Rozdział 14
MARATON #1
#drastyczne xd
- No boooo... tak jakby... zamieniłem się w pół Jotuna i... nie mogę tego odczarować...
- Jak to się stało!?
- No booo-
- Powiedz to normalnie! - przerwał mu, a on skulił się. Nerwowo bawił się palcami, przyokazji odkrywając policzek w połowie zabarwiony niebieskim kolorem.
- Tylko proszę, nie wściekaj się za bardzo...
- Spróbuje. - powiedziałem to już spokojnie. - To co jest przyczyną?
- Tesseract.
- Powtórzysz? Chyba się przesłyszałem...
- Tesseract... wtedy, w Asgardzie, gdy miałem orzywić Surtura... zabrałem go ze sobą...
- Co!?
- Przepraszam ale-
- Nie ma rzadnych ale! - przerwałem mu - Znów... skłamałeś, zdradziłeś, naraziłeś nas na niebezpieczeństwo! To po tu był Thanos!? No tak mogłem się od razu domyślić!
- Daj mi dokończyć-
-Nie! - po raz drugi wtargnąłem mu w zdanie.
Złapałem go jedną ręką za kołnierz zmuszając do wstania, drugą przytrzymywałem włosy, odchylając mu głowę do tyłu. (Zdjęcie) Widziałem strach w jego oczach, w których zbierały się łzy.
- Dlaczego nie możesz być normalny!? Tak trudno było poprostu go nie brać!? Nie musiał byś przechodzić przez te tortuty! Nie musiał bym marnować na ciebie czasu! Czasu na poszukiwania! Spędziłem prawie 9 miesięcy na szukaniu twojej osoby! A ty mi się w ten sposób odwdzięczasz!? Oszust! Kłamca! Ścierwo! Jebany mutant! Pieprzony Jotun! Zwykły potwór, który powinien zginąc w trakcie wojny! Żałuję, że nie pozbyłem się ciebie! Miałbym wreszcie spokój! Najgorsza kreatura taka jak ty nie powinna się nigdy zrodzić! Żałuję każdej chwili spędzonej w twoim towarzystwie, każdej sekundy poświęconej tobie! - byłem tak na niego wściekły... ale chyba trochę przesadziłem... Loki miał całe policzki we łzach. Poluźniłem uścisk.
- Przepraszam... - wyszeptał, poczym kożystając z chwilowej mojej nieuwagi zamienił się w niewielkiego smoka ( był tak samo wysoki co ja). Wyrwał się z mojego uścicku i poleciał w stronę drzwi. Wywarzył je, poleciały, aż na drugi koniec korytarza. On sam wylądował na podłodze. Zarył pyskiem o powierzchnię poczym błyskawicznym tępem rzucił się do lotu, ciągle słyszałem jak szlochał. Wybiegłem na korytarz, żeby wszysko widzieć, jednak już dawno zniknął za zakrętem. Rozejrzałe się dookoła. Po prawej stonie drzwi stała, jak wryta, Tiara. Rzuciłem je gniewne spojrzenie. Ona jednak tylko odpowiedziała:
- Wszystkiego bym się po tobie spodziewała... ale to już była przesada... - wręcz wyszeptała zażenowana sytuacją. Czyli wszystko słyszała.
- Zasłużył na to!
- Ja nie chcem się wtrącać... ale przegiąłeś. Tak zasłużył na wiele rzeczy lecz... to zabolało nawet mnie
Potem mnie wymimęła i bez słowa odeszła. Wróciłe rozwścieczony do komnaty.
Musiałam dodać jakąś kłótnię pomiędzy Lokim, a Thorem :^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top