32
~~~~~~ŚLUB~~~~~~
Klariss stanęła przed lustrem w zachrysti. Piękna biała suknia, welon zasłaniający twarz, słodkie buciki, idealne loki lekko upięte z tyłu...
Ślub marzeń!
Odwróciła się do swoich druchn, mamy i teściowej.
-Pięknie wyglądasz córeczko-rozpłakała się jej mama. Miała na sobie białą sukienkę do kolan, żółty żakiecik,białe pantofelki i białe perełki na szyi.
-Mamo nie płacz!-powiedziała ze łzami w oczach panna młoda. Przytuliła wszystkie po kolei.
Teściowa miała na sobie błękitną sukienkę, biały sweterek, niebieskie szpilki i czarny naszyjnik ze szmaragdem.
Druchny były przyodziane w pastelowe, różowe sukienki z tiulem od pasa do ud. Różowe szpilki, a w wypadku Rose baletki.
-Rose, pamiętasz?-zapytała teściowa-Idziesz na końcu i siadasz koło Elliota, jednego zdróżb.
-Tak pamiętam-potwierdziła. W drzwiach pojawił się ojciec Klariss'y. Uśmiechnął się szeroko gdy zobaczył swoą jedyną córkę. Czekało go teraz trudne zadanie. Musiał oddać ją innemu mężczyźnie.
-Cześć tatuś-powiedziała uśmiechnięta Klara do ojca po"przeplataniu" ramion.
-Pięknie wyglądasz. Bardzo się cieszę z twojego szczęścia- w kąciku jego oczu pojawiły się łzy. Ris zaśmiała się i przytuliła tatę. Przerwała im muzyka pana organisty, który zaczął grać marsz weselny. Drzwi się otworzyły, a oczom Klarissy ukazał się czerwony dywan na którym były porozrzucane płatki białych róż. Wszystkie ławki były pozajmowane przez gości. Wszyscy, każda twarz była rozpromieniona i szczęśliwa. O dziwno nawet ciotki Heleny, która była wieczną pesymistką. Ris uśmiechnięta, razem z ojcem ruszyła do swojego przyszłego męża i księdza. Mike miał na sobie czarny garnitur, spodnie i koszulę od Armaniego, a szyję zdobiła muszka. Wiedział, że Klariss nie cierpi krawatów. Włosy miał ułożone, a brodę zdobił kilku dniowy zarost. Był uśmiechnięty, szczęśliwy, wesoły, rozpromieniony... W jego organiźmie nie było żadnej negatywnej emocji. Nie przejmował się nawet tym, że kilka kwiatków z łuku wystawało poza szereg.
W końcu-ojciec ucałował w polik córkę i oddał ją Mike'owi. Uśmiechnięci stanęli na przeciwko siebie. Pomimo, że Ris miała welon zasłaniający twarz Mike wiedział, że jest uśmiechnięta i szczęśliwa.
-Zebraliśmy się tu-zaczął ksiądz- aby połączyć tą dwójkę węzłem małżeńskim. Miłość w ich przypadku zaczęła rozkwitać gdy byli nastolatkami. Teraz już dorośli zdecydowali, że chcą połączyć się ze sobą na śmierć i życie-skierował swoją głowę w kierunku mężczyzny-Czy ty- Michael'u Black'u bierzesz sobie za żonę tą oto Klarissę Fox?
-Tak, biorę-uśmiechnął się.
-Czy przyrzekasz chronić, szanować i kochać ją aż do śmierci?
-Tak, przyrzekam-odpowiedział. Ksiądz skierował swój wzrok na Klarissę.
-Czy ty Klarisso Fox bierzesz sobie oto tego Michael'a Black'a za męża?
-Tak,biorę-uśmiechnęła się szerzej.
-Czy przyrzekasz chronić, szanować i kochać go aż do śmierci?
-Tak,przyrzekam.
-W imieniu Kościoła Katolickiego ogłaszam was mężem i żoną. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen-wszyscy się przeżegnali. Ksiądz skierował swój wzrok na Lucas'a który trzymał bordową poduszeczkę z obrączkami za Mike'iem. Mężczyzna stanął koło młodej pary i podał im obrączki. Wrócił na miejsce podczas gdy oni zakładając obrączki na przedostatni palec mówili:
-I, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Możecie się pocałować-rzekł duchowny. Mężczyzna powoli podniósł welon kobiety i widząc jej piękną i rozpromienioną twarz szeroko się uśmiechnął. Nachylił się i lekko przekręcił głowę złączając swoje usta z ustami swojej żony.
Na koniec ceremonii wybiegli z kościoła, a Mike przy drzwiach wziął Klarę pod kolana i pod pachy i unosząc ją wyszedł z bazyliki. W progu, pod deszczem płatków róż i ryżu pocałował swoją żonę.
******Wesele******
Wesele trwało już od dobrych czterech godzin. Wszyscy tańczyli, śpiewali, wygłupiali się i gratulowali młodej parze. Oni natomiast przetańczyli razem, wtuleni w siebie prawie każdą piosenkę.
Gdy nadeszła pora tańczenia z każdym członkiem rodziny młodzi musieli się od siebie oderwać i zatańczyć z każdym po kolei.
Kiedy Klariss miała tańczyć z Nick'iem przypomniała sobie o prośbie Sophii.
-Ni, możemy wyjść się przewietrzyć?-zapytała go. Skinął głową i pociągnął ją za łokieć w stronę wyjścia.
-Co chciałaś mi powiedzieć?-zapytał ją na werandzie. Jak zwykle wyglądał nienagannie. Czarna marynarka i spodnie, biała koszula, ułożone włosy...
-Mam dla ciebie niespodziankę-rzekła patrząc się na Sophię za nim. Ten nie rozumiejąc o co jej chodzi odwrócił się i doznał szoku.
#Nicholas
Odwróciłem się nie rozumiejąc o co jej chodzi. Doznałem szoku.
Stała tam.
-Sophia-wyszeptałem. Ris powiedziała jeszcze, że nas zostawi. Usłyszałem jak otwiera drzwi, a potem znów je zamyka.
Staliśmy na przeciwko siebie. Jak zwykle wyglądała pięknie. Biała, prosta sukienka do kolan, czarne baletki, czarny sweterek, długie włosy i lekki makijaż. Jedyne co się zmieniło to...trochę przytyła i ma większe piersi.
Przez to od razu przypomniała mi się pode mną.
-Hej Nick-szepnęła załamanym głosem. Zrobiłem krok w przód lecz ona się cofnęła.
-Co tu robisz.... Czemu uciekłaś?
-Musiałam-powiedziała nie patrząc na mnie. Wkurzyłem się.
-Tobie też zależało na pieniądzach?! Dziwi mnie tylko dlaczego wzięłaś tak mało!-podniosłem głos-Co?! Dałaś mi dupy i uciekłaś?! I pojawiasz się na weselu mojego brata... Może też chcesz go bzyknąć, okraść go i...-nie dokończyłem, bo Sophia obdarowała mnie siarczystym liściem w policzek.
-Jak śmiesz?!-krzyknęła przez łzy-Jak...-ona także nie dokończyła, bo przerwał jej płacz dziecka. Zaraz! Płacz dziecka?
Sophia szybko otarła łzy z policzek i zniknęła za ścianą restauracji.
Poszedłem za nią, a moim oczom ukazał się widok kobiety, która podnosi małego chłopczyka z czarnego wózka. Zaczęła lekko się kołysać.
Stop!
Sophia ma dziecko?!
-Kogo to dziecko?-spytałem oschle.
-Moje-powiedziała jeszcze trochę popłakując.
-Kto jest ojcem?!-lekko podniosłem głos. Sophia spojrzała mi w oczy. Znowu po jej policzkach spłynęło kilka słonych łez.
-Ty-wyszeptała.-Ty jesteś ojcem Jack'a Gordon'a, który ma pięć miesięcy-położyła go do wózka i stanęła na przeciwko mnie. A ja co? Nie mogłem uwierzyć, że mam syna. Cała złość wyparowała, a zastąpiła ją nieokreślona radość. Uśmiechnąłem się szeroko i po prostu nie wiele myśląc wziąłem ją w swoje objęcia mocno ściskając.
-Czemu uciekłaś?-wyszeptałem w jej włosy. Mocno do siebie przytulałem i nie miałem zamiaru jej puszczać.
-Bo...byłam w ciąży-powiedziała i po cichu się rozpłakała. Pocałowałem ją we włosy i zamknąłem oczy.-W ttedy...ppo tej imprezie u Jonas'a byliśmy pijani...i...i....nie miałeś prezerwatyw, a w tedy powiedziałeś, że najwwyżej...us...usuniemy to dziecko. I...i kieddy się do...dowiedziałam, że jestem w ciąży, tto po pprostu uciekłam z...z tymi pieniędzmi, bbo rodzicce ppo tym jak imm to powiedziałłam....znienawidzili mmnie-rozpłakała się. Moja ukochana uciekła ode mnie, bo bała się, że będę chciał usunąć dziecko! Mieszkała w domu samotnej matki i nie miała pieniędzy na wychowanie synka! Wziąłem ją na ręce, a ta objęła mnie nogami w pasie i mocno przytuliła. Płakała w zagłębieniu mojej szyi, a ja trzymając ją pod pupą głaskałem w kark. Była taka bezbronna...Została matką w wieku 26 lat! A ojciec, 29 latek nawet nie wiedział o isntieniu syna! Odchyliłem jej głowę łapiąc ją za kark i bardzo powoli patrząc się to w jej oczy, to na jej usta zbliżałem się do niej.Gdy zatrzymałem się jakiś centymetr przed jej ustami, ona po prostu wbiła się w moje. Zaczęliśmy namiętny taniec naszych języków. Nie całowaliśmy się mniej więcej półtora roku. Byliśmy siebie spragnieni.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy Sophia rozpłakała się, ale także śmiała. Kochamn jej śmiech. Kocham ją całą!
-Sophia...byłem pijany...Nie wiedziałem co mówię! Przepraszam! To wszystko przeze mnie...-mocałowałem ją w usta.
-Już ci przebaczyłam-powiedziała między pocałunkami. Uśmiechnąłem się szeroko.
-Czy mogę zobaczyć swojego syna?-zapytałem. Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Opuściłem ją powoli, a ona podeszła do wózka i wyciągnęła spokojnego Jack'a. Wyciągnąłem lekko ręce, a po chwili na nich pojawił się maluszek. Miał otwarte, brązowe oczy, średnie usta i jeden dołeczek w policzku. A włosów miał mnóstwo.
-Po mnie tylko ma pieprzyka na palcu na stópce.-zaśmiała się- To twój mniejszy klon-podeszła do mnie i oparła się o moje ramię. Rzeczywiście. Mój syn był do mnie strasznie podobny.
-Pewnie charakter będzie miał po tobie-zaśmiałem się i cmoknąłem ją w usta.
-I jak tam?-usłyszeliśmy za sobą znany nam głos. Odwróciliśmy się, a naszym oczam ukazała się Ris objęta przez Mike'a.-Wszystko już dobrze?-zapytała.
-W jak najlepszym pożątku-uśmiechnąłem się do Sophii. Podeszli do nas i zaczęliśmy śmiać się i rozmawiać. Po jakiś piętnastu minutach usłyszeliśmy głos mojej mamy:
-Ahh...tu jesteście, a ja was szu....-przerwała gdy zobaczyła Sophię, a potem Jack'a na moich rękach.-Sophia?
-Dzień dobry, proszę pani-powiedziała zestresowana. Miętosiła kawałek sukienki.
-Mamo...-zaczęła Ris. Popatrzyła się na nią.-Sophia wyjechała, ponieważ była w ciąży. Nie wiedziała jak zareaguje Nick. Dlatego to zrobiła. I niedawno odnalazła Mike i nam o tym powiedziała. A dzisiaj Nick dowiedział się, że jest tatą. A ty...babcią.-dokończyła patrząc na każdego z nas.
Mama się rozpłakała ze szczęścia. Potem przytuliła Sophie i powiedziała, że strasznie ją kocha na co moja dziewczyna także uroniła kilka łez. Następnie wzięła Jack'a na ręce. Tuliła go do siebie i śmiała się.
Wszyscy byli bardzo szcęślwy. A ja zaraz po Mike'u i Ris.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top