Pierwsze trudności

Itan najpóźniej dołączył do drużyny. Zauważył, że wszyscy zdążyli się poznać... może oprócz Harolda, który praktycznie z nikim nie rozmawiał.
Nie z tego samego powodu co elf. On był chorobliwie nieśmiały i cichy z natury. Nie miał potrzeby dzielenia się informacjami o sobie.

Człowiekiem zaś kierowała duma i pogarda, czasem zamienił słowo z Derieri, ale do Itana czy Liliuma słowem się nie odezwał.

- uważa nas za gorszych od siebie... - mruknął pewnego razu zielonowłosy skrzat.

Itan może mógłby coś odpowiedzieć, ale akurat przerwał im Karagim. Czarodziej chciał powiedzieć coś ważnego o dalszej ich misji.

- Słuchajcie mnie, bo powtórzę tylko trzy razy. Do otworzenia skarbca potrzebny jest klucz. Kluczem jest amulet podzielony na wiele części. Skarbiec miał być otwarty dla każdej z ras, ale zagarnęły go starożytne krasnoludy...

- Widać, chciwość niektórzy mają już w naturze. - burknął Harold pod nosem.

- Starożytne, podkreślam. Niewiele wspólnego mają teraźniejsze krasnoludy z tamtymi. Nie przerywaj więc, moje dziecko. Skarbiec miał być dostępny dla wszystkich, więc klucz podzielono na tyle części ile jest ras. Mamy już część skrzatów i czarodziejów. Król Leśnych elfów podarował nam również jego część. Do zdobycia pozostały nam amulety syren, które wymarły, ludzi i krasnoludów.

- Czeka nas tak dużo pracy, że proponuję zacząć już teraz. - powiedziała Derieri. Miała dość tych męskich kłótni. Były bez sensu, czasem żałowała że jest jedyną dziewczyną na tego typu misjach.

Itan chciałby odzywać się wśród ludzi tak swobodnie jak ona.
***

Wieczór nadszedł szybko. Drużyna zmierzała w stronę jeziora zamieszkiwanego niegdyś przez syreny, ale gdy nadszedł zmrok, postanowili zrobić sobie postój na jakiejś polanie w lesie.

Lilium i Itan ustawili swoje legowiska troszkę dalej od reszty. Chyba się polubili.
Ciężko określić, bo żadne z nich prawie nic nie mówiło. Lilium przypomniał elfowi jego brata - Kaszmira. Ta sama delikatna, piękna uroda. Obaj mieli błękitne oczy, małe noski i długie włosy. Skrzat jednak był o wiele, wiele mniejszy od Kaszmira a jego brat był bardzo wysoki i umięśniony.
Taki idealny, wszystkie elfki i nimfy chciały go za męża, ojciec był z niego dumny.
Ciekawe jakie to uczucie, gdy rodzic jest z Ciebie dumny. - pomyślał Itan.

W nocy często nie spał. Zastanawiał się nad wieloma rzeczami.
Nagle jakiś szmer dotarł do uszu elfa. A zaraz potem okropny smród jakby bagna.

Orkowie.

Harold i Karagim spali, Itan poczuł jak narasta w nim panika. Nie umiał walczyć, ani nie mógł się zdradzić, że wie o obecności potworów. Ruszyłyby do ataku.

Postanowił jakoś dyskretnie obudzić czarodzieja, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, zimne łapska już owinęły mu się wokół szyi.

***

Gdy rano Harold i Derieri się obudzili, zauważyli że przytulali się przez sen. Dziewczyna odchrząknęła a speszony wojownik odsunął się szybko.

Kobiety to najstraszniejsze stworzenia - pomyślał. Wojował już z orkami, goblinami, mutantami a nawet jednym leśnym smokiem (te są o wiele mniejsze od reszty gatunków). Ale najtrudniej było zdobyć serce dziewczyny. Zwłaszcza tak niedostępnej jak córka Karagima. Ciekawe za kogo ją wyda? A może da jej wolną rękę?

Gdy tak rozmyślał, zauważył że kogoś brakuje. Ah. Tego nieudacznika elfa i jego zielonego przydupasa. Podzielił się swoimi spostrzeżeniami z czarodziejem, zaczęli wołać kompanów wyprawy. Przez ten czas Derieri poszła umyć się w rzeczce. Tak więc Aghead, Harold i Ay zostali sami. Zaczęli małe poszukiwania, które jednak nie trwały długo, bo druid zobaczył elfa i skrzata. W łapach orków.

Człowiek nie mógł ukryć wściekłości. Dlaczego zawsze oni? Kto ich w ogóle wziął do tej drużyny i po co? Słabe ogniwa...

- Ani kroku jeśli nie chcecie śmierci królewskiego bękarta i zielonkę! - zawołał ork. Najwyraźniej został wcześniej powiadomiony o tym kim jest Itan - Oddajcie teraz wszystko, co jest cenne i odchodzicie a ja zabieram elfa.
- wysyczał potwór.

- Grozicie elfowi na jego terenie? Głupstwo. - zabrzmiał Karagaim. Czarodziej pstryknął palcami i wtem... strzała przebiła głowę potwora, który stoczył się z drzewa. Razem z nim spadli Lilium i Itan, skrzat wylądował na nogach...a Itan na dupie.
Czy musi być bardziej ciapowaty nawet od skrzata?

Zza krzaków wyszedł Kaszmir. Itan poczuł nagły przypływ złości zamiast ulgi czy wdzięczności. Co robi tu hego brat? Przecież to nie jego misja...! Wszyscy prócz niego wyraźnie ucieszyli się na jego widok, rudzielec nie miał pojęcia dlaczego.

Ot, wielki pan bohater ocalił dwie księżniczki i teraz zbiera chwałę. Super.

- Elf zawsze pilnuje swojego. - skomentował Kaszmir i delikatnie uśmiechnął się do młodszego brata. Itanowi zrobiło się jakoś tak cieplej na sercu. Wzrok brata był taki... miły.

- Zbieramy się! - zawołał czarodziej - orków może być więcej.

- Lepszy byłby ten elf. - jadąc na kucu Aghead wskazał na blondyna.

- Lepszy rydz niż nic. Widziałem jak łazi po drzewach. Zwinny jest. - odparł Ay. - Rydz, he, he! No wiesz, rydz. Taki rudy. Rudy, rudy, rudy rydz! Jakaś słabsza sztuka! Rudy rudy...

- Tak, wiem o co chodzi. - przerwał mu Itan, nie mogąc znieść dalszego upokorzenia.

Lecz starzec wiedział ile mocy ma ten niepozorny młodzieniec zarazem jego chrześniak.

Jechali już od kilku godzin w milczeniu. Nagle Lilium zapytał Karagima.

- Dziadku - zaczął nietypowo. Czyżby był z czarodziejem blisko? - co oznacza słowo "bękart"?

- Nieślubne dziecko. - odparł cicho starzec. Nie chciał aby mogli jeszcze bardziej dokuczać elfowi wiedząc o jego pochodzeniu.

Ciszę przerwał świst. Zgodnie z tym co mówił Ay, kolejni orokowie nadjeżdżali. Tym razem było ich więcej, z oddali można było słyszeć tupot ich stóp.

Itan wiedział co to znaczy. Czasy nie były bezpieczne, a krasnoludy ścigane. Poczuł się w obowiązku chronić drużyny. Pod wpływem chwilu dobył łuku, prawie jednocześnie z Kaszmirem.

Chciał być lepszy od brata. Ten jeden raz.

- wejdę na drzewo i powystrzelam ich wszystkich jak kaczki z daleka - stwierdził.

- Itanie, czy mówisz o tej wątłej sośnie? - z dezapropatą zapytał Aghead. Śmiesznie było pożartować z rudzielca, ale nie chciał aby stała mu się krzywda.

- Drzewko mnie utrzyma. To jest plus mojej drobnej postury - uśmiechnął się Itan i w kilku ruchach znalazł się między dwoma gałązkami. Wszedł na sam czubek drzewa, z niego przeskoczył na kolejną koronę.
Stąd widział chordę bardzo dobrze.

- Uważaj na siebie! - krzyknął Karagim - my jedziemy do przodu, dogonisz

Itan zamknął na chwilę oczy aby się skupić.
Może był niski, chudy, słaby i sam nie wie co, brzydki.
Ale miał kilka zalet wśród morza wad. Jego wzrok był naprawdę dobry, z pomocą mocy elfa mógł zobaczyć rzeczy oddalone nawet o kilometr. Uspokoił myśli i wytężył wzrok. Widział gromadę złożoną z siedmiu orków.
Wziął łuk, założył strzałę i już po chwili miał ich na celu.

Czuł, że to próba dla niego. Że nie może zawieść. Smukłymi palcami pogładził strzałę i gdy orkowie byli już całkiem blisko, zaczął strzelać. Pierwszego trafił w gardło, drugiego w oko. Za trzecim razem chybił, potwory na daremno szukały napastnika. Strzały zabijały ich kompanów a wroga nie widać.
Cóż. Wróg, jak ruda wiewiórka siedział zamaskowany zielonym płaszczem wśród liści i oddawał kolejne strzały. Z łatwością zabił trzeciego i czwartego...

I prawie zastrzelił Kaszmira, który ponownie pojawił się znikąd i ruszył z mieczami na orków.
Czy on naprawdę nie może wytrzymać choć chwili bez zabijania stworów, które zabić miał Itan?
Co za pajac.

I jak? Bardzo proszę o opinie w komentarzach. Chciałabym
wiedzieć, czy wam się podoba, czy macie pytania i w ogóle co o tym myślicie! ☺☺☺Proszę, zostawiajcie po sobie pamiątkę i piszcie.To wiele znaczy. Hm... zauważyłam, że najwięcej osób czyta to w nocy.;-)I tak mogą komentować.

xKalani
Sleepyconda
Luiza_lotr...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top