Rozdział 33.

dzień później...

Perspektywa: Thomas.

Od momentu aresztowania Brendy i Teresy w domu atmosfera nie poprawiła się. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Te dwie suki porządnie namieszkały w głowach wilkołaków. Czy tylko ja i Liam myślimy tutaj do cholery racjonalnie?! Oni nie widzieli, że te szmaty chciały je poderwać, czy kurwa co?! Nie wiem, po jaką cholerę przyprowadzili je do nas, ale byli na nas mocno poobracani za ten telefon na Komendę. Ok., pomoc pomocą, ale bez przesady. Żeby sprowadzać obce wampiry na nasz teren, to było przegięcie. Nie odzywają się do nas od popołudnia dnia poprzedniego. Gdy Minho z Dylanem wrócili do domu z zakupów, to byli na nas wściekli, że zadzwoniliśmy po tych dwóch idiotów. Gdy Brett obudził się po tym, jak oberwał komodą, ostro wyzywał Liama i do tej pory się nie odzywają się do siebie. Ba, nawet wyrzucił go ze swojej sypialni i nie ma ochoty więcej oglądać go na oczy. Mógł zachowywać się wobec niego w porządku, to nie dostał by w ryj, a teraz wielkie pretensje. Ja na szczęście mogłem uniknąć Dylana, aż do teraz. Czekała nas niestety trudna rozmowa, która była nieunikniona.

Dalej jest mi przykro.

- Tommy. – zaczepił mnie chłopak, gdy byłem w sypialni i szukałem sobie jakichś czystych ciuchów na przebranie. Miałem ochotę iść się wykąpać, a potem wyjść do miasta. Nie było w domu żadnej krwi, bo oczywiście nikt nie raczył jej przynieść, a całość najlepiej było oddać Teresie i Brendzie. Ugh. My możemy sobie zdychać z głodu. Kogo to przecież obchodzi. Nie zareagowałem, tylko dalej przebierałem w szafie, totalnie ignorując jego osobę.

Należało mu się.

- Tommy. – ponowił i poczułem, jak odwraca mnie do siebie i spogląda w oczy. Podszedł do mnie bliżej i wsunął dłoń w moje włosy. Nie ukrywam, że uwielbiałem, gdy tak obejmował moją twarz, ponieważ czułem się bezpiecznie i czułem się wtedy również kochany, lecz nie teraz.

Dylan mnie skrzywdził i poniesie tego konsekwencje.

- Dylan, proszę. – odpowiedziałem i strąciłem jego dłoń ze swojego ciała. – Nie mamy o czym rozmawiać.

- Myślę, że mamy. – powiedział stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu tonem.

- O czym, co? – burknąłem i oburzyłem się. Dla mnie sprawa wyklarowała się jasno i przejrzyście. On zjebał, a ja mu tego nie wybaczę, że nadużył moje zaufanie. Nie mogłem się powstrzymać od tego, aby mu dogryźć. – Jak się miewa Twoja nowa dziewczyna?

- Jaka, do chuja dziewczyna? – odpowiedział wściekle i spojrzał mi w oczy.

Sraka kurwa. Jego cudowna Pierdolesa.

– Tommy. – dodał po chwili i westchnął gdy ogarnął, o kogo mi chodzi. - Wiesz dobrze, że kocham tylko Ciebie.

- Mnie? – prychnąłem.

A to żart. A bluzkę Teresie to kto ostatnio pomógł zdejmować? Tak się o niego troszczyła, że nie mam pewności, czy między nimi do niczego nie doszło.

- A co było z Teresą?! – wrzasnąłem i odsunąłem się od niego.

No kurwa, zapomniał, czy co?

- Przecież nic mnie z nią nie łączy! – oburzy się i spojrzał na mnie wściekle będąc jednocześnie lekko... wystraszonym? Nie rozumiałem, dlaczego jego serce biło okropnie głośno.

- Mam Ci przypomnieć?! Jak śmiesz mnie okłamywać! – wygarnąłem mu i miałem dość tej sytuacji. Może i jestem cholernym paranoikiem, ale jeżeli dla niego ściąganie bluzki jakiejś babie bez stanika jest niczym, to ja podziękuję za taki związek. Chciałem przywalić mu w twarz.

- Nie przesadzaj, proszę, to nic nie znaczyło... – powiedział i uniósł ręce do góry w ramach swojego oburzenia. – Wiesz, że mam Ciebie i jestem z Tobą, a nie z nią. Ten pocałunek z Teresą nic nie znaczył!

Zatkało mnie i poczułem się, jak bym dostał drewnianym kołkiem wprost w serce. Spojrzałem chłopakowi prosto w oczy i dopiero teraz do mnie dotarło, co on tak naprawdę powiedział. Do moim oczu napłynęły łzy, lecz ja je pohamowałem. Cały czas chodziło mi o to, że chciał rozpiąć jej bluzkę... A teraz dowiaduję się, że mnie zdradził. Dlaczego ja mam takiego pecha? Dlaczego nie może mnie pokochać szczerze?

Pocałunek z Teresą... Pocałunek z Teresą...

Te słowa rozbrzmiewały w moim umyśle z podwójną siłą.

On mnie zdradził. On naprawdę mnie zdradził. Wybrał ją, a nie mnie. Nie potrafił się pohamować i pocałowali się. Nigdy mu tego nie wybaczę. Nigdy. Dopiero co zaufałem Dylanowi, a on jak gdyby nigdy nic to wszystko zepsuł i nadużył mojego zaufania. Moje serce bolało mnie potwornie i w tym momencie nie miałem ochoty na nic innego, niż na śmierć.

- C-c-całowałeś się z nią? – spytałem i nie mogłem dalej się powstrzymywać. Rozpłakałem się i wręcz zawyłem usuwając się po szafie na ziemię. Skuliłem się w kłębek i nie chciałem widzieć Dylana nigdy więcej na oczy. – Jak mogłeś...

- T-t-to nie chodził Ci o pocałunek? – zapytał okropnie wystraszony i zdziwiony. Dylan zdał sobie sprawę z tego, że potwornie teraz zjebał. Nie myślałem, że byłby zdolny do czegoś takiego...

- Tommy, to nie tak... - zaczął i znalazł się natychmiast przy mnie. Tego nie da się odkręcić. Tego nie da się wyjaśnić. Podjąłem decyzję.

- Idź sobie. – powiedziałem przerywając mu. Nie chciałem go widzieć na oczy. Nie teraz. Nie później. Nigdy.

- To ona się na mnie rzuciła! – rzucił i wziął moją twarz w swoje silne dłonie. – Tommy, ja ją od razu odepchnąłem i wściekły wyszedłem z sypialni spotykając Minho po drodze. Musiałem zabrać ze sobą kluczyki i portfel, więc oboje się wróciliśmy do środka, jeśli byś znowu chciał mnie o coś posądzić. Nic mnie z nią nie łączy. Kocham tylko Ciebie...

Czy on nie rozumie powagi sytuacji? Czy to jest zbyt trudne do pojęcia, że takim zachowaniem nadużył mojego zaufania? W porządku, jest gejem tak, jak ja teraz. Owszem, byłem heteroseksualny, ale Dylan też kiedyś musiał być. Jestem o nią zazdrosny, bo wiem, do czego jest zdolna. Wilkołak nie zdaje sobie sprawy z tego, że to jednak nie jest do końca wierność, bo pozwolił jej się dotknąć, a nie powinien. I w dodatku dał się je pocałować. Tego było za wiele. Moje serce rozwaliło się na drobne kawałeczki.

Już nigdy go nie posklejam. To koniec.

- Nigdy Ci tego nie wybaczę... - powiedziałem i zaszlochałem głośno. Nie mogłem się po tym pozbierać. Zaufałem mu, a on potwornie to wykorzystał.

- Tommy... - zaczął i widać było, że do jego oczu również napłynęły łzy. Nie chcę go słuchać. Nie mamy już o czym rozmawiać.

Perspektywa: Dylan.

- Nie. – przerwał mi i wstał spod szafy spoglądając mi prosto w oczy. Bałem się najgorszego. I słusznie. – Dylan, to koniec.

Powiedział, a ja myślałem, że świat się zatrzymał, a ja właśnie umarłem. Co ja najlepszego zrobiłem? Po co mu to mówiłem? Myślałem, że wiedział o moim pożal się Boże pocałunkiem z Teresą i dlatego teraz jest wściekły... Dlaczego on nie może zrozumieć, że natychmiast ją odepchnąłem od siebie? Nie chciałem tego. Nie oddałem pocałunku, bo kocham tylko jego, a teraz wszystko już stracone. To ona rzuciła się na mnie, lecz ja się jej nie dałem. Nie byłem nawet w stanie przewidzieć tego, że dziewczyna ubzdurała sobie, że mi się podoba. Gdybym wiedział, to nigdy bym się do niej nie zbliżył na odległość mniejszą niż kilometr.

- Tommy, błagam... - zacząłem pełnym drżenia głosem. Chciałem go jakoś przekonać, lecz to na nic.

Zjebałem, a on już nigdy mi nie wybaczy...

- Nie. – rzekł stanowczo. – To koniec. Nigdy Ci tego nie wybaczę. Ty nie potrafisz być wierny. Ty nie potrafisz kochać.

Jego słowa uderzyły we mnie niczym rozpędzony TIR wprost w malutką osobówkę. Poczułem, jak zakłuło mnie serce.

Boże, wszystko zjebałem.

- Tommy... - chciałem mimo wszystko coś zrobić, wyjaśnić mu to, porozmawiać, lecz na nic. Chłopak chciał wychodzić z domu, lecz ja zatrzymałem go łapiąc za rękę. Nie wytrzymam, jeśli nie wybaczy mi.

- Nie dotykaj mnie. – warknął. – Wychodzę.

- Nie. – powiedziałem stanowczo. – Ja wyjdę. Zostań w domu, proszę i nie idź na klif. Obiecaj mi to.

- Dlaczego miałbym to zrobić? – spytał zdenerwowany i najwidoczniej oburzony. – Kim ty jesteś, że mam Ci cokolwiek obiecywać. Jesteś bezczelny prosząc mnie o to.

- Jeśli kiedykolwiek coś do mnie czułeś, to obiecaj mi, że nie pójdziesz nad urwisko. – powiedziałem i spojrzałem mu prosto w oczy. Bałem się o niego. Bałem się, że zechce sobie zrobić krzywdę. Tommy przez chwilę wahał się, co ma odpowiedzieć. Był zmieszany tym, o co go poprosiłem.

- Obiecuję. – odparł po chwili beznamiętnym tonem.

- Dziękuję. – odpowiedziałem i wziąłem pośpiesznie z szafy swoją ulubioną czerwoną koszulę w czarną kratę i założyłem na białą koszulkę. Wyszedłem z domu i postanowiłem, że udam się na spacer po lesie. Musiałem pobyć sam ze sobą i przemyśleć sobie wszystko.

W tym momencie spierdoliłem na zawsze swój związek z chłopakiem, którego kocham nad życie.

Nie miałem pojęcia, jak mam wybrnąć z sytuacji, w jakiej się znalazłem. To było coś, czego bałem się najbardziej. Tommy ze mną zerwał i czułem, że na zawsze straciłem serce chłopaka. Będzie ciężko je odzyskać, lecz ja nie poddam się. Gdy będzie trzeba, wypruję sobie żyły dla niego, byle by tylko dał mi ostatnią szansę.

Po co kurwa chciałem być miły dla tej dziwki Teresy?

Udałem się spory kawałek za dom. Nawet nie wiedziałem, ile czasu zajęło mi takie maszerowanie, ale zdążyłem sobie sporo rzeczy przemyśleć. Nie poddam się i będę walczył o jego serce. Zrobię wszystko, aby mi wybaczył i aby zrozumiał, że kocham tylko jego.

- Tutaj jesteś, chuju. – usłyszałem męski głos, który wyrwał mnie z zamyślenia i nie zajarzyłem na początku, o co chodziło i kto to jest. Niczego nie słyszałem, ani nie wyczułem.

Odwróciłem się i zobaczyłem czterech rosłych mężczyzn. Czułem, że właśnie wpakowałem się w niezłe bagno. Byli wampirami, bo nie usłyszałem bicia serca. Chciałem zareagować, lecz oni okazali się sprytniejsi. Jeden z nich silnie uderzył mnie metalowym prętem w brzuch, natomiast drugi prosto w piszczel oraz w kręgosłup. Upadłem kuląc się z bólu.

- Wstrzyknij mu płynne srebro. – nakazał mężczyzna i zanim się zorientowałem, co powiedział, to poczułem ukłucie wprost w żyłę na mojej ręce. Dwóch facetów trzymało mnie, a trzeci wampir wstrzyknął mi jakąś substancję, która wręcz wypalała mnie od środka. Krzyknąłem głośno i kręciłem się w spazmach. Ból rozchodził się miarowo po całym moim ciele. Nigdy nie odczuwałem nic gorszego, niż w tym momencie. Płynne srebro paraliżowało mnie od środka. Nie mogłem się ruszyć. Czułem, że umieram powoli w męczarniach. Opadłem na ziemię z bezsilności, a w duchu modliłem się o to, aby umrzeć i nie musieć czuć tego bólu. Zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

- Zabieramy go. – nakazał jeden z mężczyzn. Zarzucili mi czarny worek na głowę, a następnie mocno mnie związali srebrnymi łańcuchami. Poczułem, jak ciągną mnie po ziemi, a następnie wrzucają do czegoś twardego. Był to jakiś spory samochód, być może dostawczy, nie miałem pojęcia. Usłyszałem tylko odpalany silnik i pojechaliśmy w bliżej nieznane mi miejsce. Nie wiedziałem, co ze mną będzie.

I znowu zostałem porwany. Szkoda tylko, że nie przez Tommy'iego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top