Rozdział 1, czyli kto to jest Oreo?
Niespodzianki zdarzają się w najmniej spodziewanych momentach.
Sara przekonała się o tym na własnej skórze, od razu po odejściu od umywalki.
Nie ma to jak nawiązać bliski kontakt z podłogą, poślizgując się na bliżej nie określonej cieczy.
Dziewczyna nie zdąrzyła nawet krzynąć, a już leżała na brzuchu, rozwalona przy "tronie".
"Błagam, niech to będzie tylko woda" pomyślała przerażona.
Zaczęła się podnosić. Dla bezpieczeństwa, oparła się o klop, pieszczotliwie nazywany "klopikiem".
Kiedy już stała w miarę pewnie na nogach, do pomieszczenia weszła ich domowa "królewna".
Biała, puszysta sierść, przy ogonie szara, a dookoła oczu kolory układające się w maskę, dodatkowo zawsze podniesione uszy, które jakby słuchały wszystkich rozmów w domu.
Tak właśnie prezentowała się kotka rasy ragdoll, której zieloonoka razem z bratem, nadali zaszczytne imię Oreo.
Mama przywiozła ją z jakiejś wystawy zwierząt w schronisku. Kiedy tylko zadomowiła się u nich w domu, uznała że ona jest ich Panią, a reszta rodziny to sługi i są tylko po to, żeby napełniać jej miskę KittyKatem , i zmieniać piasek w kuwecie.
Akurat teraz postanowiła zaszczycić swoją obecnością łazienkę. Wskoczyła zgrabnym susem na swój "tron" i zaczęła wylizywać swoje zacne futerko.
"Ciekawe, że jeszcze nam nie kazała tego za siebie robić" przeszło przez myśl Sarze.
Odezwała się do kotki:
- Co kiciu? Przyszłaś popatrzeć, jak robię z siebie pierdołe? - i wyciągnęła rękę żeby pogłaskać Oreo.
Niestety nie była tego godna, bo księżniczka, z nieukrywanym poirytowaniem, zeskoczyła z sedesu i wybiegła małymi kroczkami na korytarz.
Blondynka pokręciła tylko głową z dezaprobatą i, starając żeby się znowu nie przewrócić, skorzystała z potrzeby i wzięła za poranna toaletę.
Po zawiązaniu warkocza i szybkim przebraniu w dżinsowe spodnie do kostek i zieloną bluzkę z krótkim rękawem, wybiegła z łazienki, potem po schodach, aby na koniec skierować się do kolejnego porannego przystanku.
Kuchni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Kuba!! Gdzie moja komórka?! - krzyczała Dominika Cisowska, stojąc w przejściu między korytarzem a kuchnią.
Sara przemkneła obok niej i usiadła obok brata, który nie robiąc sobie nic z krzyków mamy, starał się nieudolnie posmarować chleb dżemem truskawkowym.
- Pytam jeszcze raz: Gdzie mój telefon?! - spytała mama podnosząc głos.
- Nie wiem. Chces meliske? - spytał.
- Nie, dziękuje. - odparła oschle i podeszła do szafki przy zlewie, gdzie leżały jej papiery i zaczeła je wypełniać, zwymyślając pod nosem swoje roztargnienie.
Sara zapatrzyła się na nią.
Kobieta miała blond włosy, które zawiązała w kucyk. Dodatkowo szare oczy, które odziedziczył po niej Kuba, odznaczały się skupieniem i bystrością. Jak zawsze była ubrana w elegancką, świeżo wyprasowaną, niebieską koszulę włożoną w proste, biurowe czarne spodnie. Dodatkowo miała założony czarny żakiecik, a obraz dopełniały, już włożone, czarne lakierki.
Jej zamyślenie przerwał młody, który postanowił zrobić sobie małą bitwę "Dżem VS jej twarz" i właśnie oberwała sporą truskawkową papką.
- Kuba! - krzyknęła, wycierając twarz.
- Pseplasam - wyseplenił niewinnie z udawanym uśmiechem aniołka - podas mi dzem z lodówki? Bo sie skoncyl - i pokazał siostrze pusty słoik.
Blondynka westchneła, ale wstała i podeszła do lodówki. Otworzyła ją. I nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Mmm... Mamo?
- Słucham? - pani Cisowska podniosła wzrok z nad papierów.
- Zaglądałaś może do lodówki rano?
- Tak, wyjmowałam sałatke. A co?
- Bo chyba coś zostawiłaś - i wyjeła ku zdumieniu mamy, czarne urządzenie, które wibrowało zaciekle.
√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√√
*błędy w wypowiedziach Kuby są specjalnie*
Moi drodzy, to wiekopomna chwila. Meliska wstawiła kolejny rozdział w swoim opku 😱
Niemożliwe stało się możliwe XD
Jako kot wystąpiła: MadameOrihime
W wymyśleniu stroju dla pani Dominiki pomogła: Ida_the_Lama
Dzięki wam bardzo :3
Jeśli macie jakąś krytykę, śmiało piszcie, z chęcią poczytam. Ale bez hejtu proszę :D
Dobranoc herbatki (what?!)!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top