Rozdział 11
Chwyciłem klamkę z zamiarem wyjścia z pokoju gdy usłyszałem ciche jęki. Wreszcie się obudził. W mgnieniu oka znalazłem się przy łóżku. Usiadłem na jego brzegu lekko gładząc głowę psotnika. Na ten gest zaczął się wiercić i mruczek coś pod nosem. Zaprzestałem czynności. Powoli rozchylał powieki (sorki, powieke) lecz natychmiastowo ją zamknął, ze względu na rażące światło. Spróbował jeszcze raz, tym razem od razu otworzył oko.
Gdy zobaczył, że jest w innym miejscu poderwał się do pozycji siedzącej, a jego oczy zaszły mgłą oraz łzami. Chciał wstać z łóżka ale uniemożliwiłem mu to. Złapałem go za ramiona i znów posadziłem.
POV Loki
Rozglądałem się nerwowo po pomieszczeniu, wszystko było rozmazane. Pewnie przez łzy. Chciałem wstać lecz ktoś złapał mnie za ramiona i przycisnął do materaca. Dopiero teraz zauważyłem sylwetkę postaci. Była wysoka i dosyć umięśniona. Na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba... tytan. Niespodziewanie zacząłem się szarpać, odpychać obce dłonie. Lecz bez skutku.
- Proszę... zostaw mnie... ja już dłużej nie wytrzymam... - prosiłem, a wręcz błagałem o litość. Głos łamał mi się na każdym słowie.
POV Thor
Tego się nie spodziewałem, nie poznał mnie. Siłowałem się z nim przez kilka minut. Wreszcie gdy stracił na ułamek sekundy kontrolę nad swoim ciałem, pewnie ze zmęczenia, złapałem go za nadgarstki i przyszpiliłem do pościeli. Spuścił głowę.
- Loki, posłuchaj. Jesteś bezpieczny, już nikt cię nie skrzywdzi. Nie jesteś u Thanosa, znajdujesz się na naszym statku... - mówiłem do niego cicho, a wręcz szeptałem.
- Loki, to ja... twój brat... Thor...
Na te słowa zesztywniał. Niepewnie podniósł głowę go góry i się we nnie wpatrywał. Puściłem jedną z jego dłoni. O dziwo nie uciekł, siedział w bezruchu. Wolną rękę przybliżyłem do jego policzka. Otarłem delikatnie kropelki, a to co zrobił po chwili zaskoczyło mnie. Wtulił się w moją dłoń.
- Spokojnie, nic ci nie grozi.
Drugą kończyne położyłem mu na plecach i popchnąłem ku sobie. Nie wyczułem z jego strony żadnego oporu. Oparł się głową o moją klatkę.
- Thor... naprawdę tu jesteś?
- Oczywiście.
Loki podniusł, na odpowiednią wysokość, ręce i mnie przytulił. Twarz przywarł jeszcze mocniej, łkając przy tym.
- Tak cię potrzebowałem... cieszę się, że jeszcze mnie nie odtrąciłeś...
Gładziłem go uspokajająco.
- Nawet tak nie myśl. Nidgy bym tego nie zrobił. Masz moje słowo. - odsunąłem go od siebie. Musiałem włożyć w to trochę siły, bo tak mocno mnie się uczepił. - Pewnie jesteś głodny. Przyniosłem ci co nie co.
Pomogłem mu usiąść na skraju łoża, przygarbiony z nogami zwisającymi swobodnie.
- Proszę.
Powiedziałem podawając mu tacę z połową bochenka chleba, jednym jabłkiem, ćwiartką kiełbasy oraz szklanką wody. Położył to sobie na kolana i zaczął jeść.
Zjadł połowę przygotowanej porcji. Kiedy chciał podać mi resztkę odsunąłem ją od siebie pytając.
- A to?
- Nie jestem, aż tak gło...
- Masz zjeść wszystko - wtrąciłem - Nie chcem słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu. - odparłem stanowczyn lecz łagodnym przy tym głosem.
- Ale...
- Loki, proszę. Musisz nabrać masy. Jesteś trzy razy chudszy niż wcześniej.
Chwilę się zastanawiał.
- Dobrze.
Sorki, że tak późno ale nie miałam zbytnio czasu. Następny rozdział w sobotę :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top