Rozdział 10 - Nikt nie rozumie szlaczków
Ashton
Wszedłem do domu nadal rozmyślając o rozmowie z Lukiem. Jak on mógł mnie tak potraktować?! Naprawdę myślałem, że nie traktuje mnie już jak wroga. Ja sam go tak nie traktowałem... Chciałem mu nawet pomóc. Skoro on odrzucił mnie i moją pomoc, nie będę się więcej narzucał. Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem torbę na ziemię.
Nie mając co ze sobą zrobić, poszedłem pod prysznic. To było najlepsze miejsce do przemyśleń. Ściągnąłem koszulkę, spodnie i wszedłem do kabiny prysznicowej i odkręciłem kurek z ciepłą wodą.
Luke cały czas siedział w mojej głowie. Dlaczego mi aż tak na nim zależało? Czy to jakieś poczucie winy, że kiedy ja pokłóciłem się z Calumem, on z nim przebywał i próbował go pocieszyć? Może nie stawiał mnie w najlepszym świetle... Dobra, mówił o mnie jak o największym wrogi i próbował odciągnąć mnie od Caluma. Jednak chciał go chronić. Zapewne postąpiłbym podobnie.
Wyszedłem spod prysznica i owinąłem ręcznik wokół bioder. Odgarnąłem włosy z twarzy i przejrzałem się w lustrze. Miałem lekki zarost, ale zamierzałem go zostawić. Pod oczami miałem leciutkie cienie. Nie spałem za dobrze tej nocy. Szybko wytarłem się, założyłem na siebie szare dresy i koszulkę Green Day'a. Nie miałem zamiaru nigdzie wychodzić, więc mogłem pochodzić w dresach. Usiadłem na łóżku, biorąc telefon do ręki. Zobaczyłem, że ktoś do mnie napisał.
Spierdolina życiowa: Ashton...
Spierdolina życiowa: Potrzebuję pomocy. Potrzebuję twojej pomocy
Ashton Irwin: O, teraz chcesz pomocy?
Spierdolina życiowa: O co ci chodzi?
Ashton Irwin: Nie czytałeś ostatniej wiadomości?
Spierdolina życiowa: Tak, czytałem. Myślę tak samo, Ash :)
Ashton Irwin: Spierdalaj
Spierdolina życiowa: Czemu?! Przecież to dobrze, że oboje tak myślimy!
Ashton Irwin: Skoro tak jest dla ciebie dobrze... to okey
Ashton Irwin: Nara
Spierdolina życiowa: Ugh. Pa
Odłożyłem telefon na bok. Tak naprawdę nie myślałem tak, jak napisałem mu to w wiadomości.
Luke
Odłożyłem telefon na biurku i westchnąłem ciężko. O co chodzi temu Ashtonowi? Przecież przyznałem się, że go polubiłem! Powinien się cieszyć. Nic z tego nie rozumiałem. Wyciągnąłem z plecaka książki, by się pouczyć. Mój tata miał w zwyczaju sprawdzać, jak spędzam swój wolny czas. Wziąłem książkę od biologii i zacząłem powtarzać tematy, których nie rozumiałem.
Po około godzinie przerobiłem wszystkie tematy, które dotychczas miałem. Wszystko teraz wydawało się być w miarę proste, ale nie oszukujmy się – biologia nie należy do moich ulubionych przedmiotów. Wziąłem książkę od chemii. Wiedziałem, że i tak niczego nowego się nie nauczę, ale wolałem chociaż sprawiać wrażenie dobrego, uczącego się chłopaka. Akurat w tym momencie mój ojciec przyszedł do pokoju.
– Ktoś do ciebie przyszedł – powiedział i od razu wyszedł.
Zerwałem się z krzesła i szybko zszedłem po schodach. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Calum stał z książkami w jednej ręce, przyciskał je mocno do piersi. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się lekko.
– Hej, Luke.
– Hej. Po co przyszedłeś? – spytałem zdezorientowany.
– Pouczyć się? Nie pamiętasz? Jutro test z chemii, a my nic nie umiemy!
Uśmiechnąłem się lekko i wpuściłem go do środka. Powiedziałem, żeby ściągnął buty, a sam poszedłem do salonu, powiedzieć, że będziemy się razem uczyć. Inaczej od razu wygoniłby Caluma, a mnie zagonił do nauki.
– Będziemy się uczyć u mnie w pokoju – oświadczyłem.
Tata spojrzał na mnie znad gazety i leciutko pokiwał głową. Nie odezwał się. Czyli jest dobrze. Wziąłem dwie szklanki i napełniłem je sokiem kaktusowym. Nie musiałem pytać Caluma czy miał ochotę się go napić, on po prostu uwielbiał ten sok.
Ruszyłem razem z Calumem do pokoju. Zamknąłem drzwi biodrem i odłożyłem szklanki obok telefonu na biurku. Calum usiadł na dywanie, jak to miał w zwyczaju.
– Wiesz o co chodzi w tych szlaczkach? – zapytał, otwierając zeszyt od chemii.
– Nie mam pojęcia. Myślałem, że ty wiesz
– Ugh, no tak... Poprawa?
– Poprawa. – Uśmiechnąłem się. – Tak na serio, to po co przyszedłeś?
– Powinienem ci coś pokazać. – Wyjął telefon z kieszeni. – Tylko nie krzycz, proszę.
Wziąłem od niego telefon i zacząłem czytać.
AshtonBro: Wiesz co, skoro nawet nie odpiszesz mi na taką wiadomość – Pierdol się. Może to nie było dobre zagranie, bym w ogóle do ciebie napisał. Ja się głupi martwiłem, a ty najzwyczajniej w świecie traktujesz mnie jak śmiertelnego wroga. Nienawidzę cię, Luke. Nie wiem, jak mogłem sądzić przez chwilę, że jest inaczej
Nagle wszystko stało się jasne. Oddałem Calumowi telefon. Nie miałem pojęcia, co teraz zrobić. Byłem wściekły. Na siebie, na Caluma. Mogłem wtedy wyrwać Calumowi telefon i jakoś zareagować! Przecież to było oczywiste, że to Ashton wtedy napisał. Z drugiej strony, Calum mógł mi po prostu oddać telefon... Nie doszłoby do mojej kłótni z Ashem.
– Dlaczego nie dałeś mi wtedy telefonu? – spytałem najbardziej spokojnym głosem na jaki było mnie wtedy stać.
– Ja zobaczyłem wiadomość i jak jest napisana, i ja, no, i ja po prostu... – zawahał się przez chwilę. – Nie chciałem, żeby Ci było smutno.
– Pokłóciłem się przez to z Ashtonem – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Wy i tak się zawsze kłócicie. – Mruknął obojętnym tonem. – Co za różnica?
– Ostatnio zaczęliśmy się dogadywać – wyznałem. – Chyba nawet zaczęliśmy się lubić.
Calum szeroko otworzył oczy i usta ze zdziwienia. Zastygnął nawet na chwilę, ale sprawnie go wybudziłem pstrykając palcami tuż przy jego uchu.
– I nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
– No... – przeciągnąłem ostatnią literę. – Nie miałem tego w planach
– A to niby czemu?! - krzyknął.
– Nie wiem – wymamrotałem. – Sam nie sądziłem, że to się wydarzy, okey?
– Nieważne. Lepiej mi powiedz, dlaczego Ash chciał Ci pomóc. – Zrobił chwilę przerwy, a ja już otworzyłem usta, by się o coś zapytać. – Tak, czytałem waszą rozmowę. – Uprzedził moje pytanie.
– To nieistotne w tej chwili – odpowiedziałem wymijająco.
– Luke...
– O moją rodzinę. – Przełknąłem głośno ślinę. – Po tym, jak wróciłem z mojego spotkania z wami, dostałem niezły opierdol od ojca. W przypływie emocji napisałem do niego i... on się zmartwił...
– Jejku Luke, nie wiedziałem. - Calum nagle się uspokoił. – Ale też nie wierzę. Mój Ash się o Ciebie martwił. Przecież on Cię tak nienawidził, że aż trudno to pojąć. A teraz się o Ciebie martwi...
– Pisał do mnie przez całą chemię, to przez niego pani zabrała mi telefon. Chciał mi pomóc, a ja go odrzucałem przez ten cały czas.
– Napisz do niego.
– Myślisz, że mnie jeszcze wysłucha? Był ostro wkurzony, pisałem z nim jakieś dwie czy trzy godziny temu.
– Ale mnie wysłucha.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uuu ^^
Jutro kolejny rozdział :3
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania <3
Pozdrawiam :))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top