Rozdział 21 - Księżniczka

Ashton

Tydzień później

Czekałem na Luka w parku, siedziałem na ławce. Przeglądałem zdjęcia na telefonie, wchodziłem i wychodziłem z Facebooka. Byłem podekscytowany tym, że w końcu będę mógł zobaczyć się z Lukiem na żywo i normalnie z nim porozmawiać. Sprawdziłem godzinę. Była dziewiętnasta, a ludzi w parku nie było. Dziwne.

Luke miał lada moment przyjść. Schowałem telefon i dokładnie w tym momencie ktoś zaszedł mnie od tyłu:

– Tęskniłeś?

Uśmiechnąłem się szeroko i popatrzyłem mu w oczy.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Pocałowałem go delikatnie, śmiejąc się przy tym. To była dziwna pozycja do całowania. Ja siedziałem na ławce i odchyloną głową w tył, a Luke stał nade mną. Zaśmiałem się. Zostawiłem jego usta w spokoju i wstałem. Mocno przytuliłem się do Luka i zaciągnąłem się jego zapachem.

– Tam było okropnie. Cieszę się, że już wróciłem.

– Ja też się cieszę. Tydzień rozłąki wydawał się katorgą...

– Spałeś dziś dobrze?

     – Nie za bardzo – mruknąłem.

– Dziś śpię u Ciebie. – Popatrzyłem na niego zdziwiony i jednocześnie szczęśliwy. – Jest ktoś u Ciebie w domu?

– Nie ma nikogo. Luke, nie musisz, powinienem dziś zasnąć.

– Ehe. Jasne. Nie okłamuj mnie Ash, nie znoszę tego

– No dobra... Idziemy po twoje rzeczy czy mam ci coś pożyczyć? – Szybko zmieniłem temat.

– Lubię twoje ciuchy

– Przyznam, słodko w nich wyglądasz.

Popatrzyłem na Luka i wyobraziłem go sobie w mojej za dużej na niego koszulce. Wyglądał w niej tak uroczo!

– Będziesz się do mnie ślinić cały dzień czy pójdziemy w końcu do Ciebie?

Trzy godziny później

   Kończyliśmy oglądać film „Hachiko". Zerknąłem w stronę Luka i dostrzegłem na jego policzku spływającą łzę. Uśmiechnęłam się na ten widok. Mało który chłopak płacze na filmach o pieskach. To było takie urocze z jego strony.

   Otuliłem go ramieniem i pocałowałem w czoło.

     – Lukey, to tylko film...

     – Przecież wiem! To przez ten solony popcorn albo musiało coś mi do oka wejść.

     – Jasne. – Zaśmiałem się. – To nic złego, wyglądasz słodko.

     – Odczep się! – Strzepnął moją rękę ze swojego ramienia. – Wcale nie. To żałosne.
  
     – To jest słodkie, Luke. Jesteś wrażliwy na takie rzeczy najwidoczniej, to normalne. – Złapałem za jego biodro i przyciągnąłem go do siebie.

   Luke wciąż miał naburmuszoną minę. Wziąłem jego twarz w obie ręce i zmusiłem go do patrzenia prosto w moje oczy. Kiedy już to zrobił, leciutko musnąłem jego usta. Luke pogłębił pocałunek, a po chwili odsunęliśmy się od siebie.

    – Jestem taki tylko przy tobie – wyznał, po czym zaczerwienił się cały.

     – A czemu nie jesteś taki przy innych?

     – Po prostu się boję.

     – Czego się boisz?

     – Mojego ojca... To znaczy... Ehh, nieważne. I tak za dużo powiedziałem. Zapomnij.

     – Twojego ojca? – Zaniepokoiłem się. – Luke, co się dzieje?

     – Mówię, że nieważne! Nie chcę o tym gadać. – Wstał z kanapy i poszedł do mojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

   Od razu za nim poszedłem, oparłem się o drzwi. Zaczekałem chwilkę i cicho spytałem:

     – Luke, mogę wejść?

   Nie doczekałem się odpowiedzi. Po jakiejś minucie nacisnąłem klamkę i wszedłem do pokoju. Luke siedział na łóżku, twarz miał schowaną w dłoniach.

     – Proszę, porozmawiaj ze mną. – Usiadłem na przeciw niego po turecku. – Po prostu się o ciebie martwię.

     – Okej, ale obiecaj. Nikomu o tym nie mów. Do tej pory wiedział o tym tylko Calum i szczerze mówiąc, wolałbym żeby tak pozostało. Ale i tak nie mógłbym cię dłużej okłamywać, więc miejmy to już za sobą.

     – Nie powiem nikomu. – Obiecałem.

     – Mój ojciec jest bardzo rygorystycznym człowiekiem. Przez niego w ogóle nie mam życia. Od lat robie tylko to, czego on chce. Jednak czasem, gdy coś pójdzie nie po jego myśli, to ja zawsze obrywam. Nie mówię tu o szlabanie, tylko o czymś bardziej... Ugh. – Zawahał się.

   Popatrzyłem na niego i złapałem go niepewnie za rękę. Uścisnął ją delikatnie.

     – Cielesnym – dokończył. – Nieraz zdarzało się, żeby podniósł na mnie rękę. Kilka siniaków mam jeszcze z niedawna, od pogrzebu babci. Uderzył mnie, gdy rozryczałem się na wieść o jej śmierci. Według niego, nie była osobą, za którą powinno się tęsknić.

     – Pokażesz mi te siniaki? – zapytałem niepewnie.

   Luke wstał i powoli ściągnął koszulkę. Moim oczom ukazało się kilka wielkich siniaków. Dotknąłem ich dłońmi i zaniemówiłem. Mój Luke...

      – Trochę za mocno dotykasz.

   Od razu zwolniłem uścisk i ostatni raz delikatnie musnąłem palcem największego siniaka.

     – Przepraszam – wyszeptałem.

     – Nic się nie stało. Po prostu to dla mnie wstydliwy temat. Normalnie nie jestem taki. Jestem wesoły i pełny energii, ale przy nim, nie daję rady. – Zwiesił wzrok.

     – Kiedy pierwszy raz cię uderzył?

    – Dawno. Jeszcze gdy byłem mały i nie do końca wszystko rozumiałem.

   Nie miałem pojęcia, co na to odpowiedzieć. Byłem wrażliwy na takie rzeczy. Zwiesiłem głowę i dłonie wplotłem we włosy.

     – Luke... – wyszeptałem.

    – Ashton. – Wziąłem go za rękę i przyciągnąłem do siebie.

   Usiadł na moich kolanach, a ja momentalnie zacisnąłem ręce wokół niego. Głowę przycisnąłem do jego nagiej skóry i starałem się uspokoić.

     – Jak ktoś mógł uderzyć tak wspaniałą osobę, jak ty... – Zacząłem prowadzić monolog na głos. – Muszę ci pomóc, Luke, ja muszę... – W oczach stanęły mi łzy.

     – Już to zrobiłeś. – Po raz pierwszy to on mnie pocałował. – Dziękuje.

     – Jak to zrobiłem? Czy ja przypadkiem nie zepsułem wszystkiego jeszcze bardziej? – Patrzyłem wprost w oczy Luka, jego usta wciąż znajdywały się dość blisko moich.

     – Zepsułeś? Dałeś mi nadzieje na to, że mogę kochać. Ash, ja nigdy nie byłem w nikim zakochany. Tak, miałem kilka dziewczyn, ale szczerze? Nic do nich nie czułem.

     – Kochasz mnie? – spytałem niepewnie.

     – Bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.

   Pocałowałem go namiętnie. Tak bardzo pragnąłem jego szczęścia, jego samego. Postanowiłem sobie w myślach, że pomogę mu z ojcem. Musiałem to zrobić.

   Luke wkradł się językiem do moich ust. Pozwoliłem mu na to. Skupiłem się tylko na odczuwanych przyjemnościach, tylko na nim. Objąłem jego twarz dłońmi i przyciągnąłem do siebie.

     – Ja tęż cię kocham – wyszeptałem wprost w jego usta.

   Położyliśmy się obok siebie. Przejechałem kciukiem po jego policzku i ziewnąłem przeciągle.

     – Widać postępy – mruknąłem.

     – Idź spać. Gdy upewnię się, że zasnąłeś, sam też to zrobię.

     – Dobrze, mamo. – Zaśmiałem się.

     – Księżniczko. – Poprawił mnie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że rozdział troszkę później, ale wcześniej nie dałam rady wrzucić :v
Jutro 2 rozdziały ^^
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top