Finał.
Perspektywa: Thomas.
Robiłem właśnie z Bradem późne śniadanie, bo w sumie kto normalny będzie je jadł po godzinie dwunastej w południe? Nie przejmowaliśmy się tym zbytnio, bo nikt nie może nam tego zabronić. Odkryłem, że uwielbiam gotować i nawet dobrze mi to teraz wychodzi, gdy się tego nauczyłem, choć pamiętam, jak bardzo się denerwowałem i piekliłem, gdy Dylan kazał mi na siłę szykować jedzenie. Nienawidziłem tego, podobnie jak kiedyś szatyna, lecz teraz kocham go najmocniej na świecie. Nasza znajomość od początku była bardzo burzliwa i napięta, lecz z czasem przekonałem się do niego i pokochałem. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, jak rzucałem z Liamem talerzami i sztućcami w Dylana i Brett'a. Do końca życia tego nie zapomnę, tak jak innych naszych wspólnych przygód.
Dylan razem z Minho grali w karty i co chwilę się wyzywali, że jeden drugiego oszukuje, natomiast Brett leżał razem z Liamem na kanapie. Zauważyłem, jak wampir usadowił między jego nogami i uroczo się przytulali.
- Powiesz mi, dlaczego ten wojskowy medalik jest dla Ciebie ważny? – usłyszałem po chwili pytanie Liama, który złapał w dłoń zawieszoną na szyi hybrydy biżuterię. Brett natychmiast posmutniał.
- Byłem kiedyś pół roku w wojsku razem moim bratem. Nie mieszkał nigdy z nami, całe życie, od małego praktycznie służył w wojsku, a ja widywałem go co jakiś czas, lecz bliższy był mi niż rodzice. Pamiętam, jak dowiedziałem się, że musi jechać na misję, a ja pozostałem wtedy w bazie wojskowej i dalej się szkoliłem. Chciałem być taki jak on. Niestety, niecały miesiąc od czasu jego wyjazdu dowiedziałem się, że poległ w walce. Byłem zrozpaczony i od razu rzuciłem wojsko, a jedyną pamiątką, która mi pozostała, jest ten medalik. Miał go na sobie podczas walki. To jedyne, co po nim zostało z pola bitwy. Zauważ, że na szyi noszę dwa medaliki. Jeden jest mój, a drugi jest z jego inicjałami. – powiedział Brett, a ja, podobnie jak pozostali przysłuchiwaliśmy się z zaciekawieniem. Zobaczyłem, że z jego oczu pociekły łzy i było mi przykro z powodu jego straty.
- Mówiłeś, że miałeś tylko siostrę... nie wspominałeś mi o swoim bracie. - rzekł z wyrzutem jego chłopak i spojrzał mu oczy.
- Jest to dla mnie trudny temat, Liam. Nie chciałem o nim wtedy wspominać, bo za każdym razem boli tak samo. Wciąż jest w mojej pamięci, lecz rozmowa o nim, to dla mnie jedna z najcięższych rozmów. Był dla mnie oparciem i traktowałem go jak ojca, mimo tego, że widywałem go rzadko. Do dziś czuję się, jak bym dostał cios prosto w serce i nie mogę się pozbyć bólu.
- Tak bardzo mi smutno, Brett... - rzekł Brad. – To taka smutna historia...
- Ale nie rozmawiajmy już o tym. Było, minęło. Przepraszam, że zapytałem. – powiedział Liam i pocałował go czule.
- To nie jest Twoja wina. Miałeś prawo nie wiedzieć. – odpowiedział Brett, a my po chwili wyczuliśmy znajomy zapach i bicie serca. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Minho od razu poszedł otworzyć.
- Panie Martin, Panie Wood, jak miło was widzieć! – powiedział z sympatią Minho i przywiał się z policjantami, który weszli do środka.
- Cześć dzieciaki. – przywitał się z nami Wood. To było dziwne widząc ich w normalnych strojach, szczególnie, że mieli ze sobą ciasto. Pewnie byli przed pracą.
- Witamy serdecznie. – zachwycił się Brad, który od razu do nich podszedł, podobnie jak ja. – Może kawkę? Albo herbatkę? – zaproponował.
- Tym razem podziękujemy, jesteśmy tu tylko na chwilę. – rzekł Martin, który był ubrany w hawajską koszulę i dżinsowe spodnie. Zawsze widzieliśmy ich w mundurach, więc trochę nieswojo się czułem, gdy policjanci byli w cywilnym stroju.
- Przyszliśmy się z wami pożegnać, dzieciaki. – rzekł Wood, a nam od razu uśmiech zszedł z twarzy. Nie rozumiałem, o co chodzi i dlaczego chcą się żegnać.
- Ale jak to?! – zapytał natychmiast Brad i zakrył sobie usta dłonią.
- Co się stało? – zadał pytanie Dylan.
- Mają państwo jakieś kłopoty? – wtrącił się Minho.
- Wiecie dzieciaki, dużo się ostatnio działo. Muszę przyznać, że mimo wszystko was naprawdę polubiliśmy, więc razem z Martinem zrobiliśmy dla Was ciasto. Oczywiście na wstępie chcemy przeprosić, że nie mamy nic dla Brada, Thomasa i Liama. – powiedział Wood i do rozmowy natychmiast wtrącił się wąsacz.
- Mówiłem Ci, żebyśmy spuścili z siebie trochę krwi, to nie, Ty się jak zwykle osrałeś ze strachu i teraz dzieciaki poczują się pokrzywdzeni. – stwierdził, a ja roześmiałem się podobnie jak reszta.
- Ja wcale nie spanikowałem, okej? – zapewniał.
- Ta, a jak przyszedłem z igłą, to powiedz mi, kto zemdlał, co?
- Zamknij się przygłupie. To by było nieodpowiednie z naszej strony. – powiedział Wood, a my zaczęliśmy się śmiać na ich kłótnie. – Poza tym, ja przynajmniej nie przegrałem domu w kasynie!
- Kurwa, mówiłem, abyśmy obstawili czerwone, to nie, Ty wolałeś czarne i dom poszedł się jebać.
- Kto normalny daje akt własności domu pod zastaw?! Kurwa, Martin, nie wiedziałem, że gramy o nasze mieszkanie!
- Zaraz, stop! – uspokoił ich Dylan. – Czy wy właśnie przegraliście dom w kasynie?! Co wam strzeliło do głowy?!
- Wylali nas z policji, więc...
- Jak to?! – przejął się Brad. – To nie możliwe! Co się stało?!
- Przyszła do nas kontrola, ponieważ nasz przełożony zgłosił kilka naszych występków do ludzi znajdujących się wyżej, więc zostaliśmy wydaleni dyscyplinarnie no i w dodatku dostaliśmy dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Wiecie, nie mogliśmy im powiedzieć o tym sercu w waszej lodówce, ani też o tym, że jesteście wampirami i wilkołakami, no i w dodatku przyjechaliśmy uszkodzonym radiowozem i kamery nagrały was na mieście, jak jechaliście nim. W dodatku dyżur kończyliśmy o szóstej rano, a przyjechaliśmy to była godzina dziewiąta i czuć było od nas alkohol. Po tej akcji wezwano nas na dywanik, dwa dni potem przyszła kontrola i tak oto straciliśmy wszystko... całe szczęście, że nie postawiono nam żadnych zarzutów, bo dowództwo uznało, że nie będą sobie robić wstydu kimś takim jak my... - opowiedział nam ze smutkiem Wood, a mnie i moim przyjaciołom zrobiło się bardzo źle z tego powodu. Zacząłem odczuwać wyrzuty sumienia na samą myśl o tym, że przez nasze durne pomysły Panowie stracili pracę. My naprawdę ich lubiliśmy, szczególnie, że zawsze jak przyjeżdżali do nas na interwencję, to było śmiesznie i wesoło. I oni pomogli nam się pozbyć Brendy i Teresy, za co jestem im bardzo wdzięczny.
- Poza tym tonęliśmy w długach, więc pozbyliśmy się domu w kasynie. Jakoś tak wyszło, że po wydaleniu z roboty poszliśmy się upić, więc zagraliśmy w ruletkę. Nie było innego wyjścia. Nie znajdziemy nigdzie pracy, jak dostaliśmy dyscyplinarkę. Mieliśmy zaległości finansowe, więc rozumiecie, nie przelewało nam się. – dodał zakłopotany Martin.
- Nie mamy innego wyjścia, jak jeździć stopem po Ameryce i żebrać o jedzenie. Jesteśmy bez grosza przy duszy. – dopowiedział jego przyjaciel, a Brad uronił kolejną łezkę ze smutku.
- Jest mi tak smutno z tego powodu. – powiedział przyjaciel. – Bardzo was lubimy i przez nas panowie nie mają pracy i domu.
- Ale nie martwcie się, na wypieki zawsze znajdzie się jakiś pieniążek. – dodał wesoło Martin, a Wood postawił swoje na ciasto na blacie kuchennym, które bardzo ładnie pachniało, podobnie jak to, które zrobił jego przyjaciel.
- Ja pierdole, jak mi wstyd. – rzekł po chwili Liam i schował twarz w dłonie.
- To wszystko nasza wina. – jęknąłem z wyraźnymi wyrzutami sumienia spoglądając na twarze policjantów, którzy próbowali udawać, że wszystko jest w porządku, lecz wyraźnie było widać, że są tym faktem przygnębieni. – Gdyby nie ta impreza i nasze zachowanie, to Panowie dalej by mieli pracę.
- Ja to załatwię. – powiedział szybciutko Brett i wyciągnął telefon, po czym zadzwonił do jakiejś kobiety. – To jest też moja wina, bo ja prowadziłem wasz radiowóz i nie powstrzymałem Theo i chłopaków przed jego kradzieżą. Dałem się namówić i teraz mi wstyd za to, co się stało. Czuję się odpowiedzialny za wydalenie was z pracy.
- Nie przejmujcie się nami. Jakoś sobie poradzimy. – rzekł smutnym tonem Martin, a mi zrobiło się jeszcze gorzej. Boże, nigdy więcej nie będę brał żadnych narkotyków. – My mogliśmy zachować się profesjonalnie i odjechać lub was aresztować, a przede wszystkim nie pić alkoholu. Zabalowaliśmy na służbie i musimy ponieść tego konsekwencje.
- Tak, ale my ukradliśmy was radiowóz. – powiedziałem. – To nasza wina i nie możecie ponosić konsekwencji przez naszą głupotę.
- Wszystko załatwiłem. – wtrącił się po chwili Brett, który był najwidoczniej zadowolony. - Zaczynacie od jutra pracę w mojej korporacji Exvon Insurance Group Corporation of United States, w której Prezesem Zarządu jest Sonyia Sangster, siostra Thomasa. Będziecie tam ochroniarzami i...
- Zaraz, co?! – wtrąciłem się wkurwiony na jego słowa. Jak do jasnej cholery moja ułomna siostra może pracować w firmie Brett'a. Wiedziałem, że jest Prezesową, no ale nie sądziłem, że w jego organizacji! Lepsze pytanie, jak w ogóle ten debil może mieć własną firmę i ja o tym nie wiem?! – To jest Twoje korpo?!
- Tak? – odparł zdziwiony i popatrzał się na mnie jak na idiotę. Nosz kurwa mać. Nie wierzę.
- I ja teraz się dowiaduje, że moja pierdolnięta siostra dla Ciebie pracuje?! – rzuciłem wściekle słowa. – Jestem magistrem zarządzania kurwa, więc powinienem być Prezesem, a nie ta zjebana Sonyia! – fuknąłem, po czym wymieniłem z nią wrogie, rywalizujące spojrzenia.
- Nie nazywaj mnie pierdolniętą ani zjebaną, kretynie. – warknęła dziewczyna, która weszła do naszego domu bardzo elegancko ubrana w czerwoną, krótką sukienkę i czerwone, wysokie obcasy. – I o co chodzi z tym, że dla kogoś pracuję?
- Ja pierdole, co ty zrobiłaś z włosami? – spytał Liam widząc jej nowe, krótkie włosy przefarbowane na czarno. Dziewczyna spojrzała na niego wrogo i nie odpowiedziała mu.
- Nie obrażaj swojej siostry. Musi być bardzo inteligentną i zdolną kobietą, skoro została Prezesem dużego przedsiębiorstwa. Poza tym, bardzo szykownie wygląda i pięknie jej w tym kolorze. – powiedział surowym głosem Wood, a Sonyia spojrzała na niego z uśmiechem. To chyba jedyna osoba, która nie zna ułomności mojej siostry, więc nie dziwię się, że ją broni. Gdybym jej nie znał, to pewnie tez bym wziął jej stronę, bo w końcu stanowisko Prezesa budzi szacunek.
- Pracujesz w korpo Brett'a a ja nic kurwa o tym nie wiem! – fuknąłem zły, że jak zwykle nikt mi nic nie mówi. Czułem się z tego powodu pokrzywdzony. Też bym chciał zostać Prezesem i mam ku temu lepsze predyspozycje zawodowe, niż Sonyia. Chyba czas uśmiechnąć się do hybrydy i być dla niego trochę milszym.
- Co?! – krzyknęła zdziwiona. Zajebiście. Ta debilka z tego wynika, że też o tym nie wiedziała.
- O, świetnie, to Ty nawet nie wiesz, dla kogo pracujesz. Brawo. – fuknąłem zły i byłem ewidentnie zazdrosny o jego sukces, no ale jak miałbym nie być?
- Dlaczego tak mocno się tym denerwujesz, Thomasie? – zapytał Wood.
- Bo Brett ma firmę, a nikt o tym nie widział! Jeszcze się okaże, że trzyma trupa w szafie.
- Ja wiedziałem o tym. – powiedział Liam. – Nawet zaproponował, że mógłbym tam pracować.
- Świetnie. Dlaczego akurat kurwa Ty? Nie ważne. Wszyscy o wszystkim wiedzą, tylko nie ja. – oburzyłem się i patrzyłem na wściekłą hybrydę, który omal mnie nie zabił wzrokiem i był wyraźne zdegustowany moim zachowaniem.
- Tommy, proszę Cię, możesz nie być materialistą i uspokoić się? – skarcił mnie Dylan.
- Nie jestem materialistą! – krzyknąłem od razu. – Byłoby miło wiedzieć takie rzeczy, że osoba, z która mieszkasz pod jednym dachem ma swoje własne korpo i może Ci załatwić posadę Dyrektora, albo Prezesa!
- Dość! – uspokoił nas wszystkich Brett. – Wyjaśnijmy sobie coś. Mam prawo własności do czterech różnych korporacji, które są w czołówkach najlepiej zarabiających firm, okej? Na miejscu ma siedzibę jedna z najlepiej prosperujących firm, czyli Exvon Insurance Group Corporation of United States, w której Dyrektorem Naczelnym jest mój zaufany człowiek, pod którego podlega Sonyia, więc miała prawo nie wiedzieć, że ta firma należy do mnie. Oddałem im w zarząd korporację, a innym swoje konsorcjum, a hajs z nich oni biorą dla siebie, lecz jest to pod moją kontrolą, a moje zyski z dnia na dzień rosną, ponieważ prawo własności jest wciąż moje. Wszystkie akcje i obligacje, zyski z nich idą na moje konto mimo wszystko. Żadne przekręty nie wchodzą w grę. Po prostu nie chce być korposzczurem, więc niech inni się bawią w Dyrektorów i Prezesów, bo mnie to nie jara. A druga kwestia to taka, że Thomas mnie wkurwia i na pewno nie zostanie Dyrektorem. Po moim trupie.
- To będziemy mieli trupa. – fuknąłem wściekły.
- Ja pierdole i my dowiadujemy się teraz? – spytał wkurwiony Dylan. – Dlaczego o tym nie powiedziałeś?
- I ty się mnie czepiasz, że jestem rzekomo zazdrosny! – wtrąciłem się zły. – Spójrz na siebie.
- No pięknie. – rzekł Minho. – Czy jest coś jeszcze, o czym powinniśmy się dowiedzieć? – spytał, ale wszyscy milczeliśmy.
- To jest dobra okazja, aby czegoś się o nas jeszcze dowiedzieć. – powiedział Brett. – Wy wiecie, że jestem milionerem, więc słucham, co się mogę o was dowiedzieć?
- To może my sobie pójdziemy... - nieśmiało wypowiedział Wood słysząc naszą kłótnię i wraz z Martinem chcieli wychodzić z salonu.
- Dobra, nie ważne. – fuknął Brett i po chwili jego głos złagodniał. – Panowie, zostańcie jeszcze chwilę. Muszę wam przekazać istotne informacje. Otóż załatwiłem wam posady głównych ochroniarzy, więc będziecie u mnie zarabiać 8.300,00 dolarów miesięcznie.
- Chłopcze, to jest za dużo, nie możemy przyjąć takiej oferty. – powiedział natychmiast Martin, a Wood przyznał mu rację. – To za dużo pieniążków, nie możemy tak Ciebie wykorzystywać.
- Mam kilkanaście milionów na koncie, więc nie robi mi to różnicy. Również dobrze mógłbym wam płacić po dwadzieścia tysięcy miesięcznie i moje konto by na tym nie ucierpiało. Poza tym, już kupiłem dla was dom i macie przyjąć prezent, bo się wkurwię. Możecie tam zamieszkać już jutro. O wyposażenie się nie martwcie, bo kazałem kupić meble i inne akcesoria. Dostaniecie akt własności domu oraz własne samochody, a wszelkie pierwsze opłaty pokryję sam. – rzekł groźnie, na co z niemałym szokiem policjanci, a właściwie, to byli policjanci spojrzeli na chłopaka, a do ich oczu napłynęły łzy szczęścia. – To rekompensata za to, że przez nas was wywalili z roboty i nie macie gdzie mieszkać.
- Chłopcze, jesteście naprawdę dobrym człowiekiem... - powiedział Martin, po czym zaczerwienił się na twarzy. – Właściwie to wilkołakiem...
- Tak w gwoli ścisłości, to jest hybryda. – wtrąciłem, a oni spojrzeli na mnie pytająco.
- Czym? Co to jest? – zapytał się zaciekawiony Wood.
- A, no bo pobili mnie ostatni i mój chłopak chciał mnie uratować, więc napoił mnie swoją krwią, ale ja umarłem w wyniku zadanych obrażeń, a że była pełnia księżyca, to stałem się hybrydą. – wyjaśnił spokojnie Brett.
- O, to może dopiszmy do listy rzeczy, których o sobie nie wiemy, bo coś czuję, że będzie długa. – fuknęła zdegustowana Sonyia. – Cieszę się, że się o tym dowiedziałam. A podobno powiedzieliście mi ostatniej nocy wszystko.
- A ja cieszę się, że się dowiedziałem, że miałaś pierdolone konto na VampireHouse i puszczałaś się za pieniądze! – wykrzyczałem siostrze prosto w twarz.
- Thomas, kurwa mać, nie puszczałam się za pieniądze! Zmusili mnie do wystawiania tych ofert. Nie moja wina, że mnie porwali i kazali być wabikiem na idiotów! – sarknęła oburzona.
- Ale miałaś tam konto, więc kurwa przestań udawać świętą. Widziałem datę założenia. Pięć lat temu też Cię kurwa uprowadzili? Zresztą, jak byliśmy u Ciebie w gabinecie, to znalazłem z Liamem w Twoim biurku jebitnie wielkiego dildosa! Zastawiam się, czy mało Ci kurwa wrażeń. Może jeszcze stwierdzisz, że jesteś super świętoszką? – powiedziałem nie mogąc się już opamiętać i szybko zasłoniłem usta dłonią, ponieważ właśnie publicznie się przyznałem do włamania się do korpo Brett'a. Usłyszałem głośny śmiech pozostałych oraz wściekłe, wręcz mordercze spojrzenie siostry.
- Grzebałeś w moich rzeczach, ty mały chuju?! – krzyknęła. – Kto Ci kurwa pozwolił?!
- Kuźwa, potrzebowaliśmy kasy, aby wyciągnąć Thomasa z więzienia! No skądś musieliśmy wziąć kasę na kaucję, więc postanowiliśmy wypisać czek i sfałszowaliśmy Twój podpis. W sumie to ja sfałszowałem... - powiedział Liam.
- Oooo, to widzę, że mój chłopak jest niezłym cwaniaczkiem. – skwitował go Brett, na co wampir zawstydził się i unikał jego wzroku. – Coś jeszcze się dowiem? Bo z tego, co mówił w celi Brad, to poszliście okraść siostrę, a tu się dowiaduje, że mój ukochany świetnie fałszuje podpisy.
- A tak jakoś wyszło... - stwierdził po cichu.
- No, to widzę, że złamaliście sporo paragrafów, chłopcy... - zaśmiał się Martin.
- Dobrze, że nas zwolnili. Przynajmniej możemy to zachować dla siebie. – dodał rozbawiony sytuacją Wood.
- Halo, Liam też miał tam konto i jakoś nikt go nie opierdala. – żachnęła się. – Dostawca Orgazmu 69 się znalazł.
- Możesz się zamknąć? – warknął wściekły wampir, a policjanci roześmiali się głośno.
- Oh, spokojnie. Bercik dał Liamowi porządną reprymendę, a potem pięknie go ukarał. Biedak chodził później jak pingwin, bo bardzo bolał go tyłek. – rzekł radośnie Brad, po czym zrzedła mu mina. – Ups... chyba nie powinienem tego mówić, tylko raczej zachować w sekrecie tak samo jak fakt, że Dylan wsadził Tommy'iemu w tyłek za karę gruszkę do rozciągania. O cholercia, wybaczcie. – dodał wampir i zakrył usta dłońmi i spojrzał na mnie przerażony.
- Zajebię Cie zaraz! – wrzasnąłem głośno, a Dylan zaczął się śmiać. – To nie jest zabawne!
- A właśnie, że jest. Pamiętaj, że niegrzeczne wampirki zostaną zakute w dyby...
- Myślę, że z chęcią wypróbujemy z Liamem wspomniane przez Ciebie dyby... - dodał rozmarzonym głosem Brett.
- Pojebało Cię?! – huknął wampir. – Wolałbym zostać przykuty do tych zwisających, metalowych kajdan, niż w jakieś durne dyby. To znaczy... ja nic nie mówiłem... - dodał ostatnie zdania ściszonym i pełnym zażenowania głosem.
- Boże, przestańcie! Nie chcę znać szczegółów waszych chorych, erotycznych zabaw, fu! – rzekła zniesmaczona Sonyia, na co hybryda uśmiechnął się lubieżne. – Co się szczerzysz?
- Bo dowiedziałem się, że Liam lubi ostry seksy w stylu bondage. Tego bym się po nim w życiu nie spodziewał.
- Przestańcie, bo nie mogę na was patrzeć. Jeszcze jedna jakaś taka informacja, to wydłubie sobie oczy tym kaktusem. – powiedziała i wskazała na średnich rozmiarów kaktus, który stał na stole.
- Oh, właśnie. Bym na śmierć zapomniał. Myślę, Tommy, że kaktus przyda nam się dzisiaj w nocy w sypialni... - powiedział pełnym perwersji głosem, a moja mina nagle zrzedła. O kurwa, on chyba nie myśli...
- Co? – spytałem przerażony i patrzałem na zdegustowaną siostrę.
- Pamiętasz, jak powiedziałeś, że wolałbyś wsadzić sobie kaktusa w dupę, niż się ze mną całować? Myślę, że należy być konsekwentnym w wypowiadanych przez siebie słowach. Szykuj pupcie, kochanie... - wymruczał mi do ucha, a ja w panice wziąłem do ręki doniczkę z rośliną i przyjrzałem jej się. Miała bardzo ostre kolce i była niewiele więcej grubsza od tej gruszki, którą wsadził mi ostatnio w dupę Dylan. Niewiele myśląc otworzyłem drzwi i z impetem rzuciłem rośliną, zamykając szybko drzwi.
- Kurwa mać, mój samochód! Co za jakiś pierdolony ułom rzuca kaktusami?!
Usłyszeliśmy gdzieś w oddali czyjś wściekły głos, lecz zignorowaliśmy go, ponieważ naszą kłótnie przerwały słowa policjanta.
- Jezu, chłopcze, dziękujemy Ci. Jesteśmy Ci bardzo wdzięczni za okazaną dobroć. – powiedział Martin, któremu z oka popłynęła łza i podobnie jak Wood podali ręce hybrydzie i poklepali się po plecach. Brad poszedł w tym samym czasie do lodówki i chciał przynieść mi krew, lecz sierota wywrócił się o stolik i oblał moją koszulę.
- Coś ty zrobił?! – krzyknąłem wkurwiony, bo dopiero co ją wyprawiłem i spojrzałem na moją upaćkaną, białą koszulę. Kurwa, musze się teraz iść specjalnie przebrać. – dodałem i pospiesznie poszedłem na górę.
Perspektywa: Dylan.
- Przepraszam... - wyjąkał Brad, a Tommy udał się do sypialni. Zaśmiałem się na brak koordynacji wampira. Spojrzałem na drzwi wejściowe, które z hukiem się otworzyły.
- Siemandero, co tu się do chuja wafla odpierdala?! – usłyszałem głos wkurwionego Jeff'a, który wszedł do pomieszczenia razem ze Scott'em i jakaś dziewczyną, a w ręku trzymał niestety połamanego kaktusa. Mężczyzna spojrzał na nas wściekłym wzrokiem, a ja zakrywałem ręką usta, aby nie roześmiać się dziko. – Wyjaśnicie mi z łaski swej, co za inteligent rzuca pierdolonym kaktusem?!
- To taki mały wypadek przy pracy... - powiedział cichutko Liam broniąc blondyna i nie zdradzając, że to był on, a Jeff spojrzał na niego gniewnie. Nie mogłem już dłużej powstrzymać śmiechu, podobnie jak Minho.
- Rozbiliście mi do cholery przednią szybę w aucie! – wrzasnął, po czym wszyscy odsunęli się, a my mogliśmy zobaczyć stojącego idealnie naprzeciw drzwi czarnego, luksusowego Mercedesa, w którym na środku przedniej szyby była wielka dziura, dookoła której znajdowały się powstałe w wyniku konfrontacji z rośliną pajęczynki. – I jeszcze rozpierdoliło się siedzenie z tyłu, bo ten cholerny kwiat się wbił kolcami w skórzane oparcie! – dodał, a właściwie fuknął wściekły.
- Kochanie, może dam Ci coś na uspokojenie? Chcesz Positivum, albo Nervosol? A może zaparzę Ci meliskę? – zaproponował Scott, a Jeff obdarzył go morderczym spojrzeniem, po czym z agresją odłożył połamanego na pół kaktusa w pękniętej doniczce na naszym stole, co świadczyło o tym, że chyba jednak nie chce nic na uspokojenie.
Szkoda, że się połamał. Myślałem, że będę mógł go dzisiaj wykorzystać razem z Tommy'm.
- Hej stary. – przywitał się Brett próbując załagodzić sytuację. – Co słychać? Jak tam życie? Co Cię do nas sprowadza? Kto to jest?
- Przyjechałem z chłopakiem i moją zastępczynią w odwiedziny i zaczynam żałować tej decyzji. – burknął i spojrzał na nas wściekle. – Nieważne. Chciałem Wam kogoś przedstawić. – dodał i wskazał dłonią na stojącą obok niego dziewczynę.
Na oko miała może z siedemnaście lat. Była to blondynka z bardzo długimi, kręconymi włosami, które upięła w kitkę, o zielonych jak trawa oczach oraz groźnym wyrazie twarzy. Domyśliłem się, że może być równie niebezpieczna jak Jeff. Była mocno umalowana oraz ubrana w czarne, skórzane spodnie i kozaki na bardzo wysokim obcasie, które sięgały jej za kolano. Ponadto miała krótką, białą bluzkę, przez co jej brzuch był dobrze widoczny wraz z kolczykiem w pępku. Do tego miała ubraną skórzaną, czarną kurtkę z podwiniętymi rękami do wysokości trzech czwartych, a na palcach kilka pierścionków. Zastanawiałem się, kim ona jest i po co przyprowadził ją do nas Jeff.
- Cześć. – powiedział uśmiechnięty Brad i pomachał dziewczynie, a ona wymusiła z siebie lekki uśmiech i tylko machnęła ręką.
- Znalazłem sobie w końcu prawą rękę do interesów. Ta dziewczyna jest po prostu świetna i będzie mi pomagać rozkręcać narkotykowy gang, więc...
- Zaraz, zaraz. – wtrącił zainteresowany Martin. – Wood, a to nie jest ten typ, który jest ścigany listem gończym?
- No, to ten Jeff jakiś tam. – rzekł jego przyjaciel.
- Kurwa, psiarnia! – krzyknął mężczyzna, który dosięgnął broni, podobnie jak dziewczyna, a ja natychmiast zainterweniowałem. Było to dla mnie trochę irracjonalne, ponieważ on był hybrydą, a ona musiała być wampirzycą, bo nie wyczułem w niej zapachu wilkołaka. Mogli by ich przecież w mgnieniu oka zabić, ale wolą bawić się pistolety. Chyba nigdy nie zrozumiem Jeff'a i jego toku myślenia.
- Spokojnie, spokojnie! – powiedziałem rozdzielając ich. – Opuśćcie broń. Natychmiast. – wydałem polecenie, które hybryda i wampirzyca spełnili, lecz podejrzliwie wciąż obserwowali Martina z Woodem. – Oni są po naszej stronie. Wiedzą, kim jesteśmy i nie pracują już w policji. Można im ufać.
- No nie wiem. – rzekła dziewczyna. – Skąd mamy mieć pewność?
- Gdybym piękna laleczko chciał was wsypać, to wyciągnąłbym telefon i dał potajemnie cynk komuś na komendzie, ale jak widać nie zrobiłem tego. Poza tym, taką ładną dziewczynkę wsadzać do pierdla to grzech...
- Boże, czy Ty w końcu uspokoisz swojego niewyżytego kutasa? – skarcił go Wood.
- Dobra, powiedzmy, że można im ufać. – rzekł Jeff. – W każdym razie, jak mówiłem, miesiąc temu ją znalazłem całkiem przypadkowo. Byłem na jakiejś akcji zaimponowała mi swoją zwinnością. Jest świetna w walce, błyskotliwa i przebiegła. Pomogłem jej i uważam, że może zostać moją zastępczynią, dlatego chciałem Wam ją przedstawić, aby wiedziała, że wy jesteście dla mnie szczególnie ważni.
- Mam rozumieć, że to są Twoi najlepsi przyjaciele i co by się nie działo, mają we wszystkim pierwszeństwo? – spytała.
- Tak i oni są nietykalni pod każdym względem. – rzekł i rozejrzał się. – Gdzie jest trzeci wampir?
- Poszedł się przebrać, bo Brad wylał na niego krew. – powiedziałem.
- No przecież przeprosiłem... - wyjąkał.
- Poznaj proszę, od lewej jest Brad, Liam, Brett, Dylan oraz Minho. – przedstawił ich. – A wy proszę poznajcie, to jest moja prawa ręką, nazywa się...
- Jestem już. Nie mogłem znaleźć żadnej ładnej koszuli. – usłyszałem głos mojego blondyna, który zszedł na dół po schodach i spojrzał na nas ze strachem w oczach i nie wiedziałem, co się dzieje.
- Poznajcie proszę... - Jeff kontynuował, lecz znowu ktoś mu przerwał. Chłopak westchnął zirytowany.
- Anna? – spytał z niedowierzaniem blondyn, a ja natychmiast pobladłem. On chyba nie chce mi właśnie zasugerować, że to jest ta Anna.
- Tommy? – zapytała dziewczyna i usłyszałem tłuczącą się szklankę, która opuścił Brad. Byłem w totalnym szoku i czułem, jak bym dostał od życia prosto w twarz.
- Boże, to przecież ta klientka, przez która Thomas wtedy skoczył z urwiska. – usłyszałem głos Liama.
- Nigdy jej nie widziałem na oczy... - stwierdził Brad.
- Ale się porobiło... przecież on ją tyle czasu kochał... - dodał po cichu Liam, a ja załamałem się psychicznie.
- Co... jak ty... to nie możliwe... - powiedział Tommy, a z jego oczu popłynęły łzy. Czułem, że w tym momencie straciłem miłość swojego życia. W końcu on szczerze kochał Annę, a ze mną związał się dlatego, że ona nie żyje, a skoro okazało się, że jakimś cudem tak się nie stało, mogę już śmiało iść się zabić. Nie mam nic do stracenia. Bez wampira moje życie nie ma najmniejszego sensu.
- Przez 123 lata myślałam, że nie żyjesz! Widziałam Twój grób! – krzyknęła przez łzy, lecz po chwili się uśmiechnęła, a moje serce rozpadło się na kawałki, kiedy dziewczyna podbiegła do Tommy'iego i gwałtownie wpiła się w jego usta. Blondyn stał nieruchomo, a ona całowała go namiętnie i z pasją. Do moich oczu napłynęły łzy, lecz pohamowałem je i jednocześnie straciłem czucie w nogach i miałem wrażenie, że zaraz upadnę.
- Anno, przestań, proszę. – rzekł blondyn zabierając jej dłonie ze swojej twarzy, a ja spojrzałem na niego, jak odsunął dziewczynę od siebie, wręcz odpychając ją. Byłem w szoku, dlaczego tak zrobił.
- Tommy, co się dzieje? – spytała zaniepokojona dziewczyna, która wyraźnie była jeszcze zdziwiona. – Dlaczego... dlaczego mnie odtrąciłeś? Nie cieszysz się, że żyję? Nie masz pojęcia, jak bardzo cierpiałam, gdy dowiedziałam się, że zmarłeś... przez to, że nie chciałam Cie wysłuchać. Tyle lat egzystowałam z poczuciem winy, a teraz... pojawiasz się ni stąd ni zowąd. Jestem taka szczęśliwa, że będziemy mogli znów być razem i nic do końca świata nas nie rozłączy.
- Anno oczywiście, że się cieszę... - rozpoczął drżącym głosem.
- Rozumiem, że jesteś w szoku, podobnie jak ja, ale teraz znowu możemy być razem i nic, ani nikt nie stanie nam na przeszkodzie. – powiedziała przepełnionym szczęściem i radością głosem.
- Nawet nie wiesz, ile lat cierpiałem po Twojej stracie. Ponad wiek nie mogłem nikogo znaleźć, żyłem w bólu, obwiniałem się o wszystko, brzydziłem się jakiegokolwiek dotyku, bo w moim sercu wciąż było poczucie winy i miłość do Ciebie, lecz musiałem zrozumieć, że Ty nie żyjesz, że Ciebie już nie ma, więc w końcu pogodziłem się z tym, że umarłaś i...
- Masz inną, tak?! – wrzasnęła głośno przerywając mu wypowiedź i zaczęła niespokojnie kręcić się po salonie. Zacząłem się jej momentalnie bać. – Kim jest ta zdzira, co?! W czym ona jest lepsza ode mnie?! Długo z nią jesteś?!
- Anno, ja jestem gejem! – krzyknął Thomas, a ona otworzyła usta ze zdziwienia i prawie padła na ziemię. – Doszedłem do wniosku, że nie pociągają mnie kobiety. Dylan, którego chyba zdążyłaś poznać, jest moją miłością i nic tego nie zmieni. Oddałem mu swoje serce. Jest moim chłopakiem i nie zrezygnuję z niego dla Ciebie, przepraszam.
- Jesteś obrzydliwy, Thomas! – wrzasnęła, po czym przywaliła mu siarczyście w twarz. Chłopak upadł na ziemię, wykonując przy tym obrót o 180 stopni i pomasował obolałe miejsce. Powinienem był zareagować, lecz wolałem się nie wtrącać, szczególnie, że sparaliżował mnie totalny szok. – Myślałam, że wciąż mnie kochasz! Jesteś beznadziejną imitacją mężczyzny! Jak ja mogłam się z kimś takim związać?! – krzyczała niczym histeryczka, a z jej oczu lały się łzy, które spowodowały, że czarny makijaż zaczął się zmywać, brudząc jej przy tym twarz.
- Anno, uspokój się, proszę. – powiedział Thomas i złapał w objęcia dziewczynę, lecz ta nie dawała za wygraną.
- Właśnie! Nie będziesz mi psuła Dylmasa! – oburzył się Brad, a ona spojrzała na niego jak by był największym kretynem na świecie.
- Nie dotykaj mnie, ty paskudny pedale! – krzyknęła z taka intensywnością, że prawie wyjebało nam w powietrze bębenki uszne. Dziewczyna odepchnęła od siebie blondyna, po czym ponownie przywaliła mu w twarz, tym razem łamiąc nos z drugiej strony. Tommy ponownie upadł na ziemię.
- Zostaw mojego brata, walnięta suko. – usłyszałem donośny głos siostry Thomasa, która podeszła do Anny bijąc ją siarczyście w policzek, a między dziewczynami doszło do szarpaniny i bijatyki, którą niestety wygrywała blondynka, gdyż była zwinniejsza od Sonyi.
- Hej! Jak tak bardzo chcecie się bić, to może przyniosę kisiel, będzie chociaż ciekawiej. – powiedział rozbawiony Jeff, a Minho przystał na jego propozycję, podobnie jak Brett, co spotkało się ze wściekłym wzrokiem Scott'a, Liama i Brada, którzy postanowili rozdzielić dziewczyny.
- Walka w kisielu by była całkiem interesująca. – stwierdził Azjata, a ja pokiwałem głową z niezadowolenia.
- To nie jest zabawne, skarbie. – stwierdził mój przyjaciel.
- Proszę, proszę, suka Sangsterowa ma czelność mi rozkazywać i się na mnie rzucać? Nawet się bić nie umiesz, durna szmato! Tylko obciągać potrafisz! – krzyknęła Anna.
- Odezwała się dziwka, która przespała się z jakimś wampirem w zamian za jego krew! Widziałam, jak się puszczasz i zdradzasz mojego brata! – krzyczała czarnowłosa.
- On wolał się pieprzyć moją matkę! A Ty akceptowałaś nas związek tylko i wyłącznie dlatego, że bałaś się powiedzieć bratu, że sypiasz z handlarzami za jedzenie, a ja znałam Twoją tajemnicę, bo Cię nakryłam, szmato!
- Do jasne cholery, przestańcie się kłócić! – zainterweniował szybko Tommy. – Musisz zrozumieć, że już Cię nie kocham! Tyle lat cierpiałem i w końcu znalazłem sobie chłopaka. Dlaczego nie cieszysz się moim szczęściem?!
- Nie uspokoję się! – wrzasnęła niczym histeryczka, wyrywając się z uścisku Liama, a ja zacząłem się zastanawiać, co Tommy w niej widział i jak on mógł kochać taką niezrównoważoną psychicznie kretynkę. – Jak możesz się ruchać z chłopakiem?! Jesteś obrzydliwy, rzygać mi się chcę, gdy na Ciebie patrzę. Przez przypadek dowiedziałam się, że żyjesz, a Ty zamiast do mnie wrócić mówisz, że wolisz chłopaków i jesteś gejem. Co jest z Tobą nie tak?! Jesteś pierdoloną ciotą!
- Przestań obrażać mojego chłopaka. – wysyczałem wściekły, nie mogąc już znieść jej obelg. Tommy'iemu i tak było wystraszająco przykro.
- Anno... - zaczął spokojnie blondyn.
- Nienawidzę Cię! Nie chcę dłużej żyć i to wszystko Twoja wina. Zabiję się, a ty będziesz szczęśliwy z tym swoim pchlarzem! – krzyknęła i wybiegła cała załzawiona z domu.
- Dziecko, nie rób proszę żadnych głupstw. – usłyszałem głos Martina, który wybiegł za nią z pomieszczenia w obawie, że dziewczyna coś sobie zrobi.
- Ja pierdolę, nie wierzę! – wybuchł po chwili mocno podirytowany Jeff i zaczął pocierać sobie czoło ze złości.
- Weź Nervosol kochanie, a ja już parzę melisę. – powiedział troskliwie Scott, wyciągając z kieszeni tabletki, a następnie poszedł szukać herbaty w naszej szafce, po czym wstawił wodę.
- Kurwa jego jebana mać. Myślisz sobie, że znajdujesz idealnego kandydata, w tym wypadku kandydatkę na swojego zastępcę, a jednak okazuje się, że gorszego błędu nie dało się popełnić! Myślałem, że moją życiową porażką było zatrudnienie Chrisa, czy tam Christiana, do porwania Minho ale jednak nie. Może być coś kuźwa gorszego. Dziewczyna umie się bić jak mało kto, strzela z broni jak zawodowiec, rzuca się sama na żandarmerię wojskową, a dostaje pierdolca i napadu histerii jak widzi swojego byłego! No po prostu nie wierzę w swoje zakichane szczęście. Nigdy nie zrozumiem bab. – wściekł się Jeff i w sumie to ja mu się wcale nie dziwię. Dziewczyna wydawała się być twarda i wręcz nadawała się do jego gangu, ale była niestabilna emocjonalnie, o czym mężczyzna się dzisiaj przekonał.
- Dziewczyno, zwolnij trochę, porozmawiajmy na spokojnie, nie jestem takim młodzieniaszkiem jak ty i szybciej się męczę... jestem już stary i ledwo zipie... - usłyszałem w oddali głos Martina, który wciąż próbował znaleźć wampirzycę. – Anno, poczekaj... cholera, te wampie to szybkie są... dlaczego muszę być stary i bez kondycji, kurwa...
- Dylan... - usłyszałem głos Tommy'iego, który cały załzawiony do mnie podszedł i wtulił się w moją klatkę piersiową, a ja objąłem go ramionami i schowałem swoją twarz w jego cudowne włosy. – Przepraszam, ja... ja nie wiedziałem, że ona żyje... nie sądziłem, że Anna się na mnie rzuci i zacznie mnie nachalnie całować... Dylan, wybaczysz mi ten pocałunek..? ja naprawdę...
- Tommy, kochanie... - powiedziałem z wyraźną ulgą na sercu, gdy mój kochany blondyn odtrącił swoją dawną miłość i wybrał mnie. Myślałem, że ze mną zerwie, bo w końcu sam mówił, że Anna dużo dla niego znaczyła, lecz on udowodnił, że jestem dla niego całym światem tak, jak on jest dla mnie. – Oczywiście, że Ci wybaczę, głuptasie. Nie będę się o to gniewać. Jesteś dla mnie wszystkim i kocham Cię... nigdy z Ciebie nie zrezygnuje. Udowodniłeś mi dzisiaj, że jesteś wart każdych moich uczuć...
- Kocham Cię i nic tego nie zmieni. Nawet Anna, która kochałem 123 lata... - wymruczał i namiętnie mnie pocałował od razu łącząc nasze języki w tańcu pełnym pożądania. Usłyszałem oklaski wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu i nie przejmowałem się tym. Zachłannie całowałem mojego chłopaka, wsłuchując się jednocześnie w rozmowy pomiędzy wszystkimi.
- Czy ta szurnięta laska to jakaś ex-dziewczyna Thomasa? – spytał Brett. – Bo chyba nie do końca rozumiem ten wątek.
- No powiedzmy, że mniej więcej tak to było... - stwierdził nie do końca pewny swoich słów Brad.
- To znaczy? – dopytywał.
- Wiesz skarbie, ona nakryła kiedyś Thomasa jak się lizał z jej starą i no...
- Co? – spytał Minho i zaczął się energicznie śmiać.
- No bo jej stara się w nim zakochała, a potem wsadziła mu łapę w majty, no i Anna to widziała i jej się coś popierdoliło we łbie i zamiast o wysłuchać Thoma, to ona skoczyła z urwiska, a on ryczał potem ciągle i wiesz... - kontynuował Liam.
- No, a Thomas potem przeżywał i też postanowił się zabić, tylko ze został wampirem. – dodał Brad.
- I zmienił orientacje. Stwierdził, że cipki go nie kręcą. – rzekł radośnie Liam.
- A dziwisz się? Ta blondyna jest ostro popieprzona. – powiedział Brett.
- Ekhem, ja to słyszę. – rzekł wkurzony blondyn, gdy oderwał się od moich ust, a ja zaśmiałem się i mocno go przytuliłem.
- Dziwne jest to, że ona żyje... - zaczął Minho.
- Wydaje mi się, że potrzebowała dłuższej regeneracji, a Thom mówił, że od razu ją pochował i nawet nie pamiętał gdzie... - stwierdził Brett.
- Jak można nie pamiętać miejsca pochówku ukochanej osoby? – zapytał Wood.
- No wiecie, Thomas ma sklerozę. – stwierdził Brad.
- Wypij meliskę, kochanie. – powiedział Scott do Jeff'a, który dalej przeklinał na głupotę Anny.
- Dzięki. – odpowiedział wciąż zirytowany i wziął kubek z napojem od chłopaka, który wtulił się w niego i razem uroczo siedzieli na kanapie. – I co ja mam teraz kuźwa zrobić? Ankę popierdoliło, a ja zostałem bez zastępcy. Kocham życie, kurwa.
- Poszukamy kogoś innego, spokojnie. – rzekł delikatnym głosem Scott.
- Dziewucha sama się rzuca na całe wojsko i nie widać po niej grama strachu, a dostaje napadu szału na widok swojego byłego. To nie jest normalne.
- Wiecie co, ja pójdę szukać Martina, bo martwię się, że ta dziewczyna zrobi mu krzywdę. – rzekł Wood, po czym pożegnał się z nami i umówił się na jutro z Brett'em celem odebrania aktu własności domu i innych formalności. Jeff i Scott po jakiejś godzinie również udali się do swoich domów, lecz nie obyło się od komentarzy mężczyzny na temat wybitej szyby w samochodzie. Postanowiłem trochę odpocząć, więc poszedłem do ogrodu z Tommy'm i oglądaliśmy gwiazdy siedząc na trawniku, a Liam z Brett'em poszli na spacer, natomiast Minho z Bradem oglądali telewizję. Tuliłem do swojej klatki piersiowej blondyna i byłem szczęśliwy, że miałem go tylko dla siebie i żadna psychiczna ex-dziewczyna Tommy'iego nie odbierze mi go.
Dwa lata później...
Perspektywa: Dylan.
Od czasu, gdy okazało się, że Anna żyje minęły dwa lata, a w naszym życiu nastąpiło dużo zmian. Niemałym zaskoczeniem było dla nas to, że blondynka dobrowolnie przyszła i przeprosiła za swoje zachowanie, prosząc nas jednocześnie o wybaczenie. Tommy gniewał się na nią trochę, lecz uznaliśmy, że nie będziemy chować do siebie wzajemnych uraz, ponieważ szokiem zarówno dla niej, jak i dla niego była wieść, że jednak oboje egzystują.
Wspólnie ze swoim ukochanym uzgodniłem, że podczas pełni chcę przejść przemianę i zostać hybrydą, aby móc trwać u jego boku do końca świata. W między czasie oświadczyłem się Tommy'iemu, który z radością powiedział, że za mnie wyjdzie, a ja poczułem się najszczęśliwszą istotą na tej planecie. Dwa miesiące temu był najcudowniejszy dzień mojego życia, ponieważ ukochany powiedział przed ołtarzem „tak.". Ślubował mi miłość i wierność, a z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Na weselu wspaniale się bawiliśmy i nie zabrakło na nim nawet trzech starszych Pań, które kiedyś przysporzyły nam nie mało problemów.
Minho oświadczył się Bradowi praktycznie tydzień po całym zdarzeniu z Anną. Ślub wzięli również szybko, a podczas miesiąca miodowego mój przyjaciel stał się hybrydą, ponieważ nie chciał żyć ze świadomością, że kiedyś umrze i zostawi swojego męża samego. Widziałem, jak bardzo byli szczęśliwi i cieszyłem się, że wesele odbyło się w gronie najbliższych dla nas osób.
Jeśli chodzi o Brett'a, to muszę przyznać, że on również nie próżnował, ponieważ jego oświadczyny były zaskoczeniem dla wszystkich. Podczas wesela Brada i Minho, Bercik zabrał głos i przy wszystkich oświadczył się Liamowi, który omal nie padł z wrażenia, a huczny ślub wzięli po trzech miesiącach, na którym wspaniale się bawiliśmy. Nie spodziewałem się, że Brett zaprosi na nie babkę Allison i jej koleżanki, co było bardzo miłe z jego strony, a starsze panie nigdy nie były szczęśliwe, niż w Kościele, w którym oboje powiedzieli sobie „tak". To, że Brad wysłał do nich zaproszenie na ich własny ślub było zrozumiałe, lecz nigdy nie spodziewałabym się tego po moim przyjacielu, lecz cieszyłem się, ponieważ w pewnym stopniu ta starsza kobieta otworzyła mi oczy.
Ja i Tommy byliśmy ostatnią parą, która powiedziała sobie „tak" przed ołtarzem. Czułem się najszczęśliwszą osobą, ponieważ miałem kochających przyjaciół i wiernego męża. Wspólnie uzgodniliśmy, że nasz dom jest trochę za mały, więc Brett zaoferował, że kupi na obrzeżach coś większego. Chcieliśmy mieszkać jednak wszyscy razem, ponieważ mamy wspólny sekret i nie chcielibyśmy się rozdzielać Przeprowadziliśmy się całą szóstką do dużej willi, która znajdowała się praktycznie obok wielkiego jeziora z przepięknym wodospadem. Okolica była majestatyczna, cicha, a do ogrodu czasem psy chodziły sarny, z którymi lubił spędzać czas Brad.
Szykowałem razem z Minho stół, ponieważ miał wpaść do nas na grilla między innymi Jeff i Scott oraz inni nasi przyjaciele. Jak się okazało, są już długo ze sobą razem, a mój przyjaciel również został hybrydą i od roku wypomina to Jeff'owi, który podstępem go przemienił. Kłócą się jak małe dzieci, ale widzę, że szczerze się kochają.
Brett razem z Liamem grillowali mięso, a Brad z Minho kończyli nakrywać do stołu. W samą porę, bo właśnie przyjechali moi ulubieńcy.
- Siemaneczko wszystkim. – przywitał się Jeff.
- Cześć, cześć. – radował się Scott, z którym od razu się przytuliłem.
- Miło nam, że przyszliście. – powiedział Tommy, a ja przytuliłem go.
- Jak się miewa świeżo upieczone małżeństwo? – zapytał się starszy mężczyzna.
- Jestem szczęśliwy, że mam takiego męża jak Dylan. – rzekł Thomas, a Scott podekscytował się tym.
- Mam nadzieję, że ty niedługo też zostaniesz moim mężem. – powiedział Jeff, a mój przyjaciel obraził się.
- Zmieniłeś mnie bez mojej wiedzy, więc zapomnij! Jestem na Ciebie obrażony! – fuknął, a mężczyzna przewrócił oczami, po czym poszedł przepraszać Scott'a, który już fochnięty siedział przy stole.
Po chwili pod nasz dom podjechały dwa samochody. Z jednego wysiadł nasz przyjaciel Martin wraz ze swoją dziewczyna, po czym podeszli od razu do stołu, podobnie jak siostra Thomasa, Sonyia wraz ze swoim chłopakiem.
- Jimmy Martin i Alexander Wood we własnej osobie. – ucieszyłem się, gdy zobaczyłem dwóch policjantów, którzy w prawdzie pracują teraz w korpo Brett'a, lecz dla mnie dalej pozostaną policjantami. Mam z nimi zbyt dużo wspomnień. Przywitałem się z nimi serdecznie i zaprosiłem do stołu.
Martin usiadł razem z Woodem po jednej stronie stołu, natomiast naprzeciwko nich usiadła Anna wraz z Sonyią, z którą teraz się dogaduje i obie zakopały topór wojenny. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że znajdą sobie takie partnerki, szczególnie, że Anna, była Tommy'iego zakocha się w wąsatym policjancie i to ze szczerym uczuciem.
Usiedliśmy w końcu wspólnie, gdy wszystko było już gotowe, a nasze kochane wampiry niestety nie mogły się z nami napić alkoholu. Właściwie to mogli, ale pilnujemy ich i za wszelką cenę nie pozwalamy na dotykanie procentów, szczególnie, że dalej pamiętam, co potrafią pijani odwalać. Rozmawialiśmy jakiś czas wspólnie jak najlepsi przyjaciele.
- Chciałbym coś powiedzieć. – rzekłem nagle i wstałem od stołu, aby móc przemówić. – Przede wszystkim dziękuję wam za to, że jesteście tu razem ze mną oraz za to, że każdego z osobna mogę nazwać swoją rodziną. Nie jestem dobry w przemówieniach, lecz po prostu pragnę wyrazić, jak bardzo szczęśliwy się czuję, mają tak wspaniałego męża oraz rodzinę. W swoim życiu generalnie miałem dużo wzlotów oraz upadków. Zostałem uprowadzony przez przypadek, ale gdybym tamtego wieczoru wtedy nie wkurwił się na Brett'a i Minho, i został w domu, zamiast iść na spacer po lesie, to myślę, że nie spotkałbym miłości swojego życia. Pamiętam do dziś pierwszą interwencję Jimmiego oraz Alexandra, podczas której Liam i Brad udawali, że jestem rzeźbią. Potem znowu zostałem porwany, znowu przez przypadek, a następnie torturowany przez psychiczną Teresę i Brendę i pomyśleć, że miał wtedy zostać uprowadzony Minho, a nie ja. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że za wszystkim stał Jeff, który teraz jest naszym najlepszym przyjacielem i należy do naszej rodziny. Te wszystkie sytuacje doprowadziły do tego, że zrozumiałem swojego uczucia. Tommy również. To on mnie wtedy uratował i zawdzięczam mu teraz swą dalszą egzystencję. Życie trzeba przeżyć tak, aby było co opowiadać i co wspominać, a możecie mi wierzyć, każde z nas ma się czym chwalić. Dziękuję jeszcze raz za wszystko i za to, że jesteście. – powiedziałem, po czym głos zabrała Sonyia.
- Jestem szczęśliwa, że w końcu mój brat znalazł szczęście. Nawet nie wiecie, jak bardzo moje serce się raduje, gdy was widzę, a jeszcze bardziej z tego powodu, że ja i Alexander Wood chcemy również się pobrać. – dodała, po czym wszyscy zaczęliśmy klaskać, gdy dziewczyna pokazała nam piękny, zaręczynowy pierścionek.
- Jeśli ja również mogę coś powiedzieć... - zaczął Martin. – Chciałbym powiedzieć, że jestem w niesamowitym szoku, że istoty, takie jak wampiry i wilkołaki istnieją. Gdyby ktoś kiedyś powiedział do mnie, „Hej Martin, wiesz, że spotkasz w swoim życiu trzech wampirów i trzech wilkołaków, przez których stracisz pracę, ale dzięki nim znajdziesz sobie wampirzą dziewczynę i będziesz zarabiać trzy razy tyle co na komandzie?". Najprawdopodobniej wyśmiałbym takiego proroka, a potem wsadził do pierdla, ale wiecie, co w tym wszystkim najlepsze? Gdybyśmy wtedy z Woodem odmówili przyjazdu na interwencję, to nasze życie dalej byłoby nudne i monotonne, a tak chociaż poznałem piękną kobietę i zyskałem wspaniałych przyjaciół. Już nawet przestałem się bać siedzieć blisko was, a wierzcie mi, to nie było lada wyzwanie. Cieszę się jednak, że wszyscy pojawiliście się w moim życiu.
Kiedy Martin skończył przemawiać postanowiliśmy wznieść toast za szczęście, jakie spotkało nas w życiu i cieszyć się, że zyskaliśmy rodzinę.
Zobaczyłem, że Jimmy wstaje od stołu, a następnie podchodzi do Anny, która siedziała naprzeciwko niego obok Sonyi.
Mężczyzna uklęknął przed nią, po czym wyjął pudełeczko z kieszeni i spojrzał jej w oczy.
- Anno, czy zechciałbyś uczynić mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi zostając moją najpiękniejszą na świecie żoną? – zapytał, a my oczekiwaliśmy w napięciu. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy.
- Tak, Jimmy, tak! – krzyknęła, po czym mężczyzna włożył jej na palec pierścionek zaręczynowy, a my zaczęliśmy klaskać.
- Kocham śluby i zaręczyny! – wrzasnął Brad, który rozpłakał się ze szczęścia, a my pogratulowaliśmy Annie i Jimmy'emu.
Najpiękniejszy czas jest wtedy, gdy mogę go spędzać w gronie najbliższych, czyli z moim ukochanym mężem Tommym oraz osobami, które traktuję jak rodzinę, czyli z Sonyią, Alexandrem, Anną, Jimmym, Bradem, Minho, Jeff'em, Scott'em, Liamem oraz Brett'em.
Nigdy bym nie przypuszczał, że przez przypadkowe porwanie poznam miłość swojego życia oraz zyskam wspaniałą rodzinę.
Życie jest nieprzewidywalne i należy chwytać każdy dzień, bo najpiękniejszych chwil nie zaplanujesz. One przyjdą same, tak jak to było podczas mojego przypadkowego porwania, które na zawsze odmieniło nasz los.
KONIEC.
Notatka od autorki:
Jezu, jak mi jest smutno :(
Niestety, ale wszystko, co dobre kiedyś się kończy :(
To już finałowy rozdział ,,Przypadkowego Porwania" i jest mi bardzo smutno, że przygody Dylmasa, Briama oraz Brainho są skończone, lecz nic nie może trwać wiecznie :((
Ogólnie zachęcam do przeczytania dodatku do ff - czyli jak Scott został hybryda?
Chciałabym wszystkim bardzo serdecznie podziękować za każdy komentarz oraz każdą gwiazdkę, która co dzień motywowała mnie do pisania ♥
Jestem bardzo szczęśliwa, że znalazło się tylu czytelników oraz, że ta historia przypadła Wam do gustu ♥
Dzięki wszystkim za wspólną przygodę z porwaniem ♥
Zapraszam na moje nowe ff, które być może również Wam się spodoba ♥
Adios! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top