17

Wszyscy patrzyli na nią oniemiałym wzrokiem. Ris się zaśmiała.
-Cześć ciociu i wujku!-powiedziała odrobinę głośniej. Mamie pojawiły się łzy w oczach.
-Kruszynko,to ty?-pokiwała głową,a już po chwili była przytulana przez rodziców.
-Zaczekajcie,bo ja nie rozumiem-zaczęła Mel-Jesteś Klariss,przyjaciółka mojego brata,a teraz dziewczyna?-gwiazdeczka pokiwała głową-Z tego co przed chwilą słyszałam miałaś być gruba.
-Hahaha-zaśmiał się szczerze-Ale schudłam i teraz patrz jak Nick na mnie patrzy-spojrzałem na brata. Rzeczywiście,miał otwartą buzie i intensywnie wpatrywał się w moją kobietę. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać i po chwili rozmowa kleiła się jak nigdy.

Rodzice wiedzieli o Ris już na prawdę wiele i kiedy rozmowa schodziła na tor związany ze ślubem zareagowałem od razu.
-Mamo...wybacz,ale jesteśmy zmęczeni. Będziemy spać w moim starym pokoju,dobrze?
-Dobrze.-zgodziła się mama lustrując z uśmiechem dziewczynę.

Po chwili zamykałem drzwi do mojej starej sypialni. Tu także nic się nie zmieniło(obrazek w mediach). Zamknąłem drzwi na klucz i podszedłem do dziewczyny która brała z walizki piżamę. Złapałem ją za biodra oznajmiając,że ma się wyprostować. Kiedy już to zrobiła odwróciłem ją do siebie i pocałowałem w usta.
-Choć do łóżka-wyszeptałem.
-Nie możemy.
-Dlaczego?
-Co pomyślą sobie o nas twoi rodzice?
-A gówno mnie to obchodzi,chcę się tu i teraz-wpiłem się w jej usta. Kiedy pocałunek stawał się bardziej żarliwy Ris lekko mnie odepchnęła. Wyminęła mnie z małym uśmiechem.
-Idę się kąpać. Chcesz coś z łazienki?
-Chcę się kąpać z tobą.
-Ale ja idę do wanny.
-Noo.
-Nie.-dała mi ostatniego całusa i poszła do łazienki ruszając biodrami.
-Klariss-jęknąłem,a ona zachichotała-Zobaczysz. Poczekaj sobie aż wrócimy
do domu.

Leżałem na łóżku sms-ując z Lucasem. Z tego co mi napisał będę musiał pojechać do firmy ojca i pozałatwiać kilka spraw.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę-powiedziałem kiedy je otworzyłem. Pojawiła się w nich głowa mojej rodzicielki.
-Hej kochani.
-Ris bierze kąpiel.
-Aha...to-nie dokończyła,bo drzwi od łazienki się otworzyły,a z niej wyszła dziewczyna ubrana w spodnie w zieloną kratę i czarną bluzeczkę na ramiączkach. Na głowie miała zrobiony turban.-Oh,witaj ponownie kruszynko-podeszła do nas i się uśmiechnęła-Chciałam się was spytać co będziecie jedli jutro na śniadanko.
-A nie było by problemu,gdybym ja je zrobiła?-zapytała moja dziewczyna z uśmiechem.
-Jesteś gościem i to ja powinnam zrobić posiłek...
-Ależ ciociu! Śniadanie będzie gotowe na dziesiątą.-zapewniła.
-Uparta jak zawsze.-powiedziała ze śmiechem-A...i bądźcie cicho-powiedziała do mnie i odeszła. Spojrzałem z uśmiechem na Ris. Była cała czerwona ze wstydu i miała szeroko otwarte oczy. Popatrzyła się na mnie po czym podeszła do walizki.
-Słyszałaś moją matkę?
-Tak i to dokładnie-wymamrotała nie patrząc się na mnie. Podszedłem do niej i kiedy wstała przytuliłem ją od tyłu. Pocałowałem w szyję. Nie opierała się. Wręcz odchyliła głowę w bok.
-Czyli możemy się kochać,ale musimy być cicho...a ty mnie tak pociągasz w tej podkoszulce...-zrzuciłem jej ramiączko. Nadal się nie opierała. Odwróciłem ją do siebie i z uśmiechem zacząłem powoli ściągać ręcznik z jej głowy. Miała uśmiech i zamknięte oczy. Kiedy go zdjąłem włosy oklapły na całą jej twarz. Wszystkie schowałem za jej uszy i zacząłem mocno całować. Odwdzięczyła od razu. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Nasze języki toczyły zawziętą walkę. Położyłem ją na łóżku i zjechałem dłońmi pod koszulkę. Kiedy już miałem zacząć męczyć jej piersi ktoś zapukał.
Położyłem głowę na jej obojczyku i głośno westchnąłem. Ris się zaśmiała. Wstała,a ja zostałem sam w łóżku. Klepnąłem ją w tyłek na co cicho pisnęła i podskoczyła. Pokazała mi środkowego palca,a ja wskazałem na siebie i na nią,a na końcu pokazałem środkowego. Ris westchnęła z uśmiechem i otworzyła drzwi.
-Cześć,nie przeszkadzam?-od razu rozpoznałem głos Mel.
-Bard...
-Nie ty nigdy nie przeszkadzasz-przerwała mi-Coś się stało?
-Chciałam się ciebie zapytać czy umiesz zrobić dobieranego warkocza.
-Jasne! Zrobić ci?
-Tak!-uśmiechnąłem się.
-Kochanie,zaraz wrócę.-pokiwałem głową,po czym dziewczyna razem z moją siostrą poszła do pokoju.

Czyli dzisiaj nie będzie seksu...

Już powoli zamykałem oczy,zmęczony godzinnym czekaniem na kobietę kiedy nagle drzwi powoli się otworzyły. Zaraz potem,przez małą szparkę do pokoju weszła Ris zamykając je za sobą. Podeszła do łóżka i odchyliła kołdrę. Wskoczyła pod nią i odwróciła się do mnie plecami. Od razu objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Położyłem głowę na jej szyi i szepnąłem:
-Była byś dobrą mamą.-ona szybko się odwróciła i mocno przytuliła do mojego torsu. Poczułem na piersi coś mokrego.
Płakała.
Odchyliłem się od niej i otarłem łzy.
-Ćśśśś...-pocałowałem w policzek-Ćśśś gwiazdeczko-ona się rozpłakała już na dobre. Łzy leciały strumieniami,a ona sama wydawała z siebie niekontrolowane dźwięki. Przytuliłem mocno,ale jej jęki były coraz głośniejsze. Nie dawałem rady jej uspokoić. Kiedy w domu jej się to zdarzało,było o wiele łagodniej i szybko jej przechodziło. Tu natomiast strasznie płakała.
-Mmike...-cicho zawyła.
-Już dobrze...dobrze...cśśśś...jestem przy tobie....
-Nnie oppusszczzaj mmnie...jjuż nigdyy-nowa fala łez. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Zaczekaj tu....ja pójdę otworzyć,zaraz cię przytulę-szybko podbiegłem do drzwi,a tam zastałem mamę. Tak myślałem,że obudzi kilka osób.
-Co się stało synku?-zapytała szeptem.
-Nic.
-Przecież słyszę...
-Mamo..nic się...
-Brzuch!Mike!Brzuch-krzyknęła Ris przerywając mi. Znowu zaczęła płakać. Mama wyglądała na przestraszoną.
-Mamo nie wchodź tam. Ja zaraz przybiegnę.-i pędem ruszyłem na dół do kuchni. Woda. Potrzebna była woda. Ris często miała w domu skurcze brzucha. Lekarz powiedział,że to spowodowane jest stresem i dużą ilością zmartwień,a utrata dziecka jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Nalałem wody do szklanki i pobiegłem na górę. Trochę narozlewałem,ale trudno. Mamy nie było przy drzwiach. Miała tam nie wchodzić! Wparowałem do pokoju i zobaczyłam jak mama niczego nie świadoma głaskała Ris po głowie. Ta nadal płakała. Nie miała jeszcze takiego napadu paniki. I jeszcze nigdy nie mówiła do mnie,żebym jej nie zostawiał. Podałem mamie szklankę,zapaliłem lampkę nocną i otworzyłem walizkę. Z apteczki dziewczyny wyciągnąłem silne tabletki na ból,przepisane od lekarza,a drugie na uspokojenie i spokojne zaśnięcie.
-Podnieś głowę-poleciłem Ris. Kiedy to zrobiła,na jej język położyłem trzy tabletki i dałem jej do popicia szklankę wody. Wszystko wypiła.-Mamo idź spać,już jest ok.
-Na pewno?-zapytała kiedy była już przy drzwiach.
-Tak...jutro ci wszystko wytłumaczę-zapewniłem ją,po czym zamknąłem drzwi na klucz. Położyłem się koło kobiety,która jeszcze cicho łkała i mocno do siebie przytuliłem. Wtuliła się w mój tors i zasnęła,a ja głaszcząc ją po plecach byłem zbyt przejęty żeby zamknąć powieki. To już się zdarzało,ale na prawdę nigdy nie było aż tak silne i tak długie. Martwiłem się o nią i to bardzo,a w dodatku poczucie winy nie dawało mi spokoju. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top