Rozdział 4
POV Thor
[...] ale nie wiemy jak daleko jest. Upłynęło już kilka godzin, a my nie wiemy jaki kurs obrać. Postanowiłem się z tym przespać.
Przez pierwsze 4 godziny tylko leżałem i rozmyślałem. Potem wreszcie udało mi się przymknąć oko.
***retrospekcja***
- Thor, Thor! - usłyszałem zapłakany głos Lokiego.
- Tak? Co się stało? - nadal byłem zaspany.
- C...czy mogę z tobą spać? Miałem koszmar...
- Jasne, chodź. - przesunąłem się zwalniając miejsca mojemu młodszemu bratu - opowiedz - w tym momencie go przytuliłem.
- No bo... pokłuciliśmy się, miałem kłopoty i cię potrzebowałem, a ty nie przyszedłeś mi pomóc... - wtulił się mocniej w moją klatkę
- Lokiiii... wiesz, że to nigdy się nie zdarzy - pocałowałem go w czoło
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***koniec retrospekcji***
Obiecałem mu. Obiecałem, że zawsze będe mu pomagał. I złamałem obietnicę.
_________________
Na zajutrz udałem się na mostek. Biłem się z myślami, popatrzyłem na lud i na przyjaciół. Z jednej strony nie mogę ot tak wszystkiego rzucić i szukać Lokiego, a z drugiej im dłużej zwlekam tym bardziej cierpi.
- Thor, wiem, jak zależy ci na bracie, lecz musisz przede wszystkim pomyśleć o poddanych. Musimy leciec na Ziemię. Jak tego nie zrobimy mogą ucierpieć... - głos Haimdall'a wybudził mnie z zamyślenia
- Tak ale...
- Thorze... bez króla nie dadzą rady... - dokładnie analizowałem jego słowa
- Dobrze, najpierw polecimy na Ziemię. Ile to będzie trwało?
- Zostały nam 2 miesiące do celu.
- Mam nadzieję, że wytrzyma...
- Spokojnie, Loki jest silniejszy niż myślisz, da radę.
- Oby...
**time skip (2miesiące później)**
Nareszcie! Asgardczycy są już bezpieczni. Pod swoje skrzydła ziął ich Stark. Wszyscy tymczasowo zamieszkali w wierzy. Wreszcie mogę zacząć go szukać. Corg, Tiara i Mike zgłosili się na ochotnika. Haimdall niestety musiał zostać, tymczasowo pełnił rolę króla.
Wyruszyliśmy. Planetę Sakal obraliśmy jako pierwszy kurs.
POV Loki
Obudziłem się w tak dobrze znanym mi miejscu, z silnym bólem prawego oka. Jeszcze się nie zagoiło, nie rozumiem. Tak samo jak ucho i dziury zrobione nożykiem. Dotknąłem moich ust.
Bie były zaszyte. Musieli mi wyciągnąć nić jak spałem. Czułem się coraz bardziej słaby. Ręce i nogi odmawiały już posłuszeństwa. Przymknąłem oczy ale po sekundzie szybko je otworzyłem słysząc odgłos przekręcanego klucza z zamku. Wiedząc co za chwile nadejdzie cały się spiąłem.
- Dzisiaj masz wolne! Aż mi się wierzyć nie chce! Tak zadecydował nasz pan! Masz tu posiłek oraz mały prezent! Zostawiam go pod drzwiami, niestety sam go musisz wziąć! Hahaha...
Zaskoczyły mnie te słowa. W duszy lekko się uśmiechnąłem, a co do prezencików...Wiedział, że każdy ruch sprawiał mi przrogromny ból. Poprostu musiał. Ahg. Próbowałem się doczołgać, z każdym ruchem na podłodze pojawiał się krwawy ślad. Kiedy byłem już u celu zobaczyłem opaskę na oko. Podobną miał Thor. Na jego myśl mój kącik ust lekko się podnióśł. Ciekawe gdzie on jest. Czemu dalej po mnie nie przyszedł? Czy jemu w ogóle na mnie zależy? Nie powinno, przez tyle lat go okłamywałem. Nie byłem dobrym bratem. W ogóle mim nie byłem. Na te wspomnienia samotna łezka poleciała mi po policzku. Szybko założyłem opaskę, pasowała jak ulał. Popatrzyłem na posiłek. Breja. Na sam widok miałem odruch wymiotny ale musiałem coś zjeść. Dwa miesiące głodówki. Wziąłem małą porcję do ust. Ledwo to przełknąłem.
Kiedy talerz był już pusty, wróciłem na swoje miejsce. Czyli do lewego kąta celi. Wykończony zmrurzyłem oczy i odpłynąłem.
------------------------------------------
Jak wam się podoba? Rozdział taki trochę na luzie. Zapraszam też do czytania mojej nowej opowieści dark soldier. Akcja narazie się rozkręca. Pa pa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top