Rozdział 19

(Notka na końcu)

POV Loki
Obudziły mnie delikatne wstrząsy. To znaczy, że już wylądowaliśmy. Wstałem i czekałem na moich oprawców. Jak na zawołanie pojawili się kilka sekund po, odwiązali od ściany i znowu prowadzili w nieznane mi miejsce. Gdy wyszłem z lotniskowca rażące promienie od razu zamknęły mi oko. Po paru próbach przyzwyczaiłem się. Zobaczyłem przed sobą kilkunasto piętrowy, czarny z niezliczoną ilością okien budynek. Na środku ściany widniało logo T.A.R.C.Z.Y. Pociągnęli mnie na ścierzkę obok, prowadzącą do pustego garażu. Otworzyli klapę i wprowadzili, po tym "wrtota" się zamknęły. Było tu naprawdę ciemno. Jedynym źródłem światła było okno na końcu pomieszczenia. Zauważyłem pod sufitem metalowe podpory, na któych chętnie się ukryje. Podeszli ze mną do ściany z przypiętym łańcuchem. Znowu chcą mnie ograniczyć. Ale tym razem się nie dam. Jak tylko mnie rozkuli porwałem się do biegu. Przesdkoczyłem nad głowami kilku agentów i znalazłem się przy następnej ścianie. Dzięki szpiczastym, mocnym pazurom wspiąłem się do góry. Co chwila kawałki betonu spadały z dziór przez mnie zrobionych. Będąc na odpowiedniej wysokości odepchnąłem się i wskoczyłem na belkę. Pobiegłem do jej końca, schowałem się w cieniu i odpowiednio zabezpieczyłem aby nie spaść. Odwróciłem się do nich tyłem. Dodatkowo okryłem się skrzydłem. Drugie bezwładnie opadało wzdłóż ciała. Po tym wszystkim usłyszałem tylko:

- Dajcie pistolet ze strzałkami nasennymi! Zaraz ściągniemy gnoja!

- Nie! - stanowczy kobiecy głos rozniusł się echem.

Zdziwiła mnie ta odpowiedź, więc zwróciłem do nich wzrok. Jedyne co mogli zobaczyć w tej ciemności to tylko moje oko. Pół szmaragdowe, pół czerwone.

- To zwierzę. - kontynuowała. Zwierzę!? Jak śmie do mnie się tak... a... zapomniałem jestem w ciele smoka... - Spłoszyliście je, a uwiązując go na smyczy jeszcze to pogorszycie. Niech teraz pobędzie sam i się uspokoi. No już, wynocha.

Wszyscy się jej posłuchali i wyszli bocznymi drzwiami. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę. Tyle mi wystarczyło abym jej się przyrzał. Czarny, skórzany, jednoczęściowy kombinezon lekko rozpięty przy szyi. Buty na koturnie i rude włosy. To była Romanoff. Gdy drgnęła ruszając przed siebie mimowolnie odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili ponownie zostałem sam.

- Z deszczu pod rynnę - mruknąłem sam do siebie.

Obkręciłem się w drugą stronę. Rana na boku jeszcze bardziej zaczęła boleć i pulsować. Chyba wdało się zakażenie. Czułem jak coraz więcej lepkiej, zimnej mazi ścieka po moich tylnych łapach. Krople, które spadały na ziemię wydawały głuchy dźwięk, który coraz bardziej mnie uspokajał. Zasnąłem.

POV Tony
Wsiadałem do samochodu w garażu Stark Tower gdy nieoczekiwanie dostałem telefon. Na ekranie wyświetliło się imie mojego brata.

- Hej Rhodey. W jakiej sprawie dzwonisz?

- Siemasz Stark. Dosłownie przed 10 minutami przyleciał Thor. Musiałem załatwić sprawę, więc powiedziałem mu, że wpadniesz. Nie zawiedź przyjaciela.

- Akurat tam się wybierałem, więc spokojnie. Muszę coś z tamtąd zabrać. W ogóle Tasha do mnie dzwoniła wcześniej i powiedziała o obiekcie z innego świata, który wylądował na saharze. Podobno jest już w budynku Tarczy. Wspominała też, że jest podobny do zwierzęcia, które wymarło tysiące lat temu. Jestem ciekaw i chcem poznać kilka szczegółów. Idę tam wraz z Bannerem, też się wybierzesz?

- Ciekawa propozycja ale wole nie. To bardziej sprawa dla was.

- Jak tam chcesz. Jadę przywitać roszpunkę.

- Roszpunka ścieła włosy.

- A no tak, wyleciało mi z głowy. Jest bogiem piorunów, to może... Iskierka.

- Jesteś niemożliwy. Widzimy się później.

- Narka.

xXx

Pojawiłem się w siedzibie Avengers po 25 minutach jazdy. W głównym pomieszczeniu na kanapie zastałem siedzącego Gromowładnego wraz z przyjaciółmi.

- Cześć Iskierko! - wykrzyczałem podchodząc do kanap. Usłyszawszy mój głos wszyscy się odwrócili, poczym wstali.

- Że co? - spytał zdezorientowany.

- No ty. Kiedyś była roszpunka lecz ściełeś włosy. - palcem pokazałem na jego głowę. Popatrzył w górę i przejechał dłonią po fryzurze.

- Mi się nawet podoba. - odpowiedziała roześmiana Tiara.

- Ech, jesteś niemożliwy.

- Już od kogoś to słyszałem. - rozejrzałem się dokładniej. Brakowało mi pewnej osoby. - A tak właściwie, gdzie Jelonek? - Nagle Thor posmutniał.

- Co jest?

- Mieliśmy małą-

- Dużą - przerwała mu Valkiria

- Dużą... sprzeczkę. Powiedziałem kilka niewłaściwych słów i... uciekł. Nie dziwię mu się. Nie wiem gdzie teraz jest.

- Przykro mi - poklepałem go po plecach. - Wiesz, muszę was na chwilę opuścić, bo jadę do Tarczy. Rozgośćcie się. Friday was oprowadzi. Prawda?

- Tak sir. Do usług książę Thor. - odezwał się głos z nikąd.

- No teraz to królu misiek - pouczył Si Corg.

- Ominęło mnie coś?

- No Odym umarł, więc przejąłem tron - wytłumaczył mi iskierka.

- Moje kondolencje i... gratulacje? -powiedziałem zmieszany-
Zmykam, za niedługo będe.

Po raz drugi wsiadłem do auta. Przekręciłem kluczyk, a do moich uszu dotarł ryk silnika. Nacisnąłem guzik na pilocie otwierając garaż. Czekając na możliwość wyjazdu spojrzałem na zegarek, na swoim prawym nadgarstku. 18.41, a w S.H.I.E.L.D. mam być o 19.

Trochę słaby ten rozdział ale kolejny będzie lepszy ;). Dobra, a teraz wprowadzam coś nowego.

Dopiero po wbiciu 10 gwiazdek pojawia się nowy rozdział.

Zapraszem również do czytania One-Shot'a i Young Loki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top