$$$
Hejka, na wstępie chciałam zawrzeć kilka informacji; Ten one shot został stworzony w oparciu o challenge #motywowychellenge. Challenge miał na celu sprawdzenie swoich umiejętności pisarskich oraz zwykłą zabawę.
Motyw; Marzenie
Słowa kluczowe; Pub, tost, robienie na drutach, motel oraz ciężarówka
Ship; Lavid
Czas pisania; 8 dni
Ilość słów; 2300 słów
Zapraszam do reszty wspaniałych uczestników!
Coffeuu GreatBasagnav Merci_Dark AMELhali RudaEwroniara Moon_azi Idikila Pieknadamusi Tosternia Mat6rx BlackWolfSQ
Gochulec ___BlackSky___
Pov Laboranot
Siedziałem spokojnie przy kominku szyjąc małą koale na drutach, czekając na kolejne zlecenie od mojego pracodawcy. Dzisiaj miało być to co innego, zazwyczaj było to zwykle odebranie towaru od ludzi a potem dostarczenie w odpowiednia miejsce, ale nie dzisiaj. Czekałem spokojnie kończąc zabawkę i popijając kawę, gdy nagle dostałam wiadomość.
???:
(Lokalizacja GPS)
Na GPS-ie znajduje się ciężarków, która przewozi kokainę. Twoim zadaniem jest ją przejąć i towar dostarczyć na doki. Dokładaną lokalizacje dostaniesz po wykonaniu zadania.
Wstałem powoli z fotela i ruszyłem do pokoju gdzie znajdowała się broń oraz kamizelki. Chwyciłem broń i ruszyłem na parking pod domem, wsiadłem do auta terenowego i ruszyłem w trasę. GPS znajdował sie w lesie obok paleto, dzięki czemu łatwo będzie mi sie ukryć. Podjechałem pod zaznaczone miejsce i w bezpiecznej odległości ruszyłem do lasu zająć pozycje. W oddali widziałem ciężarówkę oraz dwa opancerzone pojazdy, przy pojazdach kręciło sie z pięciu typów czarno ubranych. Podszedłem bliżej i wycelowałem w kierowcę ciężarków. Pierwszy strzał.. martwy. Drugi strzał w pasażera.. martwy. Kolejne strzały w osoby obok pojazdu... martwi. Kiedy krzyki ludzi ucichły, powoli podszedłem do pojazdu. Otworzyłem bagażnik i zobaczyłem pare kilogramów kokainy, zamknąłem go i ruszyłem do wejście kierowcy. Nagle usłyszałem strzał, poczułem ogromny ból na brzuchu. Odwróciłem sie i zobaczyłem ochroniarza który sam ledwo oddychał. Od razu strzeliłem mu w głowę, spojrzałem w dół i zobaczyłem krew na bluzie. Upadłem na ziemie i wyjąłem telefon. Zamykały mi sie oczy, ale ostatnimi siłami wysłałem GPS do pierwszego kontaktu i straciłem przytomność...
Pov ???
Dostałem lokalizacje od Laboranta. Przyglądałem sie chwile wiadomość, po czym sprawdziłem skąd ona została wysłana. Lokalizacja pokazywała miejsce przemytu narkotyków, co mnie trochę zaniepokoiło. Niechętnie wstałem z kanapy i skierowałem sie do auta. Nie wiem co nakierowało mnie, żebym tam pojechał, zwykły pracownik. Jeden z wielu, zadania robił najlepiej owszem, ale jednak coś mnie do Niego ciągnęło. Podjechałem po chwili na GPS-a założyłem maskę i wyszedłem z auta z bronią w ręku. Na miejscu było totalne pobojowisko. Ten jeden chłopak zabił tylu ludzi sam, uśmiechnąłem sie pod nosem i podszedłem do głównej ciężarówki. Zobaczyłem leżącego na ziemi laboranta. Podszedłem do chłopaka i sprawdziłem puls. Oddychał. Dobrze, zobaczyłem krew na jego brzuchu. Podbiegłem by zobaczyć dokładnie ranę. Zacząłem uciskać jego ranę. Napisałem 911 i siedziałem przy chłopaku obserwując jego stan.
-Jak mi tu umrzesz to cie osobiście wyciągnę z grobu ożywię i zabije jeszcze raz.
Powiedziałem do siebie lekko smutny. Lubiłem go, widziałem go pierwszy raz, ale nie jego twarz nosił maskę. Dziwną maskę. Usłyszałem z dała odgłos karetki, wiec wstałem powili jeszcze przez chwile obserwując mężczyznę. Chłopak marzenie. Nie. Kurwa. Co ja gadam. To tylko mój pracownik. Jeden z wielu.. ten wyjątkowy. KURWA. Stop. Pobiegłem do auta i z dała obserwowałem prace ratowników którzy właśnie dojechali. Chwile obserwowałem, ale po chwili dojechały radiowozy. Kurwa, tego nie przemyślałem. Wyjąłem telefon i napisałem do Erwina, że będzie potrzebne odbicie ze szpitala.
Policja zaczęła zabezpieczać miejsce, a medycy zabrali Laboranta do karetki. Jechałem za nią całą drogę obserwując całą sytuacje i czekając na chłopaków. Zaraz po dojechaniu na szpital dostałem telefon od Erwina.
-Halo?
-Kogo my mamy kurwa odbijać?
-Mojego pracownika.
-Kurwa masz ich ze 100 wyjebaje w tego jednego.
-Nie.. on jest. Kurwa nie ważne.
-Oho ktoś tu się zakochał!
-Zajmij się Grzegorzem.
-Spokojnie zajmę się nic w nocy.
-Nie chciałem wiedzieć.. ilu jest policjantów?
-7 Carbo się od Capeli dowiedział.
-Ahh.. te nasze gołąbeczki.
-Tia.. dobra zaraz będą ruszać. Dostaniesz GPS-a gdy go odbijemy.
-Okej
Pov Laborant
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem białe ściany. Żyje? Komu ja dałem lokalizacje. Obejrzałam sie do okola i zobaczyłem masę policjantów. Kurwa, No to koniec dla mnie..
-Witam pana.
-D..dobry.
-Jest Pan zatrzymany za masowe morderstwa.
-Mhm. Co mi grozi?
-Kara śmierci, albo w najlepszym wypadku dożywocie.
Ja pierdole. Spojrzałem w sufit i cicho westchnąłem. Chciałem mieć normalne życie znaleść kogoś, ale klasycznie chuj mi w dupe. Kurwa marzenie.
-Proszę wstać jedziemy na komendę, został pan postrzelony w brzuch, a kula uszkodziła nerki
dlatego zostanie Pan przewieziony na komendę do sali obserwacyjnej, do czasu rozprawy.
-Ta jasne.
Wstałem powoli i prawie się wywróciłem, ale w ostatniej chwili zostałem złapany przez policjanta. Poszliśmy powoli na dół i wsiadłem do pojazdu. Po 5 minutach ruszyliśmy konwojem. Wszystko przebiegało powoli, dopóki nie usłyszałem strzałów.
-Co jest kurwa?
-Odbicie proszę zachować spokój.
Kto mnie kurwa odbija. Z nikim nie mam kontaktu. Ktoś sie pewnie pomylił. Konwój sie zatrzymał, a policjanci wyszli z pojazdów i zaczęła sie strzelanina. Obserwowałem wszystko z radiowozu gdy podbiegł do mnie zamaskowany mężczyzna.
-Wysiadaj i chodź bo dojadą.
-To pomyłka chyba.
-Cicho chodź.
Wysiadam z auta za pomocą chłopaka i poszliśmy do jakiegoś sportowego auta.
-Zaraz się wszystkiego dowiesz, ale musisz być naprawdę ważny dla Davida że cie chciał odbić.
-Dla kogo?
-A No ta.. zaraz sie dowiesz.
Przez resztę drogi do jakiegoś miejsca siedziałem cicho. Nie znam żadnego Davida. Podjechaliśmy pod budynek obok UwU caffe myślałem, że jest opuszczony. Zaparkowaliśmy na parkingu po czym wyszliśmy z pojazdu. Oparłem się o auto czując dalej ból na brzuchu.
Zanim zdążyłem sie rozejrzeć podjechało auto i wysiadł z niego ładny chłopak..
-Jestem!
-No to ja was gołąbeczki zostawię, lece do Grześka!
-Powodzenia!
Siedziałem cicho i obserwowałem ich ostrożnie, gdy młody chłopak w siwych włosach podszedł do parkingu i wsiadł do bugatti. Kim oni kurwa są?
-No to zostaliśmy sami.
-Co ja tu robie? - Zapytałem zdziwiony obserwując go.
-Stoisz?
-Eh.. pytam poważnie.
-Zostałeś przez nas odbity.
-Dlaczego? Kim ty jesteś?
-David Glikenly.
-Nie znam cie. - Powiedziałem zakłopotany.
-Wyjmij telefon i zobacz komu dałeś lokalizacje.
Wyjąłem telefon i odpaliłem wiadomości. Pierwszą konwersacje miałem z ???. Cały zesztywniałem i spojrzałem z nad telefonu na Davida?
-Co kurwa?
-Nic, uratowałem cię i.. tyle.
-Masz pewnie z 5000 takich pracowników, czemu ja?
-Bo tylko ty robisz te zadania poprawnie.
-To co sie dzieje z innymi jak coś zrobią źle?
-Za pewne giną a jak chcą uciec zabijamy ich, ale to robi Erwin bądź Carbo. Co wiadomości nie oglądasz?
-Nie?
-Ehh.. w wielkim skrócie Erwin jest płatnym mordercą, ale kręci z policjantem.. ten fakt pomińmy. Carbo zawodowy kierowca, też lata za policjantem. No i reszta Zakszotu. Duzo nas nie chce mi sie.
David oparł sie obojętnie o budynek, przyglądając mi sie z zaciekawieniem. Po jego wypowiedzi rozejrzałem sie do okoła, czy nie ma tu żadnych kamer, ale by czysto. Czy właśnie największa grupa w mieście mnie odbiła?
-To co może odwieść cię do Domu? Jesteś ranny przyda ci sie chwila spokoju.
-Okej?
-Albo chodź do mnie. Trzeba ci zmienić opatrunek i chyba szwy ci pękły bo masz krew na koszulce.
-Nie bede robił problemu.
-Nie robisz, nie po to cie odbijałem żebyś się wykrwawił.
-Mhm..
-Wsiadaj.
Powoli podszedłem pod auto którym przyjechał David, wsiadłem na miejsce pasażera czekając na ruch chłopaka, dalej bacznie go obserwując.
Pov David
Kiedy Labo wsiadł do auta od razu zrobiłem to samo. Widziałem jak mi się przyglądał, bał się. Czego mu sie nie dziwnie. Sam bym był nie ufny. Włączyłem lokalizacje do motelu na Sendy, w którym mam wynajęty apartament. Nie chciałem nigdy mieszkać w środku miasta. Za dużo hałasu i ludzi w okół.
-Gdzie jedziemy?
-Spokojnie nie jadę cie zabić, jedziemy do mojego mieszkania na Sendy.
-Okej.
Resztę drogi przejechaliśmy w niezręczniej cichy, chłopak opierał się o szybę auta i chyba miał zamknięte oczy, nie mogłem stwierdzić przez jego maskę na twarzy. Przez cały czas zastanawiam sie po chuj mu ona jest. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta i podszedłem pod drzwi Laboranta.
-Dasz radę? - Powiedziałem otwierając mu drzwi.
-Chyba...
Chłopa wysiadł i złapał się od razu za brzuch. Powoli odepchnął sie do auta, kierując sie w stronę budynku. Szedłem spokojnie za nim pilnując by się nie przewrócił. Weszliśmy w tym samym momencie do holu i od razu zobaczyłem ochroniarza.
-Witam Davidzie, kto to?
-Znajomy ranny jest, jak będzie tu policja nie widziałeś nas.
-Jasne szefie.
Labo spojrzał ja mnie ukradkiem, jakby nie widział co się dzieje, ja tylko delikatnie sie uśmiechnąłem i pokazałem mu by kierował sie do windy. Weszliśmy do środka, kliknąłem 8 piętro i pojechaliśmy do góry. Kiedy winda sie zatrzymała, wyszłyśmy powoli, a ja poszedłem otworzyć drzwi do mieszkania. Kiedy we dwójkę weszliśmy ja ruszyłem od razu do kuchni po bandaże i zestaw do szycia ran. Podszedłem do chłopaka siedzącego na kanapie i usiadłem obok niego.
-Co masz zamiar zrobić? - Spojrzał na mnie a potem na apteczkę którą trzymam.
-Delikatnie krwawisz, trzeba to zszyć i odkazić. Musisz mi zaufać.
-Mhm spróbuje.
-Musze najpierw rozciąć ci koszulkę, bo jakbyś miła ją zdjąć możesz bardziej uszkodzić ranę.
-Byłem w wojsku wiem.
-Ciesze się.
-Połóż się, będzie mi wygodniej działać z raną.
Labo bez protestu położył sie i czekał na ruch wykonany przeze mnie. Nie widząc żadnego sprzeciwu, wyjąłem nożyczki z apteczki i rozciąłem koszulkę widząc ranę. Szwy były pęknięte, ale rana nie wyglądała aż tak źle jak z początku zakładałem. Założyłem rękawiczki i wyjąłem strzykawkę z apteczki. Chłopak spojrzał się na mnie dziwnie nie wiedząc co chce zrobić. Uśmiechnąłem sie tylko do niego i wstrzyknąłem zawartość w miejsce obok rany, chłopak tylko sie skrzywił, ale dalej nie protestował, dlatego zabrałem sie za usuwanie pękniętych nici z miejsca rany. Kiedy to zrobiłem oczyściłem ranę i zabrałem sie za jej szycie. Kiedy udało mi sie skończyć założyłem opatrunek gazowy, który następnie zabezpieczyłem bandażem.
-Gotowe, starałem sie być delikatny.
-Dziękuję.
-Głodny? Mogę zrobić Tosty.
-Okej, jednak zanim mam pytanie.
-Słucham.
-Kim był mężczyzna przed wejściem?
-Znajomy, ostrzega mnie przed pd i daje naszej ekipie informacje.
-Ehm okej, masz może jakieś ubrania do pożyczenia?
-Jasne, poczekaj chwile.
Wstałem z kanapy biorąc apteczkę i stare bandaże i ruszyłem do pokoju pod dorsze wyrzucając bandaż i rękawiczki w krwi Labo. Wziąłem z szafy luźne dresy i bluzę. Wróciłem do salonu i podałem mu ubranie. Chłopak odebrał rzeczy i poszedł do łazienki się przebrać. Ja za to skierowałem sie do kuchni przygotowywać jedzenie dla nas. Nagle usłyszałem dzwoniący telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem go.
-Halo?
-Kurwa David jest sprawa!
-Ehh.. co tym razem Carbo?
-Potrzebuje auta na wyścig.
-Kurwa.. tylko po to dzwonisz.
-Jasne bracie, to jak?
-Przed Motelem będziesz miał auto odpalone!
-Dzięki, kocham cie brat!
-Zdradzasz Capele?
-Em nie.. znaczy jakiego Calepe?
-Nie ważne, mnie dzisiaj nie będzie ja wyścigu.
-Domyślam się, już sie ruchasz z tym typem co go odbijaliśmy?
-Kurwa, wiesz co? Pierdol się.
-Z tobą? Jasne.
Po słowach Carbo od razu sie rozłączyłem, po czym odłożyłem telefon zażenowany. Kiedy tosty sie już zrobiły, wyjąłem je i położyłem nam na talerze, kierując sie do salonu. Chłopaka dalej tam nie było, więc poszedłem do łazienki zobaczyć czy nic mu nie jest. Wszedłem do łazienki bez pukania i zobaczymy Laboranta w samych bokserkach. Szybko sie odwróciłem i krzyknąłem ,,przepraszam,, wychodząc z łazienki zarumieniony.
-Myślałem że się już przebrałeś.
-Zdarza się.. daj mi pięć minut i jestem.
-Okej.
Wróciłem do salonu i zacząłem jeść swoje tosty.
Pov Laborant
Po wejściu Davida do łazienki, ubrałem się i przemyłem twarz chłodną wodą, po czym założyłem maskę. Po chwili wróciłem do Davida, który siedział spokojnie na kanapie, jedząc tosty. Gdy mnie zobaczył słabo się uśmiechną i pokazał miejsce obok siebie. Powoli podszedłem i usiadłem obok.
-Przepraszam...
-Nic się nie stało.
-Mhm..
Usiadłem obok chłopaka i wziąłem porcje tostów z talerza, po czym oparłem sie o kanapę.
-Co robisz w mieście? - Spytałem niepewnie.
-Ja?
-Nie kurwa ja.
-Już już spokojnie, poznałem się z Erwinem w Pubie, chwile pogadaliśmy po czym stwierdziliśmy że pójdziemy się najebać i kiedy już nie byliśmy trzeźwi, Erwin wpadł na pomysł że zrobimy bank, a tak się złożyło, że jak pół świadomi zbieraliśmy zakładników, spotkaliśmy Carbo i tak do dziś naszą trójką oraz z innymi ludźmi napadamy tylko na większe placówki.
-To po co ja wam byłem?
-Z założenia narkotykami miała zajmować sie Heidi, ale tak wyszło że pałeczkę przejąłem ja i jako że mi sie nie chciało w to bawić, wynajmem ciebie i jakąś bandę nieudaczników, którzy na dziewięćdziesiąt procent są martwi.
-Okej.. jakim cudem wy nie macie kary śmierci?
-Mamy, znaczy Erwin ma. Potajemnie spotyka się z Grzesiem, jego matka co go adoptowała, podkreślę też policjantka, ogarnia dokument żeby jej sie pozbyć, a my próbujemy porwać i zabić sędzie, która wystawiał wyrok.
-Ja pierdole.. wam sie kurwa nie nudzi widzę.
-Codziennie coś sie dzieje, bez nas to miasto było by kurwa martwe.
-Mhm możliwe..
Spojrzałem na twarz Davida i dopiero teraz zauważyłem jakie ma piękne oczy. Heterochromia... rzadko spotykane, ale cudowne. Przyglądałem się jego oczom, by po chwili zniżyć wzrok na jego usta, szybko jednak sie ocknąłem i skierowałem wzrok na ścianę.
-Czemu nosisz maskę?
-Ehm.. bez niej przez dłuższy czas nie mogę oddychać.
-Jak? Nie masz płuc. - Zaśmiał się cicho.
-Tak?
-Cco? - Spojrzał na mnie pytająco
-Podczas pracowania przy odkryciu nowego narkotyku, jakaś ekipa wjebała sie do laba i postrzelili mnie w płuca, jednak nie byłem sam i znajomy, który akurat jechał do mnie, zdążył w ostatniej chwili mnie uratować, a płuca posiadam, ale są one podziurawione i nie zdatne do użytku.
-Możesz ją zdjąć?
-Tak.. a co?
-A zrobił byś to?
Nie odpowiedziałem tylko zdjąłem maskę i spojrzałem na Davida. Chłopak lustrował moją twarz i maskę którą trzymałem w ręku, po czym zbliżył sie do mnie i pocałował...
~~
Pov David
Spoglądałem spokojnie na grub przede mną, co zrobiłem nie tak.. czemu on? Zadawałem sobie te pytania od jego śmierci. Stałem na cmentarzu od dwudziestu minut wspominając nasze pierwsze spotkanie, teraz może to być jedynie moje marzenie...
~~~~
Wojna wymaga poświęceń - Laborant
~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top