Rozdział 18

POV Loki
Byłem pół przytomny. Nieustanny ból przeszywał całe moje ciało. Próbowałem otworzyć powieki lecz szybko je przymknąłem przez rażące promienie słoneczne. Syknąłem z bólu gdy podnosiłem przednią łapę.
Nagle do moich uszu dobiegł czyiś głos.

- Budzi się! Szybko!

To mnie całkowicie ożywiło. Poderwałem się gwałtownie. Stałem teraz w kraterze o głębokości, na oko, 20, a szerokości 5 metrów. Wokoło nie było żadnych budynków, tylko piasek. Przypuszczałem, że znajdowałem się na pustyni. Niespodziewanie podbieglo do mnie kilku mężczyzn. Wystraszony całą tą sytuacją  rozłożyłem skrzydła i odbiłem się od ziemi. Po któtkiej chwili spadłem na grzbiet. Jeden z tych agentów wyciągnął harpun i wytrzelił w prawy narząd lotu. Na moje nieszczęście haczyk przebił ma wylot błonę i sprowadził mnie do parteru jednym szarpnięciem. Przeturlałem się na brzuch i gryzem przerwałem linę. Nie dane mi było uciec, ponieważ zarzycili na mnie siatke, w którą się pomału wplątywałem, lecz nadal miałem nadzieje na wyswobodzenie się z tej pułapki. Ponownie rozłożyłem skrzydła.

- Złamcie mu skrzydło to nigdzie się nie ruszy! - rzucił ktoś.

- Ale sir. Szef Furry chciał go w nienaruszonym stanie! - Nick. Czyli to S.H.I.E.L.D.

- Jak tego nie zrobimy to wrócimy z pustymi rękoma. Wykonać!

Na rozkaz wyżej postawionego agenta unieruchomili i połamali w trzech miejscach kość lewej lotni. (wie ktoś jak inaczej nazwać skrzydło?-od autorki) Krzyknąłem i opadłem na powierzchnię, a wraz ze mną uszkodzona kończyna.

- Zakuć!

Jak na zawołanie przyczepili mi kajdny na łapach, szyi i ogonie, do których przyłączone były kilku metrowe łańcuchy.

- Ruszamy!

Szarpnęli mną. Przez pewien czas stawiałem opór. Stwierdzając, że to bez sensu, poddałem się. Szłem pomiędzy samochodami terenowymi wlokąc zraniony narząd.

xXx

Po kilku godzinnej wędrówce przez bezdroża doszliśmy do wielkiego lotniskowca. Podchodząc klapa automatycznie się otworzyła. Auta przyspieszyły  co dla mnie było znakiem, że powinienem się strzeszczać. Wszedłem na pokład gdzie podleciało do mnie identycznie ubranych następnych kilku agentów. Wzięli w swoje ręce łańcuchy i poprowadzili do hangaru pod pokładem. Tam przykłuli mnie do najbiższej ściany i po prostu wyszli. Zmęczony opadłem na podłogę i ulożyłem się w wygodnej pozycji. Szturchnąłem pyskiem skrzydło. Zabolało gorzej, niż jakby Thor zdzielił mnie tym swoim kłotkiem. Wykoczony dniem oddałem się w objęcia Morfeusza.

POV Thor
Weszliśmy do siedziby super bohaterów. Błądziliśmy przez niezliczoną ilosć korytarzy, aż wreszcie doszliśmy do głównego pomieszczenia.

- Witaj Thor! - krzyknął do mnie Rhodey.

- Witaj przyjacielu.

Staliśmy przez chwilę w krępującej ciszy, War Machine odchrząknął.

- Eee może przedstawisz mi swoich towarzyszy?

- A tak. Przepraszam, to są od lewej: Tiara, Corg i Mike.

- Cześć - odpowiedzieli równocześnie.

- A gdzie są wszyscy? Avengers na misji? Co ci się stało? - zapytałem.

- No tak. Stark ci nie powiedział? Słyszałem, że byłeś u niego w wierzy. Nic? No więc... tak w skrócie. Gdy ty byłeś w Asgardzie Avengers podlili się na dwa zespoły. Wystąpiła pomiędzy nami niezgodność. Doszło do "civil war", Stark, ja, Vision, Natasza, T-Challa i Spiderek kontra reszta. Walczyliśmy na lotnisku. Rogers i jego przyjaciel Bucky chcieli udać się na Syberię po jakiegoś Zemo. Znaleźli quinjet'a i wystartowali. Ja i Tony też wylecieliśmy w powietrze aby ich zatrzymać. Niestety mieliśmy ogon-Falcon udał się na nami. Vision próbował go zestrzelić lecz trafił w reaktor łukowy w mojej zbroi i poleciałem bezwładnie z paru kilkometrów w dół. Straciłem przytomność, a w szpitalu okazało się, że mam uszkodzony kręgosłup. Tony skonstrułował mi "protezy" dzięki którym nie muszę jeździć na wózku, a mogę normalnie chodzić. No, to chyba tyle.

- Dużo się zadziało gdy mnie nie było.

- Całkiem sporo. Dobra, ja muszę lecieć ale Stark powinien się zaraz pojawić, to sobie obgadacie wszystkie sprawy. Narazie.

- Żegnaj. - odpowiedziałem gdy już wychodził na zewnątrz.

Wow! Już jest ponad tysiąc odczytów! Serdeczne dzięki! Nie spodziewałam się, że ta ksiażka tak dobrze się przyjmie! Oby tak dalej ^·^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top