Dodatek do FF - Czyli o tym, jak Scotty został hybrydą?
Niespodzianka! ♥♥♥
Z racji tego, że PP tak bardzo uwielbiacie, to miejcie coś od życia - dodatek do ff, w którym opiszę w jaki sposób Jeff podstępnie zmienił Scott'a ^.^
Miłego dziubaski! ♥♥♥
Perspektywa: Jeff.
Mój biznes narkotykowy kręcił się naprawdę świetnie. Od czasu, gdy Anna dostała zajobca na punkcie Thomasa postanowiłem, że wszystkim zajmę się sam z drobną pomocą mojego kochanego chłopaka. Z naciskiem na drobną.
Siedziałem przy biurku i liczyłem hajs uzyskany ze sprzedaży oraz podsumowywałem długi, jakie powstały u co niektórych osób. Naliczyłem sobie piękny procencik za opóźnienie i byłem zadowolony, że wkrótce stanę się jeszcze bogatszy. Poleciłem moim ludziom udanie się do dłużników i wyegzekwowanie dla mnie pieniędzy, bo chciałbym zabrać Scott'a na wakacje na Bora-Bora lub na Fidżi.
Spojrzałem na zegarek i znowu była już noc. Jak ten czas szybko leci. Cały dzień praktycznie od rana spędziłem na karaniu podwładnych oraz mordowaniu rodzin tych, co wchodzą mi w drogę i denerwują mnie samym faktem egzystowania, ale przede wszystkim musiałem zająć się finansami moje nielegalnego biznesu.
Byłem zmęczony, ale co mogłem na to poradzić? Scott jest bardzo chętny do pomocy, ale on praktycznie do niczego się nie nadaje, a szczególnie do zabijania. Owszem, jest wilkołakiem, jest silny, zabijał nie raz, tylko to nie w tym jest problem, że nie potrafi, bądź się cyka. Nigdy nie chciałem go urazić, ale on po prostu nie budzi w nikim strachu, ani autorytetu, a to jest najbardziej potrzebne, ponieważ jestem szanowanym gangsterem i nie mogę zatrudniać do tego nieprofesjonalnych osób. Scotty jest bardzo kochany i ma za miękkie serce.
Pamiętam, że raz poprosiłem go, aby poszedł wyciągnąć hajs od dłużnika, a potem go zabił, ponieważ bardzo, bardzo chciał mi pomóc i doceniałem to, jak bardzo jest mi oddany, lecz to był błąd. Podjechaliśmy pod dom tego faceta, a ja nakazałem mu tam wejść i nakazać spłatę długu. Dostał nawet ode mnie pistolet, lecz jeszcze szybciej mu go zabrałem, niż trzymał go w ręku, bo prawie się sam postrzelił. Całe szczęście, że kula wylądowała w ziemi, a nie w jego głowie. Niemniej jednak zignorowałem ten fakt, a Scott wszedł do środka. Nie minęło siedem minut, jak w pośpiechu stamtąd wyszedł i nie odzywał się cały kolejny dzień.
Efektem jego działań było to, że wrócił z niczym, a dłużnik dosłownie udusił się ze śmiechu. Nie wiedziałem, czy mam się z tego śmiać, czy mam płakać, bo Scotty nie wzbudza w nikim strachu, wręcz odwrotnie. Jego zbyt miła postawa powoduje, że ludzie, bo zazwyczaj to oni są największymi dłużnikami na sprzedane narkotyki, duszą się ze śmiechu.
W sumie, to ja im się wcale nie dziwię, bo jaki gangster puka do czyich drzwi, bądź dzwoni dzwonkiem?! To, to jest jeszcze pikuś. Jaki kurwa mać budzący respekt na dzielni gangster zwraca się do dłużnika z tekstem ,,Dzień dobry, ja przyszedłem odebrać pieniążki za niezapłacony towar"? Nie ukrywałem w tamtym momencie zażenowania, lecz nie chciałem dać po sobie poznać, jak bardzo mi wstyd. Całe szczęście, że ten koleś sam się udusił i nie musiałem się wstydzić przy zabijaniu go. Zabrałem z jego domu wszystkie wartościowe przedmioty i pieniądze i wróciłem ze Scott'em do domu, który spał na kanapie, mocno na mnie obrażony i jeszcze miał pretensje, że nie uprzedziłem go, że ten facet choruje na serce, bo z czegoś się roześmiał i nagle umarł.
Może niech lepiej myśli, że facet umarł na zawał, a nie ze śmiechu z jego postawy...
Po całej tej akcji zastanawiałem się i zastanawiam się do teraz, w jaki sposób Scott może mi pomagać, lecz nie znalazłem żadnego, prostego i nie wymagającego reputacji zadania. Do głowy wpadł mi jednak pomysł, że może mój słodziutki chłopczyk, skoro nie nadaje się do wychodzenia w teren, używania broni, to może chociaż pomóc pakować towar. Nie chciałem go dawać do księgowości, bo sam się ostatnio przyznał, że nienawidzi liczyć i nie potrafi oraz, że nie zaliczył żadnego egzaminu z matematyki.
Scott, jak się okazało, jest wrażliwym poetą i humanistą, ponieważ uwielbia pisać wiersze.
Rozważałem również możliwość przydzielenia Scott'a moim dostawcom i handlarzom, lecz uznałem, że to będzie jeszcze gorszy pomysł, niż danie mu do ręki spluwy.
Zaczynałem się przez chwilę zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłem związując się z nim, lecz bardzo o mnie dba i parzy mi codziennie melisę na uspokojenie, bo chodzę wściekły na tych jełopów, z którymi muszę współpracować. Niemnie jednak, pomimo tego, że nie budzi w nikim strachu, to i tak go kocham, bo jest wspaniałym partnerem i muszę przyznać, że w moim życiu brakowało mi takiej czułej i trochę zwariowanej osoby jak Scott. On odmienił trochę moje spostrzeganie świata. Fakt, dalej jestem zimnym draniem, ale dla niego jestem w stanie nawet iść na romantyczną randkę i jechać na Fidżi, o czym chłopak bardzo marzy.
Schowałem papiery do szafki i muszę stwierdzić, że zaczynało brakować mi Anny. Ta dziewczyna była sprytna, cwana i naprawdę miała łeb na karku, szczególnie, że znała się na interesach, a przede wszystkim budziła strach przed dłużnikami. Pomimo tego, że zachowuje się jak wariatka, który spierdoliła z pokoju bez klamek, to stwierdzam, że nadaje się do mafii. Do tej pory jednak, kurwa mać, nie rozumiem, jak można tak histeryzować na widok byłego. No chyba dla Thomasa lepiej, że znalazł sobie chłopaka, bo ta wariatka jest ostro niezrównoważona, ale chociaż zna się na finansach i potrafi strzelać oraz umie się bić. Jedyny z niej pożytek.
W tych pierdolonych czasach, to naprawdę nie można na nikogo liczyć, więc wniosek jest prosty.
Chcesz zrobić coś dobrze, to zrób to sam.
Nie będę ukrywał, że pewnego dnia zdziwiłem się dość mocno, gdy w drzwiach mojego biura zobaczyłem blondwłosą wampirzycę, która przyszła mnie przeprosić za swoje zachowanie. Z jednej strony byłem na nią wściekły i oczywiście solidnie ją opierdoliłem za te ekscesy w domu Dylana i Thomasa, lecz z drugiej strony poczułem pewnego rodzaju ulgę, bo mogłem więcej czasu spędzać ze Scott'em. Od razu przydzieliłem dziewczynie zadania, a ona ucieszyła się, że przyjąłem ją pod swój dach. Oczywiście jak to typowa baba zaczęła pierdolić o swoich życiu i dowiedziałem się, że tworzy teraz związek z tym byłym gliniarzem Martinem. Byłem w niemałym szoku, jak to usłyszałem, ale w sumie skoro nie jest już z Policji, to w niczym mi nie przeszkadza.
Próbowałem wielokrotnie namówić Scott'a na to, aby również stał się hybrydą, lecz on ma jakieś tam swoje twarde zasady i stwierdził, że nie ma zamiaru być żadną mieszanką. Moje argumenty odnośnie tego, że Minho jakoś dobrowolnie został i nie narzeka, w ogóle go nie ruszały. Miał również w dupie to, że Dylan dla Thomasa też chciałby się zmienić. Scotty jednak uważa, że chce być pięknym, stuprocentowym wilkołakiem.
Nie będę ukrywał, że bardzo mnie tym wkurwił i postanowiłem, że łatwo się nie poddam. Zostawiłem go samego w domu i udałem się do swoich magazynów, w których była już Anna i dyrygowała należycie zespołem i byłem pod wrażeniem, że się jej słuchają.
- Siema. - przywitałem się z dziewczyną. - Jak idzie?
- Cześć. - odpowiedziała pewnym siebie głosem. - Świetnie, wszystko jest gotowe i nasi ludzie będą jechać teraz do Meksyku i specjalnym tunelem się do niego przedostaną tak, aby żadne kamery, albo policja nas nie złapała. - dodała, a ja byłem zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Zajebiście zatem. - stwierdziłem. - Słuchaj, musisz mi pomóc.
- W czym? - spytała blondynka.
- Chodź ze mną do gabinetu. - rzekłem, a ona posłusznie za mną poszła. - Musisz mi oddać połowę swojej krwi.
- Co?! - zapytała pełna szoku. - Ale, ale, po co Ci ona? Co Ty kombinujesz?
- Słuchaj, chcę zmienić Scott'a w hybrydę, lecz potrzebuję do tego czystej, stuprocentowo wampirzej krwi. Chciałbym mu oddać swoją, lecz moja jest mieszanką i obawiam się, że może nie zadziałać podczas przemiany, dlatego proszę Cię o to, abyś oddała mi swoją, bo potrzebuję jej do przemiany. Nie chcę prosić o to nikogo innego, bo jakoś niespecjalnie mi się to widzi i na chwile obecną, to jesteś jedyną odpowiednią osobą, którą mogę o to prosić. - wyjaśniłem, a ona spojrzała na mnie i po chwili zdecydowała.
- Ile tego chcesz? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się podstępnie. Skoro Scotty tak bardzo nie chce się mnie słuchać, to zrobię mu niespodziankę. Pełnia jest za tydzień, więc to będzie idealna okazja. Nie chcę patrzeć, jak mój chłopak się starzeje. Podnieca mnie to, że między nami jest jedenaście lat różnicy wiekowej. Będę musiał teraz tylko wymyślić, w jaki sposób zaaplikować mu krew.
- Potrzebuję pięć woreczków. - rzekłem. - Masz czas do czwartku, bo za tydzień jest pełnia. Proszę Cię o zachowanie dyskrecji, ponieważ nie chcę, aby ktokolwiek się dowiedział, a wiem, że mogę Ci ufać. - dodałem, a dziewczyna powiedziała, że mój sekret jest u niej bezpieczny, po czym wyszedłem z gabinetu.
Od mojej rozmowy z Anną minął tydzień. Dostałem od niej siedem woreczków z krwią, bo stwierdziła, że na wszelki wypadek da mi w zapasie jeszcze dwa. W sumie im więcej, tym lepiej. Przynajmniej będę miał pewność, że jego przemiana zadziała.
Już dziś ma być pełnia, a ja wciąż nie wiedziałem, w jaki sposób mam napoić Scott'a krwią. Był na szczęście poranek, więc miałem na to cały praktycznie dzień. Szukałem chłopaka po całym domu, lecz nie znalazłem go. Postanowiłem udać się do magazynów, w którym trzymam narkotyki, gdyż poprosiłem go, aby pod nadzorem Anny pomagał przy ich pakowaniu. W drodze do hangaru zacząłem się zastanawiać, czy chloroform będzie odpowiednią metodą, lecz do głowy szybko wpadł mi inny pomysł, gdy zobaczyłem, co się dzieje w pomieszczeniu.
- Co tu się do chuja odjebało? - spytałem donośnym głosem spoglądając na śpiącego wilkołaka. On mnie nie przestanie zadziwiać. Czyli z tego wynika, że on nawet nie nadaje się do pakowania marihuany, bo od jej zapachu od razu odpływa.
Świetnie. Jedynym, poważnym zadaniem Scott'a będzie parzenie herbaty.
- Nie wspominałeś, że Twój chłopak jest tak bardzo nieodporny na woń konopi. Zaczęliśmy nagrzewać lampami drzewka, aby pięknie rosły, przesadzać je, a te stare paliliśmy w piecu i wszyscy mają się dobrze, ale jemu od razu coś odwaliło. Zaczął majaczyć, cieszyć się i gadać jakieś bzdury o nadmorskich syrenkach z Bora-Bora. Potem najprościej w świecie zasnął i śpi już tak dwie godziny, a żadne szturchanie nie pomaga. Nawet nie drgnął.
Uśmiechnąłem się cwaniacko, po czym spojrzałem na Annę i wziąłem na ręce mój skarb, który jest bardzo buntowniczy i w tym momencie należy mu się nauczka. Udałem się z nim do palarni starych roślin, po czym położyłem go na sofie. Chłopak był bardzo uroczy, gdy tak sobie spał i ssał swojego kciuka, niczym małe dziecko.
Wziąłem krew otrzymaną od Anny i podłączyłem do jego dwóch tętnic na rękach i czekałem, aż woreczki się opróżnią, lecz musiałem z nim tutaj cały czas siedzieć, aby przypadkiem się nie obudził.
Jakoś po godzinie trzeciej po południu wszystkie woreczki z krwią opróżniły się, a Scott zaczynał się budzić i nawet nie ogarniał, co się dzieje, bo wcześniej, gdy została ostatnia połowa przeniosłem go do swojego gabinetu. Wampirza krew od razu mogłaby spowodować, że się obudzi, więc wolałem go pozostawić w palarni. Na moje szczęście wlałem w niego wystraszającą ilość krwi.
- Co się stało? - spytał i przeciągnął się, a ja pocałowałem go czule w usta. Wyglądał tak niewinnie.
- Nic kochanie. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. - Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Jaką? - zapytał się szczęśliwy.
- Zabiorę Cię w miejsce, którego nie zapomnisz do końca życia. Przyjdę po Ciebie, tylko czekaj na mnie w sypialni punktualnie o 18:45, dobrze kochanie? - powiedziałem i przytuliłem go, a chłopak ufnie objął mnie ramionami. Kochałem go i chcę, aby był ze mną wiecznie.
- Dobrze. - odpowiedział, po czym oboje udaliśmy się w swoje strony, a ja zastanawiałem się, czy aby na pewno dobrze robię, no ale skoro Scott chce się zestarzeć i być cały pomarszczony, a ja wciąż będę piękny, nie mogłem na to bowiem pozwolić.
Punktualnie o wyznaczonej godzinie przyszedłem po chłopaka. O 18:50 ma być pełnia, a ja nie mogę się pośpieszyć. Przemiana działa równo podczas pełni i jakiś czas po, lecz nigdy wcześniej.
Zobaczyłem, że mój skarb stał przy oknie i oglądał jak zaczarowany księżyc.
- Scotty? - spytałem, a ona odwrócił się do mnie.
- To dokąd idziemy? - zaciekawił się chłopak, a ja postanowiłem przejść do rzeczy, lecz wpierw chciałem wykorzystać jeszcze te piec minut. Podszedłem do chłopaka i zastanawiałem się, czy aby na pewno się nie zbłaźnię, no ale w sumie żyje się raz.
- Scott. - powiedziałem i uklęknąłem przed nim, po czym wyjąłem z kieszeni kurtki czerwone pudełeczko w kształcie serduszka. - Czy zostaniesz moim mężem? - zapytałem, a on wessał powietrze do płuc, po czym zasłonił sobie twarz dłońmi. Mam nadzieję, że robię to dobrze, bo w sumie nie mam pojęcia o tych całych ckliwych bzdurach. Czytałem w prawdzie w internecie poradnik "Jak być romantycznym?" i mam nadzieję, że kurwa wystarczy. Oczekiwałem w napięciu na jego odpowiedź.
- Tak! - krzyknął zadowolony, a ja wsunąłem na jego serdeczny palec elegancki, złoty, męski sygnet z jakimś ozdobnym, bordowym kamieniem. Całe szczęście, że baba w jubilerskim znała się na rzeczy, bo gdyby Scott dał mi kosza, to bym poszedł, złożył reklamację, a potem ją zastrzelił za spierdolenie zaręczyn.
Chłopak rzucił mi się na szyję, a ja pocałowałem go z ogromna pasją. Nasze języki natychmiast się odnalazły. Poczułem dłonie Scott'a, które wplótł w moje włosy, a ja ścisnąłem jego zgrabny pośladek, a drugą rękę trzymałem na plecach chłopaka. Oderwałem się od jego warg i z cwanym uśmiechem spojrzałem mu w oczy.
- To co ta za niespodzianka? Dokąd idziemy? Będziemy coś zwiedzać? - zapytał szczęśliwy, a ja odsunąłem się od niego, po czym szybko wyciągnąłem pistolet, mogąc jednocześnie zaobserwować szok wymalowany na jego pięknej buzi i strzeliłem mu w głowę kilka razy bez żadnego ostrzeżenia.
- Będziesz mógł zwiedzić zaświaty, mój drogi. - dodałem i uśmiechnąłem się zadowolony, że mój szczwany plan wypalił. Byłem dumny ze swojej przebiegłości.
W poradniku było napisane, że idealna randka, czy zaręczyny są wtedy, gdy całkowicie zaskoczymy partnera czymś, czego nie zapomni do końca życia. Myślę, że mój mały wilczek wystarczająco się zdziwił.
Zobaczyłem jego ciało leżące na dywanie, po czym przeniosłem je na łóżku i pocałowałem krótko w usta. Teraz musiałem tylko czekać, aż się obudzi.
Przysnąłem siedząc na fotelu i obudziłem się jakoś nad ranem. Było jakoś po dziewiątej, a Scott zaczynał się wybudzać chwilę po tym, jak sam przerwałem sen. Mój chłopczyk wiercił się po łóżku, a po chwili otworzył oczy, które na całe szczęście były malinowe ze złotymi opiłkami. Podszedłem do łóżka chcąc przytulić mojego słodziaka.
- Dzień dobry, koch... - nie dokończyłem, ponieważ Scott energicznie przywalił mi w twarz, łamiąc mi przy tym nos.
- Ty pierdolony, jebany, wstrętny, parszywy chuju! - wrzeszczał, a ja podniosłem się z podłogi, po czym ponownie poczułem pięść chłopaka na moim nosie. - Jesteś pierdolonym debilem! Nienawidzę Cię i nie mam zamiaru oglądać Twojego ryja przez najbliższe miesiące!
- Scotty, nie przesadzaj... - zacząłem, a on roześmiał się głośno. - Przecież nic się nie stało.
- Zabawne. - fuknął. - Cudowne zaręczyny, nie ma co! Mówiłem Ci, że nie chcę zostać hybrydą, to nie! Ty musiałem postawić na swoim i wbrew mojej woli mnie przemienić! Za kogo Ty się uważasz?!
- Za Twoje narzeczonego. - stwierdziłem z błyskiem w oku.
- Za chwilę przestaniesz nim kurwa być. - powiedział, a właściwie to huknął wściekle.
- Jak chcesz zerwać, to proszę bardzo, nikt Ci nie broni, będziesz mógł odejść stąd na zawsze, ale pamiętaj, że będę musiał Cię wtedy zabić, bo za dużo wiesz o moim nielegalnym handlu. - rzekłem ze swoim charakterystycznym błyskiem w oku.
- Przypominam, że już raz mnie zabiłeś, więc jakoś niespecjalnie się tym kurwa przejąłem! - dodał, po czym zaczął się pakować do walizki, a ja zdziwiłem się, co ona zamierza zrobić. Czy on serio chce mnie zostawić?
- Scott, porozmawiajmy. - powiedziałem widząc jego poczynania.
- Wyprowadzam się do pokoju gościnnego. Od dziś śpisz sam. - fuknął, a mi szczęka opadła ze zdziwienia. No tego to bym się kurwa nie spodziewał. Chyba będę musiał namierzyć autorów poradnika i poważnie się z nimi rozmówić. Przez nich dostałem celibat. Jak tylko dorwę, to obetnę kutasy, albo cycki. Zależy.
- Kotek, ale... - chciałem coś dodać, lecz mój skarbek był nie ugięty. O co on się tak mocno piekli? No przecież nic złego się nie stało. Nie mógłbym go trwale zabić. Za bardzo go kocham. Chciałem, aby spędził ze mną resztę życia, a skoro był tak uparty i wolał się zestarzeć, to nie miałem wyjścia. Jeszcze mi za tą przemianę podziękuje.
- Mam na Ciebie wyjebane. Życzę Ci szczęśliwego romansu ze swoją ręką, bo nie pozostanie Ci nic innego jak jechać na ręcznym przez najbliższe tygodnie! - krzyknął, po czym otworzył drzwi.
- Scotty, ale tą kwestię zdecydowanie powinniśmy przedyskutować... - powiedziałem załamany tym, co usłyszałem. Kurwa, mam nadzieję, że Scott mi wybaczy, bo nie mam zamiaru całe życie walić konia przez jego fochy.
- Radzę zainwestować w dmuchaną dupę, albo sztuczną cipkę. - dodał wkurwiony, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Już ja go złamię i sam będzie błagał mnie o seks. Długo beze mnie nie wytrzyma, gwarantuję mu to.
- A zaręczyny chociaż są aktualne? - krzyknąłem mając nadzieję, że mnie usłyszy i odpowie.
- Zastanowię się. - powiedział i trzasnął drzwiami od pokoju gościnnego. Ten to ma charakterek.
Cóż, masturbacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Pomyślałem i udałem się do łazienki, ponieważ chciałem sobie ulżyć i jednocześnie wziąć prysznic. Teraz musiałem przemyśleć, jak zmienić podejście Scott'a, a przede wszystkim, jak znieść ten pierdolony celibat. Uwielbiam z nim uprawiać seks i tak łatwo się nie poddam. Chłopak złamie się szybciej, niż przypuszczał. Już moja w tym głowa.
Notatka od autorki:
Myślę, że ten mem idealnie odzwierciedla to, co się tu właśnie wydarzyło XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top