Rozdział 2
POV Thor
Gdy zobaczyłem, że go nie ma byłem wściekły. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Szybko udałem się do swojego pokoju. Nie było to jakieś luksusowe pomieszczenie, ściany szare z tapetami przypominającymi metal, szyba na całą ściane oraz łóżko. Zwykłe jednoosobowe (Nie wiem czego spodziewaliście się po statku towarowym).
Nie mając pojęcia co robić położyłem się na łóżku i chciałem usnąć, zapomnieć o tym co się zdarzyło ale nie mogłem. Wciąż po głowie krążyło mi imię tak dobrze znanej mi osoby... Loki.
Leżąc, przez pierwsze 3 godziny myślałem, że poprostu nas zdradził, oszukał, jak to miał w zwyczaju. Gdy już udało mi się zamknąć powieki usłyszałem głos w swojej głowie...
,,Thor...błagam, pomóż! Bracie... proszę, bra...''
To był Loki. Nie mogłem uwierzyć. Pojedyńcza łezka spłynęła mi po policzku. Mój mały braciszek, mój mały Loki, został porwany... Natychmiast poszedłem zawiadomić resztę.
POV Loki
Obudziłem się na zimnej, mokrej podłodze z ogromnym bólem głowy. Próbowałem się podnieść, lecz tylko co zrobiłem to wydałem z siebie przeraźliwy syk. Podniosłem się jednak za trzecim razem. Ciągle trzymałem się za głowe, a gdy już wyprostowany podparłem się o ściane postanowiłem się rozglądnąć. Pokój, w którym się znajdowałem nie był klaustrofobiczny. Na moje oko miało z jakieś 16m kwadratowych. Na przeciwko mie widniały metalowe drzwi, czarne ściany z zaciekami i zadrapaniami jakby po pazurach dodawały pomieszczeniu mrocznego charakteru. Grzyb na ścianie tylko wzbudzał we mnie odruch wymiotny... i jeszcze te plamy krwi na podłodze.
Po chwili usłuszałem odgłos otwieranego zamka od celi i zschrupiały głos jednego z posłańców Thanosa.
-NASZ WŁADCA CHCE CIĘ WIDZIEĆ! Zbieraj się!
-Jak śmiesz tak do mnie mówić, ty nędzny kosmito... - odpowiedziałem mu starając się nie wyrażać emocji.
-To już chesz się tak bawić? Przystanę na twoją propozycję... CHŁOPCY!
Nie zdążyłem nawet podnieść na niego wzroku, gdy nagle za ramiona podnieśi mnie dwaj chitauri. Muszę przyznać, delikatność to nie jest ich mocna strona. Po 10 minutowym ciągnięciu po ziemi zostałem rzucony na kolana pod tron Thanosa. Nawet nie miałem chęci mu patrzeć w oczy. Usłyszałem tylko jak wstaje i zatrzymuje się po mojej prawej stronie.
- No to co my tu mamy? Niedoszły zdrajca. - jego głos przyprawiał mnie o ciarki... - Mówiłem, że żaden księżyc cię nie ukryje, nawet ten twój kochany braciszek nie dał rady. A może po prostu nie obchodzi go twój los? NO TAK! PRZECIEŻ KTO MIAŁBY SIĘ PRZEJMOWAĆ TAKIM ŚMIECIEM JAK TY!? ZDRAJCĄ, KŁAMCĄ, BEZUŻYTECZNYM NICZYM!
W tym momecie padłem na twarz pod ciężarem jego nogi. Naciskał coraz bardziej na moją twarz, a ja powstrzymywałem się od jakich kolwiek oznak bólu. Po kolejnych poniżających monologach złapał mnie za prawą rękę i wygiął do tyłu.
- Nikt ci teraz nie pomoże! Nawet Thor!
Nagle słyszałem dźwięk pękającej kości. Zacząłem krzyczeć z bólu. Wykręcał mi rękę jeszce mocniej. Czułem jak łzy napływają mi do oczu, lecz nie uroniłem ani jednej.
- Na dzisiaj koniec. Chłopcy, wiecie co przygotować mu na jutro.
Powiedziawszy to stanął na przeciwko mnie i puścił mi oczko. Po chwili dwaj posłańcy złapali mnie za ramiona i wlekli do celi. Syczałem z bólu. Kiedy tam dotarliśmy rzucili mną o ściane. Przez 3 godziny siedziałem wtulony w ścianę. Przez moment, przez głowę przeleciał mi pomysł. Nie miałem siły ale spróbowałem. Wysłałem telepatyczną wiadomość do Thora... ,,Thor... błagam, pomóż! Bracie... pomóż, bra...''. W tym momencie zabrakło mi sił. Miałem szczerą nadzieję, że dotarła.
Moje powieki stawały się coraz cięższe. Nie chciałem ale musiałem wreszcie się przespać.
Spuściłem głowę opierając ją o klatkę piersiową i odpłynąłem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top