1
Niedziela.
Jak ja uwielbiam ten dzień tygodnia.
Obudziłam się o 10.29. Byłam bardzo wypoczęta i szczęśliwa, ponieważ obudziłam się we własnym mieszkaniu!
Mieszkałam w jednym mieszkaniu w starym bloku. Prowadziła go jakaś starsza pani dlatego przed domem był piękny i zadbany ogród. Miałam małą kuchnię, jadalnie, łazienkę z prysznicem i wolno stojącą wanną. Salon był przestronny i jasny. Nie za wielki i nie za mały. Idealny. Mój pokój jako jedyny był na poddaszu. Miałam okno wychodzące na piękną okolicę Londynu, dwuosobowe łóżko, dużą szafę i toaletkę. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. A co najważniejsze nie było drogie przez co mogłam sama płacić za czynsz.
Wstałam i udałam się do łazienki. Nie cierpię myć się rano dlatego też obmywam tylko twarz wodą i się załatwiam. Stanęłam przed dużym lustrem i się sobie przyglądnęłam. Moja figura miała kształt klepsydry. Brązowe włosy do pępka związane były w luźnego koka. Moje niebiesko-szare oczy były udekorowane gęstymi czarnymi rzęsami. Ciemne i równe brwi idealnie pasowały do całej lekko bladej cery. Natomiast usta...ahhh kochałam je!Pełne i malinowe...idealne. Miałam dość duży biust przez to,że jeszcze 5 lat temu byłam szkolnym grubaskiem.
Ponieważ jak się okazało pogoda na dworze była sprzyjająca moim wymaganiom postanowiłam ubrać czarne getry,białe Converse i niebieski t-shirt. Uczesałam włosy. Z natury były falowane i skręcały w każdą stronę. Ale takie je lubiłam. Pomalowałam tylko rzęsy tuszem, a usta pomadką.
Pościeliłam łóżko i wzięłam czarną,małą torebkę. Włożyłam do niej telefon, słuchawki i książkę którą aktualnie czytałam. Zbiegłam na dół do kuchni i zaczęłam robić kanapkę z pomidorem. Zaparzyłam wodę na herbatę, która niedługo potem była gotowa. Wzięłam wszystko i zasiadłam przed telewizorem. Włączyłam wiadomości i słuchałam.
-Informacja z przed chwili!Do Londynu zawitał młody milioner Michael...-wyłączyłam telewizor, bo jak zwykle psuł chwilę.
Nagle przypomniałam sobie o pewnym dodatku bez którego nie wychodziłam z domu. Pobiegłam do pokoju. Otworzyłam czarne pudełeczko z którego wyciągnęłam złoty już przetarty łańcuszek z księżycem. Dostałam go od niego na 14 urodziny i nigdy się z nim nie rozstawałam. Był przetarty w niektórych miejscach, ale to tylko dodawało mu uroku. Mike miał taki sam. Wiecie...taki znak przyjaźni. Założyłam go i od razu poczułam się lepiej. Zeszłam na dół z nadzieją oglądnięcia jakiegoś fajnego filmu.
Już po piętnastu minutach śliniłam się na widok nagiej klaty Evans'a. Ej no co?! Tak właśnie wygląda oglądanie filmów napalonej dziewicy...
Popatrzyłam na zegarek 14.55. Zasiedziałam się. Wstałam i dopiłam ostatniego łyka zimnej herbaty. Odłożyłam naczynia do zmywarki i podeszłam do lustra. Poprawiłam włosy i bluzkę. Wyszłam i zakluczyłam drzwi. Zbiegając po schodach przywitałam się z panią Wallest, sąsiadką z 1 piętra.
Postanowiłam iść do mojego ulubionego parku dłuższą drogą. Tak więc szłam i podziwiałam otoczenie. Owszem, w Londynie często pada, co bardzo lubię, bo właśnie deszcz i szare dni są moją ulubioną pogodą, ale nie jest też tak, że nie wychodzi słońce. Usiadłam na ławce pod wielkim dębem. To właśnie idealne miejsce (i moje ulubione) do czytania. Wyciągnęłam z torebki książkę i sięgałam po...
-Szlag! Szlag!Szlag!-powiedziałam do siebie. Zapomniałam okularów. Świetnie. Wstałam więc i znów tą samą ścieżką zaczęłam iść do domu. Nagle na moim nosie poczułam mokrą ciecz. Uśmiechnęłam się i...zwolniłam kroku. Ludzie biegli chowając się pod drzewa, do restauracji, a ja sobie szłam. Kiedy skręciłam w jedną z uliczek nagle przejechał koło mnie rower chlapiąc mnie prawie całą zawartością kałuży. Moje buty odmówiły posłuszeństwa i kiedy już leciałam do tyłu z zamkniętymi oczami poczułam na plecach silne ramiona. Przytrzymywały mnie. Otworzyłam jedno oko i mnie zamurowało. Moim oczom ukazały się piękne malinowe usta. Perfekcyjne. Mężczyzna miał roztrzepane włosy. W idealnym nieładzie. Na plecach poczułam wyrobione mięśnie. Miał lekki zarost, który i tak nie zakrywał świetnych kości policzkowych. A kiedy popatrzyłam w oczy...rozpłynęłam się. Czekoladowe. Jak gorzka czekolada oczy wpatrywały się to w moje oczy to w usta. Nagle jego źrenice rozszerzyły się tak,że widziałam już tylko czarny. Jednak zobaczyłam w nich łagodność, zaskoczenie. I...i miłość? Otworzyłam powoli drugie oko. W ogóle nie przeszkadzał nam deszcz. Wpatrywaliśmy się w siebie. Miał czarną marynarkę i śnieżnobiałą koszule. Przy szyi widniała czarna muszka. To musiał być jakiś milioner... Nagle odezwał się. Miał łagodny głos.
-Risotto?-no nie powiem,że mnie to nie zaskoczyło. Tylko Mike się tak do mnie...
-Mike?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top