, to on płakał razem ze mną, to on za mną skoczył i to on mnie uratował.

Ale to on mnie również skrzywdził.

Nie miałem pojęcia, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiem, czy to gra, czy jest to szczere z jego strony. Nie wiem, czy byłbym w stanie z nim być. Obiecałem sobie wtedy na plaży, że dam mu szansę, ale chyba nie potrafię. Zaufałem raz, ale drugi tego nie zrobię.

Czy jeśli mu zaufam, to czy on ponownie mnie zrani?

Nie wiedziałem, czy powinienem to zrobić. Serce krzyczało „tak", lecz rozum krzyczał „nie".

Spojrzałem w górę i zastawiałem się, co by zrobiła Anna. Czy powinienem mu oddać swoje serce całkowicie? A może on jednak mówił prawdę i to wszystko była wina Teresy tylko i wyłącznie? A co jeśli on tylko się w ten sposób broni zganiając na nią całą winę? A może... Nie wiem, co mam o tym sądzić. Teresa w końcu przystawiała się do niego, groziła, że Dylan będzie jej, ale on nie odtrącał czułości dziewczyny. Wręcz przeciwnie. To on na mnie nakrzyczał, że ją uderzyłem, pomimo tego, że jej się należało. Uwierzył jej, a nie mi... I co ja mam teraz zrobić? Boję się mu ponownie zaufać, bo czuję, że nie jest tego godzien. Nie widziałem całego zdarzenia, więc ciężko mi jest ocenić.

A co jeżeli przeceniłem go i zrobiłem z Dylana bydlaka, który nie potrafi kochać?

Ale przecież on taki jest. Dylan nie potrafi kochać, ani tym bardziej być wiernym. Biłem się dość długo ze swoimi myślami. Nie wiem, czy potrafię kogoś kochać. Nie wiem, czy to, co czuję do szatyna, to tylko zwykłe zauroczenie i pożądanie, czy może jednak coś by z tego faktycznie było?

Zauważyłem, że zaczyna się ściemniać, a las o tej porze jest niebezpieczny, szczególnie, że pełno jest ostatnio w okolicy wilkołaków. Zapuściłem się dość daleko od domu, więc chciałem zawracać, lecz poczułem woń aromatycznie pachnącej krwi, która niemal natychmiast mnie odurzyła.

Samiec alfa.

Zaciągnąłem się tym cudownym zapachem i natychmiast do mnie dotarło, dlaczego tak reaguję.

To był on. Bez wątpienia, bez dwóch zdań.

Dylan jest w niebezpieczeństwie.

Pomyślałem i postanowiłem wyostrzyć swoje zmysły. Wyczułem, że wilkołak znajduje się jakiś kilometr lub dwa ode mnie. Usłyszałem, że nie jest sam. Z rozmów pomiędzy sobą wywnioskowałem, że jest więziony przez bandę wampirów, których było może z dziesięciu, może i nawet więcej, ciężko stwierzić oraz trzech ludzkich łowców, których bicie serce słyszałem aż tu.

Dobrze, że nie jestem wykrywalny przez inne wampiry.

Stałem jeszcze chwilę w lesie i przysłuchiwałem się z zaciekawieniem, czego od niego chcą.

- Słuchaj, skurwiu. – powiedział jakiś męski głos. – Jeszcze raz zapytam i tym razem nie będę tak miły jak wcześniej, czaisz?! Gdzie jest kurwa Minho?!

- Nigdy Ci tego nie powiem, kretynie. – warknął Dylan. – Wolę umrzeć, niż wydać kogoś mi bliskiego!

- Powiedz nam to Cię oszczędzimy. – wtrącił inny mężczyzna.

- Być może Jeff w końcu będzie zadowolony, bo na razie to ma ochotę nas rozszarpać. – wtrącił jakiś chłopak.

- Ale waleczny się zrobiłeś, Dyluś. – prychnęła kobieta, którą okazała się być Teresa..

Co do chuja?! Teresa?! O chuj tu chodzi?

– Chyba mało Ci przywaliliśmy. Zapłacisz mi za to, że odtrąciłeś mą miłość. Jak ja nie mogę Cię mieć, to nie będzie miał nikt, czaisz? – dodała.

- Kocham Tommy'iego, a nie Ciebie! – krzyknął. – Wolę umrzeć, niż z Tobą być, suko!

- Zamknij się. – warknęła i usłyszałem, jak Dylan po chwili krzyczał z bólu.

- Ja w odróżnieniu od was, tchórze, mam odwagę walczyć. – powiedział. – Jeff miał rację, że wszyscy Cię nienawidzą, Piedoleso. Jesteś żałosną imitacją wampira i w dodatku śmierdzisz. Jesteście zjebane z Brendą, ale jak to mówiąc, baba bez bolca dostaje pierdolca, więc idźcie się jebać, chyba, że nie macie z kim i wcale bym się nie zdziwił, bo patrząc na wasze twarze, to aż odechciewa się człowiekowi być hetero.

- Nie Twój interes, pierdolony psie, z kim sypiamy! – fuknęła rozjuszona Brenda. – A teraz słucha mnie kurwa uważnie. Minho upokorzył Jeff'a, a on nie wybacza. Zlecił nam porwanie go, ale Ci idioci się pomylili i trafiłeś tutaj. W sumie to ja i Teresa byłyśmy na dobrej drodze, gdyby nie dwa pierdolone wampiry od was z domu. Mogłyśmy od razu ich przebić kołkiem, to by nam się udało uśpić Minho i przyprowadzić tutaj. A Brett byłby kurwa mój i niczyj więcej. Mam zamiar odzyskać zaufanie Jeff'a, więc gadaj pierdolony śmieciu, gdzie znajdę tego zasranego Chińczyka!

- Z resztą, jeden chuj, jak zabijemy Ciebie, to Minho będzie cierpiał, a o to chodziło Jeff'owi. – usłyszałem męski głos.

- Nie pozwalam! – wtrąciła Teresa. – Nie będziesz go kurwa zabijać!

- Jeff kazał! – warknął.

- Chuj w Jeff'a! – huknęła tak głośno, że prawie wyjebało mi bębenki uszne. – DYLAN JEST MÓJ!

- Dobra, uspokój się Miss Złości. – sarknął.

- Ej, ale Jeff nie kazał go zabijać. – wtrącił jakiś facet.

- No właśnie piździelcu! – warknęła rozjuszona Teresa. – Nie dość, że jesteś debilem, to jeszcze w dodatku głucholcem!

- Złapiemy tego pedała Brada i będziemy go torturować. Wtedy Minho pęknie serce, a Jeff nam wybaczy i będzie zadowolony. – powiedziała Brenda.

- Świetny pomysł. – powiedziała jakaś dziewczyna, której imienia nie znałem.

- Tereso, weź srebrny sztylet, a ty Brendo, weź płynne srebro. – polecił któryś z łowców, którzy jak się okazało, przyszli na pomoc wampirom, bo Ci zjebali jakąś akcję. – Jak nie potrafisz gadać i tak bardzo nie chce wydać przyjaciela, to już my Cię zmusimy.

- Pocierpisz trochę z otwartymi ranami... – dodała zadowolona Brenda. – Zapłacisz Teresie za to, że ją teraz ośmieszyłeś...

- A płynne srebro nie pozwoli Ci się zagoić... – uzupełniła jej wypowiedzieć Teresa.

- Może wtedy będzie gadać, szmato. – dodał łowca.

Perspektywa: Dylan.

Siedziałem prawie dobę związany i miałem już serdecznie dość. Oni są jacyś psychiczni. Porwali mnie i ogłuszyli. Nie byłem w stanie się obronić. Kiedy się obudziłem, wszystko mnie bolało jeszcze bardziej. Wprowadzili płynne srebro do mojego krwioobiegu, które wręcz paraliżowało mnie od środka i czułem, jak by ogień wędrował w każdej żyle w mym ciele. Wiedziałem, że Minho lubi pakować się w kłopoty, ale teraz definitywnie przesadził. Jeśli wyjdę z tego cało, to na pewno sobie z nim o tym pogadam. I przy okazji wpierdolę. A co! Mam nadzieję, że jeżeli uda mi się stąd wydostać, to przysięgam, że poznają mój gniew. Miałem ochotę ich wszystkich zagryźć, a w szczególności tą cholerną Pierdolesę, która definitywnie przegięła. Podstępem wdarła się do mojego domu, przez nią Tommy ze mną zerwał, a teraz ubzdurała sobie, że będę jej. Już wolałbym umrzeć, niż związać się z taką osobą, jak ona.

- Jesteście jebany tchórzami! – krzyknąłem energicznie. Miałem ich dość i było mi już wszystko jedno, co się ze mną stanie. Wycierpiałem sporo i nie widziałem szans, że kiedykolwiek się stąd wydostanę. Wolę zginąć, niż oddać się Teresie. Łańcuchy, którymi byłem skrępowany boleśnie ocierały się o moje ciało, a srebro, jakim mnie nafaszerowali znacznie mnie osłabiło uniemożliwiając teraz już jakikolwiek ruch.

- Zakneblujcie ponownie tego debila, bo nie mogę go słuchać. – powiedział jakiś nieznany mi wampir i po chwili poczułem, jak Teresa boleśnie zawiązuje mi usta czarną chustką, która zdjęła niedawno na chwilę.

Wredna suka. Niech zdycha w męczarniach.

- Nie martw się, piesku. – rzekła Brenda i spojrzała mi w oczy z podstępnym uśmiechem. – Jesteśmy przygotowani na zabawy z Tobą. Nie lubię jak ktoś drwi z mojej przyjaciółki.

- My się niczego nie boimy. – powiedział pewny siebie przywódca tej szurniętej zgrai wampirów. Już miałem go serdecznie dość, bo zgrywał kozaka, a tak naprawdę był jednym wielkim cwelem, który nie potrafi wykonać najprostszego zadania. Widziałem, jak trząsł portkami przed Jeffe'em.

- Skoro tak, to zmierzcie się ze mną.

Usłyszałem dobrze znany mi głos i po prostu zamarłem. Spojrzałem przed siebie. Drzwi od pustostanu z impetem się otworzyły, a w nich stał mój piękny blondyn. Byłem zdziwiony i myślałem, że mam jakieś halucynacje po tej dawce srebra. A może to sen? A może oni mnie czymś jeszcze dodatkowo nafaszerowali i teraz mam zwidy?

Tommy? Co on tutaj robi? Czy on jest prawdziwy? A może to moja bujna wyobraźnia płata sobie ze mnie figle?

- Co kurwa?! Co ten skurwiel tu robi?! – krzyknęła rozjuszona Brenda i spojrzała zmieszana całą tą sytuacją. Zauważyłem, że cała gromada z zaciekawieniem i postawą gotową do walki obserwowała każdy ruch blondyna.

Boże, to on. To naprawdę on. Nie przewidziało mi się. Kurwa, Tommy przyszedł mnie uratować.

- Kto kurwa jest? – zapytał dowódca mafii wampirów i był nader zszokowany tym, co zobaczył. Nie spodziewał się, że Tommy przyjdzie mnie uratować. Nie tylko on.

- Wasz mroczny żniwiarz. – odpowiedział, a w jego głosie nie słychać było żadnej litości. Ton był lodowaty i pełen nienawiści. Jeszcze nigdy nie słyszałem w nim tyle agresji. Przyglądałem mu się z zaciekawieniem.

Tommy wszedł powolnym krokiem do środka, trzymając ręce w kieszeniach od spodni, uśmiechając się złowrogo i perfidnie.

Cholera, jak on pięknie wygląda. I to jest ten mój spokojny aniołek?

- Złapcie i zabijcie. – rozkazał przywódca wampirów. Przestraszyłem się nie na żarty, bo wiedziałem, do czego oni są zdolni.

Zobaczyłem, jak dwóch wampirów rzuca się energicznie na Tommy'iego i wybałuszyłem oczy ze zdziwienia, i równocześnie ze strachu. Bałem się o niego. Cholernie się bałem. Nie chciałem, aby cokolwiek mu zrobili.

Gdzie on jest?

Nie widziałem mojego pięknego seksiaka. Zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Rozejrzałem się dookoła i ani śladu blondyna.

- Gdzie ten pedał?! – spytała wściekła Teresa próbując go zlokalizować. Była zawzięta i widziałem, że chce zabić mojego skarba i czułem, że nie zawaha się przed niczym.

- Za Tobą. – odpowiedział łamiąc jej kark bez najmniejszego wysiłku. Głowa dziewczyny zrobiła obrót o 360 stopni, a ja prawie zwymiotowałem na ten widok. To było okropne i przeszły mnie ciarki. Niemniej jednak należało jej się. Wiedziałem, że to nie uśmierca na stałe wampira. Teresa obudzi się za jakieś kilka minut. Coś czuję, że Tommy zrobił to celowo i dziewczyna pożałuje tego, co mi zrobiła.

Pozostali krzyknęli i tylko obserwowali, jak Tommy porusza się z niebywałą prędkością po całym pustostanie, wyrywając karabiny z rąk łowców, którzy nieudolnie strzelali na oślep mając nadzieję, że trafią w blondyna. Brenda wkurwiła się i zaczęła wyzywać Tommy'iego, grożąc mu, że zabije go w męczarniach. Nie było widać nic, tylko rozmywające się plamy. Był niezwykle szybki i zwinny.

- Łapcie go! – rozkazał lider. – A ty przestań się drzeć i do roboty!

Zobaczyłem, że wampiry rozproszyły się po całym pustostanie w poszukiwaniu blondyna, który w sumie liczył dwa piętra. Był to jakiś stary magazyn.

Dostrzegłem kilkoro wampirów na pierwszym piętrze, dwójkę na drugim piętrze, a reszta kręciła się po parterze. Czułem przerażenie dwóch ludzkich łowców, a ich serce słychać będzie na końcu miasta.

Tommy pojawił się znikąd na środku całego magazynu i na jego twarzy nie malował się strach. Rozłożył szeroko ręce i zaczął się głośno śmiać.

Boże, on jest taki cudowny.

- Myślicie, że dacie mi radę? – zakpił z nich, a oni otoczyli go czekając na jego ruch oraz słuchając, co ma im do powiedzenia.

Chujowa taktyka polegająca na prowokacji wampira. Osobiście nie poleciłbym nikomu, ale w końcu, myślenie nie boli, choć w tym przypadku chyba jednak będzie odwrotnie.

- Myślicie, że możecie mnie pokonać? – powiedział i głośno się roześmiał spoglądając na nich z pogardą. – Nie dacie rady.

Jego głos był, kurwa, cholernie seksowny, ale stanowczy i pewny siebie.

Tommy jara mnie coraz bardziej. Nie znałem go od tej strony, ale muszę stwierdzić, że rola zimnego skurwysyna do niego cholernie pasuje. Gdybym nie był związany, to wziąłbym go tu i teraz.

Cóż, niestety, ale jestem związany, byłem torturowany, jestem ranny, a dookoła mnie są wampiry, które zadały mi mnóstwo cierpienia, a także niedaleko leży cielsko Pierdolesy, która próbowała mnie uwieść torturując mnie niemiłosiernie, a ja pomyślałem o tym, jak cudownie byłoby wziąć Tommy'iego na środku tego magazynu zamiast skupić się na tym, jak się stąd wyswobodzić.

Brawo Dylan, jesteś zboczeńcem i w dodatku debilem. Idealne połączenie.

- Czekam na wasz ruch. – rzucił im wyzwanie, a jego postawa była rozluźniona. Tommy wyglądał dzisiaj przepięknie, zresztą, jak zawsze. Uwielbiałem jego mroczny styl. Miał na sobie sznurowane buty za kostkę, czarne rurki, czarną koszulkę z nadrukiem i czarną, skórzaną kurtkę. Wampir nie wydawał się być w jakikolwiek stopniu przejęty ilością osób znajdującą się w tym pomieszczeniu.

Po chwili dostrzegłem, jak dwoje wampirów rzuca się na Tommy'iego na sygnał ich przywódcy. Przestraszyłem się, gdy to zobaczyłem.

Mój piękny blondyn zareagował natychmiast, jakby przewidział ich ruchy i zdawał się mieć nad nimi jakąś kontrolę. Nieszczęśnicy nadziali się wprost na jego dłonie, a ten bez najmniejszego trudu, bez żadnych skrupułów wyrwał im serca nawet się tym nie przejmując, że właśnie kogoś zabił.

Usłyszałem ponownie krzyk Brendy.

Tommy stał przede mną, uśmiechał się perfidnie i złośliwie. Bez żadnego szacunku rzucił serca na ziemię i obserwował, co się dzieje dookoła.

Cholera, takiego go nie znałem. Podoba mi się to.

- Tylko na tyle was stać? – prychnął. – Amatorszczyzna.

Nie czekając na ich decyzję, ani na żaden ruch, blondyn zniknął z mojego pola widzenia. Rozejrzałem się dookoła i jedyne, co mogłem dostrzec to przerażenie na ich twarzach.

Zobaczyłem, jak na ziemię upada ciało jakiejś kobiety z oderwaną głową. Po chwili upada kolejne ciało mężczyzny z wyrwanym sercem i połamanymi rękoma i nogami. Następnie do kolekcji dołączył młody chłopak, a właściwie to jego tułów, ponieważ głowa doturlała się do mnie i mogłem spojrzeć na jego wyraz twarzy. Myślałem, że zwymiotuję, ponieważ z głowy wystawał kawałek karku oraz jakieś żyłki i trochę mieśni, i lała się krew. Zebrało mi się na rzyganie, ale nie mogłem, bo miałem zakneblowane usta i najpewniej udusiłbym się swoimi wymiocinami. Tommy podbiegł do mnie i wziął stąd ten obrzydliwy łeb i wrzucił na stertę martwych ciał, a następnie rzucił się z impetem na jakąś dziewczynę, łamiąc ją w pół jak zapałkę, a potem oderwał jej nogi. Pozostałe wampiry zdawały się tym nie przejmować i każdy chciał ratować swoją dupę, lecz było to znikome działanie, bo przez Tommy'm nie da się ukryć.

Tommy w przeciągu czterech minut zdążył zabić sześć osób. Niezły wynik.

- Uciekamy! – dał sygnał przywódca reszcie jeszcze żyjących kompanów, lecz na nic to się nie zdało, ponieważ kolejne ciała zaczęły lecieć na ziemię niczym nic nie ważące szmaciane lalki. Blondyn nie przejmował się poszanowaniem ciał, ponieważ widziałem, jak na stertę martwych ciał lądowały oderwane dłonie, czasem oderwane całe ręce, oderwane nogi do kolana, czasami całe, wyrwane serca, a także inne wnętrzności, a przede wszystkim wszyscy mieli poodrywane głowy, bądź przełamane na pół tułowia.

Muszę przyznać, że widok był obrzydliwy i naprawdę powstrzymywałem się z całych sił, aby nie zwymiotować. Wszędzie czuć było krew i wnętrzności martwych osób. Spostrzegłem, że boss bandy chciał spierdalać jak najdalej stąd, ale Tommy sprytnie go złapał.

- Wybierasz się dokądś? – spytał Tommy z jadem w głosie łapiąc za gardło lidera wampirów. – Jestem od Ciebie starszy i silniejszy. Wiesz, że to głupota zadzierać ze znacznie mocniejszym od siebie wampirem?

- Puść go, kurwo. – syknęła Brenda przystawiając mu naładowany pistolet do głowy. – Zapłacisz mi za to, że zadzwoniłeś na Policję.

- Myślisz, że to mnie powstrzyma? – spytał i nie dając możliwości odpowiedzi, wyrwał broń z dłoni dziewczyny łamiąc jej przy tym rękę. Krzyknęła. Blondyn oderwał ją od tułowia i rzucił na górkę ciał.

- Zostaw ją. – warknął lider, a Tommy zmiażdżył mu gardło. Rzucił wampira na stertę pozostałych ciał.

- P-p-proszę, nie zabijaj mnie... - zaczęła łkać Brenda klękając przed nim i trzymając się za miejsce od oderwanej kończyny..

Żałosna szmata.

- Podaj mi choć jeden powód, abym miał tego nie zrobić. – odpowiedział pełnym lodu głosem i spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Nie miał litości. Nic go nie powstrzyma.

Dziewczyna nie odpowiedziała.

- Tak właśnie myślałem. – rzekł Tommy łamiąc jej kręgosłup, a następnie wyrwał jej serce rzucając nim na stertę martwych ciał dołączając do nich martwą kobietę.

Zobaczyłem, że blondyn wybiegł i po kilku sekundach dostrzegłem, jak przez drzwi ląduje dwoje łowców, którzy zwiali korzystając z okazji. Spostrzegłem również, jak Teresa zaczyna się powoli wybudzać, co trochę mnie zaniepokoiło, ponieważ mogła zrobić mu krzywdę. Nie miałem jak go poinformować i obawiałem się najgorszego.

Widać było, że mój blondynek nie miał litości, kiedy dwoje ludzi z impetem wylądowało przede mną, błagając go o przebaczenie. Chciał załatwić ich szybko, a to, że byli ludźmi, to i tak nie mógł za bardzo się nacieszyć torturowaniem, ponieważ zabić ich można praktycznie wszystkim. Złamał kark jednemu z łowców, a drugiego przełamał w pół jak zapałkę. Dorzucił ich ciała do powstałej sterty.

Tommy odwrócił się, a Teresa od razu wbiła mu w brzuch metalowy pręt przeszywając go na wylot. Krzyczałem jak mogłem, lecz niestety nikt mnie nie zrozumiał, ani też nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ byłem zakneblowany, co skutecznie uniemożliwiało mi odezwanie się.

Chłopak upadł na ziemię, a ja chciałem się mimo wszystko uwolnić i uratować go.

- Zajebie Cię, pedale. – warknęła wściekła dziewczyna. – Nie odbierzesz mi Dylana, wstrętna kurwo.

- To raczej ja zajebie Ciebie. – odpowiedział i wyciągnął sobie metalowy pręt z brzucha, lecz dziewczyna wbiła w niego igłę i wstrzyknęła płynne srebro. Tommy krzyknął, lecz ono nie robiło mu krzywdy, bo wampira można zabić drewnem lub poprzez spalenie. Trochę się uspokoiłem, lecz zmroziło mnie, gdy Teresa połamała krzesło i rzuciła się na chłopaka z kawałkiem drewna.

Umrę zaraz ze strachu.

Tommy sprytnie uniknął jej ciosu i odsunął się od niej. Trochę opadł z sił, ponieważ ona skrzywdziła go. Nie był już tak mocny jak kilka minut temu, lecz wciąż zdawał się być silniejszy od wampirzycy. Teresa była nieugięta. To jakaś wariatka, która nie cofnie się przed niczym.

- Zabiję Cię, a Dyluś będzie na zawsze mój! – wrzasnęła i rozpoczęła się między nimi szarpanina. Blondyn kopnął ją w brzuch, a ona złamała mu rękę. Oboje upadli a z dłoni długowłosej wypadł kawałek drewna, lądując gdzieś dalej od nich.

Oboje spojrzeli się w to miejsce. Teresa rzuciła się natychmiast w stronę drewna, lecz Tommy okazał się sprytniejszy i podbiegł do połamanego krzesła, biorąc do ręki kawałek drewna. Teresa i Tommy spojrzeli sobie w oczy.

- Wyzywam Cię na walkę na śmierć i życie. Wygrany zgarnia wszystko, a przegrany umiera. – powiedziała długowłosa do niego, a on spojrzał na nią.

- Przyjmuję wyzwanie. – odpowiedział.

Dziewczyna od razu rzuciła się na niego i między nimi doszło do walki. Teresa próbowała wbić kołek wprost w chłopaka, a ten uniknął jej ciosu. Podciął ją w nogach, a dziewczyna przewróciła się. Korzystając z okazji rzucił się na nią z drewnem, lecz ta odchyliła się, a Tommy wbił kołek w podłogę. Teresa uderzyła go mocno w twarz, a następnie stopom wymierzyła wprost w jego krocze. Chłopak zapiszczał z bólu łapiąc się w obolałe miejsce, ponieważ z całej siły go kopnęła i dodatkowo uderzyła go w kręgosłup i Tommy upadł na ziemię wijąc się z bólu.

- Ty suko... - powiedział z jadem w głosie, a ona zaśmiała się.

- Myślisz, że dasz mi radę, pedale? – zakpiła z niego. – Jesteś żałosną ciotą, która myśli, że odbierze mi Dylana. On woli mnie, a nie Ciebie, cwelu.

Tommy spojrzał na dziewczynę, a następnie złapał leżący obok kawałek drewna i bez ostrzeżenia rzucił się na nią, przebijając jej serce na wylot. Teresa spojrzała na niego i wpadła wprost w jego ramiona. Blondyn objął ją i spojrzał ostatni raz w jej oczy wzrokiem pełnym triumfu i pogardy. Uśmiechnął się do niej zwycięsko i perfidnie, ostatni raz w jej nędznym życiu.

- Przegrałaś, suko. – powiedział. Z oczy i ust Teresy zaczęła wypływać krew. Dziewczyna posiniała. Była już martwa. Tommy rzucił jej ciało wprost na stertę innych martwych osób.

Chłopak zniknął gdzieś na chwilę, po czym wrócił z czerwonym kanistrem z napisem „benzyna". Rozlał ciecz po trupach, a następnie wyciągnął z kieszeni zapałki. Odpalił jedną z nich i rzucił na górę, po czym ona od razu się zapaliła tworząc ogromny ogień mogący pochłonąć cały budynek w kilka minut.

Spojrzałem na Tommy'iego.

Odwrócił się do mnie przodem i byłem w stanie odnaleźć jego przepiękne, czekoladowe oczy. Wyglądał cholernie groźnie i seksownie na tle tego ogromnego ognia.

Boże, kocham tego słodziaka.

Zauważyłem, że jego rany zadane przez Teresę zagoiły się i byłem już prawie cały i zdrowy, choć jeszcze trochę ran mi pozostało. Chłopak zbliżał się do mnie powolnym krokiem zacierając ręce, a jego wyraz twarzy nie zmienił się od momentu, kiedy przekroczył próg tego pustostanu.

Pierwszy raz w życiu wystraszyłem się kogoś nie na żarty widząc tą chęć mordu w oczach.

Ten delikatny chłopiec, którego wiele razy krzywdziłem, który przeze mnie płakał, teraz uratował mi dupę i udowodnił, jak silny, waleczny, brutalny, bezlitosny i odważny potrafi być. Źle go oceniłem.

Nigdy bym nie pomyślał, nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że ten kruchy, chudziutki, ale cudownie piękny Tommy potrafi pokonać tyle istot na raz i stoczyć walkę na śmierć i cię z innym wampirem. Sam. Bez niczyjej pomocy.

Blondyn podszedł do mnie i kucnął naprzeciw mnie. Mogłem napotkać jego przepiękne tęczówki. Pokręcił głową w lewo, w prawo, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy.

Kurwa, teraz to się autentycznie go boję.

Wiedziałem, że jest w stanie usłyszeć bicie mojego serca. Nawet nie miałem zamiaru bronić się przed jakimikolwiek uczuciami. Myślę, że gdyby doszło między nami do prawdziwej walki, takiej jaką zademonstrował przed chwilą z Teresą, to podejrzewam, że nie byłbym w stanie wyrządzić mu więcej krzywd. Zasłużyłem sobie na to, aby cierpieć. Zasłużyłem na śmierć. Przeze mnie blondyn skoczył z urwiska. Należało mi się za wszystko.

Tommy ponownie spojrzał mi oczy, a jego wyraz twarzy trochę złagodniał, choć ja i tak bałem się go pomimo tego, że byłem samce alfa i mogłem zabić go jednym ugryzieniem. Wiem, że moje serce jest mu całkowicie oddane, a ja nie mógłbym go ponownie skrzywdzić. Chłopiec rozluźnił się trochę, a ja mogłem poczuć, jak jego dłonie wędrując po moich ramionach.

Ja pierdole, zaraz mi stanie, jak nie przestanie mnie dotykać. Poważnie!

Poczułem, jak jego zręczne dłonie rozrywają bez żadnego wysiłku ciężkie, srebrne kajdany, a następnie uwolnił moje nogi przyjemnie mnie torturując swoim dotykiem. Nareszcie mogłem odetchnąć, kiedy ściągnął ze mnie czarną przepaskę z ust. Nie byłem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Jedyne, co mogłem zrobić, to spojrzeć mu w oczy. Mój wzrok wyrażał tyle emocji. Strach, podziw, szacunek, wdzięczność, pożądanie, miłość...

Tommy wstał, a ja uczyniłem po chwili to samo, mimo, iż wszystko cholernie mnie bolało i ledwo mogłem ustać na nogach. Bałem się, że chłopak najprościej w świecie sobie wyjdzie, zostawiając mnie samego. Spojrzałem ponownie na niego i wiedziałem jedno.

Kocham go jeszcze mocniej.

- Uratowałeś mnie. – powiedziałem pełnym namiętności głosem i ująłem jego piękną twarz w swoje dłonie spoglądając w oczy. Chciałem go pocałować, ale blondyn wzdrygnął się i odsunął ode mnie, a ja wiedziałem, że to nie ze strachu, bo byłoby to kurwa absurdalne, ponieważ niedawno pozabijał około dziesięć wampirów i trzech ludzi i nie widać było po nim ani cząsteczki strachu. Stoczył również walkę na śmierć i życie z zazdrosną o mnie Teresą.

- Tak jakoś wyszło. – odpowiedział niepewnym głosem.

Pochyliłem się chcąc ponownie spróbować złożyć na jego ustach czuły pocałunek, lecz chłopak skutecznie odsunął się ode mnie.

Zabolało mnie to. Nawet bardzo. Poczułem, jak dostaję od życia w mordę. Bolało bardziej, niż to całe wstrzyknięte we mnie srebro.

Należało mi się.

Perspektywa: Thomas.

Nie mogłem pozwolić na to, aby Dylanowi stała się krzywda. Zareagowałem tak, ponieważ spędziliśmy ze sobą dużo czasu i traktowałem go po prostu jak swoją własność, którą należy bronić.

Nie zrobiłem tego, bo go kocham, tylko dlatego, że tak po prostu trzeba.

Jeśli chodzi o walkę z Teresą... Upokorzyła mnie, ośmieszyła najpodlej, jak się dało. Zasłużyła na to. Chciałem pokazać jej, kto tu rządzi. Obiecałem sobie w duchu zemstę na niej za wszystko, co zrobiła. Czułem, że jest wampirem niższej klasy. Jest młodsza, niż ja, więc byłem prawie pewny, że z nią wygram, choć zawsze istniało ryzyko, że dziewczyna okaże się sprytniejsza, a moja siła nie wystarczy do tego, aby ją pokonać. Na szczęście tak się nie stało.

Biłem się ponownie z myślami, czy aby na pewno mam rację. Kiedy szatyn próbował mnie pocałować, odsunąłem się zachowując resztki zdrowego umysłu.

Nie mogłem mu na to pozwolić. Skrzywdził mnie. Nie zasłużył na moje serce.

Odwróciłem się od niego. Nie wiedziałem, co mam robić. Czułem się zagubiony swoich emocjach, w swoich uczuciach, w swoim życiu. Czułem, że przygrywam walkę z samym sobą.

- Chodźmy do mojego starego domu. – powiedziałem szybko. – Musisz coś zjeść i się wykąpać, zanim wrócimy do was.

- Skoro nalegasz. – usłyszałem zawiedziony głos wilkołaka, a potem całą drogę przeszliśmy w milczeniu zachowując od siebie stosowny odstęp.

Otworzyłem drzwi do naszego mieszkania i przypomniały mi się chwile, kiedy Dylan siedział związany na krześle na środku salonu. Zaprowadziłem chłopaka do swojego pokoju, po czym dałem mu swoje ubrania na przebranie i wyjaśniłem, gdzie jest łazienka. Szybko udałem się na dół do salonu, nim zdążył mnie zaczepić.

Usiadłem na kanapie i złapałem się za włosy, których omal nie wyrwałem sobie z głowy.

Tego było stanowczo za dużo. Za dużo czuję, za dużo myślę, za dużo analizuję.

Nie wiedziałem, jak mam się zachować, co mam robić. Toczyłem wewnętrzną walkę sam ze sobą. Ja kontra moje uprzedzenia sprzed wieku. Bałem się zaufać komukolwiek. Bałem się, że znowu zostanę brutalnie rozdzielony z osobą, którą kocham. Bałem się, że znowu zostanę skrzywdzony. Bałem się, że nie podołam. Bałem się kochać. Bałem się zdrady. Czy mam mu zaufać? Czy naprawdę żywię do niego takie uczucia? A może to zauroczenie? A może... sam już nie wiem.

Usłyszałem, jak Dylan odkręca wodę i bierze w tym momencie prysznic.

Zdecydowałem w sekundę.

Przegrałem tę wojnę.

Wstałem z kanapy i zdjąłem z siebie wszystkie ciuchy, i natychmiast udałem się do łazienki, a widok, który w niej zastałem zapierał mi dech w piersiach. Otworzyłem szklane drzwi od prysznica i podszedłem do wilkołaka obejmując go, tak, że usadowiłem dłonie na jego cudownie ciepłej klatce piersiowej i położyłem głowę na jego gorącym ramieniu. Tego mi było trzeba.

„ Dziś otwieram się i chcę byś był... chcę byś tu był. "

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top