Rozdział 7
[DALEJ POV Thor]
***skip time***
Biłem jeńca, aż do nieprzytomności. W pewnych momentach zaczynał kaszleć krwią. Miał obite chyba wszystkie narządy wewnętrzne.
Nagle gdy miałem wymierzyć kolejny cioś krzyknął:
- Dość! Ja już nie wytrzymam! Proszę przestań!
Opuściłem uniesioną dloń i przemówiłem spokojnie.
- Więc... chcesz mi coś powiedzieć?
- Tak...
- Słucham.
- Gdy zobaczyłeś mnie w barze miałem wtedy urlop. Wykorzystałem narazie dwa dni z tygodnia. Powiedziałem Thanosowi, że skoro w pracy jako strażnik nie mogę pić, to ma mnie odstawić na Mulsphei, a że mieliśmy po drodze to się zgodził.
Na moje oko, od planety oddalił się o jakieś 30 tyś mil. Ma nad tobą 4 doby przewagi.
- Z jaką prędkością leci i w jakim kierunku?
- Około tysiąca km/h i na mroczną planetę. Poleć 30 tyś mil na zachód, a potem 20 tyś mil na północ. Za 6 dni powinieneś tam być.
Podszedłem do niego, ukucnąłem pomiędzy jego nogami, oparłem łokcie na jego udach i przysunąłem się do jego twarzy tak bardzo, że zaczynał odchylać się do tyłu.
- Dziękuje. - powiedziałem spokojnym głosem - Teraz cię wypuszczę, odejdziesz od armii Thanosa i nikomu o tym zajściu nie powiesz, bo inaczej, to co tu przeżyłeś to będą wakacje. To samo dotyczy sprawy, o której przed chwilą rozmawialiśmy. Jeżeli mnie okłamałeś-zabije cię. Rozumiesz?
- T-tak - odpowiedział pół głosem.
Szybkim krokiem znalazłem się za nim. Rozwiązałem mu najpierw nogi, potem ręce. Nakazałem mu wstać i się wynosić. O dziwo to zrobił bez żadnego sprzeciwu. Otworzyłem drzwi, a on wybiegł. Gdy straciłem go z oczu zamknąłem klapę i pobiegłem do panelu sterowania. Wpisałem współrzędne. Mieliśmy paliwa tylko pół baku ale na lot z maksymalną prędkością powinno też starczyć na powrót. Chyba. Potwierdziłem dane i ruszyliśmy. Będąc w powietrzu włączyłem maksymalne obroty, lecieliśmy z prędkością 1,5 tyś km/h. W takim tępie powinniśmy być na mrocznej planecie wcześniej niż za 6 dób.
- Nareszcie! Idę po ciebie Loki!
POV Loki
Obudziłem się w swojej celi. Byłem oparty o dwie ściany. Plecami o ścianę z tyłu, a prawym ramieniem o ścianę obok. Nie mogłem się ruszyć ze względu na ból. Jedyne co zrobiłem to powoli otworzyłem powieki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szczególnie moją uwagę przykuła ogromna plama krwi wokół mnie. Mojej krwi. Było jej tyle, że gdybym nie był bogiem już bym nie żył.
Gapiąc się w bliżej nieokreślony punkt rozmyślałem nad tym ile tu jeszcze wytrzymam, czy nie lepiej jak się zabije, czy Thorowi nadal na mnie zależy, bo mi na nim bardzo. Pewnie nigdy o tym nie wiedział, ponieważ ani razu mu o tym nie wspomniałem. Teraz wiem, że to był mój największy błąd.
Byłem taki słaby. W pewnym momencie gdy chciałem się podnieść miałem mroczki przed oczami. Z każdą sekundą stawały się coraz bardziej nie fo zniesienia. Do tego dołączył irytujący pisk w uszach. Zemdlałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top