Rozdział 5

POV Thor
***kolejne 5 miesiący później***
Sprawdziłen już 4 światy i nigdzie nie natrafiłem na jakikolwiek ślad Lokiego. No cóż, nie mogę się poddać, czas odwiedzić Jotunheim.

POV Loki
Szedłem długim korytarzem. Ręce i nogi miałem zakute w kajdany, a na ustach spoczywał knebel. Dwój moich ,,szoferów'' prowadziło mnie w nieznane tylko mi miejsce. Co rusz się potykałem gdy ci ciągnęli za łańcuchy. Najwyraźniej ich to bawiło. Byłem zestresowany, nie ogarniałem tej sytuacji. Po kilku minutach marszu stanęliśmy przed dużymi drzwiami zrobionymi z vibranium. Szybkim ruchem zostałem brutalnie wepchnięty do środka (otwierając przy okazji drzwi). Straciłem równowagę i upadłem na kolana. Nim zdążyłem się obejrzeć dwie dłonie (a raczej łapy) złapały za moje barki i rzuciły mną o ścianę naprzeciwko. Odbiłem się od niej i znów wylądował na podłodze. Bez uprzedzenia szarpnęli za moje nadgarstki i przykłuli łańcuchami do specjalnego otworu w ścianie. Gdy się odsunęli mogłem podnieść głowę i dopiero teraz zauważyłem, że w pomieszczeniu jest całkowicie ciemno. Jedynie światło padające przez otwarte drzwi oświetlało kawałek podłogi oraz sufit.
Kiedy nareszcie wyszli zacząłem się szarpać. Miałem tycią nadzieję, że coś wskóram lecz na marne. Wtem usłyszałem... śmiech, śmiech w pokoju, w którym byłem tylko ja... a może i nie? Na to pytanie odpowiedział mi błysk zapalającej się świeczki, która podpalała pochodzenie. Gdy już było dosyć jasno zauważyłem nikogo innego jak Thanosa. Stał w koncie gasząc płomyczek pochłaniający kawałek drewieńska. Mimowolnie zacząłem się szarpać jeszcze szybciej, bardziej gwałtownie.

- Ale ty wiesz, że to nic cie nie da?- w jego głosie można było usłyszeć kpinę - No więc, od czego by tu zacząć hmm... już wiem.

Mówiąc to wziął w rękę krzesło, postawił je naprzeciwko mnie i usiadł w rozkroku.

- Mam dla ciebie nie lada propozycje. Powinna ci się spodobać.
Zaczynając... pewnie nie chcesz być już tak traktowany (no shit Sherlock) z twojego spojrzenia wnioskuję, że nie. Daję ci tę jedną, jedyną szansę... wstąp do mojej armii. Będziesz bezwzględnym zabójcą na MOJE zamówienie. Dostaniesz codziennie po 5 posiłków oraz zaszczyt zostania moją prawą ręką... więc co ty na to?
...
A, własnie przepraszam zapomniałem. Muszę zdjąć ci knebel z ust...

Z każdym słowem moje oczy rozszerzały się w jeszcze większym zdziwieniu. Serce biło jak oszalałe, a przez płytkie oddychanie brakowało mi powietrza. Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie swojego monologu skierowął dłoń w stronę mojej twarzy i złapał za knebel. Szybkim ruchem zdjął go, a raczen wyszarpał. Było to tak gwałtowne, aż zrobiły mi się długie lecz nie głebokie rozcięcia na policzkach. Jęknąłem z bólu.

- Więc jak?

- nie... - powiedziałem to najciszej jak tylko mogłem ale chyba to usłyszał.

- Co!?

- nie...

- A więc tak...

W tym momencie wstał z krzesła rzucając je gdzieś w kąt. Odchylił się trochę do tyłu i zrobił zamach nogą. Z całej siły przywalił mi w lewy policzek, do tego stopnia, że zacząłem kaszleć krwią, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Upadł bym na ziemię lecz łańcuchy mi w tym przeszkodziły. Poprawiłem się, siadając na kolanach. Wzrok miałem wbity w podłogę. Co jakiś czas widziałem krople krwi upadające na nawierzchnie.

- Twoja strata. Chcem cię jeszcze utrzymać przy życiu ale po tym co zaraz zrobię, wątpie w to. Staraj się zabardzo nie krzyczeć.
Hue hue hue (Xd)

Odszedł ode mnie i podszedł do... szafy? Newet jej nie zauważyłem, potężna, dwudzwiowa, czerwona z vibranium, stała w kącie przy drzwiach wejściowych... gdy ją otworzył zawiasy wydały przeraźliwiy pisk. Pewnie ma już swoje lata. Powoli podniosłem wzrok lecz od razu go opuściłem. Ta cząstka odwagi, która we mnie została natychmiastowo zniknęła, a w jej miejsce pojawiła się fala drgawek. We wnętrzu mebla znajdowały się noże, jakieś kosmiczne bronie, bicze z kolcami jak u róży i sztylety. Usłyszałem dźwięk wyjmowanego noża z pochwy. Podszedł do mnie i podniósł za ramię, przyparł do ściany. Oddychałem ciężko, a gdy wbił mi ostrze w okolicy obojczyka wydałem z siebie przeraźliwy krzyk. Zrobił to jeszcze kilka razy. Łzy napłynęły mi do oczu. Po tych kilku dźgnięciach obrócił mnie twarzą do ściany i przycisnął.

- Stój tak, bo nie ręcze za siebie!

Nogi pode mną się uginały lecz wykonałem polecenie. Po minucie ciszy moje plecy zostały jednym, szybkim ruchem pocięte przez bicz. Nie wytrzymałem i zsunołem się po ścianie na podłogę. Ból przechodził przez całe moje ciało.
Po jeszcze kilku uderzeniach zemdlałem. Na szczęście. Chyba więcej nie wytrzymałbym tortur.

POV Thor
Przeszukałem już każdy kąt 6 światów. Odkąd porwali Lokiego minęło 8 miesięcy. Nigdzie nie natknąłem się na jaki kolwiek ślad chitauri. Musiałem się odstresować. Chociaż przez jedną noc nie musieć myśleć o dotychczasowych kłopotach. Postanowiłem polecieć na planetę Mulsphei i poprostu się upić. Wiem, że to jest bardzo wyrafinowane ale na tę chwilę mam to w swoich 4 literach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top